- Dziś Jan Paweł II, jutro Faustyna Kowalska, pojutrze ks. Popiełuszko. Co nam zostanie? Tylko ponawiane propozycje, żeby z placu św. Jana Pawła II wrócić do nazwy placu 1-go Maja, a może także rocznicy rewolucji październikowej, a może sięgniemy znowu po ideały Feliksa Dzierżyńskiego? Oto jest pytanie” - mówi ks. prof. Robert Skrzypczak.
W rozmowie z Anną Wiejak, ks. prof. Robert Skrzyczak odpowiada na pytanie, jak traktować trwającą obecnie nagonkę na św. Jana Pawła II. Poniżej publikujemy wypowiedź ks. profesora.
To, co pani nazywa nagonką czy w inny sposób próbą zlikwidowania postaci świętego autorytetu dla Polaków, czy autorytetu w skali globalnej, światowej Jana Pawła II łączy się z podjętą w Polsce kolejną fazą czy kolejną falą uderzeniową rewolucji transgenderowej. Wiadomo, że Jan Paweł II, tak samo jak i Kościół katolicki w Polsce są głównymi hamulcowymi zmian moralnych, obyczajowych, które zamierzają wprowadzić środowiska lewicowe, inspirujące się neomarksizmem, Gramscim, szkołą frankfurcką. W związku z tym lepszej okazji nie mogły wykorzystać, jak raport poświęcony kard. McCarrickowi. Oczywiście robili to na ślepo i bez żadnego związku z rzeczywistością. To co pojawiało się w polskich mediach począwszy od 10 listopada czyli od daty opublikowania raportu, wychodziło z ust albo przedstawicieli skrajnej lewicy, albo ze środowiska apostatów. To wszystko było nastawione na to, żeby w przekonaniach, w wyobraźni publicznej zniszczyć, a przynajmniej nadwyrężyć autorytet papieża Jana Pawła II.
Przypomnę tylko, że Kościół katolicki swoim nauczaniem o nierozerwalności małżeństwa, o tym, że małżeństwo to mężczyzna i kobieta, o uprzywilejowanym statusie rodziny jako miejsca, gdzie przyjmuje się życie i gdzie wychowuje się życie, a więc miejsca osobotwórczego, o niezaprzeczalnej, bezdyskusyjnej godności życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci, stanowi tamę dla wprowadzania zmian transgenderowych w świecie. A pozycja Kościoła katolickiego właśnie dzięki pontyfikatowi Jana Pawła II, dzięki jego teologii ciała, personalistycznej wizji człowieka a także pozyskaniu młodego pokolenia poprzez jego niezwykły charyzmat (Światowe Dni Młodzieży) stanowią bastion. Trzeba w ten bastion uderzyć, spróbować go zniszczyć. Oczywiście są to kule słane na oślep, bo jeśli ktoś jest choć trochę inteligentny i choć trochę dociekliwy jeśli chodzi o fakty, a nie ma ochoty dać się porwać fali propagandy, tylko trzyma się rzeczywistości i spojrzy na watykański raport dotyczący casusu McCarricka, to przekona się, że fakty nie były takie, o jakich rzekomo mieliśmy się dowiedzieć z ust Leszka Millera, Sławomira Sierakowskiego czy eksksiędza i apostaty pana Obirka, tylko zupełnie inne. Sam raport ws. McCarricka pokazuje nam papieża Jana Pawła II w zupełnie innym świetle. Proszę wziąć pod uwagę, to jest 1999 i 2000 rok, czyli Jan Paweł II ma 80 lat, jest już dotknięty chorobą, a mimo tego każe badać dokładnie sprawę kard. McCarricka, każe Kongregacji ds. Biskupów zweryfikować wszystkie pogłoski, prosi o zebranie opinii innych biskupów ze środowiska, w którym działa i żyje McCarrick i na podstawie tego decyduje się wstrzymać kandydaturę bp. McCarricka na stolicę w Waszyngtonie. Dopiero osobisty list ówczesnego arcybiskupa McCarricka przekonuje Jana Pawła II, bo McCarrick przysięga w tym liście, że chodzi tylko i wyłącznie o próby zdyskredytowania go ze względu na jego działalność dyplomatyczną i związaną z papieskimi finansami, którymi się zajmował. Z drugiej strony papież otrzymuje też wiele opinii ze strony biskupów dotyczących McCarricka jako człowieka bardzo otwartego na ludzi, bardzo kochającego Kościół, którego pasterskie walory wielu docenia. Raport pokazuje nam papieża jako człowieka bardzo roztropnego, który się konsultuje, zasięga opinii zanim podejmie decyzję. Dopiero w 2017 roku odsłoniły się fakty pokazujące, że ta decyzja mimo tego wszystkiego okazała się błędna – 12 lat po śmierci Jana Pawła II i 8 latach prób podejmowanych przez Benedykta XVI, żeby wyjaśnić sprawę. Takiej perspektywy i takiej wiedzy nie mieli ludzie w 1999 czy w 2000 roku.
Wyciąganie zatem z tego wniosku, jakoby Jan Paweł II był odpowiedzialny za krycie pedofilii w Kościele, jakoby sam był współwinien temu to nie tylko jest nadużycie, dziennikarska nierzetelność – jeśli ktoś powiela takie wiadomości – ale jest to świadectwo, że została podjęta próba, aby obalić najważniejszy bastion, który nie pozwala uczynić z Polski łatwego łupu dla transgenderowej rewolucji.
W tych wszystkich atakach jest niesamowita perfidia, biorąc pod uwagę to, że św. Jan Paweł II był papieżem bardzo mocno związanym z młodzieżą. Miał niesamowity kontakt z młodymi ludźmi, bardzo często to właśnie do nich kierował swoje słowo. Uderzenie w jego osobę w sytuacji, kiedy dzisiaj obserwujemy zaostrzenie się walki o młodzież, nie jest przypadkowe…
Ależ oczywiście. Jesteśmy w czasach burzenia autorytetów, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Dzisiaj młodzi ludzie nie lubią autorytetów i od nich odchodzą. Jest to także podsypane ideologią lewicową, rewolucyjną, dyktującą, że wszelkie autorytety trzeba lekceważyć, trzeba im okazywać pogardę, poczynając od autorytetu ojca, matki, poprzez autorytet nauczyciela, profesora, księdza, świętych – trzeba się od tego odwracać w ramach walki z paternalizmem. Podkreślał to już bardzo mocno Marshall McLuhan, kanadyjski znawca zjawiska globalizacji i tego, jak w warunkach globalizacji funkcjonują media. Zwrócił on uwagę, że w tym momencie, kiedy przychodzi pokusa czy ochota, żeby zniszczyć wszelkie autorytety, „wyzwolić” ludzi od autorytetów, żeby nie mieli żadnych punktów odniesienia, bo wtedy będą łatwiejsi do zagospodarowania przez łatwe hasła lewicowo nasyconego buntu, rebelii, wówczas – McLuhan mówił – pojawią się prędzej czy później tzw. anonimowe autorytety, to znaczy te autorytety, które są wykreowane przez media: autorytet opinii publicznej, autorytet niewidzialnej ręki, która steruje, podpowiada, jak myśleć, jak oceniać fakty. Przykład ataku na św. Jana Pawła II przy okazji pojawienia się raportu dotyczącego McCarricka jest najlepszym tego dowodem. Wystarczy przejrzeć, jakie pierwsze opinie pojawiały się w polskiej przestrzeni prasowej. Proszę zwrócić uwagę, że sięgnięto po opinie osób, które do Kościoła nie należą, które z tym Kościołem się pożegnały poprzez akt apostazji, albo które kiedyś były wręcz wyszkolone w zwalczaniu Kościoła. Ja osobiście, jako widz czy odbiorca mediów czułem się tym obrotem spraw poniewierany.
Widać ewidentne, rażące w oczy próby dyskredytowania, przekazania pogardy w stosunku do św. Jana Pawła II, jego moralnego i duchowego autorytetu.
W tych wszystkich atakach – i to widać coraz wyraźniej – wcale nie chodzi o troskę o ofiary pedofilii, ale o brutalne posłużenie się nimi w celu obalenia pamięci o osobie, której spuścizna wielu pomogła podnieść się z najtrudniejszych sytuacji w życiu.
To nie jest jakaś nowość. To nie jest coś, co spowodowało, że mi zabrakło tchu, kiedy się spotkałem z tymi czasem niesprawiedliwymi, nieuczciwymi, a nieraz wręcz wrednymi wypowiedziami ze strony niektórych polityków, czy publicystów w Polsce w stosunku do Jana Pawła II. To mnie nie zaskoczyło. Próby zdyskredytowania Jana Pawła II nie tylko w Polsce, ale także na świecie i głównie właśnie w środowiskach nastawionych lewicowo-liberalnie i bardzo pozytywnie do galopujących zmian obyczajowych, które powinny według nich iść z duchem czasu, są wyznacznikiem linii postępu, zauważam już od momentu kanonizacji Jana Pawła II, czyli wyniesienia autorytetu Jana Pawła II do tego rozmiaru, że Kościół katolicki potwierdził to, co było w momencie umierania Jana Pawła II powszechnym przekonaniem i spontanicznie wychodziło z ludzi: „Santo subito!”. Cieszyliśmy się. Myśmy to rozpoznali, że mamy świętego. Nietrudno sięgnąć po podobne analogie – św. Franciszek i św. Antoni. Ich kanonizacje też przebiegały bardzo szybko i były w absolutnej zgodzie z odczuciem większości.
To pewnym środowiskom musiało się nie podobać. Nie było im na rękę. Począwszy od środowisk, które już wcześniej próbowały wyeliminować Jana Pawła II, także używając broni i kul, po środowiska, dla których Jan Paweł II był przede wszystkim niewygodnym, znienawidzonym nauczycielem i autorytetem młodego pokolenia. Trzeba było zadbać o to, żeby przede wszystkim młode pokolenie odciągnąć od przesłania chrześcijańskiego, bardzo atrakcyjnej wizji chrześcijańskiego życia, miłości, rodziny małżeństwa. Stąd właśnie zaczął się szybki proces tego, co my nazywamy dewojtyłizacją czyli obrzydzaniem postaci Karola Wojtyły, czy też próbami nawet dekanonizacji Jana Pawła II. Przypomnę kilka faktów. Dwa lata temu we francuskim „Le Monde” ogłoszono petycję sformułowaną przez dwie francuskie teolożki reprezentujące postępowe, lewicowe środowiska w Kościele katolickim, które wręcz domagały się dekanonizacji Jana Pawła II za zbyt – według nich – restrykcyjne podejście do etyki seksualnej, małżeńskiej. To samo potem powtórzył pracujący w Watykanie profesor Sciascia – rozważał on od strony prawnej możliwość dekanonizacji Jana Pawła II. Potem na początku tego roku, jeszcze przed pandemią, pojawiło się to w postaci listu wysłanego przez grupę biskupów w północnych Włoszech, którzy przepraszali swoich diecezjan za zbyt rygorystyczne i niedostosowane do mentalności i możliwości współczesnego człowieka nauczanie Jana Pawła II w sprawach seksualności i miłości. W wielu miejscach następowała próba przemilczania teologii ciała, czyli genialnej, bardzo przekonującej wizji ludzkiej miłości, otwartości na życie, wspaniałomyślności przekazu życia. Fala tzw. strajku kobiet, wcześniej także rebelii transgenderowej na polskich ulicach łączyła się z próbami podboju czy zdobywania kolejnych symbolicznych przyczółków w postaci owijania w tęczowe flagi pomników – od Chrystusa, przez Kopernika, aż po krzyż na Giewoncie. To stanowi kolejną broń w podjętej w tej chwili wojnie o dusze młodego pokolenia, próbę nakłonienia młodego pokolenia do apostazji.
Ja bym chętnie namawiał tych, którzy obserwują wydarzenia w Polsce i wydają się skłonni popierać to, czego żądają przywódczynie strajku kobiet czy innych środowisk feministycznych, do czego dołączają się skrajnie lewicowe partie neomarksistowskie w Polsce, żeby zwrócili baczną uwagę na to, co działo się w Europie Zachodniej od 1968 roku, poprzez lata 70: rewolucja seksualna, wychodzenie na ulice, na barykady, próby profanowania miejsc świętych i kościołów, które przerodziło się w latach 70. w ruch także domagania się radykalnych zmian obyczajowych, lewicowych, wspierany metodologią terrorystyczną i do czego to doprowadziło 50 lat później. Mamy dzisiaj w Europie pokolenie, które jest niezdolne podejmować jakiejkolwiek odpowiedzialności, pokolenie sfeminizowanych mężczyzn, wyemancypowanych kobiet, ludzi samotnych, którzy są zagubieni i którzy pokryci tatuażami i karmieni narkotykami stają się pokoleniem ludzi zgłodniałych miłości, zgłodniałych sensu, ludzi, którzy mają w sercu pustkę. Chcemy w Polsce osiągnąć taki standard za 50 lat, poddając się tej ślepej lewicowo-liberalnej rebelii? Rozważcie, czy rzeczywiście jest w naszym interesie, żeby dzisiaj oderwać się od Ewangelii, od Dekalogu, od nadprzyrodzoności, wpatrywania się w niebo, od Kościoła katolickiego, który zawsze Polakom dawał azyl, poczucie bezpieczeństwa jeśli chodzi o bronienie i pielęgnowanie przede wszystkim ludzkiej wolności, ludzkiej godności, czy możemy sobie pozwolić na szarganie i profanowanie świętych. Dziś Jan Paweł II, jutro Faustyna Kowalska, pojutrze ks. Popiełuszko. Co nam zostanie? Tylko ponawiane propozycje, żeby z placu św. Jana Pawła II wrócić do nazwy placu 1-go Maja, a może także rocznicy rewolucji październikowej, a może sięgniemy znowu po ideały Feliksa Dzierżyńskiego? Oto jest pytanie.