Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski
WPROWADZENIE
Wilno 1934: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia” (Dzienniczek, 299).
Kraków, 24 września 1936: „Pragnę, aby Święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat” (Dzienniczek, 699).
Kraków 1936: „Pierwsza niedziela po Wielkanocy jest świętem Miłosierdzia, ale musi być i czyn; i żądam czci dla Mojego miłosierdzia przez obchodzenie uroczyście tego święta i przez cześć tego obrazu, który jest namalowany” (Dzienniczek, 742).
Te pragnienia i żądania Chrystusa zostały spełnione w 2000 roku, w Roku Wielkiego Jubileuszu, przez św. Jana Pawła II Wielkiego, który podczas kanonizacji św. Faustyny ogłosił dla całego Kościoła II Niedzielę wielkanocną jako Święto Miłosierdzia Bożego. Jesteśmy więc zgromadzeni dzisiaj, tutaj, w Bazylice Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, gdzie 17 sierpnia 2002 roku Jan Paweł II dokonał uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu, aby także poprzez swoją obecność i modlitwę odpowiedzieć na te pragnienia Jezusa, które przed laty objawiał On św. Siostrze Faustynie. Zbliżmy się zatem z pokorą do źródeł miłosierdzia Chrystusowego i szukając w nich ucieczki i schronienia wyznajmy przed Bogiem nasze grzechy: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu…”.
HOMILIA
Żyjemy radością zmartwychwstania. Droga ku tej radości wiodła poprzez ból i mękę, która swój szczyt osiągnęła na krzyżu, gdy umierający Chrystus wołał do Ojca słowami Psalmu 22: „«Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?»” (Mt 27, 46). Tą bezbrzeżną skargą Psalmisty Chrystus wziął na siebie cały los człowieka, wszystkie jego udręki i przerażające niekiedy poczucie osamotnienia. Jednakże nie były to Jego ostatnie słowa. Tuż przed śmiercią „Jezus zawołał [bowiem] donośnym głosem: «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego»” (Łk 23, 46). Były to słowa całkowitego oddania się Bogu. Z tego Jezusowego oddania się wyniknęło Jego ostateczne zwycięstwo. Jak później w swych katechezach głosił św. Piotr, „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2, 24a).
Po latach, pisząc swój Pierwszy List, św. Piotr będzie wysławiał Boga za to, że zmartwychwstanie Chrystusa stało się źródłem nadziei chrześcijan na podobne zmartwychwstanie i chwalebne życie w niebie: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym” (1 P 1, 3-5).
Żywa nadzieja, o której pisał św. Piotr, miała i ma swój fundament w pierwszych słowach, z którymi Zmartwychwstały Chrystus zwrócił się do Apostołów „wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia” (por. J 20, 19). Były to słowa pokoju. Pokoju wynikającego nie tylko z tego, że zmartwychwstanie Chrystusa uwalnia od lęku przed śmiercią. Pokój Chrystusowy wiąże się bowiem również z Jego zwycięstwem nad ludzkimi grzechami, które w swych skutkach groziły wieczną karą w piekle. Jezus mówił bowiem do zebranych w Wieczerniku Apostołów: „«Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane»” (J 20, 21-23). Równocześnie Jezus „pokazał im ręce i bok” (por. J 20, 20) – czyli miejsca, w których na Jego ciele w sposób szczególny zaznaczyły się ślady męki, będące ceną Jego zwycięstwa nad grzechem i szatanem. Tydzień później, dotykając tych miejsc naznaczonych świętymi ranami Chrystusa i wypowiadając słowa: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28), św. Tomasz Apostoł dał przekonujący powód do tego, aby chrześcijańska pobożność mogła wyrażać się błagalną modlitwą: „Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!”.
Tak, świat potrzebuje Chrystusowego zmiłowania! Tak, świat nie może żyć bez Chrystusowego miłosierdzia! Tak, świat powinien nieustannie wołać do Chrystusa: Kyrie elejson, Panie, zmiłuj się nad nami!
Jak słyszeliśmy dzisiaj, św. Jan pisał swą Ewangelię, aby ludzie uwierzyli, „że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym” i aby „wierząc, mieli życie w imię Jego” (por. J 20, 31). Jednakże dzieje świata potoczyły się w ten sposób, że w pierwszej połowie dwudziestego wieku powstały państwa, które programowo i systematycznie zaczęły walczyć z chrześcijaństwem. Dokładnie sto lat temu, w 1917 roku, do władzy w Rosji doszli bolszewicy, których przywódca głosił, że „religia jest gorzałką dla ludu”. Za tym sformułowaniem kryło się przekonanie, że jak alkohol jest czymś złym, ponieważ pozbawia on człowieka zdolności do trzeźwego myślenia i do twórczego i odpowiedzialnego działania, tak równie złą rzecz jest religia, która odrywa człowieka od zaangażowania w budowę lepszego i bardziej sprawiedliwego świata. W konsekwencji w imię ateizmu, na niespotykaną dotąd w dziejach ludzkości skalę, zaczęły się prześladowania chrześcijan i chrześcijaństwa. W latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku fala przemocy i prześladowań ogarnęła również inne kraje, zwłaszcza Meksyk i Hiszpanię. Ludzie, którzy w tych krajach doszli do władzy, robili wszystko, aby nikt nie mógł już więcej słyszeć o Chrystusowej Ewangelii ani też nie pragnął dla siebie Bożego miłosierdzia. Społeczeństwa od wieków kształtowane przez chrześcijaństwo miały teraz zapomnieć o Jezusowych słowach: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28-30).
Według piewców ateistycznego stylu myślenia i postępowania, człowiek – w swych pragnieniach i oczekiwaniach – miał sam sobie wystarczyć. W tej samowystarczalności chcieli oni widzieć szczyt wyzwolenia człowieka i przejaw najbardziej autentycznego humanizmu. Wiemy, do czego ten „humanizm” doprowadził – do bezmiaru okrucieństw, przemocy, poniżania ludzkiej godności, wojen.
W kontekście tych właśnie wydarzeń należy patrzeć na to, co miało miejsce w 1924 roku, w robotniczej Łodzi: powołanie Helenki Kowalskiej, przyszłej s. Faustyny, do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Na przekór wizji świata całkowicie pozbawionego Boga, pod koniec 1928 roku, gdy ustąpiła ciemność w jej duszy, usłyszała cudowne dla niej słowa Chrystusa: „Tyś radością moją, tyś rozkoszą serca Mojego”. Zaraz potem zapisała: „Od tej chwili uczułam w sercu, czyli we wnętrzu, Trójcę Przenajświętszą. W sposób odczuwalny czułam się zalana światłem Bożym. Od tej chwili dusza moja obcuje z Bogiem, jako dziecię ze swych ukochanym Ojcem” (Dzienniczek, 27).
Aż do końca swego pielgrzymowania na ziemi, to znaczy do 5 października 1938 roku, Faustyna będzie żyć objęta tym Bożym światłem. W tym świetle ujrzy, jak wielkim nieszczęściem dla człowieka jest znalezienie się poza jego błogosławionym kręgiem. 16 grudnia 1936 roku zanotowała: „Dzisiejszy dzień ofiarowałam za Rosję, wszystkie cierpienia moje i modlitwy ofiarowałam za ten biedny kraj. – Po Komunii świętej powiedział mi Jezus, że «Dłużej tego kraju znosić nie mogę, nie krępuj Mi rąk, córko Moja». Zrozumiałam: gdyby nie modlitwa dusz miłych Bogu, to by już ten cały naród obrócił się w nicość. O, jak cierpię nad tym narodem, który wygnał z granic swoich Boga” (Dzienniczek, 818). Natomiast 1 stycznia 1937 roku postanowiła sobie: „W dalszym ciągu to samo, to jest – łączyć się z Chrystusem miłosiernym, to jest – jakby Chrystus zrobił w tym a tym, i duchem ogarniać cały świat cały, szczególnie Rosję i Hiszpanię” (Dzienniczek, 861).
„Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” – pisał św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian (Rz 5, 20b). Siostra Faustyna wiedziała: cały świat, a zwłaszcza Rosja, Meksyk i Hiszpania potrzebują jak nigdy dotąd Bożej łaski, która by obficie rozlała się na zamieszkujące te kraje narody. Dlatego dziękowała Jezusowi, że zechciał właśnie ją, niepozorną, słabą i mimo młodego wieku bardzo schorowaną uczynić apostołką i sekretarką Swego miłosierdzia. 19 grudnia 1936 roku tak oto dziękowała Panu Jezusowi za to swoje szczególne wybranie: „O Jezu najsłodszy, któryś raczył dopuścić mnie nędzną do poznania tego niezgłębionego miłosierdzia Twego, o Jezu najsłodszy, któryś łaskawie zażądał ode mnie, abym światu całemu mówiła o tym niepojętym miłosierdziu Twoim, oto dziś biorę w ręce te dwa promienie, które wytrysły z miłosiernego Serca Twojego – to jest krew i woda – i rozsiewam na całą kulę ziemską, aby wszelka dusza doznała miłosierdzia Twego, a doznawszy, wielbiła przez nieskończonego wieki. O Jezu najsłodszy, któryś raczył w niepojętej łaskawości złączyć moje nędzne serce z najmiłosierniejszym Sercem swoim, otóż Twoim własnym Sercem wielbię Boga Ojca naszego tak, jak Go jeszcze żadna dusza nie wielbiła” (Dzienniczek, 836).
W Dzienniczku Siostry Faustyny często spotykamy opis jej modlitw wstawienniczych za dusze konkretnych ludzi, których życie już się kończyło i którzy znajdowali się w stanie agonii. Swoją modlitwą towarzyszyła im w chwilach decydujących zmagań między siłami ciemności i zła, a nadzieją w zwycięskie Boże miłosierdzie. W przeddzień Wigilii Świąt Bożego Narodzenia 1936 roku odwiedziła ją w szpitalu s. Chryzostoma. W pewnej chwili siostra ta, spostrzegając zmienioną twarz s. Faustyny, powiedziała do niej: „Wiesz, Faustynko, pewnie umrzesz; strasznie siostra musi być cierpiąca. – Odpowiedziałam, że dzisiaj więcej cierpię niż w inne dni, ale to nic, dla ratowania dusz to nie jest za wiele”. I natychmiast zwróciła się do Chrystusa z aktem strzelistym: „O Jezu miłosierny, daj mi dusze grzeszników” (Dzienniczek, 842). Daj mi dusze grzeszników! Da mihi animas, caetera tolle! – „Daj mi dusze, resztę zabierz [dla siebie]!”. To zawołanie św. Jana Bosko, później zaś również kardynała Augusta Hlonda i arcybiskupa Antoniego Baraniaka, znajdujemy także w Dzienniczku Siostry Faustyny. Wyraża się w nim najbardziej głęboka solidarność: z jednej strony z Miłosiernym Jezusem poprzez łączone z Nim osobiste cierpienia, a z drugiej z tymi wszystkimi ludźmi, których wieczne zbawienie całkowicie zależy od łaski Bożego miłosierdzia. O taką solidarność w 1917 roku w Fatimie prosiła Matka Najświętsza Łucję, Franciszka i Hiacyntę, polecając im, aby do każdej dziesiątki różańca dodali specjalną modlitwę, w której znalazłyby się słowa: „O mój Jezu, (…) zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż zwłaszcza tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Taka też solidarność objawiła się u Siostry Faustyny w piątek 13 września 1935 roku, kiedy to błagała Boga następującymi „wewnętrznie słyszanymi” słowami: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa za grzechy nasze i świata całego; dla Jego bolesnej Męki miej Miłosierdzie dla nas” (Dzienniczek, 475).
Modląc się tak, Siostra Faustyna uczuła w swojej duszy „moc łaski Jezusa” i – jak zapisała w Dzienniczku – „w tej samej chwili zostałam porwana przed stolicę Bożą. O, jak wielki jest Pan i Bóg nasz i niepojęta jest świętość Jego. Nie będę się kusić opisywać tej wielkości, bo niedługo ujrzymy Go wszyscy, jakim jest” (Dzienniczek, 474). Te pełne ufności słowa stanowią jakże piękne, osobiste i przekonujące potwierdzenie tego, co pisał święty Piotr: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz” (1 P 1, 6-9).
O wiarę, która okaże się w nas „o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota”, o łaskę miłosierdzia „dla nas i całego świata”, o niewzruszoną nadzieję osiągnięcia tej radości niewymownej i pełnej chwały, która jest związana z naszym zbawieniem, za wstawiennictwem Świętej Faustyny prośmy podczas tej świętej Eucharystii miłosiernego Boga. Niech nie zabraknie nam tej ufności, z którą w krakowskim Prądniku Siostra Faustyna zaczynała Nowy Rok 1937: „Jezu miłosierny, z Tobą pójdę odważnie i śmiało w walkę i boje. W imię Twoje wszystkiego dokonam i wszystko zwyciężę. Boże mój, Dobroci nieskończona, proszę Cię, niechaj mi towarzyszy zawsze i we wszystkim nieskończone miłosierdzie Twoje” (Dzienniczek, 859).
Amen.