Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski
Siedemdziesiąt dziewięć lat temu wybuchła II wojna światowa. Zaczęła się o godzinie 4.40 od niemieckich nalotów na bezbronne miasto Wieluń. Najeźdźcy chcieli osiągnąć podobny efekt, jaki miał miejsce podczas wojny hiszpańskiej: efekt Guerniki, doświadczenie terroru, który sprawia, że wszystkich ogarnia przerażenie. Zbombardowano domy, kościół, synagogę, szpital. Zginęło ponad tysiąc osób. Bombardowanie Wielunia było początkiem tego, co działo się przez kolejne dni września 1939 roku, gdy na polskim niebie górowały czarne krzyże Luftwaffe, które nie miały nic wspólnego z krzyżem Pana naszego Jezusa Chrystusa, lecz były uproszczeniem hitlerowskiej swastyki, symbolu pogańskiego. A był to wrzesień bardzo ciepły i sprzyjający takim działaniom wojennym. Zniszczony Wieluń to jeden z symboli tego, co wydarzyło się 1 września 1939 roku. Drugim był atak na polską załogę na Westerplatte, który zaczął się o godzinie 4.50 ostrzałem z pancernika Schleswig-Holstein. Polscy żołnierze mieli się bronić przez sześć godzin. Bronili się przez siedem dni. Ich bohaterstwo stało się natchnieniem nie tylko dla innych żołnierzy, ale dla przedstawicieli wszelkich służb mundurowych II Rzeczypospolitej. To przecież polscy celnicy i kolejarze uniemożliwili Niemcom zdobycie mostów w Tczewie, a bohaterscy obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku bronili honoru polskiego urzędnika, który chce służyć polskiemu społeczeństwu.
Polska stała się ofiarą dwóch antychrześcijańskich systemów totalitarnych: nazistowskiego z zachodu i sowieckiego ze wschodu. Na mocy układu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku doszło do czwartego rozbioru Polski. Klęska wrześniowa była skutkiem milczenia aliantów, którzy treść porozumienia między Hitlerem a Stalinem znali już nazajutrz po jego podpisaniu. Nic o tym polskiemu sojusznikowi nie powiedzieli. Przeciwnie, kiedy 30 sierpnia rząd polski ogłosił nakaz o powszechnej mobilizacji, robili wszystko, żeby ją wstrzymać, na skutek czego doszło do wielkiego chaosu i około 70% żołnierzy nie trafiło do jednostek, do których zostali powołani. Byliśmy sami. Zostaliśmy wydani dwóm totalitarnym państwom na wyniszczenie. Początkiem miała być likwidacja polskiej inteligencji. Temu służyły spotkania wysokich oficerów Gestapo i NKWD już we wrześniu, i kolejnych miesiącach 1939 roku. Naród polski, jego kultura i tradycja, miały przestać istnieć, a Polacy stać się niewolnikami rasy panów.
Mimo tego wszystkiego i mimo klęski kampanii wrześniowej, która zakończyła się ostatecznie 6 października 1939 roku, Polacy natychmiast zaczęli tworzyć zręby podziemnego państwa, które miało zabezpieczyć dalsze trwanie narodu i zorganizować zbrojny opór przeciwko okupantom. Podjęto walkę zbrojną, którą prowadzono przy pomocy bardzo określonych struktur. Ich nazwy mówią same za siebie: Służba Zwycięstwu Polsce, Związek Walki Zbrojnej, Armia Krajowa, Narodowe Siły Zbrojne. To była odpowiedź na przemoc i barbarzyństwo, które wydawały się nie mieć końca. Była to w znacznej mierze odpowiedź pokolenia tych, którzy urodzili się już w wolnej Polsce, po 1918 roku, pokolenie młodych ludzi, którzy przejęli odpowiedzialność za przyszłość Ojczyzny, gdy okupant zaczął systematyczne wyniszczać ich nauczycieli i profesorów. Tak stało się podczas Sonderaktion Krakau 6 XI 1939 roku, kiedy aresztowano profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tak stało się podczas Intelligenzaktion Posen, kiedy to jesienią 1939 roku wymordowano ok. 2000 przedstawicieli polskiej inteligencji: nauczycieli, urzędników, księży. Tę lukę trzeba było wypełnić. Tego zadania podjęło się pokolenie Kolumbów, wychowane w duchu hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. W szkole stawiano im za przykład powstańców styczniowych. Tak wzrastali w miłości do Ojczyzny. Jak mówił szef Kedywu Okręgu Warszawa AK, a w życiu cywilnym nauczyciel, kapitan Józef Rybicki: „w szkołach II RP nie uczono patriotyzmu, nim się oddychało”. Wrażliwe, młode pokolenie Polaków. Niektórzy z nich nie wytrzymali wobec klęski wrześniowej, niektórzy z nich popełniali samobójstwo, nie chcąc iść do niewoli. Takim był Jan Kasznica, żołnierz kampanii wrześniowej, uczestnik bitwy nad Bzurą. Ale jego brat, Stanisław Kasznica, działał w ruchu oporu przeciw Niemcom, a potem w Narodowych Siłach Zbrojnych. Aresztowano go 1947, zamordowano rok później i pochowano w mundurze żołnierza Wehrmachtu. Komuniści chcieli do końca odrzeć go z godności Polaka, bohatera i patrioty. Pokolenie Kolumbów pokolenie naznaczone było w sposób szczególny i tragiczny. Wyraził to w jakże przejmujący sposób Krzysztof Kamil Baczyński słowami Elegii o… [chłopcu polskim]: „I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią, w noc”. Odarto ich z radości dzieciństwa i wieku młodzieńczego. Zostali niejako skazani, by walczyć. Ale tez chcieli walczyć, gotowi zapłacić najwyższą cenę za to, by Polska nie zginęła, by naród polski żył. Kiedy prof. Stanisław Pigoń dowiedział się o tym, że Krzysztof Kamil Baczyński ostał żołnierzem pionu dywersji Armii Krajowej, powiedział do swojego kolegi, prof. Kazimierza Wyki: „Cóż, należymy do narodu, którego losem jest strzelać do wroga brylantami”. Rzeczywiście, to pokolenie wydało całą rzeszę brylantów, wspaniale zapowiadających się poetów i przedstawicieli innych dziedzin sztuki. Poszli na barykady, walkę, w czarną noc i ginęli: Krzysztof Kamil Baczyński gdy zginął miał 23 lata, Tadeusz Gajcy – 22, Wacław Bojarski – 22, Andrzej Trzebiński – 21, Zdzisław Ludwik Stroiński – 23, Bronisław Onufry Kopczyński – 27, Wojciech Mencel – 21, Krystyna Krahelska – 30, Teresa Bogusławska – 16, Józef Andrzej Szczepański – 22.
Do tego pokolenia należał także Karol Wojtyła. To, co czynił podczas okupacji, a co było zagrożone represjami ze strony Niemców – aktywny udział w spotkaniach teatralnych, podczas których recytowano najwspanialsze utwory naszych poetów, zwłaszcza romantycznych – było świadomym wychowywaniem i kształtowaniem następnego pokolenia ludzi wysokiej kultury, którzy będą wiedzieli, że trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za los narodu. Narodu, który nie może poddać się barbarzyństwu, który musi żyć i rozwijać się.
Trzydzieści pięć lat po zakończeniu wojny, 26 sierpnia 1980, z wysokości klasztoru jasnogórskiego ks. prymas Stefan Wyszyński mówił: „Abyśmy (…) mogli wypełniać swoje zadania, niezbędna jest suwerenność narodowa, moralna, społeczna, kulturalna i ekonomiczna”. Mówił to w czasie, kiedy nasz naród, pozbawiony wolności politycznej, tkwił jeszcze w okowach narzuconego siłą ze Wschodu systemu ateistycznego. Prymas Wyszyński upominał się o suwerenność polskiego ducha jako warunku naszego przetrwania. Dzisiaj jesteśmy świadkami tylu wysiłków, aby Polska była Polską. Wysiłków, które są spłatą wielkiej ceny krwi żołnierzy września 1939 roku i pokolenia Kolumbów, prawdziwych brylantów, którzy szli na szaniec, aby ocalić honor Polski. Nasze dzisiejsze spotkanie jest gorącą modlitwą za ofiary września 1939 roku, za żołnierzy, ludność cywilną i tych wszystkich, którzy nie zwątpili w Polskę. Jest modlitwą także za tych, którzy i dzisiaj zmagają się ze sprzeciwami i zagrożeniami, zewnętrznymi i wewnętrznymi, i wiedzą: trzeba Polsce służyć uczciwie i do końca, budując jej dobrą przyszłość. Nasza modlitwa musi ogarniać bohaterów sprzed, bohaterów września 1939 roku i dalszych lat okupacji oraz tych, którzy dzisiaj spłacają dług zaciągnięty wobec minionych pokoleń.