– Myśl, że jesteśmy takimi apostołami, że jest to też moja misja, dodaje mi dużo siły. Czuję w tym wszystkim opiekę Pana Boga i działanie Ducha Świętego – opowiada 14-letnia Kinga Kozieł, autorka książki inspirowanej Dziejami Apostolskimi „Droga do Prawdy”.
Poznaliśmy już Twój talent do pisania i rysowania. Jakie masz jeszcze inne zainteresowania?
Chodzę do szkoły muzycznej. Uczę się grać na skrzypcach i od tego roku doszedł mi dodatkowy fortepian. Czasem trochę śpiewam, też to lubię. Uwielbiam czytać.
Chciałaś rozwijać umiejętności muzyczne w szkole, czy to może rodzinna tradycja?
Chodziłam na gitarę tak prywatnie, ale nie miałam wcześniej dużej styczności z muzyką. Nawet nie wiem, skąd dowiedziałam się o szkole muzycznej. Któregoś dnia powiedziałam rodzicom, że chcę do niej iść a oni się zgodzili. Teraz jestem w piątej klasie Szkoły Muzycznej I stopnia w Skawinie i niestety już w przyszłym roku będę ją kończyć.
Jakie masz ulubione przedmioty w szkole?
Lubię język polski, chociaż gramatykę i ortografię to tak niekoniecznie. Wolę pisać. Lektury też lubię omawiać.
Ulubiona książka i postać literacka?
Niedawno przeczytałam taką książkę o Cyceronie. To trylogia, dopiero skończyłam pierwszy tom, ale bardzo mi się podoba. Cudowna jest również „Nan Sparrow i potwór z sadzy”. Akcja dzieje się w wiktoriańskim Londynie. Wolę książki o zabarwieniu historycznym. Fantastyki raczej nie czytam. Jeśli chodzi o postać, to bardzo lubię Petroniusza z „Quo Vadis”.
A ulubiona postać z Twojej książki?
Najbardziej utożsamiam się z Maciejem. On jest bohaterem, który oddaje moją osobowość. Często brakuje mi odwagi, mam obawy, martwię się niepotrzebnie o wiele rzeczy, podobnie jak on w mojej książce. I bardzo lubię św. Pawła, choć w „Drodze do Prawdy” jest o nim jedynie wzmianka.
Pierwszy rysunek to właśnie ten z perspektywy Macieja?
Kiedy mieliśmy na lekcji opisać Zesłanie Ducha Świętego, to wtedy opisywałam je oczami apostoła Macieja. W książce to właśnie Maciej opowiada o tym wydarzeniu. Ale pierwszy obrazek to akurat nie samo Zesłanie Ducha Świętego, tylko apostołowie stojący przed Wieczernikiem oraz Piotr wygłaszający mowę do ludzi, którzy się tam zgromadzili.
Rysowałaś je kredkami, farbami? I czy rysowanie to już pasja od dawna czy odkryłaś ją przy okazji tworzenia historii?
Ilustracje są wykonane kredkami i pisakami. Rysować lubiłam od zawsze, ale nie miałam nigdy żadnych zajęć z rysunku. Jeśli chodzi o rysownie, to jestem amatorką.
Jaka była pierwsza myśl dotycząca tworzenia książki? Zaczęłaś pisać na kartce, na komputerze?
Pisałam na komputerze. Kiedyś musiałam napisać do szkoły wypracowanie. Nie pamiętam, jaki to był temat, ale coś związanego z Grecją. Wtedy pojawiła się myśl, żeby napisać historię pewnego Rzymianina. I zaczęłam od prologu.
I potem poszło?
Poszło. Wiadomo, miałam też tygodnie posuchy, kiedy nie mogłam nic napisać. Czasem siadałam, napisałam jedno zdanie, ale i tak mi nie pasowało. Pod koniec już musiałam się spieszyć, bo zbliżał się termin święceń ks. Bartka. Niestety brakło mi czasu. Książkę trzeba było jeszcze wydrukować, więc wręczyłam ją księdzu dopiero kilka dni po święceniach.
Jaka była reakcja ks. Bartka, gdy otrzymał książkę?
Ksiądz wydawał się być zaskoczony. W pierwszym momencie nie bardzo wiedział, co dostał. Sądził pewnie, że to książka zakupiona w księgarni. Gdy zaczął ją oglądać, na jego twarzy pojawił się uśmiech, wydawał się być poruszony. Książkę przeczytał jeszcze tego samego dnia i wysłał do mojego taty sms-a z zapytaniem. czy sama ją napisałam. Tata potwierdził, i jak potem sam ksiądz powiedział, był pod wrażeniem. Zresztą o swoich odczuciach związanych z książką napisał we wstępie do niej.
A jaka była reakcja rodziców na sam pomysł napisania tej historii?
Wielokrotnie pisałam różne teksty. Już nie raz zdarzało mi się mówić, że teraz na pewno jakąś książkę napiszę. Jakoś jednak tak zawsze wychodziło, że po pewnym czasie nudziłam się tą historią. Byłam też wtedy młodsza, więc historyjki były takie krótkie. Nikt z nas, ani ja ani rodzice, nie spodziewaliśmy się, że tym razem powstanie książka. Każdy napisany rozdział dawałam mamie do przeczytania i czekałam na jej reakcję. Gdy widziałam łzy wzruszenia na jej twarzy, wiedziałam, że mogę pisać dalej. Kiedy skończyłam pisać, to zastanawiałam się, w jakiej formie podarować tą historię księdzu. Myślałam, żeby jakoś to spiąć, a potem tata wyszedł z propozycją zlecenia wydruku kilku egzemplarzy w drukarni – dla księdza, dla babci i dziadziusia, i dla nas samych.
Widać, że rodzina jest dla Ciebie ważna, że bardzo mocno się wspieracie. Jak pielęgnować taką więź?
Rodzice, brat, moi dziadkowie są mi bardzo bliscy. Myślę, że ważne jest, aby umieć znaleźć dla siebie nawzajem czas. Fajnie jest razem porozmawiać na przeróżne tematy (czasem, jeśli jest taka potrzeba, to nawet do późna w nocy), zagrać w dobrą planszówkę, poczytać książkę z podziałem na role czy zagrać w tenisa stołowego na stole w jadalni. Tak zwyczajnie… Sądzę, że w relacjach ważna jest szczerość i otwartość. Wiem, że możemy na siebie nawzajem liczyć, np. teraz przy zdalnym nauczaniu, jeśli czegoś nie rozumiem, to chętnie pomaga mi Bartek – mój brat. Już nie raz tłumaczył mi zawiłości matematyki czy fizyki.
Jak minęła Ci zeszłoroczna kwarantanna? Jak widać, spędziłaś ją całkiem aktywnie.
Starałam się. Z powodu szkoły muzycznej w ciągu roku szkolnego mam mało czasu. Jestem przyzwyczajona, że mój dzień jest poukładany i dosyć napięty. Kwarantanna, cała sytuacja związana z pandemią była dla mnie dosyć trudna, bo wiadomo – lekcje nagle w domu, szkoła muzyczna też. Tego czasu miałam więcej, więc trochę się nudziłam, brakowało mi też kontaktu z przyjaciółmi, ze znajomymi. Starałam się czytać, bo to powoduje, że człowiek przenosi się do innego świata, można przeżywać jakieś przygody. Myślę, że „Droga do Prawdy” pozwoliła mi przetrwać tę pandemię. Skupiłam się na pisaniu, myślałam o tej historii. Zastanawiałam się też nad reakcją księdza, gdy już mu ją dam. To również mnie motywowało.
Ile konkursów biblijnych już za Tobą? Dlaczego bierzesz w nich udział?
Trzy: z Ewangelii św. Mateusza, potem z Dziejów Apostolskich i w tym roku z Ewangelii św. Łukasza. Zawsze gdzieś to Pismo Święte w moim życiu się pojawiało. Najczęściej dlatego, że chodzę do kościoła, słucham Ewangelii. Kiedy byłam młodsza, to tata bardzo często opowiadał mi historie ze Starego Testamentu, np. o Dawidzie czy Samsonie. Czułam się z tym Pismem Świętym choć po części zapoznana, więc pomyślałam, że to konkurs z tego, co mnie interesuje, co lubię, co już choć trochę znam – więc można spróbować. Nauka na taki konkurs wygląda inaczej, jest o wiele przyjemniejsza niż np. olimpiada z biologii. Lubię się do nich przygotowywać, choć bywa i tak, że czasem mi się nie chce. Generalnie jednak cieszy mnie bardzo, kiedy na każdym etapie konkursu dowiaduję się nowych rzeczy i lepiej poznaję Pismo Święte.
Masz swój sposób na przygotowania do nich?
Nie mam jakichś wyuczonych sposobów. Najpierw czytam Dzieje czy Ewangelię raz, potem drugi. Angażuję w to też trochę rodzinę – szczególnie mamę, która przepytuje mnie z treści, bo samej to ciężko. Dla mnie ważne jest, żeby jak najwięcej wertować te strony Pisma, ponieważ jestem wzrokowcem i najwięcej zapamiętuję w ten sposób.
Jak zachęciłabyś młode osoby do udziału w konkursach?
Jak słyszymy Ewangelię w kościele, to jest to jedynie jakiś fragment. Myślę, że fajnie jest, kiedy spojrzymy na nią w całości. Wtedy ma szerszy kontekst, więcej możemy z niej wyciągnąć, zrozumieć, bardziej nam się to wszystko skleja. Fajne są lektury dodatkowe, które trzeba przeczytać do kolejnych etapów. Z nich się więcej dowiadujemy np. o tamtych realiach życia. Komentarze dają takie światło na Pismo Święte. Są tam też różne przemyślenia autorów, jakieś metaforyczne odniesienia. To właśnie przy okazji tych konkursów moja wiedza się poszerzyła, bo jednak wcześniej była bardzo przeciętna. Znałam jakieś poszczególne wydarzenia, ale jak wspominałam już w świadectwie, na przykład nigdy wcześniej Dziejów Apostolskich nie czytałam. Dopiero przed konkursem miałam z nimi styczność. Dzieje bardzo mnie zaskoczyły, byłam zdumiona, że tak właśnie wyglądała działalność Apostołów. Jak sięgniemy do Pisma Świętego, to może się okazać, że jest ono ciekawsze niż myślimy.
Język biblijny nie jest dla Ciebie trudny? Nie zniechęcasz się, gdy czegoś nie rozumiesz?
Są takie momenty, kiedy przychodzi zniechęcenie. Jak kiedyś próbowałam czytać fragment Ewangelii św. Jana, to poszło mi z tym gorzej. Pogubiłam się już na początku. Ale akurat to, jak pisze św. Łukasz, bardzo mi się podoba. Gdy czytam jego Ewangelię, czuję taką wielką radość i takiego Ducha. Wcześniej czytałam Dzieje Apostolskie, których autorem jest właśnie on, a w tym roku Ewangelię. Podoba mi się jego sposób pisania. Jest prosty i zrozumiały.
Św. Łukasz jest pewnie jednym z Twoich ulubionych świętych. Czy masz jeszcze innego, szczególnie bliskiego patrona?
Z Dziejów Apostolskich – przede wszystkim św. Paweł. Bardzo go podziwiam, bo właśnie jestem dokładnym jego przeciwieństwem, jeśli chodzi o charakter. On był taki twardy gość, wiedział, czego chciał, był uparty, ale tak pozytywnie. Był bardzo zdecydowany i wytrwały w tym co robił, i taki przekonany do tego, co robił – wiedział kim był i do czego został powołany. Ja tak do końca nie mam. Dlatego odkąd go poznałam, zawsze pragnęłam być taka jak on. W tym roku, kiedy czytałam Ewangelię, to św. Łukasz przykuł moją uwagę. Interesują mnie też inne postacie skupiające się wokół św. Pawła np. Tymoteusz czy jego pozostali pomocnicy.
Do bierzmowania jednak musisz wybrać patronkę.
Już sobie znalazłam. Kilka lat temu z okazji mojej I Komunii Świętej dostałam książkę „Co się w niebie święci, czyli skąd się biorą święci”. Na każdej stronie jest krótka historia życia jednego świętego. Napisane świetnie, bardzo przystępnie i w ciekawy sposób. Te historie z życia świętych zrobiły na mnie ogromne wrażenie i wtedy postanowiłam, że ja kiedyś też muszę taką świętą zostać. Szczególnie zapamiętałam św. Gemmę, która rozmawiała ze swoim aniołem stróżem. Zainspirowała mnie do tego stopnia, że wtedy też narodziła się u mnie potrzeba bliższej relacji z moim aniołem stróżem. To św. Gemma tak mnie pociągnęła. Imię ma dziwne, ale sama jej postać robi na mnie ogromne wrażenie. Dlatego może uda się, żeby ona została moją patronką.
Poza konkursami i Tygodniem Biblijnym czytasz Pismo Święte?
Czytam. Czytam codziennie niewielki fragment. Dwa lata temu na sylwestra dostaliśmy od naszych przyjaciół takie dwa duże słoiki z napisem: „Słowo na każdy dzień” a w nim cytaty z Pisma Świętego. Rano i wieczorem losowałam fragmenty do modlitwy. Kiedy słoiki były bliskie wyczerpania, dziewczyny dorobiły nam kolejne karteczki z siglami, więc teraz nadal losuję, otwieram Pismo Święte i czytam.
Podjęłaś się trudnego zdania, jakim jest świadczenie o Bogu. Jak się z tym czujesz wśród rówieśników?
Mam poczucie, że moje koleżanki i koledzy mnie wspierają. Różne wątpliwości czy trudności z tym związane bardziej siedzą w mojej głowie niż dzieją się naprawdę. Od ludzi dostaję bardzo dużo ciepła i otuchy. Jeśli chodzi o takie kontakty, to tutaj nic się nie zmieniło. Nie spotkałam się z sytuacjami, żeby ktoś reagował wrogo. Bardzo się z tego cieszę, jestem wdzięczna tym wszystkim osobom, które mi zawsze pomagają i mnie wspierają.
Jesteś w Grupach Apostolskich i w scholi. Czy formacja pomaga w świadczeniu, w tworzeniu Bożych rzeczy?
Myślę, że tak, że taka formacja daje umocnienie. Dopiero na rekolekcjach poczułam, że wszyscy jesteśmy powołani do bycia apostołami. Tam też poznałam bardzo wiele osób, które dały mi przykład, i w jakiś sposób zainspirowały. Grupa naprawdę daje mi dużo. Takie poczucie wspólnoty i że nie jestem w tym sama. Scholka też oczywiście, zawsze fajnie sobie razem pośpiewać.
Czyli jesteś takim apostołem…
Staram się, choć nie zawsze mi to wychodzi. Teraz na przykład stresują mnie wywiady czy świadectwa przy okazji wydania książki, najchętniej bym tego uniknęła. Jednocześnie mam takie przekonanie, że jeśli ta książka ma przynieść jakieś dobro, to jednak warto. Warto na to przymknąć oko i nie myśleć o sobie, tylko o tym, co dobrego może zdziałać. Myśl, że jesteśmy takimi apostołami, że jest to też moja misja, dodaje mi dużo siły. Czuję w tym wszystkim opiekę Pana Boga i działanie Ducha Świętego.
Gdy tak myślę o różnych apostołach, np. o św. Piotrze, kiedy miał swoją pierwszą mowę – on też nigdy wcześniej nie był na to przygotowany. Musiał wyjść do ludzi i mówić… Nigdy wcześniej nie mówiłam do takiej liczby osób, było to dla mnie duże wyzwanie. Pomaga mi jednak taka myśl, nie jestem w tym sama i że nie ja pierwsza mierzę się z takimi wyzwaniami.
Czy masz jakieś dalsze plany związane z „Drogą do Prawdy”?
Nie mam jakichś większych planów. Chciałabym by ta książka zaczęła żyć własnym życiem, by za jej sprawą wydarzyło się jakieś dobro. A właściwie jeden pomysł przyszedł mi do głowy –„Droga do Prawdy” jako audiobook – ale to może kiedyś. Chciałabym coś jeszcze napisać. Przede wszystkim samo pisanie sprawia mi dużą frajdę.