STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / HOMILIA NA DZIĘKCZYNIENIE ZA BEATYFIKACJĘ HANNY CHRZANOWSKIEJ | SANKTUARIUM BOŻEGO MIŁOSIERDZIA | 28.04.2018

Homilia na dziękczynienie za beatyfikację Hanny Chrzanowskiej | Sanktuarium Bożego Miłosierdzia | 28.04.2018



Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski 

„«Cieszcie się i radujcie» (Mt 5, 12) mówi Jezus ludziom, którzy są prześladowani lub poniżani ze względu na Jego sprawę. Pan chce od nas wszystkiego, a to, co oferuje, to życie prawdziwe, szczęście, dla którego zostaliśmy stworzeni. Chce, abyśmy byli świętymi i nie oczekuje, że zadowolimy się życiem przeciętnym, rozwodnionym, pustym.” Tymi słowami rozpoczyna się adhortacja apostolska Ojca św. Franciszka Gaudete et exultate. Jakże głębokie są to słowa. Mówią najpierw o tym, że Chrystus z jednej strony chce od nas wszystkiego, ale z drugiej strony daje nam też wszystko to, do czego zostaliśmy stworzeni: prawdziwe życie, prawdziwe szczęście. Z tego Bożego żądania, jakby bezwzględnego wobec nas, że nie wolno nam się zgodzić ani na przeciętność, ani na pustkę, ani na to, aby nasze życie zostało pozbawione Bożego smaku, płynie szczególna radość.

 Nie ulega wątpliwości, że od błogosławionej Hanny Chrzanowskiej Chrystus zażyczył sobie wiele, można powiedzieć, że całego jej życia, ale też obdarzył ją życiem prawdziwym, pełnym wewnętrznego szczęścia i pokoju, które dla wszystkich innych było przejmującym znakiem świętości, dalekiej od  przeciętności, od niejasnego wyrazu kim się jest, od pustki. A przecież ta przeciętność i pustka tak bardzo zagrażały ludziom, zwłaszcza w okresie II wojny światowej i później, kiedy prawdę Bożą próbowano w życiu społecznym zastępować ateistyczną ideologią. Jak być świętym? Jak spełniać to pragnienie Chrystusa, który chce od nas wszystkiego, ofiarując w zamian dar życia autentycznego? O tym mówią dzisiejsze mszalne czytania, wskazując zwłaszcza na podstawowe kryteria tego, co znaczy być człowiekiem świętym.

Być człowiekiem świętym znaczy najpierw: być złączonym z Chrystusem. Kiedy kończyła się ostatnia wieczerza, Pan Jezus mówił do Apostołów: „Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 4-5). Czymże bowiem jest latorośl oderwana od winnego krzewu? Z czego będzie czerpała soki, nie tylko by żyć, ale by się rozwijać, dając cudowną słodycz swych owoców? Oderwana od winnego krzewu zacznie wysychać. Ludzie wrzucą ją w ogień, bo tylko na spalenie będzie się nadawać. Jeżeli my, złączeni z Chrystusem od momentu chrztu świętego, złączeni z Nim przez Jego śmierć na krzyżu i Jego powstanie do nowego życia, chcemy temu nowemu życiu być wierni aż do końca, musimy od Chrystusa –  Winnego Krzewu –  czerpać żywe soki, soki miłości. Chrystus, Boży Syn, mówiąc, że jest Winnym Krzewem, objawił nam prawdę o Bogu. Tę prawdę zgłębiał w swoim Liście św. Jan pisząc, że Bóg jest miłością. Jeżeli chcemy żyć Bożą miłością, prawdziwą i autentyczną, musimy całą mocą ducha być wszczepieni w Chrystusa, jak gałązki w krzew winny i czerpać z Niego tę świętość, która przemienia nas wewnętrznie i która sprawia, że wydajemy także dla dobra innych, dla całego świata błogosławione owoce. Nie można żyć miłością, będąc odłączonym od tego źródła, od tego Winnego Krzewu, który jest miłością najwyższą.

W swoich pamiętnikach i notatkach bł. Hanna Chrzanowska pisała: „Długie lata byłam instruktorką, dyrektorką. Kierowałam, rządziłam, egzaminowałam. Co za radość na stare lata dorwać się do chorych: myć, szorować, otrząsać pchły. Prostota, zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu, nie traktować chorego jako drabiny do nieba. Chyba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolne od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych” (H. Chrzanowska, Pamiętniki. Listy. Notatki, oprac. A. Rumun, M. Florkowska, Kraków 2018, s. 227). Uwolnić się od skorupy własnego ja, od ciasnego egoizmu, miłości tylko siebie, zapatrzenia się w siebie, otworzyć się na Chrystusową miłość –  to dopiero droga, by całym sercem przenikniętym ofiarną i bezinteresowną miłością móc służyć chorym, biednym i opuszczonym. Oto drugie kryterium świętości, o którym mówią dzisiejsze czytania: zadanie, by przyjmować Boże słowo i według niego żyć. Pan Jezus mówił wyraźnie: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (J 15, 1-3). Nie ma innej drogi, by latorośle przyniosły wspaniałe owoce, jak tylko droga oczyszczenia, nierzadko bolesna. Jest to proces oczyszczania poprzez słowo, które Chrystus kieruje do nas, słowo wymagające, o którym autor listu do Hebrajczyków mówi, że jest jak miecz obosieczny przenikający do samego wnętrza człowieka, do szpiku jego kości (por. Hbr 4, 12). Echem właśnie tego koniecznego choć niełatwego procesu oczyszczania są inne słowa z listu do Hebrajczyków: „Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje” (Hbr 12, 5-7). Umieć zrozumieć, że Bóg jest błogosławionym rzeźbiarzem i poddać się Jego dłutu. Umieć zaufać, że cierpienie, które odczuwamy niekiedy bardzo dotkliwie, prowadzi nas do jeszcze większej miłości, do jeszcze bardziej głębokiego ukochania Tego, który nas do końca umiłował, do tak wielkiego uszlachetnienia naszego wnętrza, że drugi człowiek będzie dla nas rzeczywiście naszą siostrą i naszym bratem. Hanna Chrzanowska pisała: „Rok 1956 i 1957 to był dla mnie okres przełomu. Wiem, że ani za mojego życia, ani po mojej śmierci nikt z tych, co go znają, nic nie wyjawi. Są cierpienia tak ostre, że na szczęście dla człowieka, już się całej ich ostrości nie odczuwa, jak się nie słyszy ultradźwięków. Widzi je, słyszy i ocenia jeden tylko Bóg na szlakach własnej, dla nas niedostępnej, absolutnej sprawiedliwości. Bóg Syn, który – On jeden – wypił kielich do dna. To pewne, że Jemu oddane cierpienie nie idzie na marne, inaczej przeczyłby Sam Sobie. Cierpienie oczyszczone, wraz z grzechami przybite do Krzyża. Nie byłabym w prawdzie, gdybym nie chciała połączyć tego bólu z ową myślą, która mi zaświtała na wałach wiślanych koło Tyńca. Odczuwam ją jako skutek cierpienia i pokuty, nade wszystko jako skutek pójścia za wezwaniem, bolesnego wyrwania, wywikłania się z obieży. Ipse liberavit me de laqueo venantium («On sam mnie wyzwoli z sideł myśliwego»). Oto myśl, co zaświtała mi w głowie: oprzeć opiekę nad chorymi o Kościół. Odtąd zaczęłam gwałtownie w sobie i na zewnątrz domagać się i walczyć o urzeczywistnienie tej myśli” (H. Chrzanowska, s. 137).

Trzecie kryterium świętości: urzeczywistniać Bożą prawdę całym swoim życiem. Św. Jan Apostoł w swoim liście wyjaśnił to w sposób ostateczny: „Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce” (1 J 3, 18-19). Poznała Bożą wolę, została oczyszczona do przeznaczonego jej przez Boga dzieła, więc szła do biernych, chorych, opuszczonych ludzi na krakowskich strychach i w suterenach. Opisuje pewną panią, do której często zachodziła: „[Pani Grasicka]. Jest kaleką, a ta druga cała ręka wykazuje reumatyzm. Wszystko jedno. A to jest przecież moja siostra. Dlaczego? Bo Bóg dał do rozwiązania równania pozornie tylko skomplikowane, pozornie tylko zjeżone niewiadomymi. Pod iksy równania trzeba tylko podstawić słowa Boga samego: «byłem chory i nawiedziliście mnie; ktokolwiek poda szklankę wody w imię moje». Co prostszego? A zarazem o co łatwiej, jak o stawianie między głosem Boga, a własnym uchem całego aparatu megafonów, które sprawiają, że głos ten dochodzi do nad przełamany, zmieniony, zależnie od tego, czy raczymy, czy nie raczymy pocisnąć odpowiedni guziczek? Może też słuchamy jednym uchem, robiąc tysiąc innych rzeczy?” (H. Chrzanowska, s. 145-146). Zadanie, które stawia przed nami Bóg jest proste: kochaj! Urzeczywistniaj to wszystko, co zapisał Apostoł Mateusz w swojej Ewangelii (por. Mt 25). Dostrzegaj Chrystusa w tym, który jest spragniony, nagi, kto czeka na pomoc. Po prostu pomóż. Boży głos jest jednoznaczny. Hanna Chrzanowska doskonale wiedziała, jak łatwo ten głos zagłuszyć, jak świat potrafi ten Boży głos przekłamać i nadawać mu obce znaczenia. Dlatego potrzeba wierności i nieustannego wsłuchiwania się w to, co mówi Chrystus, trzeba odgradzać się od hałasów i szmerów tego świata, by wiedzieć, co naprawdę należy wpisywać pod różne niewiadome, pod najrozmaitsze iksy, znajdujące się w naszym życiu. Jest ich wiele, ale wpisywać trzeba właściwie tylko dwa słowa: czynna miłość i wierność. Miłość, która przemienia świat i wierność, która sprawia, że każdy dzień zbliża nas do Boskiego Mistrza. Taka właśnie była Hanna Chrzanowska, wczoraj wyniesiona do grona błogosławionych świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła. Jak mówił ksiądz Kanonik, proboszcz tutejszej parafii, powołując się na słowa Ojca Św. Franciszka – „święta z sąsiedztwa”. Tak bliska, tak niemalże dotykalna, a jednocześnie tak wyjątkową w swoim oddaniu się dla ludzi oczekujących jej mądrego uśmiechu, ciepłego dotknięcia jej dłoni, spokoju, który z niej promieniował, a był odbiciem słów zmartwychwstałego Pana: „Pokój wam!”. Dziękujemy Bogu właśnie za nią, tak nieodległą nam w czasie, tak bliską, gdy zmagamy się z problemami współczesnego świata, tak jednoznaczną w słowach o niewiadomych naszego życia, które w gruncie rzeczy znajdują bardzo proste odpowiedzi, jeśli tylko wsłuchamy się w Boże słowo skierowane do każdego z nas. Dlatego pozwólcie, Moi Drodzy, że na koniec dzisiejszego rozważania związanego z dziękczynieniem Kościoła krakowskiego za kolejną błogosławioną i świętą tej ziemi, powtórzę słowa, które wypowiedziałem wczoraj, podczas uroczystości beatyfikacyjnej:

Niech będzie Bóg uwielbiony.

Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek.

Niech będzie uwielbiony Duch Święty Pocieszyciel.

Niech będzie pochwalona Bogarodzica, Najświętsza Panna Maryja.

Niech będzie pochwalony święty Józef, Jej przeczysty Oblubieniec.

Niech będzie uwielbiony Bóg w swoich Aniołach i swoich Świętych.

Niech będzie uwielbiony i ciągle wielbiony Bóg w błogosławionej Hannie Chrzanowskiej. Amen.

ZOBACZ TAKŻE