STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / RAZEM NAPRAWDĘ MOŻEMY WIĘCEJ. POMÓŻ MIESZKAŃCOM PERU

Razem naprawdę możemy więcej. Pomóż mieszkańcom Peru

Posługuję jako świecka misjonarka w Peru od ponad dziewięciu lat. Obserwując jak rozwija się pandemia w innych krajach Europy i Azji, z dużą obawą myślałam o tym kraju, życząc sobie bardzo, aby wirus nigdy tam nie dotarł. Dlaczego? Bo jeśli kraje wysoce rozwinięte zmagają się z nim z taką trudnością, jak potoczyć się może scenariusz w bardzo ubogich krajach Ameryki Południowej?




Pod znakiem zapytania

Chyba nikogo nie dziwi fakt, że obawiam się najgorszego. Myślę przede wszystkim o ubogich mieszkańcach slumsów, wielodzietnych rodzinach, myślę o niedożywionych i chorych na anemię, o chorych na gruźlicę i inne przewlekłe choroby. Czy peruwiańska służba zdrowia, która już wcześniej zmagała się z problemem przepełnionych szpitali i brakiem wystarczającej ilości sprzętu medycznego, może sobie z tym poradzić? Jak poradzi sobie dżungla, od początku roku zmagająca się z innym dotkliwym wirusem – przenoszoną przez komary dengą?

Stan wyjątkowy

Gdy na początku marca koronawirus pojawił się w Polsce, Peru było jednym z ośmiu krajów w Ameryce Południowej, gdzie jeszcze nie zdążył on dotrzeć. Pierwszy przypadek potwierdzono tam szóstego marca, a po trzech tygodniach liczba chorych przekroczyła 1000 przypadków. Dziś, dwa i pół miesiąca później, mówimy o ponad 111 tys. potwierdzonych zakażonych. Wiele jednak wskazuje na to, że chorych może być nawet dwa lub trzy razy więcej. Żeby zapobiec dramatycznemu rozwojowi pandemii, władze Peru podjęły prawie natychmiast bardzo radykalne środki. W niedzielę 15 marca prezydent Martin Vizcarra ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego. Na ulicach Limy pojawiło się uzbrojone wojsko, które zaczęło kierować życiem miasta. Zamknięto granice kraju i zakazany został wszelki ruch międzynarodowy oraz wewnątrzkrajowy. Zamknięto drogi, a przemieszczanie jest możliwe wyłącznie za specjalnym pozwoleniem. Pozamykano sklepy, stragany na jarmarkach, zlikwidowano też popularny handel uliczny, co spowodowało przerażenie i panikę wśród mieszkańców. Zamknięto szkoły oraz urzędy. Wszyscy mieszkańcy kilkunastomilionowej stolicy zostali zmuszeni do pozostania w domu. Między 18:00 a 5:00 obowiązywać zaczęła godzina policyjna. Restrykcje są surowe i bardzo konsekwentnie egzekwowane przez wojsko. Ich nieprzestrzeganie kończy się więzieniem lub karami pieniężnymi.

Niewidzialny wróg

Od wielu lat pracuję w najuboższych dzielnicach na południu stolicy, na co dzień stykając się z problemami materialnymi mieszkańców Limy. Większość ubogiej społeczności miasta żyje z dnia na dzień, na ulicy sprzedając posiłki i przekąski, cukierki czy oferując drobne usługi czy własnoręcznie wykonane przedmioty. Równie popularny jest zarobek z recyklingu śmieci czy przewozu ludzi małymi mototaxi. Jest to jednak dochód wystarczający, aby przeżyć jeden dzień. Tu nie robi się zapasów, nie oszczędza, nie myśli o jutrze. Taki jest styl życia Latynosów. To część ich kultury. Wprowadzone przez rząd restrykcje z dnia na dzień, pozbawiły ubogą ludność środków do życia i to od początku stało się największym problemem. Walka z odczuwalnym głodem stała się cięższa od walki z niewidzialnym wirusem. Co prawda prezydent ogłosił wypłacenie jednorazowo 380 soli (ok. 400 złotych) zapomogi dla najuboższych, ale w praktyce okazało się, że wiele naprawdę biednych rodzin nie znalazło się na listach wypłat. To spowodowało protesty i wywołało chaos. Na listach nie znalazła się ludność, która przybyła do stolicy za pracą i edukacją z prowincji kraju, dlatego pozbawiona jakichkolwiek środków materialnych, opuszczała wynajmowane gdzieś w Limie pokoje i dużymi grupami, z dziećmi i z całym dobytkiem na plecach, ruszyła pieszo do oddalonych o setki kilometrów rodzinnych wiosek w Andach lub w dalekiej dżungli. Bez środków i pomocy pozostała także prawie milionowa społeczność emigrantów z Wenezueli, która znalazła się bez jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa. Utrzymywane są pozory, że wszystko jest pod kontrolą. Prezydent każdego dnia w południe w telewizji przemawia do ludności, informując o kolejnych restrykcjach lub obiecując ich zniesienie „za 14 dni”. Obietnice te na razie się nie spełniają, a stan wyjątkowy został właśnie przedłużony do końca czerwca.

Źródło nadziei

W niedziele obowiązuje całkowity zakaz opuszczania domów. Od początku stanu wyjątkowego zamknięte zostały kościoły i zabroniono sprawowania Eucharystii. Wiele parafii, tak w Limie, jak i na prowincji, zaczęło prowadzić transmisję Mszy św. niedzielnych przez radio lub telewizję, jednakże dla rodzin ubogich posiadanie telewizora czy Internetu jest luksusem, na który wielu nie może sobie pozwolić. Mimo to, ludzie modlą się w domach. Kościół, choć zamknięty fizycznie, nie pozostał obojętny na troski i potrzeby zrozpaczonej ludności, ale stał się źródłem nadziei. Ludzie głodni i bez środków do życia zaczęli szukać pomocy i pukać do drzwi swoich parafii. Kapłani i siostry zakonne organizują paczki żywnościowe oraz docierają z nimi do swoich parafian i rodzin najuboższych w swoim otoczeniu. W niektórych parafiach księża wyruszają z Najświętszym Sakramentem, przemierzając ulice i błogosławiąc domy oraz ich mieszkańców. Takie spotkania, choć krótkie i na odległość, stają się pełne emocji, radości i wdzięczności.

Jak pomóc?

Gdy końcem stycznia przyleciałam do Polski, nic nie wskazywało na to, że nie będę mogła wrócić na misje w ciągu kilku miesięcy. Dziś nikt nie wie, kiedy to będzie znów możliwe. Każdego dnia przeżywam to, co dzieje się w Peru. Otrzymuję liczne wiadomości od moich podopiecznych i znajomych rodzin z prośbą o wsparcie, o pomoc, o modlitwę, a czasami tylko z potrzeby podzielenia się swoim lękiem i bezsilnością. Peru na początku pandemii dysponowało jedynie ok. czterdziestoma respiratorami, dlatego to przede wszystkim ich teraz brakuje, ale w kraju panuje też głód. Jak możemy pomóc? Zrobiliśmy pierwszy krok – zbiórkę pieniędzy na paczki żywnościowe. Do tej pory zebraliśmy ponad 10 tysięcy złotych, które umożliwiły stworzenie 650 paczek dla głodujących Peruwiańczyków. Potrzeb jest jednak całe morze. Uboga ludność w Peru nas potrzebuje! Oni naprawdę nie mają nic. Potrzebują pomocy, potrzebują nadziei, a przede wszystkich potrzebują dobra! Razem naprawdę możemy więcej, więc jeśli chcesz wspomóc zbiórkę, kliknij tutaj i podaruj odrobinę miłości najbardziej potrzebującym.

Katarzyna Jawor | świecka misjonarka z Archidiecezji Krakowskiej, od 2010 roku posługująca w Peru
Fot. Dzięki uprzejmości K. Jawor
ZOBACZ TAKŻE