STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / O. SZYMON HIŻYCKI OSB: DOŚWIADCZYMY NA WŁASNEJ SKÓRZE PASCHY – PRZEJŚCIE OD ŚMIERCI DO ŻYCIA

O. Szymon Hiżycki OSB: doświadczymy na własnej skórze paschy – przejście od śmierci do życia

- Będą to święta wyjątkowe, które na długo zapamiętamy. Będziemy mieli okazję zdać sobie sprawę i przeżyć święta, jak Izraelici Paschę. Będziemy mogli doświadczyć na własnej skórze, co znaczy hebrajskie „pascha” – przejście od śmierci do życia – mówi o. Szymon Hiżycki OSB, opat tyniecki.




Co myśli Ojciec, gdy patrzy na świat, który od kilku tygodni jakby się zatrzymał – zarówno w wymiarze społecznym, jak i religijnym – przez wprowadzone restrykcje i ograniczenia także w zgromadzeniach liturgicznych.

Zaczynając od spraw najważniejszych… Udział w codziennej Eucharystii jest pewnego rodzaju luksusem, do którego nikt z nas nie ma prawa; jest to łaska Boża, którą doceniamy, jak się ją nam zabierze. Podobnie jest z dostępem do innych sakramentów, bo jak go brakuje, to zostaje tylko pobożność, a to są jednak dwie różne sprawy. Dostałem wiele wiadomości od młodych ludzi, którym odwołano sakrament bierzmowania. Oni nie otrzymali tego daru Ducha Świętego… Dziś dostęp do sakramentów jest bardzo mocno ograniczony, ale jest to też okazja, żeby docenić życie sakramentalne, jako Boży dar. Ufam, że ten czas będzie momentem, że ten głód w nas wzrośnie i docenimy dary Boże; jeszcze bardziej zatęsknimy za Panem Bogiem, za sakramentem pokuty i Eucharystii, w której Sobą nas karmi.

Myślę też, że jest to czas trudny dla wielu osób, zwłaszcza dla rodzin – zamknięte, często na małej przestrzeni, z dorastającymi dziećmi… W takich okolicznościach ograniczenia wychodzenia jest coraz bardziej uciążliwe. Bardzo trudno może być szczególnie tam, gdzie jakieś sprawy rodzinne są nieposprzątane, gdzie są konflikty; to czas próby, bo gdzie skanalizować te wszystkie emocje, agresje? Innego rodzaju dylematy przeżywają ci, którzy pracują w usługach, zajmują się obsługą turystów, których dziś nie ma. Przecież muszą utrzymać rodziny, opłacić rachunki, kredyty. Cały świat stanął i nie wiadomo, kiedy ta sytuacja się skończy. Czy uda się odbudować to, co stracili? Wielkie pytanie o przyszłość, ale też o to, jak zapewnić rodzinie środki do życia.

W tym czasie myślę też o ludziach starszych. Jeśli ktoś ma 80 czy 90 lat, to każdy miesiąc takiego zamknięcia w domu bez kontaktu z innymi, to jest ogromna wyrwa w życiorysie. Jeśli ktoś jest młody, i ma perspektywę kilkudziesięciu lat życia, to jakoś to przetrwa. Starszych ludzi może paraliżować też strach czy w ogóle mogą kontaktować się z innymi ludźmi.

Ta sytuacja jest wielkimi wyzwaniem społecznym i religijnym dla nas wszystkich, tym bardziej że spadła na nas niespodziewanie. Myślę, że wszystkim nam to pokazało, począwszy od rządzących, jak niewiele od nas zależy. Od II wojny światowej nie było takiego momentu w historii, żeby cały świat stanął. Myślę, że dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą tego konsekwencje, kiedy i jak z tego wyjdziemy.

Natomiast trzeba też docenić wszystkie działania prospołeczne. To jest bardzo piękne. Ludzie się organizują, żeby troszczyć się o innych, o osoby starsze czy o tych, którzy podejmują odpowiedzialność w walce o życie i zdrowie innych – lekarzy, służby medyczne, porządkowe. Ruch społeczny pokazuje, że jest w nas głęboka solidarność, że chcemy troszczyć się o siebie nawzajem. Nie widać postaw skrajnie egoistycznych.

Ta sytuacja wyciąga z nas i to co dobre, i to co złe. Widać taką dwoistość życia.

Ma Ojciec dla tych ludzi, których wspomina jakieś rady?

Raczej żadnych dobrych rad nie mam, bo każdy ten czas przeżywa inaczej. Z konkretnymi osobami staram się rozmawiać tak, jak one tego potrzebują. Wychodzę do nich ze swoim czasem, którego potrzebują, z przyjęciem stresu czy lęku, który w sobie noszą i proponuję sakramenty, jeśli jest taka możliwość i oczekiwanie. Ostatecznie wspominam, że wszystko leży w ręku Boga.

Ojciec w tym czasie spowiada?

Tak. Jeśli ktoś ma taką potrzebę, to może do mnie zadzwonić, albo napisać maila. Do wszystkich moich znajomych w Tyńcu i Krakowie rozesłałem SMS-y, że jestem do dyspozycji – jeśli chcą się wyspowiadać, albo przystąpić do Komunii Świętej to zapraszam.

Jak w czasie epidemii funkcjonuje klasztor i bracia w Tyńcu?

W planie naszego dnia właściwie nic się nie zmieniło – wszystko toczy się jak w czasie sprzed epidemii. Jedyną różnicą jest tylko to, że na nabożeństwach jest ograniczona liczba osób. Poza tym w niedzielę mamy dyżury w kaplicy na Opatówce – jeśli ktoś chciałby się wyspowiadać, albo przystąpić do Komunii św. Poza tym wszystkie inne pracy wykonujemy jak wcześniej. Zamknięty został Dom Gości, więc nie prowadzimy rekolekcji, które były zaplanowane na ten czas, ale nagrywamy je i publikujemy w internecie, by w ten sposób podzielić się z ludźmi tym, co było dla nich na ten czas przygotowane.

Dom Gości przynosił utrzymanie opactwu…

Na wszystkie remonty, które prowadzimy w opactwie mamy fundusze zabezpieczony z dotacji. Natomiast inna rzecz, to utrzymanie klasztoru i chociażby wypłacenie pensji naszym pracownikom, którzy obsługiwali gości. Tu nastąpiło bardzo silne tąpnięcie finansowe.

Ojciec zwrócił się z apelem o wsparcie dla Tyńca. Z jakim odzewem się on spotkał?

Jestem zbudowany postawą ludzi, którzy nas wsparli mimo, że ta trudna sytuacja dotyka wszystkich. Myślę, że wiele osób rozumie, że Tyniec w naszej historii jest miejscem symbolicznym. Niewiele można znaleźć miejsc w naszym kraju, które od tysiąca lat pełnią funkcję, do której zostały powołane. Tyniec partycypował w tym wszystkim, co było udziałem całego naszego narodu – byliśmy paleni siedem razy, mieliśmy u siebie wszystkich najeźdźców i rozbiory, ale zawsze znaleźli się ludzie, którzy do Tyńca wracali i go odbudowywali. To jest miejsce bardzo pokojowe, miejsce kultury umysłowej i duchowej, ciężkiej fizycznej pracy, ale też wytężonej pracy intelektualnej i duszpasterskiej. Miejsce symboliczne dla całego kraju. Jako gospodarze staramy się o nie troszczyć, żeby ciągle przypominało nam Polakom, co jest w życiu ważne – idea św. Benedykta „módl się i pracuj”. Myślę, że wielu osobom zależy na tym, żeby Tyniec trwał i o tym przypominał. Jest to miejsce, do którego można przyjechać i odnaleźć więź z sobą samym i Panem Bogiem. To jest dobro dla nas wszystkich.

Zbliżamy się do najważniejszych dla chrześcijan dni – Triduum Paschalnego i Wielkanocy. Jak w tych nowych okolicznościach przeżyć ten czas?

Będą to święta wyjątkowe, które na długo zapamiętamy. Ale myślę, że będziemy mieli okazję zdać sobie sprawę i przeżyć święta, jak Izraelici Paschę. Wszyscy byli zamknięci w swoich domach, a na zewnątrz szedł anioł zniszczenia – kto wychodził, to narażał się na śmierć. Tak opisuje to Księga Wyjścia, tak jest w rytuale paschalnym, który Izraelici odprawiają po dzień dzisiejszy. Będziemy mogli doświadczyć na własnej skórze, co znaczy hebrajskie „pascha” – przejście od śmierci do życia. Sytuacja związana z epidemią pokazuje nam, jak bardzo jesteśmy we władaniu śmierci. Możemy doświadczyć, co to znaczy, że Bóg jest zbawicielem, który przychodzi i wyrywa nas z tego, co złe, co przynosi zniszczenie. To może być czas wielkiego błagania do Boga, żeby nas uwolnił z różnych naszych przywiązań i grzechów. To może być rzeczywista pascha dla nas wszystkich – i dla duchownych i dla świeckich – czas zrozumienia, że Bóg jest najważniejszy – nie nasze plany i pragnienia, ale Bóg. Możemy się do Niego zwrócić, żeby męka naszego Zbawiciela wyrwała nas z tego zła. Może to być czas wielkiej modlitwy, wołania do Boga i tęsknoty za Nim.

Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej
Fot. Stanisław Matusik
ZOBACZ TAKŻE