Ekscelencjo, Najdostojniejsi Księża Biskupi, Drodzy Bracia w kapłaństwie, z księdzem profesorem Dziekanem prześwietnej kapituły wawelskiej i księdzem prałatem Proboszczem, Panie Premierze, Panie Wojewodo, Pani Kurator, Szanowni przedstawiciele władz rządowych i samorządowych, Panowie generałowie, oficerowie Wojska Polskiego i innych służb mundurowych, Panie Ministrze przybyły do nas z grupą gości, pielgrzymów liczącą 300 osób z tak drogich naszemu sercu i bliskich nam Węgier, Pani Konsul, harcerze, poczty sztandarowe, wszyscy drodzy memu sercu Siostry i Bracia.
„Myślcie o Panu właściwie i szukajcie Go w prostocie serca! Daje się bowiem znaleźć tym, co Go nie wystawiają na próbę, objawia się takim, którym nie brak wiary w Niego” (Mdr 1, 1b-2).
Niełatwo jest wierzyć, kiedy wczytujemy się w treść tych słów z Księgi Mądrości. Niełatwo jest wierzyć w Boga, bo to wymaga przede wszystkim prawości umysłu i serca. Ale z drugiej strony, jeżeli człowiek może cieszyć się łaską prawego serca i umysłu – może znaleźć Boga. I stąd to zapewnienie, które kieruje do nas autor Księgi Mądrości: Bóg „objawia się [tylko] takim, którym nie brak wiary w Niego” (Mdr 1, 2b). Wiara jest zatem czymś kluczowym do tego, by poznać Boga, by doświadczyć Jego miłości miłosiernej, by poczuć się Jego dzieckiem. Stąd to wołanie, ta prośba, którą Apostołowie skierowali do Chrystusa: „Przymnóż nam wiary!” (Łk 17, 5).
Od 966 roku, od ponad 1050. już lat Krzyż stoi na polskiej ziemi.
Wraz z chwilą, kiedy władca Polan, Mieszko I przyjął Chrzest, na naszych polskich ziemiach zaczęły się dzieje nie tylko chrześcijaństwa, ale także polskiego narodu i polskiego państwa. Dzieje szczególnie ze sobą powiązane, być może jak w żadnym innym narodzie europejskim. Stąd to, kiedy autor Księgi Mądrości wzywa nas: „Myślcie o Panu właściwie i szukajcie Go w prostocie serca!” (Mdr 1, 1b) odczytujemy jego wezwanie: „Myślcie o Polsce właściwie i szukajcie jej w prostocie serca!”. Takie właściwe myślenie o Polsce i szukanie jej w prostocie serca jest możliwe, jeśli się ma prawy umysł i serce, tę prawość, która wynika z wiary w Boga. To sprawia, że Polska pozwala się znaleźć tym, którzy są prawego i prostego serca. Co więcej, Polska pozwala się odnaleźć w chwilach, kiedy przeżywa najbardziej trudne i dramatyczne swoje chwile. Dzieje obecności Boga na naszej ziemi… Dzieje obecności Boga w życiu naszego narodu… To z jednej strony pewność, że Bóg w tych naszych, polskich dziejach jest obecny. Jest obecny w chwilach tryumfu i chwały, co tak wspaniale wyraził król Jan III Sobieski po swojej Wiktorii Wiedeńskiej, kierując list do ówczesnego papieża Innocentego XI, pisząc w nim: Venimus, vidimus et Deus vicit – „Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył”.
Niewątpliwie, ta prostota serca i wiara były i są bardzo potrzebne zawsze wtedy, kiedy z ufną modlitwą zwracamy się do Boga, aby błogosławił Polsce zwłaszcza w chwilach trudnych. Żeby pomógł odzyskać niepodległość. Żeby dokonał się ten cud – wydawałoby się – niemożliwy. Tak jak niemożliwe wydawałoby się także wyrwanie się morwy ze swych korzeni i przeniesienie się do morza na głos wiary (por. Łk 17, 6). Ale przecież taka modlitwa do Boga została skierowana. Wielokrotnie była kierowana przez 123 lata wykreślenia Polski z map politycznych Europy. Jakże dramatyczną formę przyjęła w ustach Konrada z dramatu Stanisława Wyspiańskiego Wyzwolenie:
„O Boże pokutę przebyłem i długie lata tułacze,
Dziś jestem we własnym domu i krzyż na progu znaczę.
Krzyż Boży znaczę nie przeto, bym na się krzyż przyjmował, (…)
[lecz]
Bym ja był z Twoich wiernych, a niewolnikiem nie był.
Bym ja miał z Ciebie siłę jak wierzę w Twoją wiarę
i żebym się doczekał jak miecze ślesz i karę.
Byś to co zapowiedział wypełnił w moim życiu,
By wzeszło światło w nocy i trysnął zdrój w ukryciu. (…)
Byś zwiódł z wędrówki długiej mój naród do wszechmocy. (…)
Niech idą w zapomnienie niewoli gnuśne pęta.
Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą,
By słowa się spełniły nad ziemią tą szczęśliwą.
Jest tyle sił w narodzie, jest tyle mnogo ludzi,
Niechże w nie Duch Twój zstąpi i śpiące niech pobudzi.
Niech się królestwo stanie, nie krzyża – lecz zbawienia,
O daj nam Jezu, Panie, Twą Polskę objawienia. (…)
Z synami my Twoimi, błogosław czyn i rzeszę”.
Jakże przejmujące są te słowa naszego wieszcza: „Bym ja był z Twoich wiernych, a niewolnikiem nie był”. Znaczą: bym czerpał poczucie siły i godności z Twojej wiary, co jest gwarancją, że nie ulegnę, nie poddam się, nie dam się złamać, bo tylko wiara w Boga jest gwarancją bycia człowiekiem wolnym. Stąd konieczność błagania Boga o wiarę, by móc być wolnym w wolnej Polsce. Tyle pokoleń Polaków powtarzało za Apostołami w czasach niewoli: „Panie, przymnóż nam wiary” (por. Łk 17, 5). Z tym błaganiem, łączyło się drugie: „Panie przymnóż nam wiary w Polskę! Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą!” – jak mówił Konrad z Wyzwolenia. Konieczne były te błagania i o wiarę w Boga, i o wiarę w Polskę. A to właśnie dlatego, że były umysły niektórych Polaków, które dały się zniewolić, których duch był duchem zniewolenia, poddaństwa i marazmu, co tak jednoznacznie nazwał ten sam Konrad, bohater dramatu pisanego przez Stanisława Wyspiańskiego w roku 1902, a opublikowanego w styczniu 1903 roku. Są to słowa, które przerażają swoją ostrością prawdy: „Warchoły, to wy! – Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, chyba wobec biedy i nędzy, której nieszczęście potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi. Wy lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, którzy wyciągacie dłoń chciwą po pieniądze – po łupież pieniężną, zdartą z tej ziemi, której złoto i miód należy jej samej i nie wolno ich grabić. Warchoły, to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. Wy sługi! Drżyjcie, bo wy będziecie nasze sługi i wy będziecie psy, zaprzęgnięte do naszego rydwanu, i zginiecie! I pokryje waszą podłość i niepamięć!”.
Patrząc na te 123 lata wykreślenia Polski z map politycznych Europy, do wielu by trzeba to oskarżenie Konrada odnieść: Targowiczan, polskich generałów Królestwa Polskiego, którzy odmówili udziału w Powstaniu Listopadowym, margrabię Aleksandra Wielkopolskiego, którego rozkaz o brance do wojska rosyjskiego stał się bezpośrednim powodem wybuchu Powstania Styczniowego, krakowskich stańczyków. Jakżeż była potrzebna na początku dwudziestego wieku modlitwa, która by swą prostotą serca sprawiła, że nie warchołowie będą nadawali ton polskiemu duchowi, ale ci, którzy wierzyli w Polskę. Potrzebna była modlitwa, która wynikała z serc ludu polskiego. Potrzebna była modlitwa w języku polskim. Na tym tle trzeba zrozumieć to, co miało miejsce we Wrześni w latach 1901-1902, kiedy polskie dzieci odmawiały nauki katechizmu w języku niemieckim i sprzeciwiały się konieczności modlenia się w języku niemieckim na lekcjach religii. Spowodowało to bicie tych dzieci, protest ich rodziców, aresztowania i osądzenie nawet fotografa wrzesińskiego, który uwiecznił w trzech zaledwie fotografiach to, co się wtedy działo. Został oskarżony o „gloryfikację przestępców” i „zachęcanie” do naśladownictwa – to sentencja wyroku sądu pruskiego. Na karę zostali skazani nawet ci, którzy rozpowszechniali te fotografie, nawet ci, którzy przechowywali je w swoim domu. Ale właśnie wtedy, pośród tych dzieci wrzesińskich, małych dzieci, powstał anonimowy wiersz:
„My z Tobą Boże rozmawiać chcemy,
lecz «Vater unser» nie rozumiemy,
i nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać,
boś Ty nie Vater, lecz Ojciec nasz”.
Z tego buntu z Wrześni, rozlał się protest i wołanie o modlitwę w polskiej mowie. Protest, który objął 75 tysięcy dzieci w zaborze pruskim, 800 szkół na 1100 istniejących wówczas. Do anonimowego wiersza dzieci wrzesińskich dołączył się głos poetki, Marii Konopnickiej:
„Tam od Gniezna i od Warty
Biją głosy w świat otwarty,
Biją głosy, ziemia jęczy:
– Prusak dzieci polskie męczy!
Za ten pacierz w własnej mowie,
Co ją zdali nam ojcowie,
Co go nas uczyły matki,
– Prusak męczy polskie dziatki! (…)
Niechaj wiara moja stanie,
Niech się skrzyknie zawołanie,
Wici niechaj lud zanieci…
– Prusak męczy polskie dzieci…”.
Jakby przedłużeniem tego wołania o modlitwę w języku polskim, tego błagania o Polskę była książka, którą własnym sumptem we Lwowie w 1912 roku opublikował Władysław Bełza zatytułowana Katechizm polskiego dziecka, a w niej wiersz Wyznanie wiary dziecięcia polskiego:
„Kto ty jesteś? – Polak mały.
Jaki znak twój? – Orzeł biały.
Gdzie ty mieszkasz? – Między swemi.
W jakim kraju? – W polskiej ziemi.
Czym ta ziemia? – Mą Ojczyzną.
Czym zdobyta? – Krwią i blizną.
Czy ją kochasz? – Kocham szczerze.
A w co wierzysz? – W Polskę wierzę.
Coś ty dla niej? – Wdzięczne dziecię.
Coś jej winien? – Oddać życie”.
Dwa lata później, starsi koledzy tego polskiego dziecka z Katechizmu Bełzy zaczęli oddawać swoje życie za Ojczyznę. Legioniści Józefa Piłsudskiego, ci, którzy w okopach pierwszej wojny światowej, a także później w 1917 roku, za odmowę przysięgi na rzecz cesarza Niemiec jechali na internowanie do miejscowości Szczypiorno, między Kaliszem a Ostrowem Wielkopolskim. Oni to utworzyli pieśń: Legiony to żołnierska nuta, w której przewija się jakże dramatyczny refren, potwierdzający słowa z Katechizmu Władysława Bełzy. On wiedział – ten chłopiec, to polskie dziecko – że trzeba oddać życie, a legioniści śpiewali:
„My pierwsza brygada, strzelecka gromada
Na stos rzuciliśmy nasz życia los,
Na stos, na stos!”
Oddawali swoje życie, także ci młodzi chłopcy, którzy wrócili z piekła okopów pod Verdun i 27 grudnia 1918 roku stanęli do Powstania Wielkopolskiego. Walczyli aż do zwycięstwa, to znaczy do pokoju, który podpisano w Trewirze 16 lutego1919 roku. Ich czyn, ich odwagę i poświęcenie utrwaliła Marsylianka wielkopolska z 1919 roku – pieśń skomponowana przez Feliksa Nowowiejskiego, do słów Stanisława Rybki. Ostanie strofy tej Marsylianki brzmią następująco:
„Niemca ogień praży,
Pękają granaty,
Wielkopolski los się waży,
Więc wszyscy na straży,
Hej za broń!
Krwawy bój się toczy,
Już się wróg poddaje,
Wielkopolska ze swych mroczy
Wolna zmartwychwstaje,
Hej za broń!
Dzielni Poznańczanie
Pokazali światu,
Jak Prusaka się wypędza,
Boso do Heimatu,
Hej za broń!”.
Dzisiaj, w Święto Niepodległości, wyrażamy naszą najgłębszą wdzięczność Panu Bogu za tych wszystkich znanych nam i wielkich, ale też szczególnie za tych nieznanych nam z imienia i nazwiska, równie, a kto wie czy nie bardziej wielkich rodaków, którzy wierząc – dzięki Kościołowi katolickiemu – w zmartwychwstanie Chrystusa, a przez to także w zmartwychwstanie Polski, oddawali swoje życie, rzucając je na stos. Dziękujemy za ich wiarę w Boga, za ich wiarę w Polskę, za ich patriotyzm, za ich poświęcenie, za ich przelaną za Polskę krew, za to, że ich wiara pozwala nam dzisiaj radośnie śpiewać: „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie”. Amen.