STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / HOMILIA WYGŁOSZONA PODCZAS MSZY ŚWIĘTEJ WE WSPOMNIENIE ŚW. BRATA ALBERTA W SANKTUARIUM ECCE HOMO W KRAKOWIE

Homilia wygłoszona podczas Mszy Świętej we wspomnienie św. Brata Alberta w Sanktuarium Ecce Homo w Krakowie



Czytania: Iz 58, 6-10; 1 Kor 1, 26-31; Mk 10, 17-30

Bracia Kapłani,
drogie Siostry Albertynki i Bracia Albertyni,
drodzy Bracia i Siostry!

1. Dziś w sposób szczególny wspominamy i dziękujemy Bogu za dar życia, służby i świętości Brata Alberta – Adama Chmielowskiego. Wspominamy i dziękujemy tym bardziej, ze obchodzimy Rok świętego Brata Alberta, który rozpoczęliśmy uroczyście w Wawelskiej Katedrze w Boże Narodzenie, w stulecie jego błogosławionej śmierci. Jesteśmy dziś na półmetku wielu duszpasterskich i społecznych inicjatyw, wpisanych w program obchodów Roku naszego Świętego. Przypominają one i przybliżają naszym rodakom postać tego niezwykłego człowieka, będącego dojrzałym i pięknym owocem ponad tysiącletnich dziejów Kościoła na naszych ziemiach.
Patrząc na drogę jego niełatwego życia, żarliwej wiary i heroicznej miłości człowieka, zaczynamy pojmować, jak bardzo słowo Boże potrafi uformować człowieka, uczynić go dobrym i skutecznym narzędziem w ręku Pana ludzkich losów. On potrzebuje naszych stóp, rąk i ust, ale przede wszystkim potrzebuje naszego serca, aby Dobra Nowina o Jego miłości była przyjmowana przez kolejne pokolenia ludzi, i by z kolei wyzwalała w nich odruchy dobra i miłości, braterstwa i solidarności. Adam Chmielowski miał gorące i wielkie serce. Swoją miłość do Ojczyzny i uczestnictwo w Powstaniu Styczniowym przypłacił ciężkim kalectwem. Ale to doświadczenie jeszcze bardziej wyrzeźbiło jego charakter. Miał wrażliwe serce, otwarte na piękno, co znalazło wyraz w jego artystycznej twórczości. Nie zatrzymał się jednak na tym poziomie. Poszedł dalej. Podjął próbę konsekrowanego życia, co w końcu doprowadziło go do przyjęcia i utożsamienia się z franciszkańskim charyzmatem prostego, ubogiego życia.
Jego wrażliwe serce odkrywało obszary nędzy w Krakowie przełomu XIX i XX wieku. Nie mógł pozostać obojętnym na los najbardziej potrzebujących i zepchniętych na margines życia społecznego. Nie miał nic. Nie miał do dyspozycji żadnej wielkiej instytucji i zapewnionych z góry funduszy. Nie miał wpływu na politykę, nie mógł zmienić systemu społecznego, ale zrobił to, co mógł, co mu dyktował jasny umysł i wrażliwe serce. Symbolem skuteczności jego działań było przejęcie i przekształcenie miejskiej ogrzewalni w przytulisko, gdzie każdy mógł znaleźć skuteczną pomoc.

W swojej trosce o ubogich był tak autentyczny, tak przekonywujący, że znajdował zrozumienie u tych, którzy mogli wspierać jego dzieło ofiarami i jałmużną. Oprócz mobilizowania i wyzwalania dobroczynności, dokonał jeszcze jednej, wielkiej rzeczy: zainspirował swoim charyzmatem innych, aby dzieło przetrwało. I tak wyrosły i znalazły swoje miejsce w Kościele dwa zgromadzenia zakonne: Braci Posługujących Ubogim Trzeciego Zakonu św. Franciszka, czyli Braci Albertynów oraz Sióstr Posługujących Ubogim, czyli Sióstr Albertynek. Dziś duchowe córki i duchowi synowie św. Brata Alberta -a my wraz z nimi – dziękujemy Bogu za tego wspaniałego człowieka, za jego wyniesienie do chwały ołtarzy, czyli uznanie ze strony Kościoła jego świętości, jego drogi miłości i służby.

2. W odczytanej dziś Ewangelii Jezus rozmawia z młodym człowiekiem, który przybiegł do Niego i zapytał na kolanach: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10, 17). Z rozmowy wynika, że człowiek ten przestrzegał Bożych przykazań i myślał poważnie o swoim zbawieniu. Nosił również w sobie nie do końca uświadomione pragnienie czegoś więcej. Jezus docenił jego szlachetną postawę. Spojrzał na niego z miłością, ale także zaproponował drogę jeszcze większej miłości, jeszcze większej służby. Zaprosił go do wspólnoty życia z sobą, mówiąc: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10, 21-22). Niestety, zapowiadający się pięknie ciąg dalszy historii szlachetnego młodzieńca nie powiódł się. Na przeszkodzie stanęło bogactwo, z którego miał szansę uczynić właściwy użytek, czyli podzielić się nim z ubogimi. Odzyskałby wtedy pełną duchową wolność, pozbyłby się niepotrzebnego bagażu, by z radością przyłączyć się do ubogiego Nauczyciela z Nazaretu i być przyjętym pod Jego sztandar.

Jak słyszeliśmy, po odejściu zasmuconego człowieka całe zdarzenie posłużyło Jezusowi do dalszej rozmowy i duchowej formacji najbliższych uczniów. Uświadomił im, że warto dla Niego zostawić wszystko. Ta lekcja przekazywana jest kolejnym pokoleniom uczniów ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana, do których także i my wszyscy się zaliczamy. Wszyscy jesteśmy wezwani do duchowego ubóstwa, by naszym jedynym prawdziwym skarbem był Jezus Chrystus i Jego królestwo. To On powinien zajmować przysługujące Mu miejsce w naszym sercu, a wraz z nim ci, których On nazwał swoimi „braćmi najmniejszymi” (por. Mt 25, 4), a więc głodni, spragnieni, wędrowcy, chorzy i pozbawieni wolności, czyli wszyscy potrzebujący pomocy.

W naszym dzisiejszym świecie chodzi nie tylko o obszary nędzy materialnej, ale także i przede wszystkim nędzy duchowej i moralnej. Mamy wokół siebie tylu ludzi zagubionych, nie widzących sensu życia albo szukających go w rzeczach banalnych, przemijających, uwikłanych w nałogach i namiastkach szczęścia, którymi chcą zapełnić pustkę. Wystarczy otworzyć oczy, by dostrzec, komu konkretnie możemy pomóc solidarnym gestem, dobrym słowem, czy nawet przyjaznym uśmiechem.

3. Święty Brat Albert nie zmarnował życia. Sam ciężko doświadczony cierpieniem fizycznym i duchowym, nie tylko potrafił zrozumieć sytuację człowieka znajdującego się w potrzebie, ale także wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Myślimy dziś o nim, wsłuchując się w słowa, które Bóg za pośrednictwem Izajasza skierował do swego ludu, a więc i do nas wszystkich: „Rozerwij kajdany zła, rozwiąż więzy niewoli, wypuść wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połam. Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej, i nie odwracaj się od współziomków” (Iz 58, 6-7). W życiu Brata Alberta te słowa znalazły żywe echo. On je potraktował dosłownie.

Jaką wielką nadzieją tchną dalsze słowa zapisane przez wspomnianego proroka: „jeżeli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Pan […] odmłodzi twoje kości tak, że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie” (Iz 58, 10-11). Mamy prawo odnieść te wspaniałe słowa i obietnice do Brata Alberta i czynimy to z radością po stu latach od jego odejścia do domu Ojca po zasłużoną nagrodę w niebie.

Snop światła na życie i dokonania Brata Alberta, a także na środowisko, któremu służył, rzucają słowa św. Pawła, który pisał do Koryntian: „Przypatrzcie się, bracia powołaniu waszemu. Według oceny ludzkiej niewielu tam mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1, 26-27). W oczach Bożych każdy człowiek jest cenny, bo przecież jest dzieckiem Bożym i za każdego człowieka Syn Boży przelał krew na krzyżu. Zasługą Brata Alberta jest to, że on sam dostrzegał, ale również pomagał innych dostrzegać obraz dziecka Bożego w często zniekształconym obliczu drugiego człowieka. Brat Albert patrzył głębiej, dalej i szerzej. Patrzył sercem przepełnionym miłością do Zbawiciela, za którym poszedł, zostawił wszystko, by oddać się Mu całkowicie do dyspozycji, by posługiwać ubogim, przywracać im nadzieję. By być dobrym jak chleb.

4. Drogie siostry, drodzy bracia, oto jaki duchowy testament zostawił nam Brat Albert. Jego droga życia była niepowtarzalna. Żył w innych czasach, w innym kontekście społecznym. Ale rdzeń, istota jego charyzmatu pozostaje niezmienna: otwierając się na Boga, który jest miłością, doświadczając Jego miłosiernej miłości, która zbawia świat i nas wszystkich, mamy świadczyć o niej naszą miłością wobec tych, do których jesteśmy posłani. Taką drogą szli Święci. Taką drogą szedł św. Jan Paweł II, tak bardzo zafascynowany postacią Brata Alberta, którego wyniósł do chwały ołtarzy. Święci rozumieją się bez słów i zawiązuje się między nimi nić duchowej przyjaźni. Tak było w wypadku Brata naszego Boga i Papieża Bożego Miłosierdzia. Czerpali z tych samych źródeł. Byli ludźmi Bożymi, dlatego tak bardzo byli dla innych, każdy zgodnie ze swym powołaniem i charyzmatem. Mamy się na kim wzorować!
Powierzmy dziś wszystkie nasze sprawy miłosiernemu Panu, ku któremu – jak mówi Psalmista – „zwracają się oczy wszystkich, a On ich karmi we właściwym czasie. Otwiera swą rękę i karmi do syta wszystko, co żyje” (por. Ps 145, 15-16). Prośmy o hojność naszych serc. Módlmy się w intencji Sióstr Albertynek i Braci Albertynów, o nowe powołania do ich rodzin zakonnych, aby charyzmat św. Brata Alberta nadal płonął w Kościele i rozgrzewał ludzkie serca.

Prośmy o to przez wstawiennictwo Patrona dnia dzisiejszego, a także błogosławionej Siostry Bernardyny i św. Jana Pawła II oraz wszystkich świętych i błogosławionych Kościoła Krakowskiego.
Amen!

 

 

ZOBACZ TAKŻE