Publikujemy autoryzowany zapis rozmowy o. Dariusza Drążka CSsR z metropolitą krakowskim księdzem arcybiskupem Markiem Jędraszewskim.
Radio Maryja, 8 VIII 2019, Audycja „Aktualności Dnia”
Księże Arcybiskupie, witamy serdecznie na antenie Radia Maryja i może zacznę od takiego bardzo ogólnego pytania: jakie jest zadanie biskupa, pasterza w Kościele?
Ma nauczać, prowadzić ludzi powierzonych jego pieczy drogami Bożymi do zbawienia. To jest jego główne zadanie: głoszenie Ewangelii.
1 sierpnia Ksiądz Arcybiskup wygłosił homilię, którą dzisiaj na różny sposób żyje cała Polska. Jedni odsądzają Księdza Arcybiskupa od czci i wiary, inni mówią: nareszcie jasny, stanowczy głos pasterza. A najwięcej emocji wywołały słowa, które nawiązywały do poety Powstania Warszawskiego „Ziutka” Szczepańskiego i wiersza Czerwona zaraza. Ksiądz Arcybiskup mówił: „Dzisiaj już wiemy, że czerwona zaraza po naszej ziemi nie chodzi, co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska i bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha, neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa”. Tęczowa zaraza – co to takiego?
Dla mnie rzeczą godną najwyższego zastanowienia jest to, dlaczego „Ziutek” Szczepański, widząc tragedię dogorywającego Starego Miasta Warszawy i zdając sobie sprawę, że po drugiej stronie Wisły stoi Armia Czerwona, użył właśnie tego słowa: „zaraza”. Zaraza, czyli coś, co może doprowadzić nas do straszliwej, śmiertelnej choroby duchowej. On nie mówił, że przychodzi wojsko, które może do nas strzelać (co też, jak wiemy, miało miejsce), ale o jakimś ogromnym zagrożeniu duchowym dla narodu polskiego, które nastąpi z chwilą, gdy oni – reprezentanci i „utrwalacze” systemu bolszewickiego – do nas przyjdą. A z drugiej strony „Ziutek” doskonale wiedział, że oni przyjść muszą, jeśli powstańcy i ludność cywilna, znajdujący się po lewej stronie Warszawy, chcą fizycznie przeżyć zagładę, na którą zostali skazani rozkazem Hitlera. To całkowicie realne niebezpieczeństwo – wystarczy wziąć pod uwagę rzeź Woli dokonaną na ludności cywilnej przez Niemców – „Ziutek” Szczepański określił w swym wierszu mianem „czarnej śmierci”. Z wyczuwalną rozpaczą pisał on więc: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo”. Zwłaszcza przejmująca jest następująca strofa wiersza Czerwona zaraza: „Czekamy ciebie – ty zwlekasz i zwlekasz,/ ty się nas boisz i my wiemy o tym,/ chcesz, byśmy wszyscy tu legli pokotem,/ naszej zagłady pod Warszawą czekasz”. Tak też się stało. Na wkroczenie żołnierzy z prawej strony Wisły trzeba było czekać bardzo długo – aż do połowy stycznia ’45 roku. Tak zwane „wyzwolenie Warszawy” było wkroczeniem do wielkiego gruzowiska – prawdziwej pustyni, jaka pozostała po mieście, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej tętniło temu życiem, a przede wszystkim nadzieją. Po tym wkroczeniu zaczęło się to, co przynajmniej umownie trwało do ’89 roku, a więc bardzo długo – całe 45 lat. A de facto trwało dużo, dużo dłużej. Zostaliśmy zainfekowani chorobą, którą Czesław Miłosz w książce Zniewolony umysł nazwał „ukąszeniem heglowskim”, czyli takim zatruciem umysłów, które sprawia, że człowiek jest gotów wyrzec się prawdy i przez to oddać swoją duszę temu, który chce nad nią sprawować swą władzę. To jest to, o czym pisał Orwell w książce Rok 1984. Istota systemu bolszewickiego, tej prawdziwie czerwonej zarazy, polegała bowiem na tym, że najpierw trzeba było zabić duszę człowieka, który wpadł w tryby tego systemu, a dopiero potem jego ciało. Niemcy w coś takiego się nie bawili – jeśli jakiś więzień obozu koncentracyjnego był już na tyle wyczerpany, że nie nadawał się do dalszej pracy, szedł po prostu do krematorium. Od razu przemieniano go w popiół. Podobne w treści analizy znajdziemy w książce prof. Barbary Skargi pt. Po wyzwoleniu 1944-1956. Jednakże Czesław Miłosz i Barbara Skarga swoje przemyślenia czerpali z osobistych doświadczeń tego, co naprawdę dla Polaków wiązało się z ideologią bolszewicka. Natomiast „Ziutek” Szczepański pisał swój wiersz, jeszcze zanim Armia Czerwona wkroczyła na dobre do naszego Kraju. Niezwykle trafnie, prawdziwie proroczo, określił to niebezpieczeństwo, które groziło Polsce i Polakom. Miał jednak przekonanie, że Polska z tego wszystkiego kiedyś wyjdzie – i dlatego pisał, zwracając się do „czerwonej zarazy”: „Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły nowa się Polska – zwycięska – narodzi i po tej ziemi ty nie będziesz chodzić”.
Osoby, które oburzyły się na homilię Księdza Arcybiskupa, mówią, że nie ma czegoś takiego, jak ideologia LGBT. Przekonują o tym w studiach telewizyjnych. Co Ksiądz Arcybiskup w związku z tym by powiedział?
Oczywiście, że jest ideologia LGBT, to nie ulega żadnej wątpliwości. Jest to bardzo określony system myślenia, pewien określony system wartości – choć dokładnie trzeba by powiedzieć: antywartości, który przede wszystkim jest antychrześcijański. Jednoznacznie odrzuca on bowiem chrześcijańskie przesłanie o Bogu, który stworzył człowieka na swój obraz jako kobietę i mężczyznę, który ich powołał do życia małżeńskiego i do małżeńskiej płodności. To wszystko jest odrzucane, bardzo systematycznie i w sposób – nie bójmy się tego powiedzieć – totalitarny. A to dlatego, że tak jak kiedyś, za czasów komuny, w Polsce trzeba było podpisać lojalkę, chociażby w postaci przynależności do PZPR, tak teraz trzeba też taką lojalkę mniej lub bardziej oficjalnie podpisać poprzez uległość wobec tych przełożonych w pracy czy w środowisku życia, którzy stoją na straży poprawności politycznej. Każdy bunt przeciwko tej ideologii kończy się wykluczeniem z pracy czy z pewnych środowisk, w których się dotychczas przebywało i żyło. Czyni się to w imię nowej wizji świata, którą głoszą główni liderzy ideologii LGBT w Polsce, parodiując przy tym słowa Ojca Świętego Jana Pawła II. Ale jeśli się tak czyni – a tak właśnie się czyni – to nie ulega wątpliwości, że za tym wszystkim kryje się bardzo określona doktryna ideologiczna. Jest nią właśnie ideologia LGBT.
Jeden z tych liderów, których pewnie Ksiądz Arcybiskup ma na myśli, pisze list do Papieża ze skargą na Księdza Arcybiskupa, ale też mówi: „Marzę o tym, aby spotkać się ze arcybiskupem Jędraszewskim, żeby powiedział mi prosto w twarz, że jestem tęczową zarazą”.
Tego oczywiście mu nie powiem, ponieważ ja mówiłem o ideologii, a nie o ludziach tę ideologię głoszących. Trzeba te dwie rzeczy bardzo wyraźnie od siebie odróżnić. Była ideologia bolszewicka, marksistowska – i byli też poszczególni komuniści, którzy za tą ideologią szli, mniej lub bardziej świadomie, mniej lub bardziej konsekwentnie. I to jest historia ludzi. A Kościół ludzi nie potępia, lecz potępia zło. Także to zło, które przyjmuje kształt określonej ideologii.
A jak odróżnić grzech od grzesznika?
Grzesznikiem jest człowiek uwikłany w zło, mniej lub bardziej świadomie. Grzech ciężki to grzech, który popełnia człowiek na skutek swej wolnej i w pełni świadomej decyzji na rzecz zła w materii bardzo poważnej. Taki grzech Kościół potępia, bo tak czynił też Pan Jezus. Ale jednocześnie Pan Jezus – jako Zbawiciel i Odkupiciel świata – pochylał się nad losem tych ludzi, którzy uwikłali się w zło, przynosząc im nadzieję wyjścia z niego.
Na Tweeterze cześć osób, która wzięła udział w akcji „Jestem LGBT”, pokazując swoją twarz, mówiąc: „Jestem człowiekiem, sprzedaję ci bułki, projektuję twój dom, przeprowadziłem cię na pasach”, mówiła, że nie ma ideologii LGBT, są ludzie. Czy Pan Jezus kocha gejów, lesbijki, osoby biseksualne, transpłciowe? I kim są one dla Kościoła?
Pan Jezus umarł za wszystkich ludzi. Bez wyjątku. I nie wprowadzał tutaj żadnych kategorii. Jednocześnie sam mówił, że nie przyszedł zmieniać prawo Boże, ale je wypełnić. Dlatego też w imię Bożego prawa potrafił wobec pewnych ludzi wypowiadać bardzo trudne słowa. Chociażby w odniesieniu do faryzeuszów określał ich „pobielanymi grobami”. Równie twardy był wobec kupczących w świątyni. Nie zgadzał się na zło, a przede wszystkim nie zgadzał się na to, by człowiek swoimi czynami obrażał Pana Boga. Bronił Bożego majestatu, bronił obrazu Boga pełnego miłosierdzia. Nie można mówić o Bogu jako Ojcu bogatym w miłosierdzie, jeśli ten Bóg nie pochyla się nad człowiekiem grzesznym, który w pewnym momencie – dzięki łasce Bożej – jest w stanie powiedzieć o swoich czynach: tak, one były złe, były grzeszne i dlatego ja za nie żałuję, Ja Ciebie, Panie Boże, za nie przepraszam. Tu zaczyna się wielka przestrzeń odrodzenia duchowego, odzyskiwania Bożego dziecięctwa. To jest właśnie to, co przyniósł Pan Jezus, który nie przyszedł świat potępić, ale go zbawić.
Czy w Kościele są grzechy, które – pamiętam z katechezy – nazwane były grzechami cudzymi: np. namawiać kogoś do grzechu, zezwalać na grzech, pobudzać do grzechu, milczeć, kiedy ktoś grzeszy, usprawiedliwiać czyjś grzech?
Nic nie słyszałem, aby te grzechy przestały obowiązywać. Jesteśmy Bożym ludem, powołanym do tego, aby razem dojść do zbawienia. Zatem musimy sobie w tej drodze pomagać, także przez wskazywanie, że jakaś określona droga jest zła i że z niej się trzeba wydobyć po to, żeby wrócić do nauczania ewangelijnego i razem z innymi zdążać za Panem Jezusem, mocą Ducha Świętego, do świętości, do zbawienia.
Pośród osób, które oburzyły się na homilię Księdza Arcybiskupa jest także dominikanin, o. Paweł Gużyński, który zadeklarował, że co tydzień będzie wysyłał mail do Księdza Arcybiskupa, by Ksiądz Arcybiskup przestał być pasterzem Archidiecezji Krakowskiej. I zachęca do tego innych i mówi, że choć wyraża oczekiwanie dymisji, celem jest mobilizacja tej części polskich katolików, którzy nie należą do – jak to określił – „środowiska Radia Maryja” i którzy mają inną opinię, jak należy głosić naukę Kościoła, także w kwestii seksualności. Czy ta słowo, ta „inna opinia” ma jakiś wpływ na Księdza Arcybiskupa?
Zdaję sobie sprawę z tego, że są różne opinie, także wśród katolików, odnośnie do różnych zagadnień związanych z nauką Kościoła, zawartą zwłaszcza w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Zawsze jednak można zadać sobie pytanie, czy te opinie są zgodne z tym, co znajdujemy w zapisie doktryny Kościoła, przedstawionej w sposób bardzo jasny i precyzyjny w tym Katechizmie. To zawarty w nim wykład wiary stanowi najbardziej podstawowe kryterium, na podstawie którego można określić, kto naprawdę jest związany z czystą doktryną nauczania katolickiego, a kto ma tylko swoje opinie i według tych opinii chce kształtować nie tylko siebie, ale i innych. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że taka droga odchodzenia od doktryny Kościoła w minionych wiekach bardzo często prowadziła do schizm, do herezji, ponieważ odchodziło się od tego, co stanowi o istocie przynależności do Kościoła katolickiego.
Księże Arcybiskupie, redakcja „Tygodnika Powszechnego”, tygodnika katolickiego o tematyce społeczno-kulturalnej, która zresztą sąsiaduje z Księdzem Arcybiskupem w Krakowie, zamieściła tekst Nowina o zarazie i wnioski są takie, cytuję: „Przesłanie kazania, które 1 sierpnia wygłosił abp Marek Jędraszewski, jest przeciwne nauce Jezusa. Metropolita krakowski wezwał do walki nie z własnym grzechem, lecz z innymi ludźmi. (…) Takich wezwań nie wygłasza się niewinnie. Ich konsekwencją może być dalszy wzrost wzajemnej wrogości: z jednej strony wobec osób LGBT, ale także, prawem rykoszetu, wobec kleru i wszystkich katolików”. Jakiś komentarz?
Ja nie wzywałem do walki z ludźmi ani też do nienawiści. To jest nieprawda. I już to wskazuje, jak bardzo głęboko nieuczciwe intelektualnie są tego rodzaju stwierdzenia, w dalszej swej części będących groźbą wobec tego, co mogłoby się w Polsce wydarzyć. Miejmy nadzieję, że się nie wydarzy. Tak nieuczciwe stawianie sprawy sprawia, że nie możemy się na to zgodzić, bo to jest kłamstwo. A po wtóre, to pokazuje, jak pewne środowiska w imię swoistego ideologicznego zaślepienia potrafią manipulować oczywistymi faktami, bo przecież to, co powiedziałem, było od samego początku zarejestrowane. Autoryzowany tekst mojej wypowiedzi pojawił się także na stronie internetowej Archidiecezji Krakowskiej i na łamach „Naszego Dziennika” i nikt nie znajdzie w nim tych stwierdzeń, o które na łamach „Tygodnika Powszechnego” zostałem pomówiony. Mam prawo oczekiwać sprostowania i przeproszenia.
Co Ksiądz Arcybiskup sądzi o ostatnich próbach wprowadzania przez niektóre samorządy edukacji seksualnej w szkołach w oparciu o wytyczne WHO. Co ciekawe, zwykle te samorządy, które myślą o wprowadzeniu tego, jednocześnie kierują prośby do biskupów o ograniczenie lekcji religii?
Po pierwsze, samorządy nie mają prawa zmieniać wytycznych Ministerstwa Edukacji Narodowej, gdy chodzi o to, co powinno być nauczane w szkołach. To po prostu nie są ich kompetencje. Po wtóre, w preambule obowiązującej ustawy o oświacie jest mowa o tym, że nauczanie i wychowanie w polskich szkołach ma respektować chrześcijański system wartości, a za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki. Próba wprowadzania tego typu seksedukacji jest łamaniem najbardziej podstawowych praw, które aktualnie obowiązują w Rzeczypospolitej Polskiej. To trzeba od strony prawnej jasno stwierdzić. Jeśli chodzi o wymiar moralny seksedukacji, zwłaszcza związanej z wytycznymi WHO, prowadzi ona bardzo wyraźnie i jednoznacznie do tego, żeby niewinne dzieci – już na poziomie przedszkoli – deprawować. Stąd ogromny apel, który Kościół kieruje nie tylko do ludzi wierzących, ale do wszystkich rodziców zatroskanych o zdrowe życie duchowe swoich dzieci, żeby protestowali i nie dopuszczali do nieszczęść, które te dzieci nieuchronnie czekają, jeśli te programy zostaną dopuszczone i wprowadzone w życie szkolne.
Wspomniał Ksiądz Arcybiskup również o pewnych symptomach, z którymi mamy dziś do czynienia, jak na przykład usuwanie profili, komentarzy, zamykanie kanałów społecznościowych z powodu – jak to jest określane – „naruszania reguł społeczności”. Na przykład homilia Księdza Arcybiskupa zniknęła z profilu Radia Maryja w serwisie YouTube, później została przywrócona. Ale także w realu katolicy zaczynają tracić pracę, wchodzą kampanie reklamowe globalnych koncernów, promujące związki jednopłciowe na ulicach. Mają pojawić się także specjalne klauzule o niewykluczaniu osób LGBT. Czy to są przejawy jakiegoś totalitaryzmu światopoglądowego? Starożytna maksyma mówi „Cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i patrz końca”. Jaki będzie tego koniec, Księże Arcybiskupie, do czego dojdziemy?
Niektóre współczesne propozycje intelektualne, na przykład w postaci ideologii gender, prawdziwie zadziwiają, ponieważ wydawało się jeszcze do niedawna, że nie można podważyć czegoś tak oczywistego jak to, że człowiek jest kobietą lub mężczyzną. Dziś okazuje się, że można, a nawet należy. Wiele zależy od tego, na ile my ulegniemy tej totalitarnej presji. Przykład Węgier z ostatnich dni pokazuje, że jednak Coca-Cola na skutek oporu jej mieszkańców, którzy w swej większości nie są wcale katolikami, musiała wycofać się z propagandy na rzecz LGBT, ponieważ ludzie w imię zdrowego rozsądku tę ideologię odrzucili. Konieczna jest zatem wielka i zarazem ciągła mobilizacja społeczna, która postawi wyraźną tamę temu złu, które chce zawładnąć naszymi umysłami i sercami.
W zakończeniu homilii Ksiądz Arcybiskup odnosi się do słów bohaterki wiersza Dziesięć kroków, która mówi: „Nie ustawaj synku, jeszcze dziesięć kroków. Dziesięć albo chociaż jeden”. Aby nie ustawać w tym sprzeciwie, jakie kroki, albo chociaż jeden, możemy dziś zrobić?
Należy wpływać na samorządy i na tych, którzy stanowią prawo, żeby ustrzec nas – także od strony prawnej – przed tym wielkim niebezpieczeństwem, jakie zagraża naszym sercom i umysłom. Zwłaszcza sercom i umysłom małych, niewinnych i bezbronnych dzieci, które dotknięte tego rodzaju złem będą siłą rzeczy inaczej – to znaczy w sposób niezgodny z naturą człowieka i z jego osobową godnością – patrzyły na siebie samych, na swoich rodziców, na swoje otoczenie. Będą dotknięte, może nawet w sposób jeszcze bardziej głęboki i przerażający owym „ukąszeniem heglowskim”, które im zagraża w wydaniu ideologii LGBT.
Na koniec wyobraźmy sobie, Księże Arcybiskupie, że ulicami miasta idzie marsz równości. Gdzie byłby Pan Jezus, jaka byłaby Jego postawa, co by mówił, co by robił?
Na pewno by płakał nad tymi ludźmi, którzy nie poznali czasu nawiedzenia swego. Którzy nie potrafili zrozumieć, jakie piękno odnośnie do człowieka tkwi w głoszonej przez Niego i urzeczywistnianej przez całe Jego życie Ewangelii. Płakałby, upominał i wołał, by się nawrócili – dla ich dobra, dla dobra ich dzieci, dla dobrej ich przyszłości. Nie zapominajmy, jak Pan Jezus płakał nad Jerozolimą, że nie poznała czasu nawiedzenia swego, przepowiadając to, co się stanie na skutek tego, że odrzuciła Boga-Człowieka, który przynosił nadzieję życia wiecznego i łaskę odzyskanego dziecięctwa Bożego. Na pewno byłby gotów za tych ludzi po raz kolejny oddać swoje życie.
Księże Arcybiskupie, bardzo dziękuję. Ksiądz Arcybiskup jak każdy, ale zwłaszcza jako pasterz potrzebuje modlitwy, więc tę modlitwę obiecujemy także na antenie Radia Maryja, a w sobotę 10 sierpnia na ul. Franciszkańskiej 3 o godz. 15.oo będą osoby, które w modlitwie będą wspierać Księdza Arcybiskupa.
Za ten dar modlitwy w tym symbolicznym miejscu, jakim jest Franciszkańska 3, wszystkim serdecznie dziękuję. Pragnę, żeby to była modlitwa w intencji polskiego narodu, o jego duchowe przebudzenie, o powrót do Dekalogu i o budowanie fundamentów niezależnej, suwerennej Rzeczpospolitej, o które upominał się Ojciec Święty Jan Paweł II, zwłaszcza wtedy gdy w 1991 roku po raz pierwszy przybył do naszego Kraju po upadku komunizmu w roku 1989. Powiedział wtedy, że jeśli chcemy zbudować dobrą przyszłość w pełni wolnej i suwerennej Polski, musimy wrócić do Dekalogu i jego zasad. Taka modlitwa jest potrzebna nam wszystkim, naszym bliskim, znajomym, całej naszej Ojczyźnie. Dzięki niej będziemy mogli myśleć z nadzieją o dobrej przyszłości naszego narodu i Kościoła.