– Jan Paweł II chciał być blisko ludzi, ich spraw. Przemawiał do nich ich językiem. Chciał, aby wszyscy – aby także całe narody z ich kulturą i tożsamością – zajmowały należne im miejsce w jego pasterskim sercu – mówił kard. Stanisław Dziwisz sprawując Eucharystię w Sanktuarium Krzyża Świętego w Neuburgu nad Dunajem.
Poniżej publikujemy tekst homilii:
Neuburg an der Donau, 14 XI 2023
Bracia Kapłani
Drogie Siostry i drodzy Bracia!
Cieszę się, że po dwóch dniach w Augsburgu, gdzie uczestniczyłem w uroczystościach i spotkaniach związanych z jubileuszem żyjącego w X wieku świętego biskupa Ulryka, mogę się dzisiaj z wami modlić i sprawować Eucharystię w Sanktuarium Krzyża Świętego – Heilig Kreuz. Diecezja Eichstätt, w której żyjecie i pracujecie, sięga początkami VIII wieku i wyrosła z działalności wielkiego misjonarza św. Bonifacego oraz jego towarzysza św. Willibalda. Dziękujemy dziś Bogu za całe dzieje wiary na tej ziemi. Powierzamy Bożemu miłosierdziu wszystkie pokolenia, które odeszły już z tej ziemi do wieczności. Modlimy się również za wszystkich, z którymi wy sami dzielicie życie, pracujecie i podążacie drogami wiary, niezależnie od języka. W Chrystusowym Kościele – jak uczy nas św. Paweł Apostoł – „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteśmy kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (por. Ga 3, 28).
Przywożę wam dar modlitwy z Krakowa. Do tego naszego miasta, rozsławionego w świecie przez Papieża Jana Pawła II, przyjeżdża wielu turystów, podziwiając architekturę, kulturę i zabytki podwawelskiego grodu. Ale przybywa także wielu pielgrzymów, nawiedzających zwłaszcza Sanktuarium Bożego Miłosierdzia oraz położone w sąsiedztwie Sanktuarium św. Jana Pawła II. Obydwie świątynie wpisały się już nie tylko w pejzaż Krakowa, ale także w duchowy pejzaż Polski, a także sięgający poza jej granice. Pierwsze Sanktuarium związane jest ze świętą Siostrą Faustyną Kowalską i jej przekazanym Kościołowi i światu orędziem o miłosiernej miłości Boga. W Sanktuarium świętego Papieża pielgrzymi spotykają się duchowo z tym wielkim pasterzem, który wprowadził Kościół w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa i przekonywał nas, by się nie lękać i by otwierać na oścież przez Chrystusem drzwi, bo tylko On ma słowa życia wiecznego.
Liturgia słowa ostatnich tygodni i dni roku kościelnego stara się nas uwrażliwiać na tak zwane ostateczne sprawy człowieka, na czekający nas los po śmierci. Dzisiaj, odczytując fragment ze starotestamentalnej Księgi Mądrości, usłyszeliśmy jedne z najwspanialszych słów zapisanych w Piśmie Świętych, wyjaśniających nam, kim jesteśmy w oczach Boga, do czego jesteśmy stworzeni i jak bardzo jesteśmy związani z naszym Stwórcą i Panem. Nie jesteśmy dla Niego obojętni. Zapamiętajmy te słowa: „Dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Mdr 2, 23). Oto odpowiedź na najważniejsze pytanie o człowieka, o jego korzenie, o jego powołanie i godność i o jego ostateczną przyszłość. W świetle tej odpowiedzi rozumiemy jeszcze lepiej słowa z Księgi Rodzaju, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże (por. Rdz 1, 27). Zostaliśmy stworzeni do nieśmiertelności, bo Bóg chce dzielić się z nami swoim szczęściem nie na chwilę, nie na jakiś czas, ale przez całą wieczność.
Księga Mądrości, mówiąc o nieśmiertelności człowieka, nie unika trudnego pytania o to, po co w takim razie cierpienie i śmierć. Wiemy, że ta trudna rzeczywistość wkroczyła w życie człowieka jako konsekwencja grzechu i „zawiści diabła” (Mdr 2, 24). Ale wiemy także, że Bóg nigdy się z tym nie pogodził i dlatego trudne dzieje człowieka na ziemi stały się równocześnie dziejami zbawienia. Ostateczną odpowiedź wniósł w te dzieje Syn Boży, Jezus Chrystus, który – jak napisał krótko św. Paweł Apostoł w jednym ze swoich Listów – „przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (2 Tm 1, 10).
Natchniony autor Księgi Mądrości, jeszcze przed przyjściem Chrystusa na ziemię i Jego zmartwychwstaniem, udziela trafnej i budzącej wielką nadzieję odpowiedzi na cierpienie i śmierć człowieka: „Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. […] Oni trwają w pokoju. […] Bóg ich bowiem doświadczył ich znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę” por. (Mdr 3, 1-6). Niekiedy słyszymy te słowa podczas pogrzebów naszych bliskich i przyjaciół. Budzą w nas one nadzieję co do ich losu, ale także co do tego, co wcześniej czy później czeka każdą i każdego z nas.
W ubiegłym miesiącu obchodziliśmy czterdziestą piąta rocznicę wyboru Jana Pawła II. Starsi z nas pamiętają ten dzień, w którym kardynał pochodzący z kraju rządzonego wtedy przez ludzi kierujących się wizją człowieka radykalnie odmienną od wizji zapisanej w Księdze Mądrości, a przede wszystkim w Ewangelii, stał się pasterzem całego Kościoła i duchowym przywódcą świata. W ideologii marksistowskiej nie było miejsca dla Boga ani religii, którą wyznawcy ideologii uważali za opium dla ludu. Nie było miejsca dla bezinteresownej miłości drugiego człowieka, za to było miejsce dla nienawiści i walki klas. Wspomniana ideologia obiecywała zbudować raj na ziemi, ale po latach panowania – jak pamiętamy – zostawiła po sobie duchowe i materialne ruiny, nie mówiąc już o cierpieniu milionów jej ofiar.
Nie ulega wątpliwości, że Jan Paweł II wniósł poważny wkład w obalenie zakłamanego systemu komunistycznego i w przywrócenie narodom Europy Środkowo-Wschodniej wolności i suwerenności. Jemu też w dużej mierze zawdzięczamy obalenie Muru Berlińskiego, które – obok polskiej Solidarności – stało się symbolem epokowej zmiany w naszej części świata. Jan Paweł II miał do dyspozycji tylko prawdę o Bogu i człowieku i siłą tej prawdy stawił czoło uzbrojonemu po zęby systemowi. W jego walce ze złem towarzyszyła mu wiara, że to Bóg jest jedynym Panem historii. Towarzyszyła mu także nadzieja i przekonanie, zapowiedziane przez natchnionego Psalmistę i wypisane na gdańskim pomniku poległych stoczniowców, że „Pan da siłę swojemu ludowi, Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju” (Ps 29, 11). Ta nadzieja się spełniła i powinniśmy zawsze dziękować Bogu, że – niezależnie gdzie żyjemy –uwolnił nas od jarzma zniewalającego systemu.
Jan Paweł II ewangelizował świat słowem i postawą. Wielu z nas, starszych, pamięta jego podróż apostolskie do różnych krajów, także do Polski i Niemiec. Papież chciał być blisko ludzi, ich spraw. Przemawiał do nich ich językiem. Chciał, aby wszyscy – aby także całe narody z ich kulturą i tożsamością – zajmowały należne im miejsce w jego pasterskim sercu. Chciał być wszystkim dla wszystkich i dlatego, gdy odchodził do wieczności, w pewnym sensie żegnał go cały świat. A teraz, codziennie, pielgrzymują do jego grobu rzesze wiernych, powierzających mu swoje sprawy, troski i nadzieje, bo wierzą w jego orędownictwo u Bożego tronu.
Z pontyfikatu Jana Pawła II zapamiętamy zainicjowane przez niego Światowe Dni Młodzieży w różnych miasta Europy i świata. Dzięki jego duszpasterskiej intuicji młode pokolenie chrześcijan mogło i może dawać wyraz swej wierze i fascynacji osobą Jezusa Chrystusa, swojej radości zakotwiczonej w Ewangelii i w ten sposób również odmładzać Kościół – wielką wspólnotę ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana, do której wszyscy mamy przywilej należeć.
Wiemy, że Ojciec Święty ewangelizował także przez swoje cierpienie i umieranie. Doświadczył wiele cierpienia w swoim życiu, już od młodości, a szczególnie na ostatnim etapie swego życia i służby. Służył do końca. Nie ukrywał swego cierpienia i słabości. W ten sposób pomagał ludziom starszym, chorym i niepełnosprawnym, by nie tracili nadziei, by byli świadomi swojej godności i niepodważalnej wartości każdego człowieka, która nie zależy od jego fizycznej czy psychicznej sprawności, od tego czy jest produktywny, czy też wymaga troski i opieki od innych.
W końcu i przede wszystkim Jan Paweł II ewangelizował swoją świętością. Ona najbardziej zajaśniała, gdy księga jego życia została zamknięta późną porą, w wigilię święta Bożego Miłosierdzia. Wtedy odszedł do Pana po nagrodę Papież, który zalęknionemu, zagubionemu światu głosił miłosierną miłość Boga, a której najbardziej przejmującym symbolem jest zranione Serce wiszącego na krzyżu Chrystusa – Serce będące gorejącym ogniskiem miłości.
Powierzmy, siostry i bracia, wszystkie nasze sprawy miłosiernemu Panu. Prośmy, byśmy mogli być wiernymi Jego sługami wszędzie tam, gdzie On nas posyła zgodnie z naszym osobistym powołaniem, czy to na drodze życia i służby kapłańskiej, zakonnej lub w małżeństwie i rodzinie. Zdajemy sobie sprawę, że jeżeli jest w naszym życiu i służbie dobro, zawdzięczam je zawsze Bogu, bo to od Niego wszystko otrzymujemy, również zdolności, umiejętności i siły do czynienia dobra. Dlatego, tak jak nam dziś Jezus radzi w Ewangelii, z całą pokorą powinniśmy zawsze powtarzać: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17, 10).
Jezu, cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Twego!
Amen.
Stanisław kard. Dziwisz