STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / WYWIAD Z WOJCIECHEM ZIĘBĄ, PREZESEM POLSKIEJ FUNDACJI DLA AFRYKI

Wywiad z Wojciechem Ziębą, prezesem Polskiej Fundacji dla Afryki

Wielkie dobro buduje czasem wdowi grosz. Dosłownie. Dostaliśmy kiedyś list od starszej pani. Wyjaśniała w nim, jak zaoszczędziła 40 złotych, które przysłała Polskiej Fundacji dla Afryki. W jednym dniu tygodnia jadła tylko chleb i piła wodę. Zaoszczędzone 10 zł odkładała. Po miesiącu zebrała 40 zł i wpłaciła na konto. Ta historia uczy odpowiedzialności za powierzone nam środki lepiej niż nadzór jakiegokolwiek urzędu skarbowego – mówi Wojciech Zięba, prezes Polskiej Fundacji dla Afryki.




Co wyróżnia Polską Fundację dla Afryki na tle innych organizacji pomagających temu kontynentowi? Jak zachęciłby Pan, żeby wspierać właśnie Was?

Podstawą działania naszej Fundacji jest słuchanie potrzeb z terenu. Nie wymyślamy za biurkiem projektów, nie budujemy szkół tam, gdzie sądzimy, że ich brakuje. Pomagamy finansować przedsięwzięcia, które planują ludzie żyjący w Afryce.  To organizacja lokalna (misja, stowarzyszenie czy czasem prywatna osoba) występuje do nas z konkretnym projektem i mówi, co w danej miejscowości trzeba zrobić –  dlaczego, za ile i po co. To gwarantuje, że budowane są rzeczy rzeczywiście potrzebne w danych lokalizacjach, a nie projekty, które nam wydają się istotne. To jedno ze źródeł naszego sukcesu.

Drugi ważny argument to ukierunkowanie Fundacji na pomoc inwestycyjną. Mówimy, że najważniejsza jest wędka przy pomaganiu Afryce. Najchętniej wspieramy projekty, które dają możliwość zapewnienia samowystarczalności (albo żywnościowej, albo finansowej) lokalnej organizacji, pomagającej miejscowej ludności. Dlatego finansowaliśmy na przykład budowę gospodarstw, olejarni, młynów. To  projekty, które nie tylko produkują żywność czy przynoszą dochody. Stwarzają także miejsca pracy, przestrzeń na konkretne zaangażowanie dla miejscowych ludzi. Oni dostają narzędzia do tego, by pracować i żyć w lepszych warunkach, a nie tylko jednorazowy zastrzyk finansowy. Piłka jest zdecydowanie po stronie Afryki. Tak działa nasza Fundacja. Taki układ ma o wiele więcej zalet niż tylko ekonomiczne. Afrykańczycy, często zniechęceni doraźną pomocą, która nie daje szansy na trwałą poprawę ich egzystencji, widzą, że w końcu coś zależy od nich.

W Polsce z kolei chcemy przełamywać stereotyp biernej Afryki. Chcemy ukazywać, że to kontynent, na którym każdego dnia toczy się ciężka walka o przetrwanie. Jak ci ludzie są zdeterminowani, niech świadczy choćby historia Leonida.

Leonid. Chłopak – półsierota, w domu 11 dzieci. Jego wioska w buszu spłonęła. Wydawałoby się, że to koniec. Leonid usłyszał jednak, że gdzieś daleko jest szkoła, w której mógłby się uczyć. Nie wiedział dokładnie gdzie, nigdy daleko poza swoją okolicę się nie zapuszczał. Zaryzykował. Szedł 120 km bez pieniędzy, bez ubrań na zmianę. Nie znał drogi, tylko orientacyjny kierunek. Doszedł do szkoły, którą finansujemy. Uczy się, chce zostać prawnikiem.

Ale pomagacie też interwencyjnie?

Oczywiście, mamy projekty, które są typowym przykładem dawania ryby. Dzieje się tak w momentach,  gdy sytuacja wymaga natychmiastowego działania. W przypadku głodu czy klęsk klimatycznych nie ma sensu nic budować w danej chwili, bo takie inwestycje trwają miesiącami. Trzeba pomoc błyskawicznie. Wtedy uruchamiany zbiórkę na pomoc żywnościową lub akcję szczepienia. Jest to po prostu potrzeba chwili.

Który z projektów uważa Pan za modelowy?

Szkoła stolarska na Madagaskarze. Dużym problemem w krajach afrykańskich jest brak specjalistów – ludzi, którzy mogą godziwie zarabiać, mają zawód, który pozwala im utrzymać rodzinę. Więc gdy polscy misjonarze, pracujący w regionie, zwrócili się do nas z pomysłem budowy szkoły stolarskiej dla kilkunastu chłopców, zareagowaliśmy z entuzjazmem. Powstała szkoła z internatem, zapleczem technicznym, magazynami, maszynami. Placówka nie tylko uczy zawodu. To co wyprodukują uczniowie (krzesła, okna itd.) jest sprzedawane i  daje utrzymanie stołówki dla nieożywionych dzieci. Historia naszej pomocy tej właśnie inicjatywie ma ciekawy dalszy ciąg. Ostatnio z innej miejscowości na Madagaskarze zgłosili się do nas organizatorzy szkoły pielęgniarskiej. Wybudowali szkołę, ale nie mieli na jej wyposażenie. Daliśmy im pieniądze, ale też podsunęliśmy pomysł, by to wyposażenie (setki krzeseł i stołów) zamówili u naszych chłopaków ze szkoły stolarskiej. Jedno dobro rodzi drugie dobro.

W ciągu czterech lat od powstania Fundacji przeprowadziliście 80 projektów pomocowych, w tym budowę szkół, przychodni, studni. Taki sukces musi cieszyć?

Ogromna większość tych projektów została zrealizowana – i to przede wszystkim jest nasza radość. W pomocy charytatywnej zawsze rodzi się pytanie, jak efektywnie są zagospodarowywane otrzymane środki.  Mamy tu bardzo korzystne doświadczenia. Zaledwie dwa projekty zakończyły się inaczej niż planowaliśmy, ale oczywiście dostaliśmy zwrot pieniędzy, które wpłaciliśmy. Reszta projektów działa. To jest dla mnie największy sukces tej Fundacji, że środki, które odstaliśmy od Darczyńców, nie zostały zmarnowane, tylko pracują i działają.  I mam nadzieję, że będą działać przez długie lata.

Rozumiem, że to Pana cieszy jako osobę odpowiedzialną za Fundację. A co w Pana pracy było źródłem osobistej radości?

Bardzo przeżyłem historię Nasiki. Nasika została przyniesiona do misji w Mampikony na Madagaskarze przez zupełnie obcą jej kobietę. Dziewczynka miała kilka miesięcy i ważyła 2900 g. Tyle, co nieduży noworodek. Matka dziecka zmarła przy porodzie, ojciec zniknął. Kobieta, która zaopiekowała się Nasiką, karmiła ją kleikiem ryżowym – tylko to miała. Po dwóch miesiącach dożywiania, które finansujemy dla niedożywionych dzieci w regionie, dziewczynka ważyła ponad sześć kilogramów! Udało się uratować to dziecko.

Jaki jest odbiór Fundacji w Polsce?

Bardzo pozytywny. Kiedy zakładaliśmy Fundację, zastanawialiśmy się, jak do tego podejdą ludzie. Teraz mogę powiedzieć, że spotkaliśmy się z wielką życzliwością. Wielu ludzi chce pomóc, często odmawiając sobie potrzebnych rzeczy. Polacy chętnie pomagają, może dlatego, że pamiętamy o wsparciu, jakie otrzymywaliśmy z Zachodu w czasach komunistycznych. Raz zdarzyło się, że zamknęliśmy zbiórkę dzień po jej ogłoszeniu. Cyklon zniszczył szkołę na Madagaskarze, potrzebnych było 25 tys. zł na jej odbudowę. Wrzuciliśmy post na Facebooka i pewien pan wpłacił całą sumę. To piękny gest, natomiast tym, co pozwala nam na co dzień pomagać Afryce jest fakt, że dosłownie każda kwota może pomoc. Każdy z nas może przeznaczyć sumę pieniędzy, która zdziała wiele dobrego.

Mam w biurze taką wielką cegłę, z której budowaliśmy szkołę na Madagaskarze. Jest z gliny, waży około 3 – 3 i pół kg. Jej produkcja kosztowała 15 groszy. To pokazuje skalę i przelicznik pieniądza między Polską a Afryką. W Polsce za 15 gr nic nie kupisz, tam jesteś w stanie kupić całkiem solidną cegłę, która przetrwała transport na drugi koniec świata.

Muszę jednak powiedzieć, że dla nas równie ważne jak pozyskiwanie środków jest pozyskiwanie dobrych wniosków. Niestety, część organizacji, na szczęście niewielka część, zauważyła, że pomoc to dobry interes. Dostaliśmy np. wniosek, który zakładał przeprowadzenie kilku rurek z wodą ze studni z przedmieścia do centrum miasta w kraju, w którym siła robocza jest tak tania, że miesięczna pensja wynosiła około 200 zł. Ten projekt oszacowano na  ćwierć miliona złotych. Oczywiście takie wnioski odrzucamy – tu wracam do kwestii odpowiedzialności za środki,  powierzone nam przez Darczyńców. Dlatego tak istotne jest dla nas dostawanie dużej ilości wniosków, żebyśmy mieli szanse wybrać najlepsze. Dlatego proszę:  ktoś zna jakąś organizację czy misjonarza, którzy działają sprawnie i do których ma się zaufanie, to powiedzcie im o nas.

Kończymy więc rozmowę nie prośbą o pieniądze, ale budzeniem społecznej odpowiedzialności?

Tak. Bardzo mi zależy na budzeniu potrzeby pomagania poprzez budowanie wrażliwości, poprzez ukazanie rzetelnych wiadomości na temat Afryki. Chcemy docierać do ludzi i skłonić ich do refleksji, czy chcieliby się włączyć w pomoc. Chcemy ich zapytać, czy mogą coś zrobić czy tylko rozkładać ręce?

–––––––––––––––––

Projekt budowy dwóch wiosek dla trędowatych na Madagaskarze zakłada zakup ziemi w Mampikony i budowę dziesięciu skromnych murowanych domków. Druga wioska znajdować się będzie 80 km dalej, w miejscowości Port-Berge. Ziemia pod budowę tej wioski już jest, podarowana przez lokalny kościół.

W każdej wiosce powstanie pięć dwupokojowych domków dla w sumie 20 osób. Kompleksy wyposażone w dwie wspólne toalety i pomieszczenia do mycia. Chorzy, którzy zamieszkają w budynkach, będą w nich przebywać zawsze nieodpłatnie. Wokół domków będzie przestrzeń na własne uprawy dla osób, które są w stanie uprawiać ziemię lub ich opiekunów.

 

Katarzyna Urban | Polska Fundacja dla Afryki

ZOBACZ TAKŻE