„Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1 Kor 22-25). Te słowa z Pierwszego Listu do Koryntian są wyznaniem wiary św. Pawła Apostoła. Są one także wyznaniem wiary chrześcijan, do których pisał. Wyznaniem wiary, która miała być znakiem ich jedności zagrożonej podziałami, ambicjami, pogonią za prestiżem. Najważniejsza jest przecież prawda o Chrystusie – mocy Bożej i Bożej mądrości.
Do tej prawdy i do tych sformułowań św. Paweł sam osobiście dojrzewał, napotykając na opór i odrzucenie najpierw przez mędrców na ateńskim areopagu, a następnie przez Żydów w Koryncie. Wtedy właśnie, pewnej nocy, pośród niepokojów i zwątpień usłyszał głos samego Chrystusa: „Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą” (Dz 18, 9b-10a). Ja – Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Ja – który prawdziwie jestem mocą Bożą i Bożą mądrością.
Tę prawdę głosił św. Paweł w porę i nie w porę (por. 2 Tym 4, 2) – i tą prawdą zmieniał świat. Można by powiedzieć, że ci wszyscy, którzy poszli za jego nauczaniem – a jest to historia Kościoła trwająca prawie dwa tysiące lat, historia ludzi, którzy właśnie w porę i nie w porę odnajdują w Chrystusie to wszystko, co jest głupstwem a niekiedy zgorszeniem dla świata – doświadczają mocy Bożej i mądrości Bożej, wykraczającej poza wszelką mądrość tego świata. Bo mądrość tego świata ostatecznie kończy się na głoszeniu pewności i ostateczności śmierci, po której, zwłaszcza według wyobrażeń materialistycznych, nie ma już po prostu nic. A wtedy, kiedy nie ma już nic – bo nie ma Boga ani jakiejkolwiek trwałej rzeczywistości duchowej – to wszystko wolno. Na tym właśnie polega mądrość tego świata: nie ma Boga, nie ma życia wiecznego, nie ma nadziei, jest śmierci. Droga zaś dzieląca od tego momentu, od momentu śmierci to droga szukania za wszelką cenę sukcesu, władzy, możliwości okazania wobec innego swej przemocy. Tymczasem Kościół głosi inną mądrość i inną moc, która wyrasta z prawdy o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Głosi w porę i nie w porę, w każdej epoce, zgodnie z charakterystycznymi dla niej wyzwaniami i potrzebami.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to, co działo się w wieku dwudziestym, było jednym wielkim głoszeniem mądrości tego świata: czy to w wersji bolszewickiej, czy nazistowskiej, hitlerowskiej. Tę mądrość i moc obwieszczali ludzie, którzy mieli być otaczani niemalże boskim nimbem. Zgodnie z logiką mądrości tego świata, nie liczyła się żadna cena, którą należałoby zapłacić za ich wywyższenie. Z tej logiki zrodził się układ Ribbentrop-Mołotow zawarty w sierpniu 1939 roku, z tej też logiki powstał układ podpisany w 1945 roku w Jałcie, mocą którego Polska została skazana na kolejne półwiecze zniewolenia. To była mądrość tego świata. Jednakże tej mądrości przeciwstawiali się ci, którzy uznawali, że jest jeszcze inna, Boża mądrość, wyrastająca z prawdy o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. To prawda, Zbigniew Herbert we fragmencie wiersza Przesłanie Pana Cogito mógł napisać: „nagrodzą cię tym, co mają pod ręką – chłostą śmiechu, zabójstwem na śmietniku”. Ale oni ponad to stawiali sobie i innym czysto retoryczne pytania: Cóż znaczy szyderstwo tego świata wobec mocy i mądrości Chrystusa, dającego życie? Czym jest śmietnik historii wobec pustego grobu zmartwychwstałego Pana?
To właśnie o nich chcemy dzisiaj myśleć w sposób szczególny – z wielką wdzięcznością za ich heroiczne związanie się z Bożą mocą i z Bożą mądrością, aż do końca. Żołnierze Wyklęci. Żołnierze Niezłomni. Co jakiś czas z pejzażu naszej Ojczyzny wyłaniają się nowe świadectwa ich cierpień i ich męki. Jak chociażby ten budynek w warszawskich Włochach przy ulicy Świerszcza 2, który w styczniu 1945 roku stał się siedzibą Głównego Zarządu Informacji Naczelnego Dowództwa Ludowego Wojska Polskiego. Uważa się, że około tysiąca żołnierzy i oficerów AK przeszło przez to miejsce kaźni. W górnych piętrach budynku znajdowały się pokoje przesłuchań, w piwnicach więzienne cele. Na ich ścianach odkryto napisy: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, i dramatyczne: „Jezu wyratuj”, „Matko Boża Opiekunko nasza wyratuj”. Ilu wyratowała? Ilu się nie załamało? Ilu później z nadzieją budowało przyszłość naszej Ojczyzny? Sam Bóg to wie.
Jakże znaczącą rzeczą jest właśnie to, że kiedy w listopadzie i grudniu 1947 roku aresztowano prawie wszystkich członków kierownictwa Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, w tym płk. Łukasza Cieplińskiego, prezesa IV Komendy tego Zrzeszenia, to właśnie oni, a szczególnie sam pan pułkownik, dali do końca świadectwo tego, co znaczy trwać na przekór mądrości tego świata, znajdując siłę w Bożej mądrości i w Bożej mocy. Co znaczy trwać na przekór logice przemocy tego świata. Płk Łukasz Ciepliński doświadczył jej w sposób szczególny. Wielokrotnie na przesłuchiwania niesiono jego zmasakrowane ciało na kocu, bo już nie miał siły sam iść na kolejne tortury. W październiku 1950 roku skazano go na pięciokrotną karę śmierci, na utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze, na przepadek całego mienia. Ten wyrok został utrzymany. Ówczesny prezydent Rzeczpospolitej Polskiej nie skorzystał z prawa łaski. Pułkownikowi Cieplińskiemu postawało już tylko czekanie na chwilę wykonania wyroku. Zachowały się grypsy, które pisał do swojej ukochanej żony Jadwigi i synka, który urodził się zaledwie kilka miesięcy przed uwięzieniem. Ocalały niezwykłe i przejmujące zapisy jego wierności, jego trwania przy Bożej mocy i Bożej mądrości. Zwłaszcza te, które pisał do synka mającego zaledwie kilka miesięcy, a któremu przekazywał to, co było dla niego najbardziej cenne: „Bądź Polakiem, to znaczy całe zdolności zużyj dla dobra Polski i wszystkich Polaków. (…) Bądź katolikiem, to znaczy pragni[j] poznać Wolę Bożą, przyjmij ją za swoją i realizuj w życiu. Katoli[k] to nie niedołęga, ale zdolny przedsiębiorczy, służący dobru i walczący ze złem. Przez wyks[z]tałcenie umysłu i charakteru osiągnąć musisz odpowiednie stanowisko społeczne – by cele te móc realizować”. W jednym z ostatnich grypsów przed śmiercią pisał: „Odbiorą mi tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą, jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że idea Chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. To moja wiara i moje wielkie szczęście. Gdybyś odnalazł moją mogiłę, to na niej możesz te słowa napisać. Żegnaj mój ukochany. Całuję i do serca tulę. Błogosławię i Królowej Polski oddaję. Ojciec”.
Wyrok na płk. Łukaszu Cieplińskim i jego najbliższych kolegach z WiN-u wykonano dnia 1 marca 1951 roku. Szli po kolei, od godz. 20.00 wieczorem. Każdy z nich został zamordowany na sposób katyński: strzałem w tył głowy. Idąc na śmierć, płk. Ciepliński wiedział, że pozbawiony wszelkich praw, wyklęty z tego społeczeństwa, nie będzie miał nawet własnego grobu. Ufał jednak, że kiedyś Polska odzyska pełną niezawisłość i że znajdą się ludzie, którzy będą chcieli zidentyfikować jego szczątki. Kiedy więc był wyprowadzany na egzekucję, powiedział jednemu z towarzyszy w celi śmierci: „biorę w usta medalik Matki Bożej. Może po nim mnie ktoś kiedyś rozpozna”. To była jego nadzieja. To była jego moc i mądrość Boża wznosząca się ponad mądrość tego świata. Ponad jego przewrotność i chęć, aby łamać sumienia innych. Do dzisiaj potrwają poszukiwania jego szczątków.
Kiedy mówię dziś o tym, jakże nie przywołać teraz słów Psalmu 137 pisanego w niewoli babilońskiej przez Żydów, którzy byli świadkami upadku swojego państwa i zburzenia największej świętości, jaką była dla nich wzniesiona w Jerozolimie przez króla Salomona świątynia. Wygnani, pozbawieni Ojczyzny, co jakiś czas słyszeli głosy swoich prześladowców, którzy oczekiwali od nich radosnych pieśni. „Nad rzekami Babilonu – tam myśmy siedzieli i płakali,/ kiedyśmy wspominali Syjon./ Na topolach tamtej krainy/ zawiesiliśmy nasze harfy./ Bo tam żądali od nas/ pieśni ci, którzy nas uprowadzili,/ pieśni radości ci, którzy nas uciskali:/ «Zaśpiewajcie nam/ jakąś z pieśni syjońskich!»/ Jakże możemy śpiewać/ pieśń Pańską/ w obcej krainie?/ Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,/ niech uschnie moja prawica!/ Niech język mi przyschnie do podniebienia,/ jeśli nie będę pamiętał o tobie,/ jeśli nie postawię Jeruzalem/ ponad największą moją radość”.
Żołnierze Niezłomni. Wyklęto ich, odmawiając należnej im czci i szacunku, pozbawiono prawa do ziemi, nawet do grobu, wykreślono z pamięci, a masom robotniczo-chłopskim kazano śpiewać radosne hymny podczas kolejnych pochodów i manifestacji, zwłaszcza 1-majowych. Tak trwało to przez całe dziesięciolecia. A na przekór temu trwała w narodzie polskim pamięć o tych, którzy związali się z Bożą mocą i Bożą mądrością ponad tak cyniczną i przewrotną mądrość tego świata. Znaki, święte znaki, z którymi szli na śmierć, były ich nadzieją, że zostaną kiedyś odkryte i że dzięki nim będzie można zidentyfikować ich doczesne szczątki i że kiedyś na należnych im grobach będzie można napisać te słowa, które Łukasz Ciepliński przekazał swojemu synkowi: „Idea Chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona”.
To właśnie jest zadaniem dla nas na dzisiaj i na przyszłość: konieczność narodowej pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Konieczność pamięci ze strony Matki Kościoła, która nigdy nie wyrzeka się tych, którzy w Chrystusie umierają. A także uparte poszukiwanie świętych znaków, poprzez które Żołnierze Niezłomni uświęcili polską ziemię. Tę ziemię, którą zawsze całował św. Jan Paweł II, kiedy przybywał do naszej Ojczyzny. Amen.