19 maja abp Marek Jędraszewski wziął udział w III Interdyscyplinarnej Konferencji Naukowej z cyklu "Człowiek w relacji do…” (on-line). Tematem przewodnim była "Solidarność".
Poniżej publikujemy pełny tekst wystąpienia abp. Marka Jędraszewskiego:
Rerum novarum – Laborem exercens – Centesimus annus
15 V 1891 – 14 IX 1981 – 1 V 1991
Na przestrzeni jednego wieku, dokładnie stu lat, zagadnieniu ludzkiej pracy zostały poświęcone trzy papieskie encykliki: Rerum novarum Leona XIII w 1891 roku, Laborem exercens Jana Pawła II w 1981 roku, oraz Centesimus annus tego samego papieża w 1991 roku, choć przecież innych ważnych dokumentów Kościoła katolickiego poświęconych temu zagadnieniu w międzyczasie nie brakowało – wystarczy wspomnieć choćby encyklikę Piusa XI Quadragesimo anno opublikowaną w 1931 roku z okazji 40-lecia Rerum novarum oraz list apostolski Pawła VI Octogesima adveniens ogłoszony w 1971 roku z okazji 80-lecia tej encykliki.
Choć poruszane w nich zagadnienie pracy ludzkiej jest im wspólne – to jednak rozłożenie akcentów i swoisty ich dramatyzm sprawiają, że są wobec siebie dość odmienne. Uderza to już w samych początkowych fragmentach tych dokumentów.
Encyklika Rerum novarum mówiła o ludzkiej żądzy posiadania i postępu, o konflikcie między kapitałem a pracą, który skutkował konfliktem kapitalizmu z uciskanymi i wykorzystywanymi robotnikami; o utopiach socjalizmu, o nieuchronnych zmaganiach i walce. Już w 1. numerze tego dokumentu pojawiły się dwa kluczowe słowa: z jednej strony: cupiditas – to znaczy: żądza, namiętność, pożądliwość, chciwość; natomiast z drugiej strony certamen – walka, walka śmiertelna: walka o życie, walka o wiarę. Niewątpliwie pojęcia te były echem marksowskiej teorii walki klas, walki tym bardziej bezwzględnej i nieludzkiej, że nie uznawała ona żadnych reguł czy norm (por. RN, 1).
Z kolei „Preambuła” encykliki Laborem exercens określiła jej charakter jako dokumentu, który zagadnienie ludzkiej pracy pragnie rozpatrywać przede wszystkim od strony pozytywnej, czyli od strony wartości, jaką ona sama w sobie stanowi. W konsekwencji, właśnie dzięki niej jej podmiot, człowiek, może się spełniać. Jak pisze Papież: „Z pracy swojej ma człowiek pożywać chleb codzienny (…) i poprzez pracę ma się przyczyniać do ciągłego rozwoju nauki i techniki, a zwłaszcza do nieustannego podnoszenia poziomu kulturalnego i moralnego społeczeństwa, w którym żyje jako członek braterskiej wspólnoty” (LE, „Preambuła”).
Natomiast encyklika Centesimus annus miała być, według pragnień Jana Pawła II, nie tylko upamiętnieniem encykliki Rerum novarum, ale przede wszystkim dziękczynieniem składanym Panu Bogu za ten dokument, który nie tylko zapoczątkował „doktrynę społeczną”, „nauczanie społeczne”, zwane także „Magisterium społecznym” Kościoła, ale także był prawdziwie proroczą zapowiedzią wszystkich tych nieszczęść, jakie dotknęły ludzkość w dwudziestym wieku, zwłaszcza w postaci komunizmu, ponieważ zlekceważono sobie przestrogi Leona XIII (por. CA, 2).
Wraz z zagadnieniem pracy musiało nierozłącznie z nim pojawić się zagadnienie człowieka i jego godności. Leon XIII podkreślał jego wyższość w stosunku do zwierząt (co stanowiło niewątpliwe echo polemiki Papieża z głośno propagowaną wówczas w duchu materialistycznym teorią ewolucji, według której człowiek wywodził się wprost od małpy), dzięki posiadanemu przez siebie rozumowi oraz dzięki istniejącym w jego świadomości moralnej zasadom prawa naturalnego (por. RN, 5). W encyklice Laborem exercens wyznacznikiem godności człowieka była sama praca. Jak bowiem Jan Paweł II stwierdzał w jej „Preambule”, „Stworzony (…) na obraz i podobieństwo Boga Samego (por. Rdz 1, 26) wśród widzialnego wszechświata, ustanowiony, aby ziemię czynić sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), jest człowiek przez to samo od początku powołany do pracy. Praca wyróżnia go wśród reszty stworzeń, których działalności związanej z utrzymaniem życia nie można nazywać pracą – tylko człowiek jest do niej zdolny i tylko człowiek ją wykonuje, wypełniając równocześnie pracą swoje bytowanie na ziemi. Tak więc praca nosi na sobie szczególne znamię człowieka i człowieczeństwa, znamię osoby działającej we wspólnocie osób – a znamię to stanowi jej wewnętrzną kwalifikację, konstytuuje niejako samą jej naturę” (LE, „Preambuła”). Natomiast w encyklice Centesimus annus Ojciec Święty pisał o podstawowym błędzie socjalizmu, który „ma charakter antropologiczny. Rozpatruje on bowiem pojedynczego człowieka jako zwykły element i cząstkę organizmu społecznego, tak że dobro jednostki zostaje całkowicie podporządkowane działaniu mechanizmu ekonomiczno-społecznego; z drugiej strony utrzymuje on, że dobro jednostki można urzeczywistnić nie uwzględniając jej samodzielnego wyboru i niezależnie od przyjęcia przez nią w sposób indywidualny i wyłączny odpowiedzialności za dobro czy zło. Człowiek zostaje w ten sposób utożsamiony z pewnym zespołem relacji społecznych, a jednocześnie zanika pojęcie osoby jako samodzielnego podmiotu decyzji moralnych, który podejmując je, tworzy porządek społeczny. Skutkiem tej błędnej koncepcji osoby jest deformacja prawa, które określa zakres wolności człowieka, a także sprzeciw wobec własności prywatnej. Człowiek bowiem, pozbawiony wszystkiego, co mógłby «nazwać swoim» oraz możliwości zarabiania na życie dzięki własnej przedsiębiorczości, staje się zależny od machiny społecznej i od tych, którzy sprawują nad nią kontrolę, co utrudnia mu znacznie zrozumienie swej godności jako osoby i zamyka drogę do tworzenia autentycznej ludzkiej wspólnoty” (por. CA, 2. 12).
Wraz z wizją człowieka we wszystkich tych trzech dokumentach pojawiła się Osoba Jezusa Chrystusa, najwyższego wzoru człowieczeństwa. Leon XIII postulował powrót do nauczania Chrystusa (RN, 18); w Laborem exercens Jan Paweł II pisał o Chrystusie jako Tym, kto „słowo odwiecznej Mądrości (…) nie tylko głosił, ale przede wszystkim wypełniał czynem. Była to przeto również ewangelia pracy, gdyż Ten, kto ją głosił, sam był człowiekiem pracy, pracy rzemieślniczej, jak Józef z Nazaretu (por. Mt 13, 55)” (LE, 26); natomiast w Centesimus annus Papież patrzył na człowieka przez pryzmat Chrystusa, pisząc: „Kościół nie może opuścić człowieka i że „ten człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa (…), drogą wytyczoną przez samego Chrystusa, drogą, która nieodmiennie prowadzi przez Tajemnicę Wcielenia i Odkupienia” (CA, 53).
W świetle tego teologicznego spojrzenia na człowieka, oczywistym było poruszenie w tych trzech encyklikach, choć w nieco innych perspektywach uwarunkowanych przez czas ich publikacji, zagadnień dotyczących rodziny jako podstawowej komórki społecznej i konieczności jej obrony oraz wynikających z tego postulatów dotyczących tak niezbędnego do normalnego życia i rozwoju solidaryzmu społecznego oraz autentycznego życia narodowego (por.m.in. RN, 19-21. 45; LE, 8. 10; CA, 39-40).
Moją krótką refleksję pragnę zakończyć przesłaniem zawartym w encyklice św. Jana Pawła II Wielkiego Centesimus annus, które po trzydziestu latach od jej publikacji pod wieloma względami zdaje się być bardziej aktualne niż w 1991 roku: „Kościół docenia demokrację jako system, który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych i rządzonym gwarantuje możliwość wyboru oraz kontrolowania własnych rządów, a także (…) zastępowania ich w sposób pokojowy innymi. Nie może zaś demokracja sprzyjać powstawaniu wąskich grup kierowniczych, które dla własnych partykularnych korzyści albo dla celów ideologicznych przywłaszczają sobie władzę w państwie. Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w Państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej. (…) Dziś zwykło się twierdzić, że filozofią i postawą odpowiadającą demokratycznym formom polityki są agnostycyzm i sceptyczny relatywizm, ci zaś, którzy żywią przekonanie, że znają prawdę, i zdecydowanie za nią idą, nie są, z demokratycznego punktu widzenia, godni zaufania, nie godzą się bowiem z tym, że o prawdzie decyduje większość, czy też, że prawda się zmienia w zależności od zmiennej równowagi politycznej. W związku z tym należy zauważyć, że w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (CA, 46).