„Komu w drogę, temu czas” , tymi słowami pożegnał się Jan Paweł II z pielgrzymami na Jasnej Górze i helikopterem udał do Zakopanego na trzydniowy odpoczynek. Góry i mieszkańcy Podhala czekali na dostojnego gościa, przygotowując się od dłuższego czasu na jego przybycie. A wypatrując na niebie papieski helikopter, górale palili watry, by wyrazić to, jak bardzo czekają.
Helikopter papieski wylądował na płycie boiska Centralnego Ośrodka Sportowego. Ojca Świętego przywitała góralska kapela. Po czym długo oczekiwany Gość udał się do „Księżówki”, czyli ośrodka Konferencji Episkopatu Polski, który stał się na czas jego pobytu w Zakopanem „małym Watykanem”.
W stolicy polskich Tatr papież przebywał od środy do soboty, tj. od 4 czerwca wieczorem do 7 czerwca popołudniu.
W trakcie trzech dni papież miał kilka spotkań z wiernymi. Odprawił dwie Msze św. z udziałem wiernych, tj. pod Wielką Krokwią a także z okazji konsekracji sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Spotkał się dziećmi w kościele Świętej Rodziny oraz nawiedził kościół pod wezwaniem Świętego Krzyża, gdzie czekała na niego grupa osób chorych.
Zwłaszcza czwartek był dniem odpoczynku. Ponad godzinę papieski helikopterem latał nad Tatrami. Z powodu złej pogody helikopter nie mógł wylądować na polonie pod Wiktorówkami. Papież był tego dnia w schronisku nad Morskim Okiem i w kaplicy na Jaszczurówce u sióstr urszulanek. W piątek natomiast udał się na Kasprowy Wierch i Kalatówki. Natomiast na prośbę Ojca Świętego zorganizowano w dniu wyjazdu z Zakopanego podróż samochodem przez Kościelisko i Gubałówkę do sanktuarium w Ludźmierzu. Papież mógł kontemplować piękno gór i Podhala.
Pod Wielką Krokwią, 6 czerwca 1997 r., zgromadziło się około 300 tys. ludzi, wśród nich także liczni pielgrzymi ze Słowacji, Czech i Węgier.
„Kiedy papież przyjechał pod skocznię, tłum zafalował. Zaczęła grać 180-osobowa kapela, w tym muzycy z Chicago. Śpiewał też ponad 100-osobowy chór” – relacjonował wydarzenie pewien dziennikarz. Jeden z reporterów zapytał papieża przed Mszą św. „Jak się Ojciec Święty czuje?” Papież odpowiedział: „Jak widać, o lasce, ale jak w domu” („Życie”, 7-8 czerwca 1997).
Ołtarz został zbudowany z drzewa w kształcie góralskiego szałasu. Przez długość skoczni do stóp ołtarza rozciągnięto białą wstęgę, a na szczycie obiektu postawiono biały krzyż. Nad całym zgromadzeniem stał krzyż na Giewoncie jako „zwieńczenie świątyni Podhala”, poniekąd „zwieńczenie świątyni całej ojczyzny”, gromadzącej mieszkańców regionu i duchowo łączących się Polaków.
Górale powitali Ojca Świętego, składając mu hołd, dziękując za przykład życia i prosząc o prowadzenie ich do Boga. Ten wymowny akt rozgrzał serca uczestników liturgii, która przypominała spotkanie z ojcem, a zarazem Bożym człowiekiem niosącym słowo życia.
„Jakże wdzięczni jesteśmy za to dzisiejsze spotkanie. Czekaliśmy na nie długo. Od dawna zapraszaliście papieża, […]. Zakopane się doczekało i ja się doczekałem” – odpowiedział Ojciec Święty na powitanie, także wzruszony i rozradowany spotkaniem pod Krokwią.
Tę piękną scenerię i podniosłą atmosferę Jan Paweł II wypełnił głębokim przesłaniem o chrześcijańskiej miłości, którą objawił Jezus, a wyraża Jego przebite Serce i znak krzyża. Jest to przesłanie pełne nadziei. Stąd wezwanie papieża do szacunku dla krzyża i jego obrony było i jest wezwaniem do obrony miłości i nadziei, którą przynosi Chrystus. Są to wartości chrześcijańskie, ale także na wskroś uniwersalne.
Msza św. pod Wielką Krokwią przypadła w liturgiczną uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. W homilii Ojciec Święty, nawiązując do przebitego boku Jezusa wiszącego na krzyżu, przedstawił głęboki sens życia ludzkiego, które winno być odpowiedzią na miłość Boga.
Przebity bok Jezusa, z którego wypłynęła krew i woda były dowodem śmierci Jezusa, ale dla Jego uczniów są przede wszystkim dowodem Jego miłości do każdego człowieka. Tę prawdę wyznajemy i ją zgłębiamy w nabożeństwie do Serca Jezusa i przez szacunek do krzyża. „Nauka krzyża” jest dla nas mocą i nadzieją oraz siłą do miłości i służby życiu.
Tą drogą szły dwie kobiety, które zostały beatyfikowane podczas Mszy św. w Zakopanem: s. Bernardyna Maria Jabłońska i s. Maria Karłowska, „ujawniły w pełni godność kobiety i wielkość jej powołania”. Potrzeba takich świadectw, by „dzisiejszy świat docenił wartość ludzkiego życia” – powiedział papież.
Kochające Serce Jezusa jest „centrum” Bożego planu odkupienia świata. „W mocy tego planu człowiek ma przystęp do Boga, jak dziecko do Ojca”. W tym kontekście Jan Paweł II wypowiedział zdanie, które złączyło piękną scenerię Mszy św., tą świątynię przyrody od krzyża na Giewoncie do wybrzeża Bałtyku, z głębią ewangelicznego przesłania. Powiedział:
„Chrześcijaństwo oznacza nowe stworzenie, nowe życie – życie w Chrystusie, przez którego człowiek może mówić do Ojca: Abba – Ojcze mój. Ojcze nasz”.
Co oznacza w praktyce być „nowym stworzeniem”? Mieć „nowe życie”? Czy jesteśmy „nowym stworzeniem” tylko wtedy, kiedy wchodzimy na szczyty doskonałości i świętości? Czy jesteśmy nim od święta czy też na co dzień?
Na to pytanie – moim zdaniem – papież odpowiedział w krótkim dopowiedzeniu przed udzieleniem błogosławieństwa.
Nawiązując do krzyża na Giewoncie i do tej świątyni, którą od Tatr do Bałtyku tworzą Polacy, Jan Paweł II podkreślił, że krzyż „mówi całej Polsce: Sursum corda!”
Słowa ze wstępu do prefacji eucharystycznej przygotowują nas na moment przeistoczenia. W codziennym życiu spojrzenie na krzyż, a na nim na Tego, którego przebili (por. J 19,37) jest przypomnieniem, że nie ma takiego upadku, z którego nie można powstać. Nie ma błędnej drogi, z której nie można zawrócić. Nie ma grzechu, który nie byłby odkupiony krwią Chrystusa. Wezwanie „w górę serca! – jest przypomnieniem o nadziei, którą przynosi Jezus. Spojrzenie na krzyż jako wezwanie do nadziei jest początkiem przemiany człowieka mocą miłość Chrystusa. Ze szczytu nadziei każde życie nabiera sens.
Świat, piękna przyroda, dobra materialne, osiągnięcia czy porażki, szczęście czy też niepowodzenie doczesne, wszystko to winno być drogą ku górze… By bardziej być, aniżeli więcej mieć.
Jesteśmy „nowym stworzeniem”, kiedy nie zapominamy, że jesteśmy „bardzo w rękach Boga”. Mamy „nowe życie”, ilekroć dobrem zwyciężamy zło. Siłą chrześcijaństwa jest jego humanistyczny i egzystencjalny potencjał drzemiący w wiecznych prawdach.
Na czym polegał fenomen Mszy św. pod Wielką Krokwią w Zakopanem? Moim zdaniem nie na folklorze góralskim, nie na wysokiej skali emocji, ani też na genius loci otaczających gór.
Uważam, że rzadko dochodzi do zharmonizowania ze sobą jednocześnie tylu elementów, jak to miało miejsce podczas omawianej uroczystości: scenerii, głębi słowa i przesłania, poziomu emocji, podniosłej atmosfery, piękna liturgii z pięknem przyrody, logiki zdań i wyobraźni, historii i aktualności. Rzadko też synchronizacja tych elementów dokonuje się na takim poziomie doświadczenia religijnego. Stąd też wydarzenie to odcisnęło głęboki ślad w pamięci ludzi.
W Zakopanem doszło do zestrojenia serc i umysłów ludzi dzięki autorytetowi św. Jana Pawła II. Warto pamiętać, że na ten autorytet składały się etapy jego życia i posługi, wysiłek duchowy i intelektualny, jego postawa moralna i prorocka odwaga, z którą nauczał.
Chlubą dla zgromadzonych było to, iż stanął wśród nich następca Piotra. Ale przede wszystkim to jego braterska a zarazem ojcowska miłość do rodaków oraz fakt, że był Bożym człowiekiem nadały spotkaniu pod Wielką Krokwią charakter wyjątkowy, tworząc razem z wiernymi niezapomniane, historyczne i wciąż inspirujące wydarzenie.