STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / HOMILIA W NIEDZIELĘ ŚWIĘTEJ RODZINY | SANKTUARIUM ŚWIĘTEJ RODZINY W ZAKOPANEM | 31.12.2017

Homilia w Niedzielę Świętej Rodziny | Sanktuarium Świętej Rodziny w Zakopanem | 31.12.2017



Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski
 

Kiedy przychodzi szczególny czas jakiegoś przełomu, robimy rachunek z tego, co minione, a jednocześnie próbujemy znaleźć to, co najważniejsze, z czym chcemy iść ku temu, co nowe i nie do końca znane. Właśnie w ten ostatni dzień 2017 roku liturgia Kościoła stawia przed nami sprawy naprawdę fundamentalne – sprawy wiary. Dzieje się to nie w sposób abstrakcyjny czy tylko teoretyczny, ale przez sylwetkę Abrahama, który zapisał się w dziejach Izraela i w dziejach Kościoła jako ojciec wszystkich wierzących. Był bowiem człowiekiem, który żył przekonaniem, że wszystko mieści się w niezmierzonych wyrokach Bożej Opatrzności. To Bóg kieruje światem, ale także życiem poszczególnego człowieka. Trzeba Bogu wierzyć, trzeba Jemu zawierzyć, trzeba Jemu ufać. Stąd ten szczególny komentarz autora Listu do Hebrajczyków: „Dzięki wierze ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11, 8). Nie wiedział, gdzie jest ta ziemia obiecana, ale ufał, że Bóg go tam doprowadzi. Zawierzył Bożej obietnicy. Wiara Abrahama dotyczyła sprawy dla niego cennej – mieć potomka. Jaki sens ma całe jego życie – mówił Bogu – skoro jest stary, jego żona też w podeszłym wieku, a nie ma potomka. Ale potomka otrzymał. Bo uwierzył w to, co po ludzku wydawało się rzeczą po prostu niemożliwą. Jak czytamy w Liście do Hebrajczyków: „Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie, jak niezliczone ziarnka piasku na wybrzeżu morza” (Hbr 11, 12). Abraham uwierzył Bogu i tę wiarę dzieliła także jego małżonka, Sara: „Dzięki wierze także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia” (Hbr 11, 11). Wszystko to było możliwe dlatego, że Abraham zaufał Bogu i Bóg poczytał mu to jako zasługę. Nie była to łatwa wiara – iść w drogę nieznaną, nie mając jasnej wizji celu do którego się zmierza. Niełatwo było uwierzyć, że można być jeszcze ojcem dziecka wbrew prawom biologii. Ale nie na tym kończy się historia wiary Abrahama. Została ona poddana największej próbie wtedy, kiedy Bóg zażądał, aby jedyne dziecko, jakie posiadał, Izaaka – nadzieję, że z niego narodzi się wielki naród – złożył w ofierze. Z bólem serca Abraham zmierzał w stronę wzgórz Moria. Wiemy, że w ostatnim momencie jego ręka została powstrzymana. Izaak pozostał żywy i stał się ojcem Jakuba. Z niego rozrastał się naród izraelski. Abraham próbie wiary sprostał aż do końca. Stał się ojcem wielkiego narodu nie tylko dlatego, że był to naród liczny, porównywalny do gwiazd na niebie czy ziaren piasku na wybrzeżu morskim. Stał się ojcem narodu wiary. Kolejne pokolenia narodu Izraela, jak czytamy w Piśmie Świętym Starego Testamentu, to pokolenia, które każde z osobna musiały dać świadectwo tego, że w Bogu pokłada nadzieję. Mimo upadków, wiarołomstw, zdrad wielu, zawsze pozostawała ta szczególna cząstka ludzi, którzy w Bogu pokładali nadzieję aż do końca. To właśnie z tych synów i córek Izraela wyrastają postaci, o których słyszeliśmy w dzisiejszej Łukaszowej Ewangelii. Najpierw Symeon, starzec, który żył w Jeruzalem, człowiek pobożny, wyczekujący pociechy Izraela, na którym spoczywał Duch Święty (por. Łk 2, 25). Do tych wspaniałych synów i córek Izraela należała „prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. (…) Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (Łk 2, 36-37). Kiedy przyszła do świątyni w momencie ofiarowania Pana Jezusa, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jeruzalem (por. Łk 2, 38). Do synów i córek Izraela, żyjących wiarą w sposób najbardziej głęboki należeli Maryja i Józef. To, co wiemy o nich z Ewangelii Mateusza i Łukasza, to przede wszystkim, że byli ludźmi wiary w drodze. Bóg wyznaczał im pewne kierunki tej drogi, jaką mają w swym życiu pokonać. Czyniąc to, w wierze się umacniali. Pisze o tym św. Łukasz. O tym, że rodzice Jezusa przynieśli Dzieciątko do Jerozolimy, aby wypełnić nakaz Pana i przedstawić Go Najwyższemu, a „gdy wypełnili wszystko według prawa, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret” (Łk 2, 39), i o tym, że Maryja i Józef „chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy [Jezus] miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym” (Łk 2, 41-42).

Dzisiejsze święto, to święto Świętej Rodziny. Staje przed nami zatem tajemnica Nazaretu. Jakże piękne i głębokie są refleksje papieża Pawła VI. W pierwszych miesiącach swego pontyfikatu, w styczniu 1964 roku, dane mu było udać się do Ziemi Świętej. Nawiedził także Nazaret, gdzie Pan Jezus wzrastał i dojrzewał. W związku z tym miejscem snuł refleksje nad tym, co płynie dla nas jako nauka Nazaretu. Nazwał to „lekcjami”.

Pierwsza dotyczyła tego, co każdy z nas ma czynić, by ocalić w sobie to, co najbardziej głębokie i istotne, gdzie człowiek spotyka się z Bogiem w głębi swego sumienia. Paweł VI mówił: „Najpierw lekcja milczenia. Niech się odrodzi w nas szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy ducha. Jakże jest nam ona konieczna w naszym współczesnym życiu, pełnym niepokoju i napięcia, wśród jego zamętu, zgiełku i wrzawy. O milczenie Nazaretu, naucz nas skupienia i wejścia w siebie, otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy; naucz nas potrzeby i wartości przygotowania, studium, rozważania, osobistego życia wewnętrznego i modlitwy, której Bóg wysłuchuje w skrytości”.

Druga lekcja Nazaretu według Pawła VI to lekcja codziennej pracy, dzięki której człowiek sam siebie wzbogaca i owocami swojej pracy wzbogaca innych, gdzie rodzi się poczucie solidarności ludzi pracy. Paweł VI mówił: „O Nazaret, «domu Syna cieśli»; tu właśnie chcielibyśmy zrozumieć i umocnić surowe, a przynoszące zbawienie prawo ludzkiej pracy, przywrócić świadomość jej wartości, przypomnieć, że praca nie może być sama w sobie celem, ale że jej wartość i wolność, którą daje, płyną bardziej z wartości celu, jakiemu służy, niż z korzyści ekonomicznych, jakie przynosi”.  Praca ma wielką wartość nie sama dla siebie, nie jako źródło zysku, ale jako służba drugiemu, z którym dzielę się jej owocami,

Jednakże najbardziej głęboka, trzecia lekcja Nazaretu, to lekcja rodzinnego życia. Paweł VI mówił: „Niech Nazaret nauczy nas, czym jest rodzina, jej wspólnota miłości, jej surowe i proste piękno, jej święty i nierozerwalny charakter. Uczymy się od Nazaretu, że wychowanie rodzinne jest drogie i niezastąpione i że w sferze społecznej ma ono pierwszorzędne i niezrównane znaczenie”. Tak rzeczywiście jest, taka jest lekcja Nazaretu. Maryja i Józef żyli wsłuchiwaniem się w to, czego od nich oczekuje Bóg i wiernym wypełnianiem Bożej woli.

Atmosfera wiary Maryi i Józefa tworzyła dom, w którym wzrastał Pan Jezus. Wzrastał w wierze swoich rodziców. Oni Go uczyli, co znaczy być wiernym Bogu, jak się modlić, jak swoje życie, swój sposób myślenia i postępowania nieustannie konfrontować z tym, czego od nas sam Bóg oczekuje. Atmosfera wiary, która też tworzyła szczególną atmosferę miłości. Miłość Maryi i Józefa sprawiała, że dziecko, że Jezus mógł rosnąć i nabierać mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim, że czynił postępy w mądrości i w latach, i w łasce u Boga i u ludzi (por. Łk 2, 40). Prawdziwe wzrastanie każdego dziecka możliwe jest tylko wtedy, kiedy rodzice owego dziecka żyją w prawdziwej miłości. Zapewne dla Maryi i Józefa życie w Nazarecie nie zawsze było łatwe, a to dlatego, że sam Jezus, jak mówił starzec Symeon, był znakiem sprzeciwu dla wielu ówczesnego świata. Ponieważ był znakiem sprzeciwu, bo nie zgadzał się na hipokryzję, na niesprawiedliwość, na udawanie, a domagał się jednoznaczności, wiary i miłości do Boga, także Jego najbliżsi, Jego Matka, musieli uczestniczyć w cierpieniach związanych z tym, że jest się znakiem sprzeciwu. Spełniała się zapowiedź starca Symeona wobec Maryi, Matki Jezusa: „Twoją duszę miecz przeniknie – aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35). Jakże trudna była konfrontacja z tym, co znaczy być z Chrystusem jako znakiem sprzeciwu, a jednocześnie znakiem wymagającym pełnego poświęcenia się Bogu miała miejsce, kiedy Maryja i Józef przez trzy dni poszukiwali zagubionego podczas pielgrzymowania do Jerozolimy synka. Jakże przejmująco brzmi dla nas pytanie, które postawiła Mu Matka Najświętsza: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie!” (Łk 2, 48). Nic tak nie łączy ludzi jak ten sam przeżywany ból mający swój fundament we wspólnej miłości. Przeżywali ten ból – zatroskania, niepokoju – jakże wielki i zrozumiały dla tylu rodziców, których dzieci gdzieś giną na drogach współczesności. Cóżeś nam zrobił? Co robisz? Pan Jezus odpowiedział wtedy Maryi i Józefowi: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?(Łk 2, 49)”. W słowach dwunastoletniego Jezusa ukazany jest fundament rozumienia tego, czym jest i czym powinna być dla każdej i każdego z nas chrześcijańska wiara.

Paweł VI, będąc w Nazarecie, wskazywał kontekst, którego zrozumienie i poznanie pozwala zrozumieć samego Jezusa Chrystusa. Kontekst Jego życia jest kluczem do zrozumienia Jego samego. Paweł VI mówił: „Jest nam dane zrozumieć w pełni, kim jest Chrystus. Tu pojmujemy konieczność rozważenia tego, co stanowiło ramy Jego pobytu wśród nas: miejsca, czasu, zwyczajów, języka, praktyk religijnych, słowem, tego wszystkiego, czym się posłużył Jezus, żeby objawić się światu. Wszystko tutaj przemawia, wszystko nabiera znaczenia. Tu, w tej szkole widzimy potrzebę duchowego wyrobienia, jeśli chcemy iść za nauką Ewangelii i być uczniami Chrystusa”. Tę myśl Pawła VI zradykalizował św. Jan Paweł II. Nazaret uczy nas Chrystusa, ale Chrystus uczy człowieczeństwa każdą i każdego z nas. Człowiek nie zrozumie siebie – i to jest nauczanie św. Jana Pawła II, które głosił od pierwszej uroczystej Mszy św. inaugurującej jego pontyfikat – człowiek nie zrozumie siebie bez Chrystusa. Ani tego, dlaczego na świecie jest, ani tego, jaki jest cel jego życia, ani tego, dlaczego musi cierpieć, na czym polega autentyczny kształt ofiarnej miłości i jakie jest ostateczne przeznaczenie każdego człowieka. Nie zrozumiemy siebie bez Chrystusa. Z tego przekonania płynęło wielkie wołanie Jana Pawła II, aby otworzyć drzwi serc i umysłów Chrystusowi, drzwi systemów politycznych, społecznych i ekonomicznych. Bo tylko Chrystus wie, co w sercu każdego człowieka się naprawdę kryje. Tylko On to wie.

Znamy słynne powiedzenia Fiodora Dostojewskiego: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”. Jeśli nie ma Boga, to człowiek jest w stanie uchwalić nawet najbardziej zbrodnicze prawa. To powiedzenie Dostojewskiego w świetle nauki z Nazaretu możemy oddać jeszcze inaczej – jeśli człowiek nie rozumie i nie chce zrozumieć siebie w świetle Chrystusa, to wydaje mu się, że wszystko wolno. Chrystus uczy nas w pełni autentycznego człowieczeństwa. Jeżeli nie chcemy naszego człowieczeństwa kształtować według wzoru Chrystusowego, otwierają się drogi najbardziej nieludzkich praw. Nieszczęsny, miniony już wiek XX, wiek zbrodniczych totalitaryzmów, jest tego najlepszym przykładem. Mówię o tym, Drodzy Siostry i Bracia, także w świetle Słowa Prezydium Konferencji Episkopatu Polski przygotowanego na dzisiejszą niedzielę Świętej Rodziny. W tym Słowie znajdują się następujące stwierdzenia, związane z inicjatywą społeczną wielu ludzi, by bronić życie nienarodzonych dzieci, skazanych przez lekarzy na śmierć ze względu na jakieś wady zdrowotne, biologiczne. Biskupi polscy piszą: „(…) Każde dziecko potrzebuje miłości. Dziecko poczęte, choć rozwija się w łonie matki, nie jest własnością rodziców – jest powierzone ich trosce przez Boga. Niepełnosprawność czy choroba zawsze pozostaje tajemnicą, z którą zmaga się nasz umysł i nasza wiara. Człowiek jednak nie ma prawa do decydowania o kresie życia na żadnym jego etapie, gdyż Panem życia i śmierci jest tylko Bóg! (…) To nie jest kwestia tylko światopoglądu czy religii, ale przede wszystkim nauki, która jednoznacznie wykazuje, że życie człowieka rozpoczyna się w momencie poczęcia. (…) Dramatyczny paradoks współczesności polega na tym, że wielu dzieciom, które znajdują się dziś pod sercem matki, nie jest dane przyjść na świat. W majestacie polskiego prawa są one zabijane przed narodzeniem. Obecnie pozwala na to przepis ustawy umożliwiający pozbawianie życia poczętych dzieci w trzech przypadkach. Jednym z nich jest podejrzenie o nieuleczalną chorobę lub niepełnosprawność. Jest to aborcja z przyczyn eugenicznych. Według danych Ministerstwa Zdrowia z tego powodu wykonywanych jest 95 procent aborcji. Wśród nich większość stanowią dzieci z Zespołem Downa. (…) W Sejmie czeka projekt ustawy «Zatrzymaj aborcję». Przewiduje on zniesienie możliwości aborcji eugenicznej. Polscy Biskupi popierają tę obywatelską inicjatywę jako krok do pełnej ochrony życia i apelują do wszystkich ludzi dobrej woli o wyrażenie jej swego poparcia. Apelujemy też do sumień wszystkich posłów i senatorów, mając świadomość, że to od nich zależy decyzja, czy ustawa ta zostanie przyjęta. Zwracamy się do nich tym bardziej, gdyż wiemy, że większość z nich deklaruje wiarę i wierność wartościom chrześcijańskim. Jesteśmy przekonani, że parlamentarzyści postawią wartości moralne ponad partyjnymi kalkulacjami!”.

Drodzy Siostry i Bracia! Oto dzień dzisiejszy, oto dzień ostatni 2017 roku, oto dzień, który stanowi niejako pomost w kierunku Nowego Roku. Rozważamy jeszcze raz rzeczy najbardziej istotne i fundamentalne, naszą wiarę w Boga. On nas prowadzi do siebie, bo niebo jest przecież naszą ostateczną Ziemią Obiecaną. To Bóg jest Panem życia i każde dziecko trzeba przyjmować jak Jego, Najlepszego Ojca, dar. Dar, za który jesteśmy odpowiedzialni głębią naszej wiary i ogromem naszego zaufania pokładanego w Ojcu, który jest w Niebie. Oto nasz dzień, kiedy jeszcze raz chcemy prosić Najświętszą Rodzinę, Maryję, Józefa i Jezusa, aby stanowili dla rodzin całego świata prawdziwy wzór miłości, wiary i wzajemnego zaufania. Prosimy, aby Rodzina Święta była wzorem, a jednocześnie wstawiała się za wszystkimi rodzinami, które mogą znajdować się w sytuacjach trudnych, tam, gdzie chodzi o wiarę, tam, gdzie stawką jest miłość, tam, gdzie trzeba w wierze i miłości patrzeć na każde budzące się i tworzące się życie. To wszystko oddajemy podczas tej Eucharystii najlepszemu Bogu, z Chrystusem i przez Chrystusa, prosząc dla nas wszystkich o błogosławieństwo z wysoka. Amen.

ZOBACZ TAKŻE