– Od pięciuset już lat „Zygmunt” rozbrzmiewa w najważniejszych dla Kościoła, narodu i państwa polskiego chwilach, głosząc naszej Ojczyźnie słowa tego błogosławieństwa, które dla nas wszystkich jest fundamentem niezwyciężonej nadziei: „Εὐλογητὸς ὁ θεὸς – Benedictus Deus – Błogosławiony Bóg!” – mówił abp Marek Jędraszewski w katedrze na Wawelu w czasie uroczystej Mszy św. z udziałem prezydentów Polski i Litwy.
Publikujemy pełny tekst homilii abp. Marka Jędraszewskiego:
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” – pisał w Liście do Efezjan św. Paweł Apostoł (Ef 1, 3). Εὐλογητὸς ὁ θεὸς καὶ πατὴρ τοῦ κυρίου ἡμῶν Ἰησοῦ Χριστοῦ – to szczególnie przejmujące błogosławieństwo Boga rozbrzmiewało odtąd w ustach chrześcijan, zamieszkujących Imperium Rzymskie, którzy powszechnie posługiwali się wtedy językiem greckim koiné jako swoją lingua franca. Od czasów Wulgaty św. Hieronima błogosławieństwo to ma kształt łacińskich słów: Benedictus Deus et Pater Domini nostri Iesu Christi.
„Εὐλογητὸς ὁ θεὸς – Benedictus Deus – Błogosławiony Bóg”.
Tak właśnie mogli się zwracać do Boga ci, którzy zostali przez Niego wybrani i przeznaczeni do świętości, napełnieni „wszelkim błogosławieństwem duchowym w Chrystusie” (Ef 1, 3), od chwili Chrztu świętego włączeni w Jego śmierć i zmartwychwstanie i dlatego cieszący się godnością dzieci Bożych. To oni otrzymali w darze Bożą miłość prawdy, dzięki której właściwie mogą odczytywać swoje odwieczne wybranie dokonane jeszcze „przed założeniem świata” (por. Ef 1, 4a), oraz powołanie do tego, aby istnieć ku chwale Bożego majestatu (por. Ef 1, 12a). Ten rodzaj istnienia zakłada wszakże jeden warunek: chrześcijanie muszą pokładać swoją nadzieję w Chrystusie. „On jest – jak pisze św. Paweł – zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością [Boga], ku chwale Jego majestatu” (Ef 1, 14).
Z tym błogosławieństwem łączy się dziękczynienie i prośba. W dalszym fragmencie Listu do Efezjan św. Paweł pisze bowiem: „Nie przestaję dziękować za was, czyniąc o was wzmiankę w moich modlitwach, prosząc, aby Bóg naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam Ducha mądrości i objawienia w poznaniu Jego samego, ażeby oświecił oczy waszego umysłu, abyście wiedzieli, czym jest nadzieja jego powołania, czym jest bogactwo chwały jego dziedzictwa w świętych” ( Ef 1, 16-18).
„Εὐλογητὸς ὁ θεὸς – Benedictus Deus – Błogosławiony Bóg” jest więc nie tylko Ojcem Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale także Ojcem wierzących i Dawcą łask – „Πατέρ πιστευσάντων και δοτήςχαρίτων – Pater fidelium et Dator gratiarum”.
Czytane dzisiaj w liturgii Kościoła fragmenty Listu do Efezjan mogą być interpretowane jako hymn błogosławieństwa, uwielbienia i prośby. W swej treści hymn ten stał się inspiracją dla innych chrześcijańskich modlitw. W konsekwencji dzieje chrześcijan, czyli dzieje Chrystusowego Kościoła, ukazują się w swej najgłębszej istocie błogosławieniem i wysławianiem przez nich Boga oraz dziękczynieniem i prośbą z ufnością zanoszoną do Niego – i to niekiedy w najbardziej dramatycznych chwilach ich życia. Stąd męczennicy pierwszych wieków, zdążając na miejsce, na którym mieli dać najwyższe świadectwo swej wierności Chrystusowi, śpiewali hymny na cześć Boga, co budziło ogromne zdumienie u ich katów. Rzeczywiście, prześladowcy chrześcijan nie mieli prawa tego wszystkiego pojąć. Natomiast sami chrześcijanie, obdarzeni łaską Ducha mądrości, w pełni świadomi – dzięki Bożemu Słowu – czym jest nadzieja ich powołania i czym jest bogactwo chwały ich dziedzictwa w świętych (por. Ef 1, 18), gdy zdążali na męczeńską śmierć, mieli nadzieję, że już niedługo także do nich będą się odnosiły słowa z Apokalipsy św. Jana Apostoła, mówiące o tych, „którzy przychodzą z wielkiego ucisku i [którzy] opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili. Dlatego są [oni] przed tronem Boga i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy. A Zasiadający na tronie rozciągnie namiot nad nimi. Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu” (Ap 7, 14-17).
Wspaniałym zapisem takiej postawy pierwszych chrześcijan jest pochodzące z II wieku dzieło noszące tytuł Didache, czyli Nauka Dwunastu Apostołów, a zwłaszcza zawarte w nim modlitwy, w których wysławianie i błogosławienie Boga nierozerwalnie łączy się z dziękczynieniem. Modlitwy te stanowiły integralną część sprawowanej przez nich Eucharystii, czyli właśnie: Dziękczynienia. Nad kielichem należało bowiem wypowiedzieć następujące słowa: „Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za święty, winny szczep Twojego sługi Dawida, który nam poznać dałeś przez Jezusa, Twego Sługę. Tobie chwała na wieki”. Natomiast przy łamaniu chleba trzeba było się modlić następującymi słowami: „Dziękujemy Ci, Ojcze święty, za Twoje święte Imię, któremu przygotowałeś mieszkanie w naszych sercach; dziękujemy za wiedzę, wiarę i nieśmiertelność, którą nam objawiłeś przez Jezusa, Syna Twego. Tobie chwała na wieki”.
Od edyktu mediolańskiego wydanego w 313 roku przez cesarza Konstantyna Wielkiego wysławianie Boga i dziękczynienie Jego imieniu wyszło z ukrycia i mroków katakumb. Chrześcijanie mogli odtąd swobodnie oddawać cześć Bogu w przestrzeni publicznej ówczesnego Imperium Rzymskiego. Wznosili wszędzie swoje świątynie, a równocześnie szukali coraz to nowych form wyrażania swej wiary. Prawdziwy przełom pod tym względem dokonał się dzięki św. Paulinowi, żyjącemu na przełomie IV i V wieku biskupowi Nola, miasta na wschód od Neapolu. Według tradycji to właśnie on jest wynalazcą dzwonu, tego szczególnego instrumentu muzycznego, którego źródłem dźwięku jest jego drganie wzbudzane uderzeniami serca. Wynalazek św. Paulina bardzo szybko znalazł powszechne uznanie. Stąd od V wieku cała chrześcijańska Europa żyła pośród dźwięków dzwonów. One wyznaczały porę codziennych modlitw, dni świąt i uroczystości kościelnych oraz państwowych, one biły na trwogę, one wysławiały chwile tryumfów. Wydzwaniały na chwałę Boga i świętych Pańskich, witały biskupów i królów, żegnały bohaterów i zwykłych ludzi, którzy już przekroczyli próg wieczności – zgodnie ze swoim celem zawartym w maksymie: Laudo Deum verum, plebem voco, congrego clerum, defunctos ploro, nymbos fugo, festaque honoro, co znaczy: „wysławiam prawdziwego Boga, wzywam lud, gromadzę kler, opłakuję zmarłych, przepędzam burze i czczę święta”. Im większe europejskie miasto, tym więcej było kościołów i tym bardziej bogata, podniosła i harmonijna muzyka dzwonów rozbrzmiewała o tej samej godzinie dnia. Muzyka prawdziwie niezwykła! Wzywająca do oddawania chwały Bogu, a jednocześnie uświadamiająca każdemu chrześcijaninowi tę prawdę, że kościelny dzwon bije także osobiście dla niego – mówiąc mu o jego godności Bożego dziecka, a także o jego przemijaniu, o konieczności nawrócenia i pokuty, a przede wszystkim wzywając go do modlitwy i wysławiania Bożej dobroci.
Dnia 13 lipca 1521 roku rozbrzmiewającą w Krakowie muzykę istniejących już, a pochodzących z połowy XV wieku katedralnych dzwonów: „Kardynał”, „Stanisław” i „Wacław” po raz pierwszy swym potężnym, majestatycznym głosem ubogacił dzwon „Zygmunt”. Zamówiony w 1520 roku przez króla Zygmunta I Starego u pochodzącego z Norymbergi mistrza Hansa Behama dzwon, został wykonany w jego krakowskiej ludwisarni i zawieszony na katedralnej wieży w niedzielę 9 lipca 1521 roku, co w XIX stuleciu uwiecznił Jan Matejko na swoim słynnym obrazie.
Umieszczona na płaszczu dzwonu łacińska inskrypcja, zaczynająca się od słów: Deo Optimo Maximo – „Bogu Najlepszemu, Największemu” – niewątpliwie wpisuje się w zawarty w Liście do Efezjan hymn, którego początkowe słowa brzmią: „Niech będzie błogosławiony Bóg”. Tylko bowiem Bogu przysługuje najwyższa cześć i chwała, składana Mu przez ludzi, bo właśnie tylko On jest Najlepszy i Największy – i tę właśnie wiarę króla Zygmunta I, zwanego Starym, wyrażał zamówiony i ufundowany przez niego dzwon.
Święty Paweł Apostoł pisał następnie w swym Liście do Efezjan – jak pamiętamy – o godności chrześcijan powołanych do tego, aby byli święci i nieskalani przed obliczem Najwyższego. Tę samą kolejność myśli odkrywamy w dalszej części inskrypcji, znajdującej się na dzwonie „Zygmunt”. Czytamy w niej bowiem następującą dedykację: „i Dziewicy Bogarodzicy, [oraz] świętym patronom swoim”. Odwołując się do świętych Pańskich, nie można było nie nawiązać najpierw do Maryi, której już w XIII wieku został poświęcony pierwszy pisany po polsku hymn, będący jednocześnie śpiewanym przez polskich rycerzy pod Grunwaldem hymnem narodowym Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiena Maryja.
Natomiast owi święci patroni, o których wzmiankuje inskrypcja, to św. Zygmunt i św. Stanisław. Ich bowiem wizerunki znajdują się na płaszczu dzwonu. Przedziwne jest połączenie ze sobą tych właśnie dwóch postaci, dające się pojąć jedynie poprzez niezwykłość losów tych, których Bóg wybrał jeszcze przed założeniem świata i których „z miłości przeznaczył dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa” (por. Ef 1, 4-5). Żyjący bowiem na przełomie V i VI wieku król Burgundów Zygmunt po zabójstwie Sigeryka, swego syna z pierwszego małżeństwa, co doprowadziło do powszechnego oburzenia w jego państwie, głęboko żałował za swoją zbrodnię, udał się na pielgrzymkę do klasztoru św. Maurycego, gdzie przez wiele miesięcy pokutował, pościł i się modlił. W obliczu zagrożenia państwa Zygmunt opuścił klasztor w 523 roku i podjął nierówną walkę z królem Teodorykiem i jego Ostrogotami. Dostał się do niewoli, a po kilku miesiącach więzienia sprzymierzony z Teodorykiem Chlodomer, król Franków, kazał go ostatecznie zgładzić, wrzucając wraz z całą rodziną do studni. Uczynił to mimo próśb biskupa Awita, który za wszelką cenę pragnął ocalić życie Zygmunta. Tradycja zachowała go w swej pamięci jako króla pobożnego, częstokroć porównywanego z królem Dawidem, który po dopuszczeniu się zbrodni, publicznie odpokutował swój grzech. Św. Grzegorz z Tours nazwał Zygmunta męczennikiem. Jako taki cieszył się wielkim kultem w całej średniowiecznej Europie, w tym również w królewskich rodzinach Luksemburgów i Jagiellonów. Z kolei biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa publicznie ganił złe postępowanie króla Bolesława II, zwanego Śmiałym lub Szczodrym. Jednakże król bynajmniej nie zamierzał uznać zła swoich występków. W 1079 roku skazał on Stanisława na obcięcie członków. Okrutna zbrodnia wywołała tak wielkie oburzenie w polskim społeczeństwie, że król musiał uciekać z kraju. Tradycja podaje, że za swoją zbrodnię do końca życia odbywał pokutę jako nieznany nikomu mnich w benedyktyńskim klasztorze w Osijeku na terenie Karyntii. Natomiast kanonizowany w 1253 roku biskup Stanisław stał się patronem Polski, jednoczącej się po dzielnicowym podziale, a także patronem tych wszystkich, którzy bronili i bronią wyższości Bożego prawa nad prawem stanowionym wyłącznie przez ludzi.
„Znakomity Zygmunt, król Polski, ten dzwon godny wielkości umysłu i czynów swoich kazał sporządzić Roku Pańskiego 1520” – brzmią ostatnie słowa inskrypcji na płaszczu dzwonu.
„Znakomity Zygmunt” – to sformułowanie znajduje swoje najgłębsze, teologiczne wyjaśnienie w tym, co św. Paweł pisał w Liście do Efezjan o chrześcijanach, przybranych synach Bożych, obdarzonych łaską „wszelkiej mądrości i zrozumienia”, istniejących „ku chwale Jego majestatu” (por. Ef 1, 5. 8. 12). Niewątpliwie, król Zygmunt I Stary był w pełni przekonany co do niezwykłej godności bycia chrześcijaninem. Jednakże kiedy wielkość swego umysłu i czynów przyrównywał do wykonanego z brązu przez mistrza Hansa Behama ogromnego dzwonu, to miał on przede wszystkim na względzie swoje dokonania jako od 1506 roku Wielkiego Księcia Litewskiego i od 1507 roku króla Polski. To dlatego też na płaszczu dzwonu pojawiły się wizerunki litewskiej Pogoni i Orła polskiego, symbole sprzymierzonych ze sobą państw, nad którymi władał mądrze i z wielkim powodzeniem.
Rok zamówienia dzwonu 1520 i rok jego wykonania 1521 znajdują się niejako pośrodku dwóch wielkich wydarzeń, w których objawiła się wielkość i skuteczność państwa polsko-litewskiego. Pierwszym z nich było wspaniałe zwycięstwo wojsk polsko-litewsko-ruskich odniesione 8 września 1514 roku pod Orszą pod wodzą hetmana wielkiego litewskiego Konstantego Ostrogskiego, które przekreśliło wymierzony przeciwko Polsce i Litwie sojusz cesarza Maksymiliana z carem Wasylem III. Drugim wydarzeniem było zawarcie w dniu 8 kwietnia 1525 roku pokoju krakowskiego i złożenie dwa dni później, 10 kwietnia, tak zwanego hołdu pruskiego, który położył kres ciągłym konfliktom Polski z Albrechtem Hohenzollernem i Zakonem Krzyżackim. Wbrew głównym tezom dziewiętnastowiecznych konserwatystów krakowskich, w imię historycznej prawdy trzeba uznać słuszność następującej opinii prof. Andrzeja Nowaka: „Traktat krakowski pozwolił na swobodny rozwój tej Rzeczypospolitej jako specyficznego modelu politycznej wspólnoty, opartej nie na wojnie przede wszystkim, nie na podboju, nie na dynastycznych rachubach, ale na radzie, na wspólnych interesach, na próbie osiągania konsensusu. (…) Traktat krakowski utrwalił w zasadzie granice Królestwa Polskiego od strony północnej i zachodniej (…) na blisko 250 lat, aż do czasu nadejścia Fryderyka II i zainicjowanego przezeń rozbioru” (A. Nowak, Dzieje Polski, t. 4, s. 210). Okazuje się zatem, że król Zygmunt I Stary każąc pisać na ufundowanym przez siebie dzwonie o „wielkości umysłu i czynów swoich”, lepiej i trafniej oceniał własne dokonania niż całe pokolenia historyków, którzy począwszy od jadowitej satyry, zatytułowanej Teka Stańczyka, nie tylko obarczali naród polski winą za utratę niepodległości i atakowali przeszłość narodową, a zwłaszcza powstania narodowe, ale też w rządach cesarza Franciszka Józefa widzieli szczęśliwą kontynuację dawnego państwa polskiego.
Tymczasem wnikliwie i dogłębnie wpatrując się w dalsze dzieje narodu polskiego, zwłaszcza od czasów rozbiorów i utraty niepodległości w 1795 roku aż po dni dzisiejsze, doskonale rozumiemy, że trzeba nam bardziej wsłuchiwać się w rozchodzący się od Wawelu na całą Polskę dźwięk dzwonu „Zygmunt”, niż uznawać za prawdziwe te głosy, zarówno wydobywające się z dalszej i niezbyt odległej przeszłości, jak i współczesne, wzmacniane ogromną wrzawą medialną, które chciałyby nas, Polaków, pozbawić ducha, wewnętrznie uśpić i zdezorientować, skłonić do nieustannej autokrytyki i samobiczowania, zniechęcić do walki o autentyczną wielkość, zachęcić do uległości wobec silniejszych i bogatszych, kazać szukać pomocy i wsparcia u tych, którzy wielokrotnie nas gnębili, a w czasach dwudziestowiecznych totalitaryzmów usiłowali zlikwidować całą naszą inteligencję, by z reszty narodu uczynić zastępy niewolników pozostających na służbie obcych panów.
Tę ideę konieczności nieustannego wsłuchiwania się w to, co mówi nam dzwon „Zygmunt”, przejmująco wyraził poeta: „Patrzali wszyscy w górę,/ a dzwon wschodził –/ zawisnął u szczytów/ i z wyżyn się rozdzwonił:/ głos leciał, polatał,/ kołysał się górnie,/ wysoko, podchmurnie –/ a tłum się wielki pokłonił./ (…) Dzwon dzwonił”. W nim bowiem zawarta jest wielką tradycja historyczna Polski, to on jest jej sercem. Jak długo dzwoni „Zygmunt”, tak długo żyje naród, który ma ciągle odwagę i jednocześnie mądrość wsłuchiwać się w jego uroczysty ton, mówiący o Bogu, o szczególnej godności każdego chrześcijanina, o Polsce, naszej Ojczyźnie, która za wszelką cenę pragnie pozostać wierna swojej chrześcijańskiej tożsamości.„Dzwon dzwonił”.
Od pięciuset już lat „Zygmunt” rozbrzmiewa w najważniejszych dla Kościoła, narodu i państwa polskiego chwilach, głosząc naszej Ojczyźnie słowa tego błogosławieństwa, które dla nas wszystkich jest fundamentem niezwyciężonej nadziei: „Εὐλογητὸς ὁ θεὸς – Benedictus Deus – Błogosławiony Bóg!”. Amen.