Arcybiskup Marek Jędraszewski
Metropolita Krakowski
Drodzy Siostry i Bracia, Uczestnicy Pielgrzymki do stóp Matki Najświętszej, Kochani Górale!
Hej! Tam spod Tater.
Spod siwych Tater.
Hej! podmuchuje silny wiater.
Hej! Podmuchuje z radością leci.
Matce, góralskie wiedzie dzieci [1].
Znacie zapewne, Moi Drodzy, ten wiersz Zofii Truty: Z Bachledówki wyszli już Górale. Wyszliście po raz trzydziesty ósmy. Dzisiaj nadszedł ten dzień radosny i szczęśliwy: jesteście u Matki. Wyszliście tego roku z hasłem: Maryja, Matka życia i wolności. Te dwa słowa: „życie” i „wolność”, to słowa prawdziwie święte, niezwykle cenne dla każdego człowieka. Bez treści, kryjących się za tymi słowami, bez tego, co znaczy prawdziwe życie i prawdziwa wolność, człowiek po prostu nie może być człowiekiem, nie może żyć prawdziwie. Jakżeż głębokie światło właśnie na te dwa słowa rzucają czytane przed chwilą fragmenty Pisma Świętego, przeznaczone właśnie na dzisiejszy dzień.
Wiemy z naszego doświadczenia, jak te słowa święte i wielkie, i ważne, były i są nieustannie bezczeszczone i kłamliwie odwracane. Najpierw lekceważy się życie. Lekceważy się Boga, który jest twórcą życia. Mówi się o życiu, że ma być wydajne i pożyteczne, a z dezaprobatą patrzy się na ludzi słabych, nazywając ich życie bezproduktywnym, a zatem bezsensownym. Niektórym wydaje się, że rodzące się życie jest zagrożeniem dla wolności kobiety, a życie osób dotkniętych chorobami, nieszczęściem, w okresie terminalnym najlepiej jak najszybciej przeciąć, żeby bogate społeczeństwa nie musiały ponosić kosztów opieki. Wolność – drugie ważne i święte słowo – nabrało takiego znaczenia, iż człowiek stawia się w miejsce Boga i sam chce decydować, co może czynić i co czynić powinien. Jednak w gruncie rzeczy kryterium tego rozumienia wolności jest zwykły egoizm: dobre jest to, co jest dobre dla mnie i co służy przede wszystkim mnie osobiście. Inni się nie liczą. Bożek pieniądza sprawia, że na innych patrzy się w kategoriach zysku, a co za tym idzie: wyzysku. Człowiek staje się przedmiotem, a kiedy już nic nie może dać, albo ma za mało pieniędzy, po prostu się go odrzuca. Tworzy się nowe kategorie wolności, gdzie liczy się tylko i wyłącznie przyjemność, samorealizacja, gdzie niszczone są najbardziej podstawowe świętości.
Jeszcze do niedawna mówiąc to, myśleliśmy o krajach zachodu. A dzisiaj z jednej strony widzimy, jak te kraje, jak te społeczeństwa kiedyś głęboko chrześcijańskie wymierają i tracą na znaczeniu, a z drugiej strony, jak ten walec absolutnej wolności zaczyna toczyć się po naszej polskiej ziemi. Stąd pojawiają się liczne próby, by wszelką cenę propagować postawy, które nie maja nic wspólnego z tą wizją człowieka, jaką dał nam Pan Bóg, jaką Pan Bóg miał stwarzając człowieka jako kobietę i mężczyznę, powołanych do wspólnego życia, do posiadania dzieci, do dostrzegania w rodzicielstwie przejawu Bożego błogosławieństwa. To się odrzuca, to się neguje, a pod postacią ideologii LGBT próbuje się naszemu polskiemu społeczeństwu narzucić formy, które nie mają nic wspólnego z godnością człowieka. Moi Drodzy, spójrzmy na twarze ludzi, którzy biorą udział w tak zwanych „paradach wolności” i popatrzcie na swoje twarze, uwieczniane chociażby podczas tej pielgrzymki. Dostrzeżecie zasadniczą różnicę między człowiekiem, który zdąża do Boga, zmierzając do tronu Matki naszej i Królowej, a człowiekiem, który przekreśla to, do czego Pan Bóg go powołał, stając się w jakiejś mierze karykaturą siebie samego.
Już starożytności rzymskiej, kiedy cesarstwo słusznie, szczyciło się swoim prawem porządkującym cały wielki organizm państwowy, większy niż dzisiejsza Unia Europejska, ukuto hasło: summum ius, summa iniuria – „szczyt prawa, a jednocześnie, szczyt bezprawia”. Bo można niekiedy tak manipulować prawem, że staje się ono narzędziem krzywdzenia drugiego człowieka. Dzisiaj trawestując to starożytne powiedzenie, można by powiedzieć: szczyt tolerancji jest największą nietolerancją, bowiem ci, którzy głoszą tolerancję, są najbardziej nietolerancyjni wobec ludzi wierzących, wobec spraw najświętszych dla człowieka wierzącego, dla katolika w Polsce. Parodia ze Mszy świętej, rąbanie kościoła siekierą, ataki na księży, a zwłaszcza to, o czym tu, w tym świętym miejscu, u Matki Bożej naszej Królowej musimy powiedzieć: bezczeszczenie Jej świętego wizerunku. W imię tolerancji. Aż trudno sobie wyobrazić, co mogło by się stać, gdybyśmy temu ulegli. Nam ulegać nie wolno. I stąd właśnie wsłuchujemy się i przyjmujemy Boże Słowo, które dzisiaj rozbrzmiewa, najpierw z Księgi Wyjścia, nawiązujące do bardzo ważnych chwil w życiu narodu izraelskiego, kiedy Żydzi opuszczali Egipt, ziemię pogańską, dom niewoli i szli do Ziemi Obiecanej, do ziemi wolności. To nie była wcale dla nich łatwa droga, ale była to droga z Bogiem, z Bogiem, z którym w imieniu całego ludu izraelskiego rozmawiał Mojżesz twarzą w twarz. Wszyscy widzieli, że kiedy kończyła się ta rozmowa: Mojżesz wracał do swoich, a skóra na jego twarzy płonęła, do tego stopnia, że budziło to lęk i prosili, aby Mojżesz swoją twarz zakrywał. Jakże znaczącą rzeczą było to, że właśnie podczas tych rozmów Bóg dawał Mojżeszowi polecenia jak ma żyć naród izraelski zdążający do domu wolności, do Ziemi Obiecanej. Mojżesz przekazywał zatem te słowa swojemu ludowi i były to słowa, które stanowiły te najbardziej zasadnicze kryteria tego, czym jest wolność, które tę wolność określały, i które swój szczyt osiągnęły w tym starotestamentalnym przepisie, a który przywołał po wiekach Pan Jezus, przebywając na palestyńskiej Ziemi: Będziesz miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, ze wszystkich swoich sił, całą swoją duszą – to jest pierwsze przykazanie (por. Mk 12, 30).
W naszej tradycji wyraża się to w powiedzeniu św. Augustyna, które zapewne znamy wszyscy: „Jeżeli Bóg w życiu jest na pierwszym miejscu, wszystko znajdzie się na właściwym miejscu”. Wystarczy, żeby był Bóg i wiara w Niego, i miłość do Niego, to wszystko zaczyna się dalej właściwie układać. Wtedy też rozumiemy, co znaczy drugie przykazanie miłości: miłować bliźniego jak siebie samego (por. Mk 12, 31). Wtedy wiemy, że realizujemy siebie. Nie wtedy, kiedy jesteśmy zapatrzeni w siebie, w swoje pragnienia, niekiedy bardzo egoistyczne, ale kiedy myślimy o drugim człowieku, o tym, co możemy dla niego zrobić, w czym pomóc, jak się zachować, niekiedy wyprzedzając jego prośbę. Wtedy dopiero stajemy się w pełni człowiekiem, a więc istotą stworzoną na Boży obraz i Boże podobieństwo. Bóg jest miłością, a my jesteśmy najbardziej do Boga podobni właśnie wtedy, kiedy kochamy drugiego człowieka, kiedy potrafimy pochylić się nad nim i dostrzec to, jak bardzo Bóg go kocha i jak bardzo Bóg nam zaufał, skoro drugiego człowieka, zwłaszcza słabego, chorego czy bezbronnego, zlecił naszemu poczuciu odpowiedzialności. Jeżeli w nas jest to poczucie, wtedy rzeczywiście miłość Boga rozlewa się na świecie poprzez nas samych. To sprawia, że rozumiemy też do końca słowa Pana Jezusa z dzisiejszych dwóch przypowieści o skarbie ukrytym w roli i o drogocennej perle, a dokładniej o ludziach, którzy dostrzegłszy to, co najważniejsze, byli gotowi zrezygnować z tego, co już posiadali. Swoiste ryzyko, by posiąść to, co najbardziej szlachetne i doskonałe: sprzedać wszystko, by kupić ziemię, gdzie jest skarb, sprzedać wszystkie perły, by kupić tę najbardziej drogocenną. Oto co znaczy zaryzykować dla Boga, którego mamy kochać właśnie całym sercem, ze wszystkich swoich sił, całą swoją duszą, można by powiedzieć – całym swoim człowieczeństwem.
Szliście, Moi Drodzy, do stóp Matki Najświętszej Jasnogórskiej z hasłem: Maryja, Matka życia i wolności. To Ona swoim życiem pokazała, co znaczy kochać Boga całym sercem, ze wszystkich swoich sił, co znaczy oddawać swoje życie Bogu. Mimo, że miała swego oblubieńca Józefa i mimo to, że zapewne marzyła o swoim domu i o dzieciach, jak w każdej rodzinie. Ale w chwili, kiedy Pan Bóg poprzez słowa archanioła Gabriela zażyczył sobie od Niej szczególnego daru otwarcia się na Boga całą Jej kobiecą istotą, stania się Matką Syna Bożego, Ona to przyjęła. Nie była to decyzja podjęta bez refleksji. Wszak chciała zrozumieć, jak to się stanie i otrzymała odpowiedź – mocą Ducha Świętego. Więc zrozumiała, że jej decyzja, w pełni wolna i świadoma, musi być jedna: Oto ja służebnica Pańska (Łk 1, 38). Oto ja, która wsłuchuje się w słowa samego Boga i chcę być im posłuszna. Dlatego: niech Mi się stanie (Łk 1, 38). Maryja uczy nas, czym jest życie otwarte na Boga. Pokazuje nam, że będąc otwartym na Boga, daje się życie. Ona dała nam Zbawiciela świata, który o sobie powiedział: Ja jestem życiem (por. J 11, 25). Chrystus jest życiem, które pokonuje grzech, śmierć i szatana. Maryja pokazała nam też, czym jest wolność, realizująca się według tej hierarchii wartości, na której szczycie znajduje się sam Bóg. Jak wiemy, niełatwa była to droga. Nie bez powodu zwiemy Ją także Matką Bolesną. Ale też wiemy, że została wzięta do nieba i jako umiłowana przez Boga, ukoronowana jako najwspanialszy kwiat i cud stworzenia.
Kiedy dzisiaj, Drodzy Bracia i Siostry, po trudach wielu dni waszego zdążania do tego miejsca, raz jeszcze rozważamy, czym jest życie w oczach Boga i czym jest wolność, ku której wyswobodził nas Chrystus, tym bardziej rozumiemy, jak konieczna jest, jak ważna i niezbędna wasza modlitwa: ta pielgrzymkowa, ta dzisiejsza, będąca zwieńczeniem waszych trudów i waszych zmagań, aby dojść do celu, ale także jakże niezbędna jest modlitwa sięgająca przyszłości, modlitwa za naszą ojczyznę, aby była Bogiem silna. Za Polskę, aby wiernie trwała przy krzyżu i Ewangelii. Modlitwa o to, aby Maryja, dana nam z wysokości krzyża poprzez świętego Jana apostoła na Matkę, ukazywała nam i pomagała zrozumieć, co znaczy być matką: jak wielka to godność, jak niezwykłe powołanie, jak ogromna przestrzeń otwierającego się dzięki macierzyństwu serca. Ile takiej cichej dobroci, może nawet niezauważonych łez. Matka. Tej godności matki trzeba się uczyć. A mężowie i mężczyźni muszą przed tym wielkim darem macierzyństwa zawsze z ogromnym szacunkiem się pochylać.
Maryja ukazuje nam także, co znaczy wolność, której smaku właśnie tutaj, na Jasnej Górze, doznajemy jak nigdzie indziej na polskiej ziemi. Tutaj, u stóp naszej Królowej – podkreślał to zawsze z wielką mocą święty Jan Paweł II Wielki – „zawsze byliśmy wolni”, wolnością dzieci Bożych, szczęściem czystego sumienia, gotowością, by o tę wolność zmagać się także, a może przede wszystkim, w czasach trudnych.
Więc przybywamy dzisiaj, więc przybywacie Wy, Drodzy Mieszkańcy Gór, do stóp naszej Matki i Królowej, ucząc się od Niej, Matki, co znaczy życie otrzymane i przekazywane dalej. Ucząc się od Niej, naszej Królowej, co znaczy skarb wolności. I dlatego z taką mocą, z takim zaufaniem, z takim przekonaniem też, że nie można inaczej, mówimy tutaj, dzisiaj, na tym świętym miejscu: Maryjo, Królowo Polski! Jestem przy Tobie. Pamiętam. Czuwam. Amen.
[1] Z. Truta, Z Bachledówki wyszli już Górale.