40-lecie inauguracji pontyfikatu św. Jana Pawła II
22 października 2018 roku
Sanktuarium św. Jana Pawła II
Kraków – Białe Morza
Arcybiskup Marek Jędraszewski
Metropolita Krakowski
Dokładnie czterdzieści lat temu w swej homilii wygłoszonej na Placu św. Piotra nowy biskup Rzymu, Jan Paweł II, nawiązywał do fragmentu Ewangelii Janowej, który stanowi bezpośrednie przedłużenie tego, cośmy przed chwilą słyszeli. Papież mówił: „Dziś nowy biskup Rzymu rozpoczyna uroczyście sprawowanie swego urzędu i misję Piotrową. W tym właśnie Mieście Piotr zakończył, wypełnił posłannictwo powierzone przez Pana. Pan zwrócił się do niego mówiąc: «Kiedy byłeś młody, przepasywałeś się i chodziłeś dokąd chciałeś, lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi tam, dokąd ty nie zechcesz» (J 21, 18)”. Kontynuując, Jan Paweł II nawiązywał do wypełnienia się tego, co zapowiedział Piotrowi Chrystus: „I Piotr przybył do Rzymu. Cóż skierowało go i doprowadziło do tego Miasta, w serce rzymskiego Imperium, jak nie posłuszeństwo wobec posłannictwa otrzymanego od Pana? Zapewne ten rybak z Galilei nie chciałby przybyć aż tutaj, wolałby zapewne zostać tam, nad brzegiem jeziora Genezaret, ze swoją łodzią i sieciami, ale prowadzony przez Pana, posłuszny natchnieniom dotarł aż tu”.
Pozwólcie, moi Drodzy, że nawiążę tutaj do osobistych wspomnień z tamtych dni. Kardynał Karol Wojtyła opuścił Kolegium Polskie 14 października, a dwa dni później było ono chyba najbardziej szczęśliwym domem w Wiecznym Mieście. Z niego wyszedł nowy papież! Wielkie było oczekiwanie młodych księży-studentów, by mogli osobiście spotkać się z Janem Pawłem II już u niego, na Watykanie. Oczekiwanie to przedłużało się, aż 6 grudnia papież mógł nas przyjąć. Zastanawialiśmy się, co mu przynieść w prezencie. I ktoś wpadł na pomysł, żeby przynieść mu choinkę, bo to już świętego Mikołaja, bliskość świąt Bożego Narodzenia. Była to pierwsza choinka, przyjęta zresztą z ogromną wdzięcznością przez Ojca Świętego, w pałacu apostolskim. Spotkanie, pełne serdeczności, osobistych rozmów, przedłużało się. Na zakończenie Ojciec Święty powiedział: zaśpiewajcie mi Barkę. Część księży, zwłaszcza młodszych, znała już tę pieśń oazową. Papież dołączył się, śpiewając drugim głosem. Dla większości z nas była to po prostu oazowa piękna pieśń. Nie dostrzegliśmy, że to, co powiedział o Piotrze znad jeziora Genezaret, który nie chciał przybyć do Rzymu i zapewne wolałby zostać nad brzegiem swojego ukochanego jeziora, papież odnosił bardzo osobiście do siebie, do Krakowa, do Polski. A że tak było, wiemy doskonale z jego słów, które wypowiedział już pod koniec swego pontyfikatu, podczas ostatniej pielgrzymki do ojczystej ziemi, 18 sierpnia 2002 roku na krakowskich Błoniach. Wierni zaczęli śpiewać mu Barkę, on słuchał ze wzruszeniem, a potem wyznał: „Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe i z nią, z tą oazową pieśnią, nie rozstawałem się przez wszystkie te lata. Była jakimś ukrytym tchnieniem Ojczyzny, była też przewodniczką na różnych drogach Kościoła i ona mnie przyprowadzała wielokrotnie tu, na krakowskie Błonia, pod Kopiec Kościuszki. Dziękuję ci, pieśni oazowa”.
W pierwszej homilii swego pontyfikatu nowy papież mówił o tym, co przeżywał, o swoim lęku przezwyciężonym silną wolą, by okazać posłuszeństwo samemu Bogu: „Dziś właśnie nowy biskup wstępuje na rzymską Stolicę Piotra, biskup przejęty głębokim drżeniem w poczuciu swej niegodności. I jak tu nie drżeć wobec wielkości takiego wezwania i wobec powszechnej misji tej Stolicy rzymskiej?”. Było to rozwinięcie słów, które wypowiedział zaledwie kilka dni wcześniej, 16 października, na balkonie bazyliki św. Piotra tuż po udzieleniu swego pierwszego apostolskiego błogosławieństwa. Mówił: „Bałem się przyjąć ten wybór, jednak przyjąłem go w duchu posłuszeństwa dla Pana naszego Jezusa Chrystusa i w duchu całkowitego zaufania Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie”. Papież przywołał także kres posługiwania św. Piotra w Wiecznym Mieście. Mówił o tym, nawiązując do słynnej powieści Henryka Sienkiewicza: „Jak głosi starożytna tradycja (która znalazła wspaniały wyraz literacki w powieści Henryka Sienkiewicza), w czasie prześladowań Nerona Piotr zamierzał opuścić Rzym. Ale Pan przeszkodził mu w tym wychodząc na jego spotkanie. Piotr zwrócił się do Niego, pytając «Quo Vadis Domine? – Dokąd idziesz Panie?». A On odpowiedział mu zaraz: «Do Rzymu idę, by mnie tam ukrzyżowano po raz wtóry». Piotr wrócił do Rzymu i pozostał w nim aż do swojego w nim ukrzyżowania”. Jan Paweł II, idąc za głosem Chrystusa, zaszedł aż do Rzymu. Do miasta, w którym przeżył zapewne bardzo wiele chwil radości i uniesień, chwil, które kazały mu nieustannie wysławiać Pana. Ale było to też miasto, w którym doznał bardzo wielu cierpień, począwszy od 13 maja 1981 roku, kiedy zbrodnicze siły wielkich tego świata doprowadziły do zamachu na życie papieża. Chciano, żeby zamilkł. Żeby nie głosił już prawdy o Chrystusie, dla którego trzeba otworzyć bramy serc ludzi i narodów.
Jakże znamienne jest to, co św. Jan Paweł II powiedział 29 maja 1994 roku podczas modlitwy Anioł Pański. Już wiedział, że zaczyna się bardzo poważna choroba, która będzie powoli, ale nieubłaganie, niszczyć jego siły fizyczne. Mówił: „Chciałbym wyrazić dziś przez Maryję moją wdzięczność za dar cierpienia. Zrozumiałem, że ten dar był potrzebny. Zrozumiałem wtedy, że mam wprowadzić Kościół Chrystusowy w trzecie tysiąclecie przez modlitwę i wieloraką działalność, ale przekonałem się później, że to nie wystarcza: trzeba było wprowadzić go przez cierpienie – przez zamach 13 lat temu i dzisiaj przez tę nową ofiarę. Dlaczego właśnie teraz, dlaczego w tym roku, w Roku Rodziny? Właśnie dlatego, że rodzina jest zagrożona, rodzina jest atakowana. Także papież musi być atakowany, musi cierpieć, aby każda rodzina, by cały świat ujrzał, że istnieje Ewangelia – rzec można – «wyższa»: Ewangelia cierpienia, którą trzeba głosić, by przygotować przyszłość, trzecie tysiąclecie rodzin, każdej rodziny i wszystkich rodzin”.
Pięć lat później, doświadczony kolejnymi chorobami i kolejnymi pobytami w Poliklinice Gemelli w Rzymie, już wprost utożsamiał się z chorymi i cierpiącymi. Dlatego podczas pielgrzymki do Meksyku w styczniu 1999 roku mówił tam, na odległym kontynencie, wskazując na swoistą uniwersalność człowieczego cierpienia, ale także na niezwykły powszechny, prawdziwie ewangeliczny sens cierpienia łączonego z Chrystusem:
„Pragnąłem spotkać się z wami, pacjentami Szpitala im. Adolfa Lopeza Mateosa – a za waszym pośrednictwem z wszystkimi chorymi w waszym kraju – aby pomodlić się z wami i pokrzepić nadzieją. Chcę was zapewnić, że jestem blisko was, a jednocześnie łączę się z modlitwą waszą i waszych bliskich, prosząc Boga za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe, aby dał wam potrzebne zdrowie fizyczne i duchowe oraz umiejętność pełnego utożsamienia własnych cierpień z cierpieniami Chrystusa, a także odkrywania motywów płynących z wiary, które pomagają nam zrozumieć sens ludzkiego cierpienia. (…) «Wielu chorych może żyć pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego (1 Tes 1, 6) i być świadkami Chrystusowego Zmartwychwstania» (Christifideles laici, n. 53). W związku z tym warto pamiętać, że ludzie przeżywający doświadczenie choroby są powołani nie tylko do łączenia swego cierpienia z męką Chrystusa, ale także do czynnego udziału w głoszeniu Ewangelii przez świadectwo – oparte na własnym doświadczeniu wiary – o mocy nowego życia i o radości, jaka płynie ze spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem (por. 2 Kor 4, 10-11; 1 P 4, 13; Rz 8, 18 n.)”.
Jesteśmy świadomi tego, że kiedy Jan Paweł II czterdzieści lat temu rozpoczynał swój pontyfikat, myślał o Barce, o jeziorze Genezaret, o tym, że będzie musiał świadczyć w Rzymie na wzór Piotra. Wiemy jednocześnie, że jego cierpienie nie było takie jak Piotrowe, jak księcia Apostołów umęczonego na krzyżu w Cyrku Nerona, zwanym także Cyrkiem Kaliguli, nieopodal watykańskiego wzgórza. To nie było cierpienie ukrzyżowanego głową w dół, trwające kilka godzin. To było cierpienie rozkładane na lata, mierzone wiernością wymagającą ciągłego potwierdzania – minuta po minucie, dzień po dniu, rok po roku – że jest się świadkiem Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Św. Jan Paweł II swoim życiem potwierdził także słowa z Listu do Koryntian, które słyszeliśmy w dzisiejszym drugim czytaniu. Św. Paweł mówi, że jesteśmy świadkami Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Pawłowe „my” odnosi się w pierwszym rzędzie do Apostołów, powołanych do głoszenia Ewangelii. W to „my” włączył się także, jakże świadomie, jakże wzruszająco i przejmująco, wierny do samego końca św. Jan Paweł II i swoimi uczynił słowa św. Pawła: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, który dostępujemy zbawienia. (…) Tak więc gdy Żydzi żądają znaku, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 18, 22-24).
Kiedy dzisiaj gromadzimy się wokół Chrystusowego ołtarza, kiedy chcemy śpiewać wdzięczne Te Deum laudamus za pontyfikat św. Jana Pawła Wielkiego, pragniemy także wysławiać Boga za niezwykłe, przejmujące świadectwo jakie nam pozostawił, świadectwo, iż Chrystus – którego wiernym świadkiem był przez całe swe życie – jest mocą Bożą i Bożą mądrością. Amen.