STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / 14. 08. 2019 R. | HOMILIA PODCZAS MSZY ŚW. Z OKAZJI 78. ROCZNICY ŚMIERCI ŚW. MAKSYMILIANA MARII KOLBEGO –  AUSCHWITZ

14. 08. 2019 r. | Homilia podczas Mszy św. z okazji 78. rocznicy śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego –  Auschwitz



Arcybiskup Marek Jędraszewski
Metropolita Krakowsk


Ojczyzna to groby i krzyże. Gdy mówię słowo: ojczyzna nadaje mu szersze znaczenie, nie ograniczające się do tylko polskiej ziemi. Chcę mówić o ojczyźnie wyznaczonej przez obecność chrześcijan, męczenników. Wszędzie tam, gdzie jest Kościół od początków jego istnienia, tam byli także męczennicy i znaki ich wiary w ostateczne zwycięstwo w nieśmiertelność dzięki zwycięstwu Chrystusa. To tłumaczy, dlaczego chrześcijanie, gdziekolwiek są na świecie i widzą znaki wspominające świadectwo najwyższe swoich sióstr i braci, i gdzie widzą krzyże, tam wszędzie są u siebie, tam jest ich ojczyzna. To także tłumaczy i jednocześnie poświadcza, że Oświęcim, Auschwitz, jest miejscem, które nawiedzili trzej papieże: św. Jan Paweł II Wielki, Benedykt XVI i Franciszek. Że jest to miejsce, do którego przybywają hierarchowie z całego świata. Stąd nasza wielka wdzięczność wobec Arcybiskupa Bambergu – jego obecność jest dla nas niezwykle ważna i symboliczna.

W tym miejscu, gdzie wspominamy losy męczenników, gdzie nasza pamięć wraca do przeszłości, gdzie krzyż mówi o cierpieniu, ale i o zwycięstwie, i o nadziei na życie wieczne. Tego wszystkiego jednym wielkim miejscem odmowy był Konzentrazionslager Auschwitz, obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Był on najpierw miejscem odmowy człowieczeństwa – więzień stawał się tylko i wyłącznie numerem, jednym spośród wielu tysięcy, bez imienia, nazwiska, przeszłości. Jakże znamienne są słowa Karla Fritzscha, zastępcy komendanta Rudolfa Hoessa do więźniów: Dla nas wszyscy razem nie jesteście ludźmi, tylko kupą gnoju.

Konzentrazionslager Auschwitz był także miejscem odmowy wspólnoty rodziny, narodu i Kościoła. I znowu słowa Karla Fritzscha: Zapomnijcie o waszych żonach, dzieciach i rodzinach, tutaj pozdychacie wszyscy jak psy. Konzentrazionslager Auschwitz był także miejsce odmowy nadziei na wolność. Znów wracają złowrogie słowa tego samego człowieka, Karla Fritzscha: Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez komin. Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty. Jeśli są w transporcie Żydzi, to mają prawo żyć nie dłużej niż dwa tygodnie, księża miesiąc, reszta trzy miesiące. Konzentrazionslager Auschwitz był także miejscem odmowy pamięci o tych, którzy tutaj przebywali, i którym odmówiono prawa do własnego grobu. Jakże przejmująco brzmią słowa ks. Józefa Tischnera, kiedy w „Filozofii dramatu” pisał: Czy można kierować odwet przeciwko zmarłym? Tak. Można im odmówić cmentarza. Nieprzyjaciołom, którzy padli ofiarą odwetu, odmawia się cmentarza. Nie chowa się ich ciał do grobów, lecz «wrzuca do dołów», zasypuje się je, zaciera ślad, sadzi na mogiłach lasy. Nie ma już śladu po człowieku. Zapewne ksiądz profesor Tischner miał na myśli to, co my określamy słowem: Katyń. Ale odmowa grobu odnosi się także do tego miejsca, tym bardziej, że Karl Fritzsch mówił do więźniów: Z prawdziwą przyjemnością przepędzimy was wszystkich przez ruszty pieców krematoryjnych. Zostanie z was tylko dym i popioły. Na koniec, Konzentrazionslager Auschwitz był miejscem odmowy Boga: przekonanie wielu, że jeśli na ziemi zaistniało takie piekło jak Auschwitz, to Boga nie ma.

Naprzeciw tej wielopłaszczyznowej odmowie, jaka składa się na rzeczywistość Konzentrazionslager Auschwitz, ojciec Maksymilian Maria Kolbe pojawia się jako świadek – świadek najpierw człowieczeństwa. Ta prawda wybrzmiała w dramatycznym dialogu na palcu apelowym, kiedy on, więzień numer 16670, wystąpił wbrew zakazowi z szeregu więźniów i poprosił, by mógł w miejsce innego więźnia pójść na śmierć głodową do bunkra zagłady: – Kto ty jesteś? – pytał wtedy Fritzsch. Nie pytał o numer, pytał o jego tożsamość, kim jest, jeśli ma odwagę prosić o coś takiego. Ojciec Maksymilian, zdając sobie sprawę, że jego imię i nazwisko nic Fritzschowi nie powie, wskazał na swoje powołanie, na swoją tożsamość: „Jestem księdzem katolickim”. I pytanie kolejne: Warum wollen Sie für ihn sterben?. Nie du – „ty”, numerze, ale pełne szacunku Sie – „Pan”: „Dlaczego Ksiądz chce za niego umrzeć?”. Fritzsch jakby zapomniał, że więzień to tylko numer, ktoś przeznaczony, żeby stał się dymem i popiołem i mówi do niego używając formy grzecznościowej. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe jest świadkiem rodziny, wspólnoty rodzinnej. Bronił tej wspólnoty rodzinnej, której członkiem był jego współwięzień, Franciszek Gajowniczek. Nie znał jego imienia i nazwiska, ale wiedział z jego krzyków i szlochu, że ma żonę i dzieci. Wystąpił w imię tej wspólnoty, by ją własnym życiem niejako zasłonić i ocalić. Był ojciec Maksymilian Maria Kolbe właśnie tu świadkiem wolności ducha, która pokonuje próby zniewalania i upodlenia człowieka. Na kilka tygodni przed śmiercią powiedział do współwięźnia, Józefa Stemlera: Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość. Będąc świadkiem ofiarnej miłości, ojciec Maksymilian Maria Kolbe był jednocześnie świadkiem fundamentu wszelkiej autentycznej miłości, jaką jest wolność. Był świadkiem pamięci Boga, pamięci Chrystusa. Jeżeli w myślach przejdziemy odcinek między miejscem, gdzie na placu apelowym ojciec Maksymilian Maria Kolbe wystąpił z szeregu, chcąc umrzeć za współwięźnia, a celą śmierci, w której umierał przez długie dni z głodu, w tym odcinku między miejscem wyznania, a miejscem śmierci ujrzymy bardzo wyraźnie drogę, którą Chrystus przeszedł od pretorium aż po Kalwarię. Od pretorium, gdzie wobec Piłata powiedział: Królestwo moje nie jest z tego świata. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu (J 18, 37). Na krzyżu Chrystus dał wyraz najwyżej prawdzie o Bogu, który jest miłością przebaczającą. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe słuchał słów Chrystusa, był z prawdy Bożej, Chrystusowej, dał świadectwo o swoim Mistrzu i Panu; i dlatego został wraz z resztą skazańców skierowany uliczkami obozowymi do celi śmierci. Umierając tam dawał świadectwo o swojej wierze w Boga, który jest miłością, daje nadzieje życia wiecznego, bo także on spełniał słowa, które słyszeliśmy z Księgi Mądrości: mieli oni, sprawiedliwi, w sobie nadzieję nieśmiertelności. On też ją miał, dzielił się nią z innymi i nią umacniał. Stąd głośne modlitwy i śpiewy, które coraz bardziej cichły wraz ze śmiercią kolejnych ofiar tej kaźni.

My dzisiaj, gromadzimy się właśnie tutaj, z różnych części Polski, spoza naszej Ojczyzny i rozważamy raz jeszcze to przesłanie, które on nam po tylu latach, siedemdziesięciu ośmiu od chwili swej męczeńskiej śmierci, przekazuje: nie ma jego grobu i krzyża, który można by przy nim postawić, nie ma jego relikwii związanych z jego pobytem tutaj. Stał się częścią tego ogromnego cmentarzyska dymu i popiołów, które tak boleśnie dotknęły oświęcimską ziemię. Nie ma po nich nic, poza pamięcią. Najpierw tą, tuż po jego śmierci, Bruno Borowca, który mówił: Gdy miałem wynieść jego ciało z celi, siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało. Ale właśnie dzięki niemu, Auschwitz, choć nie ma grobów tylu milionów ofiar i krzyży, jest miejscem, w którym – jak pisze ks. Józef Tischner – umarli mówią, stanowią jakieś mniej lub bardziej określone zobowiązania. To wiąże. Niekiedy umarli zobowiązują mocniej niż żywi. U grobu zmarłego człowiek uświadamia sobie, że jest dziedzicem. Co znaczy, że jest dziedzicem? Znaczy przede wszystkim: mieć udział w godności tych, którzy byli przed nami. Kontynuując, kontynuujemy przede wszystkim godność. Jesteśmy spadkobiercami dzięki przodkom. Jakie dziedzictwo przekazuje nam św. Maksymilian i przez co mamy udział w jego godności? Najpierw przez zwycięstwo miłości nad nienawiścią. Karl Fritzsch mówił do więźniów: Dla takich wrogów Trzeciej Rzeszy jak wy, Niemcy nie będą mieli żadnych względów i żadnej litości. Tymczasem, na przekór tym słowom nienawiści, pojawiło się jednoznaczne i piękne świadectwo, jakie dał o. Maksymilian Maria Kolbe i cudownie wyrażone tutaj przez Jana Pawła II podczas swojej pielgrzymi do Ojczyzny, 7 czerwca 1979 roku: To zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł w tym miejscu człowiek, któremu na imię Maksymilian Maria, nazwisko: Kolbe, «z zawodu» (jak pisano o nim w rejestrach obozowych): ksiądz katolicki, z powołania: syn św. Franciszka, z urodzenia: syn prostych, pracowitych, bogobojnych ludzi, włókniarzy z okolic Łodzi, z łaski Bożej i osądu Kościoła: błogosławiony [dziś święty].To zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł ów człowiek w tym miejscu, które było zbudowane na zaprzeczeniu wiary – wiary w Boga i wiary w człowieka – i na radykalnym podeptaniu już nie tylko miłości, ale wszelkich oznak człowieczeństwa, ludzkości; w tym miejscu, które było zbudowane na nienawiści i na pogardzie człowieka w imię obłąkanej ideologii; w tym miejscu, które było zbudowane na okrucieństwie. Miejsce, do którego prowadzi wciąż jeszcze brama z szyderczym napisem „Arbeit macht frei”, rzeczywistość bowiem była radykalnym zaprzeczeniem treści tego napisu. W tym miejscu straszliwej kaźni, która przyniosła śmierć czterem milionom ludzi z różnych narodów, o. Maksymilian Kolbe odniósł duchowe zwycięstwo, podobne do zwycięstwa samego Chrystusa, oddając się dobrowolnie na śmierć w bunkrze głodu – za brata.

Mieć udział w tej godności o. Maksymiliana, to znaczy także mieć szacunek dla wartości rodziny, tak bardzo dziś poniewieranej, lekceważonej i poniżanej. Św. Maksymilian ofiarował swoje życie dlatego, że nieznany mu współwięzień miał żonę i dzieci. Mieć solidarność z instytucjami małżeństwa i rodziny znaczy uczestniczyć w tej godność, która stała się udziałem o. Maksymiliana. Mieć udział w jego godności znaczy mieć udział w autentycznej wolności i ją tworzyć w sobie i wokół siebie. Wolność autentyczna nie jest absolutna, nie da się sprowadzić do słynnego hasła: róbta, co chceta  gdzie wszystko wolno, czyli wszystko jest dozwolone, jak pisał Fiodor Dostojewski. Wolność dla wszystkich ludzi musi być przeniknięta przez rozum, zgodnie z prawem naturalnym: Czyń dobro, a unikaj zła. Tylko taka wolność jest autentyczna. Dla człowieka wierzącego jest ona jeszcze wzmocniona przez tę godność, o której mówi Pismo św., przedstawiając chwilę powołania do istnienia człowieka na obraz i podobieństwo Boga (por. Rdz 1, 27). Jest to wolność, która niekiedy przyjmuje kształt heroizmu. Takiej wolności świadkiem był o. Maksymilian.

Mieć udział w godności o. Maksymiliana, to mieć udział w jego głębokiej i ostatecznej wierze w Boga, który jest Panem dziejów i historii. Wiemy, że niedaleko stąd są w muzeum „Klisze pamięci” Mariana Kołodzieja, który został przywieziony do KL Auschwitz w pierwszym transporcie. Byli w nim obywatele polscy, którzy mieli odwagę przeciwstawić się nazistowskim porządkom przeprowadzanym w naszej Ojczyźnie. On też spotkał tutaj o. Maksymiliana i dzięki niemu zrozumiał: Bóg był w obozie, cierpiał razem z więźniami. Chrystus był w celach śmierci, był w komorach gazowych, był wszędzie tam, gdzie odbierano życie i zadawano cierpienie. Chrystus cierpiał w Auschwitz.

Mieć udział w godności o. Maksymiliana, to mieć udział w wierze, że Chrystus nie opuścił swoich wiernych, mimo tego, że wydawało się, że tu jest prawdziwe piekła dno. Dlatego z takim skupieniem próbujemy wniknąć w istotę przesłania, które zostawił nam dokładnie 40 lat temu Ojciec Święty Jan Paweł II, 9 czerwca 1979 roku, na krakowskich Błoniach. Nie wiedział jeszcze, czy dane mu będzie tu wrócić. Więc przekazywał Polakom najbardziej istotne treści, także prawdę o Bogu, który jest fundamentem naszego człowieczeństwa i tożsamości: Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale – pytanie zasadnicze: czy wolno? I w imię czego «wolno»? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć «nie» temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło. Kiedyś Chrystus zapytał apostołów (było to po zapowiedzi ustanowienia Eucharystii, gdy różni odsuwali się od Niego): «Czyż i wy chcecie odejść?»  Pozwólcie, że następca Piotra powtórzy dzisiaj wobec was wszystkich tu zgromadzonych – i wobec całych naszych dziejów i całej współczesności… że powtórzy dziś słowa Piotra – słowa, które wówczas były jego odpowiedzią na pytanie Chrystusa: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego».

Tu, w Auschwitz, dzięki św. Maksymilianowi Marii Kolbemu jawi się nam, Polakom, zwłaszcza uczestnikom Marszu Życia Polaków i Polonii, Ojczyzna – Polska – jako szczególnie zobowiązujące dziedzictwo: Ojczyzna – kiedy myślę – [pisał w swoim poemacie kard. Karol Wojtyła] / wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam, / mówi mi o tym serce, / jakby ukryta granica, / która ze mnie przebiega ku innym, / aby wszystkich ogarniać / w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas: / z niej się wyłaniam… / gdy myślę Ojczyzna – / by zamknąć ją w sobie jak skarb. Świadomie wyłaniać się z Ojczyzny, którą jest dla nas święty, katolicki i apostolski Kościół, zamknąć w sobie naszą chrześcijańską, a tym samym także i polską kulturę, zamknąć w sobie naszą chrześcijańską, w tym także i polską historię i tradycję, zamknąć w sobie dzieje męczenników, w tym także i polskich – od św. Wojciecha i Stanisława Szczepanowskiego, przez św. Andrzeja Bobolę i św. Maksymiliana Marię Kolbego aż po bł. ks. Jerzego Popiełuszkę, zamknąć w sobie ten wielki skarb – by go pomnażać i przekazywać kolejnym pokoleniom, które przyjdą po nas i także będą myśleć: Ojczyzna.

ZOBACZ TAKŻE