– Młody człowiek, który w obecności biskupa i wspólnoty Kościoła mówi „gotów”, powinien potwierdzić swoje zobowiązanie konkretnymi czynami. Nie ma czasu na czynienie pozorów. To pora na mocne czyny, a nie tanie gesty – wskazuje ks. Michał Tucznio, asystent diecezjalny Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej.
Zbliżająca się uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata to święto patronalne Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz będącej kontynuacją formacji w KSM-ie – Akcji Katolickiej. To także dzień, gdy w naszej archidiecezji kandydaci na członków stowarzyszenia składają w katedrze wawelskiej Przyrzeczenie.
Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży działa w sześciu parafiach. Nie jest to jakiś szczególnie imponujący wynik, aczkolwiek prowadzimy już rozmowy z księżmi, więc mam nadzieję, że do końca roku formacyjnego będzie tych wspólnot o kilka więcej. Taki jest plan działania na następne półrocze – rozwijać naszą organizację w diecezji.
Tak, nie jest to wielka sztuka. Jeszcze nie byłem na całym spotkaniu w naszym kole akademickim, natomiast mam z nimi kontakt.
Odwiedziłem wszystkie oddziały, rozmawiałem z księżmi, z kierownictwami, z uczestnikami. Dla większość poprowadziłem spotkania, mogłem posłuchać, co mają do powiedzenia, poznać ich imiona. Myślę, że to bardzo ważne zadanie, żeby się integrować, żeby ci ludzie w oddziałach mieli jakiś punkt odniesienia. Zwracałem uwagę na entuzjazm, na to, że choć w kilka osób tworzą wspólnotę. Jak wszędzie borykają się z problemami, dlatego kluczowe było poznanie się, żeby mogli do nas przyjść i porozmawiać o nich. I to już się dzieje.
Nie wiem, czy to jest bardzo pozytywny obraz, ale nie jestem tu po to, żeby się tą wspólnotą napawać i szukać sukcesów. Jestem tu po to, żeby wykonać konkretną pracę i oddać część siebie po to, by ktoś z tej części mógł skorzystać.
KSM jest stowarzyszeniem, ma kościelną osobowość prawną i koncentruje się na wychowywaniu dojrzałych chrześcijan. W związku z tym, że nie da się tej tożsamości katolickiej oderwać od przywiązania do wartości, jaką jest Ojczyzna, to przynajmniej z założenia kładzie też akcent na to, aby dojrzały katolik był również dojrzałym obywatelem i patriotą.
Oblicza patriotyzmu i jego rozumienie zmienia się z czasem, dlatego też zmienia się to w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży. Natomiast kluczem jest to, żeby przez wychowywanie do dojrzałości chrześcijańskiej wychowywać też dojrzałych obywateli i w ten sposób zasilać nasze społeczeństwo.
Jeśli chodzi o płaszczyznę parafialną, to jest to po prostu grupa młodzieżowa, która jest przy parafii. Grupa, która daje młodzieży możliwość jakiejś identyfikacji, budowania pewnych relacji. Oczywiście statut mówi o wielkich sprawach i bardzo wzniosłych, ale myślę, że chodzi o to, co najistotniejsze dla młodzieży, czyli o budowanie tożsamości, wspólnoty, w której mogą być dostrzeżonymi i spotkają Boga.
Spotkania są z reguły raz w tygodniu. Poruszamy na nich tematy formacyjne. Mamy kilka programów, z których możemy korzystać. Są spotkania modlitewne, integracyjne, „akcyjne”, w ramach których podejmuje się jakieś działanie. Myślę, że pod tym względem KSM niewiele różni się od Grup Apostolskich czy oazy.
Jednak Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży ma siedmioletni program formacyjny. Przyznam, że dopiero to poznaję i próbuję jakoś go rozgryźć, bo wydaje mi się, że te siedem lat to jest bardzo długo w przypadku młodzieży. Takim programem się kieruję, aczkolwiek w praktyce widzę, że w naszej decyzji nie funkcjonuje to w żaden sposób. Dlatego będziemy musieli się też zastanowić nad tym, czy może lepiej korzystać z nowszych materiałów, które powstały w innych diecezjach. Mamy do nich dostęp i powoli z nich korzystamy.
Jest to duże wyzwanie, natomiast na razie nie chcę skupiać się na tym, co wydaje się trudne, a skupiać na tym, co możemy zrobić teraz. Szczególnie chodzi nam o zwarcie szeregów pośród tych, którzy są, i zaangażowanie ich w konkretne działania, ale też w osobistą formację i rozwój. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży ma być środowiskiem, w którym wychowują się dojrzali chrześcijanie. Aspekt formacyjny jest więc fundamentalny. W tym roku formacyjnym rozpoczęliśmy od weekendu w Młodzieżowym Ośrodku Rekolekcyjnym na Śnieżnicy, gdzie podczas dni skupienia próbowaliśmy słuchać Boga, siebie oraz innych.
Są kandydatami, formują się razem ze wszystkimi. By zostać członkiem trzeba odbyć roczny staż, czyli być przez ten czas w oddziale, przeżyć szkolenia, rekolekcje i złożyć Przyrzeczenie. Stając się członkiem, uzyskuje się prawa wyborcze. W związku z tym można zarówno kandydować, jak i głosować w wyborach do kierownictwa oddziału. W każdym oddziale parafialnym jest kierownictwo wybrane właśnie przez członków. To grupa, która próbuje działać razem z księdzem asystentem. To ważny sposób zaangażowania. Ale myślę, że to jest nawet wskazane, żeby będąc członkiem stowarzyszenia, angażować się w swój oddział, a nie czekać, aż będzie się w kierownictwie. Warto od razu przystąpić do działania.
Dzięki za to pytanie, bo dzięki niemu na nowo mogę przemyśleć moje zadanie i tożsamość w KSM-ie.
W języku polskim termin „asystent” może nam kojarzyć się z kimś, kto jest w jakiś sposób podwładny. Czasami nawet może mieć znaczenie pejoratywne. Można się ze mną w tej kwestii nie zgodzić. Jeśli się nie mylę, łaciński czasownik „assistere” można przetłumaczyć na język polski jako „towarzyszyć”. I dla mnie to określenie brzmi o wiele cieplej – myślę, że jest bardziej zrozumiałe i adekwatne. Jako prezbiter chcę być towarzyszem. Nie chcę być kierownikiem, dyrektorem, szefem, choć nie raz w życiu ulegałem i – nie daj Boże – pewnie jeszcze ulegnę takiej pokusie – zarządzić, bezceremonialnie pokierować, postawić na swoim. Myślę, że są sytuacje, w których ci, którym towarzyszę, nie są w stanie sami podjąć decyzji. Nikt ich tego nie nauczył, nie mają takiej siły woli. Sam nie raz byłem i wciąż zdarza mi się być w takiej sytuacji, w której jestem niedecyzyjny – z różnych względów. Cieszę się, że spotkałem ludzi, którzy pomogli mi podjąć decyzje, byli dla mnie wsparciem, a w sytuacjach kryzysowych podjęli je za mnie i przez to pozwolili mi dostrzec, że przecież w danym momencie to ja powinienem stanąć na wysokości zadania, a gdzieś mnie zabrakło. Towarzysz więc dla mnie to człowiek, który na drodze wiary jest obecny, wspiera, pomaga wyznaczyć kierunek, ale również w pewnych sytuacjach bierze na siebie ciężar, gdy wspólnota niedomaga. I w ten sposób widzę, że dla młodych z KSM-ie jestem towarzyszem, ale też to oni są towarzyszami na mojej drodze wiary. I naprawdę – po tych kilku miesiącach mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest to fakt.
Zostałem dany KSM-owi w naszej diecezji jako towarzysz. Ten, który daje nadzieję, nowe pomysły, dzieli się swoją wiarą. Czuję się wartością dodaną, ale też wiem, że przyszedłem się tu uczyć swojej tożsamości. Po kilka latach prezbiteratu zobaczyłem, że „starszeństwa” uczyłem się od wspólnot, w które się angażowałem. Tak samo „towarzyszenia” chcę się uczyć jako asystent KSM-u.
To, co tu zawarłem, jest pięknym marzeniem. Wiem, że rozbija się ono o prozę życia, frustracje sobą i innymi, wady charakteru i jesienną chandrę, ale… Chyba od marzeń trzeba zacząć… I na nich nie poprzestawać.
W tym roku z sześciu oddziałów w naszej diecezji do Przyrzeczenia zostały dopuszczone cztery osoby. Przyznam, że przez pewien czas martwiła mnie ta liczba. Jest to wynik mizerny z perspektywy liczb. Widzę jednak, że stoi za nim szansa na przemianę myślenia – swoiste pastoralne nawrócenie. Szczerze mówiąc, myślę, że gdybyśmy położyli na to nacisk, to bez problemu znaleźlibyśmy jeszcze kilka osób tylko po to, żeby „poprawić” ten wynik. Nie miałoby to jednak przełożenia na realną poprawę jakości uczestnictwa w naszym stowarzyszeniu. Być może jestem surowy i niesprawiedliwy w swojej ocenie – jeśli ktoś tak uważa, to zapraszam do dyskusji. Uważam jednak, że w naszej niedużej organizacji musimy wyleczyć się z myślenia o tym, że musimy na już wykazać się jakimiś liczbowymi, statystycznymi wynikami. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby włączenie do stowarzyszenia było jedynie kwestią tego, że musimy się jakoś zaprezentować. Przyrzeczenie powinno wiązać się z podjęciem konkretnej odpowiedzialności za wspólnotę, oddział. Młody człowiek, który w obecności biskupa i wspólnoty Kościoła mówi „gotów”, powinien potwierdzić swoje zobowiązanie konkretnymi czynami. Nie ma czasu na czynienie pozorów. To pora na mocne czyny, a nie tanie gesty. W czasie tegorocznych szkoleń w rozmowie z kandydatami kładłem właśnie nacisk na to, żeby określili się, w jaki sposób konkretnie chcą zaangażować się w życie swoich oddziałów.
Spartakiada to z jednej strony okazja do dobrej zabawy i integracji, a z drugiej możliwość wspólnej modlitwy i wsłuchania się w świadectwa wiary. Tak przynajmniej widzimy ją w tym roku. Najbliższa edycja już niedługo, bo 14 grudnia na stoku narciarskim w Jurgowie. Organizujemy ją we współpracy z tamtejszą parafią. W planie mamy zorganizowanie zjazdów na nartach, snowboardzie dla dzieci, młodych, dorosłych oraz osób duchownych. Dla rodzin mamy również zaplanowane konkurencje, a w ramach przerw między zjazdami quizy oraz nagrody, oraz co najważniejsze dobry uśmiech i rozrywkę. Natomiast dla osób kreatywnych konkurs na Zjazd na Byle Czym, gdzie pojazd będzie nawiązywać do hasła tegorocznej Spartakiady. Po zjazdach planujemy wysłuchanie świadectwa Wojtka Czuby (Ślimak na Pustyni) oraz modlitwę uwielbienia.
Gdy w wakacje poznawałem przestrzenie działania KSM-u w naszej diecezji, stanąłem przed wyzwaniem, a zarazem szansą, jaką są Piwnice pod Orłami na ul. Wiślnej 12. Po rozmowie z ekonomem kurii podjęliśmy decyzję, że we współpracy z Duszpasterstwem Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej sprawimy, że to miejsce realnie stanie się przestrzenią dla młodzieży. Jest dla mnie jakimś znakiem to, że razem z przedstawicielami kurii jak i duszpasterzem młodzieży, ks. Marcinem Filarem, jesteśmy w kwestii przyszłości piwnic zgodni. Obecnie pracujemy nad projektem zagospodarowania i wymieniamy się pomysłami na to, w jaki sposób mają one funkcjonować. Marzy się nam, żeby jak najszybciej piwnice zostały otwarte w ciągu dnia jako miejsce, gdzie można przyjść, napić się kawy, herbaty, odgrzać jedzenie w mikrofalówce, spotkać i ze sobą pobyć. To jeden z wymiarów, w których (jak wierzę już niedługo) piwnice będą funkcjonować. Chcemy również organizować w nich cykliczne spotkania biblijne, modlitewne, a także z ciekawymi gośćmi. Mamy zamiar wrócić do organizowanych tu przed laty kursów i warsztatów, podczas których młodzież mogłaby rozwijać swoje kompetencje i talenty. Jesteśmy również otwarci na rozmowę ze wspólnotami i inicjatywami młodzieżowymi, które chciałyby korzystać z piwnic.
Cnota, praca i nauka.
Cnota, czyli nie, że coś się uda, tylko chodzi o codzienne, wytrwałe dążenie do celu. Praca, bo wysiłek to coś, do czego jestem jako człowiek powołany. Nauka, ponieważ każdy kolejny dzień jest dobrą okazją, żeby stać się jeszcze bardziej sobą.