– Módl się za nami grzesznymi, Maryjo, aby w godzinie naszej śmierci przyszedł do nas – tak jak niegdyś do Ciebie – miłosierny Chrystus wraz ze swoim przebaczeniem i zbawieniem. Aby wprowadził nas do domu swego Ojca na wieczność całą – mówił abp Marek Jędraszewski w czasie Mszy św. przy kościele Grobu Matki Bożej podczas uroczystości odpustowych ku czci Zaśnięcia i Wniebowzięcia NMP.
Piątkowe uroczystości w Polskiej Jerozolimie rozpoczęły się nieszporami przy kaplicy Domu Matki Bożej, którym przewodniczył abp Marek Jędraszewski.
Na początku odczytano list kard. Pierbattista Pizzaballa OFM, Patriarchy Jerozolimy, który miał uczestniczyć w kalwaryjskim odpuście. Niestety, uniemożliwiła mu to sytuacja panująca w Ziemi Świętej, która wprowadza niepewność, nieufność i niepokój. „Postanowiłem, że w tak niepewnej sytuacji, w ogólnym klimacie nieufności, konieczne jest, abym pozostał z moją wspólnotą kościelną, modlił się razem z nią i dodawał otuchy” – napisał kardynał. Zaznaczył, że przez całe dziesięciolecia nie widział w Ziemi Świętej tyle cierpienia, animozji, zemsty i odrzucenia. „Trzeba przerwać błędne koło odwetu i otworzyć się na wzajemny szacunek” – podkreślił. Wspomniał, że Kalwarię i Ziemię Świętą łączy szczególna więź i potwierdził, że przybędzie do Polski, gdy tylko okoliczności pozwolą. „Niech to wasze spotkanie, podczas którego będziecie się modlić i słuchać różnych głosów z Ziemi Świętej i na jej temat, będzie okazją do wzmocnienia waszej więzi z ziemią Jezusa, z ludami, które ją zamieszkują, zachowując nieustannie pogodę ducha i wolność, zdolność do kochania i służenia wszystkim z prostotą i w sposób konkretny” – wskazał.
W homilii o. Romuald Henryk Kośla OFM wskazał na nierozerwalną więź Maryi i Jezusa. Zgodnie z nauczaniem św. Pawła, Błogosławiona Dziewica upodobniła się do śmierci Syna, przez co mogła dojść do pełnego powstania z martwych. O. Kośla nawiązał do ludzkiego życia, które jest zawieszone między dwoma skrajnościami: być albo nie być. Chrystus został posłany przez Ojca, by uratować i zbawić ludzkość. – Wierzymy, że jesteśmy stworzeni, aby żyć bez końca, aby żyć wiecznie i że każdy ze swym istnieniem otrzymał od Boga obietnicę życia wiecznego. My, ludzie kierujący się wiarą i wartościami wynikającymi z przymierza z Bogiem, radujemy się z tej obietnicy, która w całej swej rozciągłości wypełniła się w życiu Niepokalanej Dziewicy – powiedział kaznodzieja i zwrócił uwagę, że życie wieczne jest w człowieku zagrożone, ponieważ jego postawy wobec Boga i bliźniego noszą znamiona beznadziejności.
Kaznodzieja wymienił niewłaściwe postawy ludzi wobec Boga, które polegają na targowaniu się z Nim i wymaganiu by On nauczył się chodzić po drogach człowieka. Stwórca jednak mówi wyraźnie o życiu wiecznym i o śmierci wiecznej, czyli umieraniu dla nieba. – Wszyscy, którzy oddalają się od światła Słowa i ponad Boską mądrość przekładają słowa ludzkie, szukając jedynie swojej woli, stają się ślepi, przestają słuchać słów prawdy i miłości i głuchną na ocalające upomnienia. Wreszcie tracą zdolność mowy dającej życie, bowiem Słowo Boże zawsze ożywia – mówił. Zaznaczył, że każdy może stać się zaczynem zdrowia lub choroby Kościoła i Ojczyny. – Chcemy na tych maryjnych dróżkach uzmysłowić sobie kolejny raz jak ważna jest modlitwa, ta codzienna, wytrwała, za siebie, własne rodziny, Kościół, Ojczyznę, bo bez modlitwy nie znajdziemy w sobie tyle sił, by oprzeć się sprawom, które do Boga nie należą. Nie będziemy mogli widzieć prawdy i odkrywać przebiegłych zamysłów Złego – podkreślił.
– Świat, rodzinę, Kościół, Ojczyznę mogą odnowić jedynie ludzie o kochających sercach, którzy niczego innego nie chcą, tylko kochać, niezależnie od miejsca, czasu i warunków. Ta prosta miłość, która niczego nie chce, nie myśli o sobie i nie szuka wielkich czynów, staje się iskrą zapalną, choć wcale się tego nie spodziewa i o tym nie myśli. Chrystus i Jego Matka potrzebują sług i służebnic, którzy nie oglądają się na swoje i cudze rany – mówił. Stwierdził, że Pan i Maryja potrzebują ludzi mocnej wiary, którzy na wszystkie zdarzenia będą patrzeć ich oczami. – Oddajmy w prostocie nasze serca Maryi Matce. Ona jest prawdziwą Bożą Arką, a kto zamknie się w Jej przeczystym sercu i wyda się w Jej nieskalane ręce, ten zostanie zachowany dla nieba – zauważył o. Romuald Henryk Kośla OFM.
Po tradycyjnej procesji Pogrzebu Najświętszej Maryi Panny, Mszę św. przy kościele Grobu Matki Bożej w Brodach sprawował abp Marek Jędraszewski.
W homilii wskazał na szczególną bliskość dwóch najświętszych osób: Jezusa i Jego Przenajświętszej Matki. Przypomniał, że Maryja była przy swym Synu przez cały czas Jego ziemskiej wędrówki, od momentu poczęcia aż do śmierci. – Nie ma nic bardziej bolesnego niż to, jak Matka patrzy na śmierć swego dziecka. Nie ma nic bardziej przejmującego, a po ludzku rzecz biorąc – tragicznego. Była z Nim mocą swojej matczynej miłości. I to zrozumieją przede wszystkim matki – zauważył.
Podkreślił, że Maryja była szczególnie bliska Jezusowi i to Ją przede wszystkim Zbawiciel do końca umiłował. W chwili, gdy żegnał się ze światem, dał Jej swego ucznia Jana za syna, a tym samym oddał Jej cały Kościół.
Wszyscy, którzy patrzyli na godziny konania Zbawiciela, pozostali pod wrażeniem niezwykłej potęgi śmierci. Józef z Arymatei złożył ciało Chrystusa w grobie i odszedł, a po trzech dniach kobiety przybyły namaścić Jego ciało, szukając „umarłego pośród umarłych”, który był już „żywym wśród umarłych”. Św. Jan pobiegł do grobu, „ujrzał i uwierzył”. Podobna była postawa uczniów zdążających do Emaus, którzy słyszeli nowinę o zmartwychwstaniu, ale wciąż byli przejęci smutkiem i rozpaczą. – Jedynie Maryja w swoim sercu zachowała całą wiarę Kościoła, całą wiarę w to, co Chrystus trzykrotnie zapowiadał, że w Jerozolimie zostanie zdradzony, że będzie męczony, wydany na śmierć krzyżową, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. Jedynie Maryja wierzyła w to słowo Chrystusa i Ona jedynie zawarła w swoim sercu nadzieję, że On zatriumfuje nad śmiercią, grzechem i szatanem – powiedział abp Marek Jędraszewski. Mówił, że Niepokalana stała się Matką Kościoła pod krzyżem Golgoty, nosząc w sercu nadzieję Kościoła na tryumf Chrystusa i będąc uczestnikiem cudu przemiany serc apostołów pod wpływem Ducha Świętego.
Metropolita krakowski nawiązał do apokryfów, mówiących o życiu Maryi, która „tęskniła do końca tęsknoty”, w oczekiwaniu na śmierć, która pozwoli jej ponownie spotkać Syna. – Według tych opowiadań pobożnych Chrystus w momencie śmierci przyszedł do Niej. Tak jak Ona przyszła do Chrystusa, kiedy konał na krzyżu, tak Chrystus przyszedł w tak bardzo ważny, decydujący dla Niej moment przejścia z tego świata do Ojca i był razem z Nią – zauważył. W pamięci pierwotnych chrześcijan przejście Maryi z tego świata do Ojca odzwierciedlało w jakiejś mierze śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.
Arcybiskup odczytał fragment apokryfu „Transitus Mariae”, którego autorem miał być apologeta z II wieku Meliton, biskup miasta Sardes. Opisano w nim dokładnie okoliczności odejścia Matki Bożej do Jej Syna. Gdy pochowano Maryję, apostołowie modlili się przy Jej grobie, oczekując że Chrystus weźmie Ją do siebie. – Pozostali przy grobie Maryi, czekając na cud wniebowzięcia, na kolejny tryumf, którego fundamentem stało się Chrystusowe Zmartwychwstanie – mówił metropolita. Przypomniał przedstawiony w apokryfie moment spotkania Żydów, którzy chcieli zbezcześcić ciało Najświętszej Dziewicy. „Błagam cię, święty Piotrze, nie opuszczaj mnie w tak wielkiej potrzebie, bo strasznie cierpię w wielkiej męce” – mówił kapłan. „Jeśli jednak uwierzysz z całego serca w Pana Jezusa Chrystusa, którego Ona [Maryja] nosiła w łonie i pozostała dziewicą po narodzeniu, to łaskawość Pana, który obfituje w dobroć i zbawia niegodnych, da tobie także zbawienie” – odpowiedział mu św. Piotr. Kapłan ucałował łoże, na którym spoczywało ciało Maryi i został uzdrowiony, a Żydzi którzy uwierzyli w Jezusa, odzyskali zdrowie. – Takie jest przesłanie tego apokryfu, by wierzyć we wszystko to, co powiedział św. Piotr, Boży apostoł. Uwierzyć w to, czego naucza Kościół ustami i sercem Piotra. Uwierzyć najpierw w to, co ciągle głosi światu Kościół, ukazując prawdę Ewangelii – podkreślił arcybiskup. Stwierdził, że należy uwierzyć w nauczanie Kościoła, który mówi, że Chrystus w chwili ciężkiej choroby chce przyjść do człowieka w swym sakramentach. – Uwierzyć w to, że Chrystus chce być przy nas: przy każdej i każdym z nas właśnie w tak decydującym o całej naszej wieczności momencie. Uwierzyć, że Chrystus przyszedł na świat, by nam służyć, a nie żeby Jemu służono i Jego służba w założonym przez Niego świętym Kościele trwa. Uwierzyć i przyjąć Chrystusa w Jego sakramentalnych znakach – wskazał.
Przywołał słowa modlitwy „Zdrowaś Maryjo”, która od wieków towarzyszy chrześcijanom. – Módl się za nami grzesznymi, Maryjo, aby w godzinie naszej śmierci przyszedł do nas – tak jak niegdyś do Ciebie – miłosierny Chrystus wraz ze swoim przebaczeniem i zbawieniem i aby wprowadził nas do domu swego Ojca na wieczność całą – dodał arcybiskup.
Na zakończenie prowincjał o. Egidiusz Włodarczyk OFM podziękował arcybiskupowi i powiedział, że jego obecność jest powodem wielkiej radości. Przywołał moment, gdy metropolita witał się z uczestnikami uroczystych obchodów i z nimi rozmawiał. – Bardzo wiele osób chciało spojrzeć w oczy księdza arcybiskupa i uścisnąć jego dłoń, poprosić o błogosławieństwo, powiedzieć o swej radości czy smutku, poprosić o modlitwę, czy zapewnić o niej. Księże arcybiskupie – to prawdziwy i najpiękniejszy obraz tego kim dla wierzącego człowieka jest biskup i kim dla biskupa jest człowiek powierzony jego pieczy – powiedział. Podziękował za obecność także bp. Robertowi Chrząszczowi. – Jesteśmy dumni, że ksiądz biskup czuje się tutaj jak u siebie – podkreślił. Wyraził również wdzięczność wszystkim zebranym kapłanom i pielgrzymom. – Dziękuję wszystkim tym, którzy są tutaj i byli z nami. Dziękuję tym, którzy zechcieli do mnie podejść. Te wszystkie intencje i prośby kierowane do mnie ofiarowałem Bogu podczas tej Mszy św. – odpowiedział arcybiskup i udzielił zebranym pasterskiego błogosławieństwa.