STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / 50-LECIE KORONACJI KOPII OBRAZU MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ | BAZYLIKA MARIACKA, 15.12.2018

50-lecie koronacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej | Bazylika Mariacka, 15.12.2018



50-lecie koronacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej

15 grudnia 2018 roku

Kraków, Bazylika Mariacka

Arcybiskup Marek Jędraszewski
Metropolita Krakowski

Oto znajdujemy się „w najwspanialszej świątyni Mariackiej, która jest syntezą czci i miłości Boga, Ojczyzny i Kościoła, świadectwem cudownej inkarnacji Boga Człowieka w życie [polskiego] Narodu”. Te słowa, przypomniane przed chwilą, wypowiedział dokładnie w tym miejscu pięćdziesiąt lat temu Sługa Boży ks. kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Bazylika Mariacka w Krakowie to także strażniczka pamięci historycznej, w której od 966 roku splatają się dzieje Boga, polskiego narodu i Kościoła. Dzieje niełatwe, dzieje niekiedy wręcz tragiczne – wspominamy je zwłaszcza w tym roku, kiedy przypada 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, po 123 latach zaborów. Dzieje niełatwe także w ciągu tego minionego stulecia. Dzieje niełatwe także wtedy, kiedy spojrzymy na minione 50-lecie, zawarte między 1968 a 2018 rokiem.

Są to dzieje wypełnione najpierw wielką radością, przeżywaną przez polski naród w związku z tym, że przez wszystkie parafie, kościoły i kapliczki naszej Ojczyzny przemierzał triumfalnie obraz Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. To nawiedzenie zaczęło się w roku 1957, zostało niejako zawieszone na rok 1966, kiedy obchodziliśmy Millenium Chrztu Polski. Po przerwie miały odbyć się kolejne nawiedzenia w naszych polskich diecezjach, żeby cała Polska mogła spotkać się twarzą w twarz z obliczem Czarnej Madonny. Pierwsze lata, od 1957 do 1966 roku, upływały bez większych trudności, gdy chodzi o szlak maryjny, szlak nawiedzenia wiodący przez polską ziemię. Trudności pojawiły się wraz z rozpoczęciem głównych obchodów milenijnych. Jeszcze w Gnieźnie, gdzie te obchody się zaczęły w dniu 14 kwietnia i trwały do 16 kwietnia 1966 roku, nie było utrudnień ze strony ówczesnych władz komunistycznych, ale to się zmieniło, kiedy obraz Nawiedzenia miał przybyć do Poznania 17 kwietnia 1966 roku. Nie można było odbyć oficjalnej procesji z poznańskiej fary do katedry. Władze zgodziły się jedynie na przejazd prywatny, ale – jak pamiętają świadkowie tamtych wydarzeń – Poznaniacy uniesieni entuzjazmem wzięli cały samochód z obrazem Matki Bożej Nawiedzenia na ramiona i w triumfalnym pochodzie przenieśli go na plac przed katedrą, gdzie oczekiwał Episkopat Polski.

Do Krakowa, 6 maja, obraz dotarł – ku zaskoczeniu wszystkich – inną drogą, tak że wierni przez długie godziny na próżno oczekiwali wzdłuż uprzednio ustalonej i potwierdzonej przez ówczesną władzę trasy. Miesiąc później, 6 czerwca, po uroczystościach na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, obraz zamknięto w samochodzie, okryto plandeką i zawieziono na Jasną Górę. Odtąd lista przykrych wydarzeń rosła gwałtownie, wręcz lawinowo. 24 czerwca między Pasłękiem a Ostródą samochód z obrazem Matki Bożej zatrzymano, a obraz przewieziono do warszawskiej katedry. Sam Prymas przez trzy godziny musiał stać na szosie, zanim go nie zaczęto eskortować do rezydencji przy ulicy Miodowej. Tymczasem obraz, jako że w katedrze nie było przygotowanego jeszcze odpowiedniego miejsca, umieszczono w zakrystii, twarzą do ulicy. Tak wizerunek nawiedzającej Maryi, którą uwięziono na całe trzy miesiące, zaczął patrzeć zza krat na warszawskie ulice. 2 września, w drodze z Warszawy do diecezji katowickiej, obraz został znowu zatrzymany i przywieziony na Jasną Górę. Pozostał tam przez całe długie sześć lat, do czerwca 1972 roku, pieczołowicie strzeżony przez posterunki milicji.

Takie było działanie władz. Odpowiedzią polskiego Episkopatu było stwierdzenie, że Matki Bożej uwięzić się nie da. Mimo, że wizerunek skazano na pobyt w Częstochowie, 4 września 1966 roku zgodnie z planem rozpoczęło się nawiedzenie w diecezji katowickiej. Zamiast obrazu w kościołach pojawiły się puste ramy, kwiaty, paląca się świeca i ewangeliarz. Puste ramy będą towarzyszyły przejściu Królowej Polski przez diecezję katowicką, a potem archidiecezję krakowską i dalej diecezję tarnowską, przemyską, archidiecezję w Lubaczowie i diecezję lubelską. Jakżeż znamienne słowa protestu i bólu popłynęły z Jasnej Góry w dniu 26 sierpnia 1968 roku, gdzie Prymas Wyszyński stawiał dramatyczne pytania: „Dlaczego uwięziono Twój obraz nawiedzenia? Ten obraz, który dotychczas niósł Twoje błogosławione posłannictwo do stolicy Polski – Warszawy. Poprzez archidiecezję warszawską, męczeńską ziemię podlaską, ziemię białostocką, poprzez Łomżę z Kurpiami, świętą Warmię, Gdańsk, ziemię chełmińską, i diecezję gorzowską, poprzez Śląsk Opolski, Wrocław, pracowity Śląsk Czarny aż ku królewskiemu szlakowi na Wawelu. Dlaczego odebrano Cię prymasowi, który Cię wiózł do pracowitego ludu Śląskiego? Może Ty Kardynale, Metropolito Krakowski wiesz dlaczego się nie doczekał swej Matki, danej ku obronie narodu wspaniały lud Podhala i królewskiej ziemi krakowskiej? Kto za to odpowie? Kto zrozumie dlaczego droga miłości, jedności i pokoju została przerwana? Nikt tego nie zrozumie. Jako znak naszej żywej wiary Najlepsza Matko przyjmij odnowienie naszych ślubów jasnogórskich, które tu złożyliśmy. Przyjmij odnowę ślubów, postawę naszej wierności zobowiązaniom i zapewnienie, że chwała Twoja nigdy nie ustanie w ustach miłującego Cię ludu. Po Twojej pontyfikalnej celebrze, najdostojniejszy Metropolito Krakowski, w czasie której będziemy się modlić, aby ze stolicy duchowej narodu do stolicy królewskiej — Krakowa, wolna i swobodna poszła Pani nawiedzenia. Żeby tak się stało powtórzmy z mocą: Królowo Polski, przyrzekamy”.

Ale władze nie ustępowały i stąd nawiedzenie obrazu Matki Bożej w archidiecezji krakowskiej zaczęło się w sytuacji, kiedy mogły być tylko i wyłącznie puste ramy obrazu, zapalony paschał i ewangeliarz. I tak było przez cały okres nawiedzenia, od 4 listopada 1967 roku do 15 grudnia 1968. Możemy postawić sobie raz jeszcze dzisiaj za Prymasem Wyszyńskim pytanie: „Dlaczego, dlaczego tak się stało?” I odpowiedź znajdziemy w zrozumieniu tego, kim była Matka Boża Jasnogórska dla narodu polskiego, jaką dla niego przedstawiała wartość, wartość, którą chciano za wszelką cenę narodowi polskiemu odebrać. O tej wartości, niezwykłej i jakże głębokiej mówił z całą mocą Jan Paweł II, zwłaszcza podczas swojej pierwszej pielgrzymki do ojczystej ziemi w roku 1979, a także podczas drugiej w 1983 roku, kiedy to jeszcze formalnie trwał stan wojenny, wprowadzony 13 grudnia 1981 roku.

Dlaczego Ją uwięziono? Dlatego, że chciano nam odebrać Matkę. Jak mówił papież: „Przyzwyczaili się Polacy wszystkie, niezliczone sprawy swojego życia, różne jego momenty ważne, rozstrzygające, chwile odpowiedzialne (…) wiązać z tym miejscem, z tym sanktuarium. Przyzwyczaili się ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim swojej Matce”. Chciano nas odciąć od miejsca, w którym bije serce narodu, wsłuchane w serce naszej Matki i Królowej. Mówił papież: „Trzeba usłyszeć echo życia całego narodu w Sercu jego Matki i Królowej! A jeśli bije ono tonem niepokoju, jeśli odzywa się w nim troska i wołanie o nawrócenie, o umocnienie sumień, o uporządkowanie życia rodzin, jednostek, środowisk, trzeba przyjąć to wołanie. Rodzi się ono z miłości matczynej, która po swojemu kształtuje dziejowe procesy na polskiej ziemi”. Komunistycznym władzom chodziło o to, abyśmy nie mogli słuchać serca Maryi, które nas wzywa do tego, abyśmy żyli tak, jak tego pragnie od nas Jej Syn. Chciano nas oderwać od miejsca, w którym dzięki Maryi zawsze mogliśmy się uczyć, co znaczy autentyczna wolność, wolność jednostek, gdzie każda osoba ludzka musi wybierać, musi uczyć się wybierać między dobrem, a złem, ale także wolność w wymiarze narodowym, o którym mówił papież: „Naród jest prawdziwie wolny, gdy może kształtować się jako wspólnota określona przez jedność kultury, języka, historii. Państwo jest istotnie suwerenne, jeśli rządzi społeczeństwem i zarazem służy dobru wspólnemu społeczeństwa i jeśli pozwala narodowi realizować właściwą mu podmiotowość, właściwą mu tożsamość”. Dalej chciano nas zniechęcić do zmagań o zachowanie szlachetności ducha narodu polskiego, chciano sprawić, byśmy nie protestowali i nie stawiali oporu wszystkim próbom znieprawiania naszego narodu, chciano także pozbawić nas nadziei na dobrą przyszłość, tej nadziei, której naród nasz potrzebował w chwilach trudnych, tak jak przed laty potrzebował świadomości, że mimo zaborów jest nasza Matka, Królowa Polski i że Ona nas ocali, że jest naszą nadzieją na dobrą przyszłość.

Tego wszystkiego chciano nas pozbawić. Stąd zrodził się zamysł kardynała Karola Wojtyły, by na zakończenie peregrynacji obrazu Matki Bożej w archidiecezji krakowskiej, kiedy lud Boży nie mógł zobaczyć z bliska twarzy Czarnej Madonny, kiedy pełen wiary oddawał Jej cześć wpatrzony w ewangeliarz i zapalony paschał, żeby na zakończenie tej peregrynacji zwieńczyć skronie Przenajświętszej Dziewicy i Jej Syna na wizerunku w Bazylice Mariackiej papieskimi koronami. W ten sposób chciał podkreślić wagę obecności obrazu Matki Bożej, która tu, w kaplicy Salomonowej, od wieków była czczona i kochana. Kardynał Wyszyński mówił o niej słowami pełnymi niezwykłego ciepła: „Przysiadła sobie tutaj, w przedsionku Bazyliki Mariackiej, zawsze cicha, spokojna, dyskretna, macierzyńska”. A Kardynał Wojtyła w swoim przemówieniu pięćdziesiąt lat temu mówił tutaj: „Obraz [ten] sięga wieku XVII, sięga czasów potopu, obrony Jasnej Góry, ślubów Jana Kazimierza. Od tego czasu pozostaje w Bazylice Mariackiej i jest jednym z obrazów najbardziej umiłowanych przez Krakowian. Przez cały dzień podążają tutaj rzesze ludzi, wstępują do Bazyliki Mariackiej, zatrzymują się w kaplicy przy wejściu, gdzie znajduje się obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Tam mówią do Niej o wszystkim, co się składa na ich życie. Ten właśnie wizerunek pragniemy dzisiaj ukoronować”. Na koniec, jakby dopowiedzenie do tych słów kardynała Wojtyły, słowa jakże przejmujące kardynała Wyszyńskiego: „Nie przestajemy dziękować za najmniejszy paciorek polskiego dziecka, za najskromniejszy akt religijnego wyznania handlarki spod Sukiennic, która zostawiwszy swój stragan wpada tu na moment, aby spojrzeć, nabrać otuchy i nadziei”.

Powracamy do wydarzeń sprzed pięćdziesięciu lat, próbujemy zrozumieć tamten czas, tamte trudności, które miały nas pozbawić spotkania z Matką Najświętszą i tamte zwycięstwa, bo przecież obraz Matki Bożej szedł przez Polskę, przez archidiecezję krakowską, przez Kraków otoczony ogromną miłością, a ludzie nawracali się, odzyskiwali siły do zmagań o wolność ducha, odzyskiwali nadzieję na przyszłość. Dzisiaj, pięćdziesiąt lat później, znajdujemy się w innej sytuacji historycznej, ale zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo także dzisiaj konieczny jest nasz osobisty wysiłek, by nie dać oderwać się od Matki. Matki, która nieustannie wskazuje na Boże Dzieciątko, a to Dzieciątko mówi: „Kochaj Boga, kochaj Go całym swoim sercem, ze wszystkich swoich sił, całą duszą”. To Dzieciątko mówi: „Kochaj bliźniego jak siebie samego”. Wszędzie, gdzie jest taka miłość, człowiek pełen jest wewnętrznego pokoju, promieniuje wewnętrzną radością, tworzy się to, do czego wzywa nas ciągle – słowami swoich przemówień, homilii, dokumentów, do których wracamy zwłaszcza w tym roku, z okazji 40-lecia wyniesienia na Piotrową stolicę – kardynał Karol Wojtyła, święty papież Jan Paweł Wielki. Dzięki takiej miłości tworzy się cywilizacja miłości, a gdzie jest taka cywilizacja, tam jest też przyszłość dla wszystkich ludzi. Natomiast wszędzie tam, gdzie brakuje miłości do Boga, wszędzie tam, gdzie próbuje się ludzi od Boga odciągnąć i wmówić, że trzeba żyć tak, jakby Pana Boga nie było, tam zaczyna się zawsze zmierzch i upadek takiej bezbożnej cywilizacji. Zaczyna się próżnia, po której następuje śmierć. Nie dziwmy się, że dzisiaj mamy do czynienia z cywilizacją śmierci, która także nas chce ogarnąć swoim przerażającym ramieniem. Musimy trwać przy Bogu, musimy nasze trwanie przy Bogu umacniać poprzez nasze synowskie przywiązanie do naszej Matki i Królowej, Pani Jasnogórskiej.

Dzisiaj, pięćdziesiąt lat po wspaniałych wydarzeniach w bazylice Mariackiej, wspominając Sługę Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego, modląc się do Boga za przyczyną świętego Jana Pawła Wielkiego, podczas tej świętej Eucharystii prosimy o to, abyśmy dzięki wstawiennictwu naszej Matki i Królowej nieustannie umacniali się w poczuciu, że jest Ona Matką każdego i każdej z nas, Matką do której pragniemy przychodzić ze wszystkimi naszymi bardzo ważnymi i tymi też – wydawałoby się – drobnymi sprawami. Prosimy Ją o to, abyśmy mieli w sobie dość gotowości, by słyszeć Jej głos, otwartości, by rozlegał się w głębi naszych sumień i był wskazaniem, co trzeba czynić, by ratować to, co najważniejsze w życiu Polek i Polaków, całej naszej Ojczyzny, aby dobro naszej Ojczyzny leżało także w naszych sercach jako ważne zadanie. Skoro Ona jest naszą Królową, los Polski spoczywa w Jej sercu –  jakże więc może być obojętny dla nas? Pragniemy modlić się o to, abyśmy nie dali się znieprawiać, abyśmy umieli trwać przy prawdzie, by nasze trwanie objawiało się w jasnym i jednoznacznym „tak, tak, nie, nie” i abyśmy właśnie w tak jednoznaczny sposób umieli opowiadać się za prawdziwym dobrem, dobrem wspólnym naszej Ojczyzny, abyśmy nigdy, nawet w chwilach trudnych, nie zwątpili, że Ona jest z nami, że jest Matką, że Ona nas kocha.

Nasza dzisiejsza modlitwa zanoszona do Boga za Jej przemożną przyczyną łączy się z dziękczynieniem za wydarzenie, które miało miejsce pięćdziesiąt lat temu tutaj, w Bazylice Mariackiej. A jednocześnie to wydarzenie i to wielkie dobro, które działo się w minionych latach, jest powodem do naszej wielkiej radości, która jest także wysławianiem Boga, na kształt tego, co przed wiekami głosił prorok Sofoniasz: „Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz – On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości” (So 3, 14. 17). To nasze dzisiejsze dziękczynienie, nasze prośby i naszą radość zanosimy do Boga za przyczyną Tej, która tak skromnie znalazła swoje miejsce w tej świątyni i która nas wita, i która chce nam ciągle mówić „Kocham cię, moje dziecko”. A my odpowiadamy: „Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”. Amen.

ZOBACZ TAKŻE