Jak nieść pomoc prześladowanym chrześcijanom? Co Archidiecezja Krakowska robi, aby wspierać „zapomnianych braci” na Bliskim Wschodzie? Przed XVI Dniem Solidarności z Kościołem Prześladowanym rozmawiamy o tym z ks. Janem Witoldem Żelaznym, dyrektorem sekcji polskiej Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”.
Ks. Jan W. Żelazny, szef sekcji polskiej Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”: Podstawowym problemem, dotyczącym chrześcijan, szczególnie w Ziemi Świętej, jest to, że są zapomnianymi braćmi. Wszyscy wiedzą o wojnie Palestyńczyków, o prawach Izraela, a nikt nie bierze pod uwagę, że pomiędzy nimi, jak ziarenka pomiędzy dwoma kamieniami, są chrześcijanie. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że terytorium palestyńskie to także Betlejem, gdzie było przecież tak wielu chrześcijan, że na tych miejscach oni żyją i dalej świadczą o tym, że są obecni i że – paradoksalnie – są jedną z najbardziej, jeśli nie najbardziej poszkodowaną grupą w tym konflikcie. To nie jest duża liczba osób, ale procentowo oni są tymi, którzy ponoszą teraz największe ofiary.
Będących w Krakowie zapraszam do naszego miejsca, na „Pola Dialogu”. Można tu nie tylko otrzymać informacje, ale też w konkretny sposób pomóc, kupując rękodzieło tworzone przez tych ludzi. Dochód w całości idzie na pomoc dla nich. Można mieć więc pamiątkę np. z drewna oliwnego, a jednocześnie konkretnie ich wesprzeć. Mnie jednak chodzi szczególnie o dwa elementy. O element modlitwy, która jest przede wszystkim rozpoznaniem ich obecności. To zauważenie, że są chrześcijanie, którzy mówią po arabsku, których zwyczaje są może trochę odmienne od naszych, ale są to nasi bracia w wierze, czczący tego samego Pana Jezusa, wzywających pomocy tej samej Matki Bożej i jeszcze pozostający w jedności z Ojcem Świętym. Oni są.
Wszystko nas łączy. Dzieli nas to, że troszeczkę inaczej się ubieramy, ale czy to dużo? Chodzi o pamięć, żeby o nich wiedzieć, by o nich mówić. Rozmawiając o trwającej wojnie, powinniśmy też wiedzieć, że ona dotyka naszych braci i że Ziemia Święta to nie tylko Izrael. Dużą jej część stanowi Liban. Pan Jezus chodził w okolice Tyru i Sydonu, które znajdują się właśnie na południu tego kraju. Większość stanowią tam chrześcijanie.
To np. pomoc duchownym, którą archidiecezja – dzięki abp. Markowi Jędraszewskiemu – świadczy od dłuższego czasu. Ks. Arcybiskup napisał kiedyś list do księży, który mówił m.in. o tej konkretnej pomocy dla kapłanów, posługujących na Bliskim Wschodzie. Dzieje się to poprzez intencje mszalne. Księża z wielu parafii przekazują intencje, zamówione podczas uroczystości pogrzebowych, których oni sami nie są w stanie odprawić. Ja przekazuje je do Kościoła maronickiego, który rozdziela je pośród swoich kapłanów, przede wszystkim tych, którzy żyją poza wspólnotami zakonnymi. Dla nich często to jedyne utrzymanie, jakie mają. Dla nich to naprawdę duża pomoc ekonomiczna, a my jednocześnie zapewniamy modlitwę za naszych zmarłych.
Tak. Chcę też powiedzieć o dodatkowej pomocy finansowej, która płynie bezpośrednio z parafii, a która dociera np. do szkoły franciszkanek, która jest jedną z pierwszych placówek dla dziewcząt w Lewancie. Funkcjonuje ona w dużej mierze, dzięki pomocy przekazywanej z naszej archidiecezji. Organizowane są też akcje, dedykowane uczniom, którzy np. piszą do siebie listy. To jest ten drugi element: obok modlitwy, pamięć. Jestem niesamowicie dumny z tego, że diecezja, z której pochodzę, potrafiła się tak złączyć w niesieniu dobra. Dzięki temu np. dla dzieci z Budzowa ci chrześcijanie nie są już anonimowi. Mają imiona i nazwiska. To jest np. konkretna Miriam. Najgorsze jest przecież właśnie, gdy człowiek walczy, składa ofiarę, a jest sam w tym wszystkim. Dzięki tej działalności chrześcijanie na Bliskim Wschodzie wiedzą, że ktoś o nich wie, pamięta i mówi innym.
Zapominamy, że podstawowym czynnikiem, poprzez który mamy nieść Ewangelię światu, jest przykazanie, które zostawił nam Chrystus: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali; tak jak ja was umiłowałem”. On nas umiłował, oddając swoje życie w ofierze. Ci bracia też oddają swoje życie. Może nie zawsze fizycznie umierając, ale oddają swoje domy, swoje majątki, swoją przyszłość. Bądźmy razem z nimi i wypełnijmy wreszcie przykazanie, które zostawił nam Chrystus.
Tak było w całej tradycji Kościoła. Wydaje mi się, że to jest coś, co możemy zrobić i to, co robimy poprzez różne stowarzyszenia. Jeszcze raz powtarzam, jestem dumny z tego, co uczyniliśmy tutaj, w Archidiecezji Krakowskiej – z tego, że możemy to robić i że odległość kilku tysięcy kilometrów nie zmienia faktu, że jesteśmy w stanie być ze sobą, wypełniając przykazanie Chrystusa.