„Z Maryją w nowe czasy”
Peregrynacja Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w Archidiecezji Poznańskiej
Poznań, 18 maja 2019 roku
Ekscelencjo, Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie Metropolito Poznański, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski,
Ekscelencje, Najdostojniejsi Księża Arcybiskupi i Biskupi,
Drodzy Bracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Wielebne Siostry zakonne,
Czcigodne Osoby życia konsekrowanego,
Wszyscy Drodzy memu sercu Siostry i Bracia,
„Gdy jednak nadeszła pełnia czasu…” (Ga 4, 4a). Tymi słowami z Listu do Galatów św. Paweł Apostoł wskazywał na zasadniczy przełom, jaki dokonał się w całych dziejach ludzkości. Oto przyszedł na świat zapowiedziany i tak oczekiwany Mesjasz, Boży Syn, który rodząc się z Niewiasty, z Przenajświętszej Maryi Panny, stał się Człowiekiem i zamieszkał między nami. To On dokonał tego przełomu. To On wyznaczył czasowi radykalnie nowy porządek, gdyż od chwili Jego Wcielenia zdążamy wszyscy – córki i synowie Kościoła – na spotkanie z naszym Panem w wieczności. On był pierwszy. Jednakże przed Nim była Jego Matka.
Ten sam porządek zdarzeń miał miejsce również w Kanie Galilejskiej. Pisze bowiem św. Jan: „Trzeciego dnia odbywał o się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów” (J 2, 1-2). Ewangelista nie precyzuje, dlaczego tam była – tak jakby Jej obecność w Kanie była czymś oczywistym. Można też odnieść wrażenie, że Jezusa i Jego uczniów zaproszono właśnie ze względu na Nią – Ona była w Kanie i dlatego tym, którzy przygotowywali ucztę weselną, wydawało się czymś wręcz koniecznym, aby na nią zaprosić także Jej Syna, Jezusa.
Odtąd tak właśnie będzie już zawsze w dziejach Kościoła. Maryja będzie przed Jezusem. To Ona będzie Mu niejako torowała drogę. Ale w pewnym momencie powie tylko: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5b) – i dyskretnie usunie się niejako w cień. Zostanie już tylko sam Jezus, który będzie objawiał swoją boską moc. Który będzie nauczał i dokonywał nadzwyczajnych znaków. Tym samym będzie objawiał swą chwałę, a córki i synowie Kościoła patrząc na nią i w przedziwny sposób w niej uczestnicząc, uwierzą w Niego – jak uczniowie w Kanie (por. J 2, 11).
Najważniejsze jest zatem, aby była Ona. Sama Jej obecność sprawi, że dokonają się wielkie rzeczy, których nadejścia wcale byśmy sobie ani wyobrażali ani się nawet spodziewali. To właśnie ta intuicja, wypływająca z głębokiej i żarliwej wiary, sprawiła, że Stefan Kardynał Wyszyński wraz z ówczesnym Episkopatem Polski podjął myśl, aby całą naszą Ojczyznę przemierzała kopia Cudownego Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Aby sama Jej obecność w znaku Czarnej Jasnogórskiej Madonny otwierała serca i umysły Polaków na Jezusa. Aby te serca przemieniała. Aby dawała łaskę zbawiennego pokoju. Aby umacniała nadzieję w trudnych czasach zmagań o autentyczną wolność ducha, o wierność Kościołowi, Krzyżowi i Ewangelii.
Tak właśnie też było, kiedy Jasnogórski Obraz po raz pierwszy nawiedzał Archidiecezję Poznańską. Było to ponad czterdzieści lat temu, od listopada 1976 do maja 1978 roku. W 1976 roku ogólna sytuacja panująca w naszej Ojczyźnie była bardzo trudna. Komunistyczne władze kontynuowały rozpoczętą w 1945 roku walkę z chrześcijaństwem i Kościołem. W Warszawie w słynnych kazaniach świętokrzyskich Kardynał Wyszyński protestował przeciwko nowelizacji polskiej Konstytucji, w której miał się znaleźć zapis „o nierozerwalnej przyjaźni polsko-radzieckiej”. Robotnicy z Radomia i Ursusa leczyli jeszcze niezwykle bolesne skutki słynnych „ścieżek zdrowia”, jakie urządziły im oddziały ZOMO po czerwcowych protestach związanych z radykalną podwyżką cen żywności. Natomiast w Poznaniu musiał udać się do szpitala arcybiskup Baraniak. Z powodu ciężkiej choroby arcybiskup nie mógł wziąć udziału w uroczystościach powitania Cudownego Obrazu, 7 listopada 1976 roku, w Ostrowie Wielkopolskim. Po powrocie z nich do Krakowa kardynał Wojtyła napisał do arcybiskupa Baraniaka: „Przykro mi było, że Waszej Ekscelencji brakowało w tych uroczystościach. (…) Ekscelencja przyjął to cierpienie jako wolę Bożą. Ofiara ta na pewno wyda błogosławione owoce, czego z całego serca życzę”.
Czas Nawiedzenia Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej stał się na całym wówczas bardzo dużym obszarze Archidiecezji Poznańskiej czasem prawdziwie wielkich zmagań o polską duszę. Stał się także czasem błogosławionych owoców, o których z taką pewnością pisał kardynał Wojtyła do arcybiskupa Baraniaka. Trudno nam mówić o owocach duchowych – o nawróceniach, spowiedziach po latach, łzach wzruszeń, dobrych postanowieniach, umocnieniach w radości i dumie, że należy się do świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła, o na nowo zrodzonej odwadze i męstwie w wyznawaniu swej wiary w czasach dla tej wiary niełatwych. Wszystkie te duchowe owoce Nawiedzenia na wieczność pozostaną wielką tajemnicą Boga i Matki Najświętszej oraz tych wszystkich osób, które w cichości swych serc, patrząc na Oblicze Czarnej Madonny, szeptały: „Dziękuję Ci, Matko…”.
Można jednak mówić o tych niektórych owocach Nawiedzenia, które przyjęły kształt bardziej materialny. To właśnie wtedy za przyczyną Matki Najświętszej wznoszono do Boga żarliwe modły między innymi o to, aby w Archidiecezji Poznańskiej można było budować świątynie, zwłaszcza w nowych dzielnicach mieszkaniowych. Modlono się więc, aby również w tym miejscu mógł powstać wielki kościół, który – jak wtedy planowano – miał służyć całym poznańskim Ratajom.
W Obrazie Nawiedzenia Matka Najświętsza przybyła więc tutaj, gdy większość tych terenów była w dużej mierze jeszcze pusta, bo równocześnie z ogromnym mozołem wnoszenia murów tej świątyni budowano otaczające ją wielkie bloki mieszkaniowe. Kiedy więc później w poznańskiej Kurii metropolitalnej zastanawiano się, jaki tytuł nadać temu kościołowi, odpowiedź wydawała się prosta i oczywista – Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W czerwcu 1978 roku, miesiąc o zakończeniu Peregrynacji Obrazu, przybyli do Rzymu pierwsi tutejsi duszpasterze: ks. prałat Stefan Schudy, proboszcz parafii pw. św. Rocha, i ks. prałat Jerzy Foltyn, który podjął się dzieła budowy kościoła i tworzenia nowej parafii. Podczas środowej audiencji generalnej papież Paweł VI, dzisiaj już święty Kościoła katolickiego, poświęcił kamień węgielny dla nowego kościoła, wzięty od grobu św. Piotra. Do dziś mam w oczach przejmujący moment, w którym Ojciec Święty ujął w swe ręce ten kamień, przybliżył do ust i ze czcią go pocałował. Opatrzność Boża sprawiła, że pierwszym budowniczym tej świątyni aż do 1989 roku był mój śp. Ojciec. Wczoraj właśnie minęła 30. rocznica jego śmierci.
Od 1976 roku, od czasu rozpoczęcia I Peregrynacji Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w Archidiecezji Poznańskiej, upłynęły 43 lata. Dzisiaj zaczyna się II Peregrynacja pod hasłem „Z Maryją w nowe czasy”. W tym okresie pojawiły się kolejne pokolenia Polaków. Chciałoby się więc powiedzieć: nowi ludzie, nowe czasy, nowe historyczne konteksty – i słusznie. Jednakże – jak się wydaje – trzeba by jednak dodać jeszcze to: i podobne, jak przed laty, zmagania.
Trwa bowiem nadal walka z chrześcijaństwem i Kościołem katolickim. Tym razem ma ona wymiar bardziej kulturowy. W imię postępu i tolerancji pragnie zamknąć się Kościołowi usta, usiłuje się usunąć go z przestrzeni publicznej i zepchnąć do sfery wstydliwie skrywanej prywatności. Wraz z tym pojawia się zjawisko, o którym z tak wielką wnikliwością pisał Ojciec Święty Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej Ecclesia in Europa z 2003 roku. Jest nim „utrata pamięci i dziedzictwa chrześcijańskiego, któremu towarzyszy swego rodzaju praktyczny agnostycyzm i obojętność religijna, wywołująca u wielu Europejczyków wrażenie, że żyją bez duchowego zaplecza, niczym spadkobiercy, którzy roztrwonili dziedzictwo pozostawione im przez historię”. W konsekwencji tworzone są prawa „w oderwaniu od ich życiodajnego źródła, jakim jest chrześcijaństwo”. Co więcej, „w wielu sferach publicznych łatwiej jest deklarować się jako agnostycy, niż jako wierzący; odnosi się wrażenie, że niewiara jest czymś naturalnym, podczas gdy wiara wymaga uwierzytelnienia społecznego”. Te zjawiska prowadzą do sytuacji, którą Jan Paweł II Wielki określił mianem „gasnącej nadziei”. Znajduje ona swój wyraz w zapaści demograficznej i ucieczce wielu osób od podejmowania ważnych decyzji życiowych, w tym zawierania związków małżeńskich i wstępowania do służby Bogu i Kościołowi w kapłaństwie i w życiu zakonnym (por. EiE, 7-8). „Jedną z przyczyn gaśnięcia nadziei – czytamy dalej w adhortacji Ecclesia in Europa – jest dążenie do narzucenia antropologii bez Boga i bez Chrystusa. (…) «Zapomnienie o Bogu doprowadziło do porzucenia człowieka» i dlatego «nie należy się dziwić, jeśli w tym kontekście otworzyła się rozległa przestrzeń dla swobodnego rozwoju nihilizmu na polu filozofii, relatywizmu na polu teorii poznania i moralności, pragmatyzmu i nawet cynicznego hedonizmu w strukturze życia codziennego». Europejska kultura sprawia wrażenie «milczącej apostazji» człowieka sytego, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał” (EiE, 9).
Drodzy Siostry i Bracia!
Rozważając to wszystko, kierujemy nasze spojrzenia ku Nawiedzającej nas w znaku Jasnogórskiego Obrazu Maryi, Matce Bożej. Są to spojrzenia pełne miłości i wdzięczności. Przyszła do nas. Chciała być z nami. Jest z nami. Nasza Matka. Nasze serca przenika poczucie pokoju i bezpieczeństwa. Jak zwykle, gdy Matka jest tak blisko każdej i każdego z nas. Jak zwykle, gdy jest z nami nasza Pani i Królowa.
Nasze spojrzenia są jednocześnie pełne bólu – jak zwykle, gdy jest obrażana i wyszydzana nasza rodzona matka. Dzisiaj czujemy się upokorzeni, gdyż niedawno wielcy tego świata, tu, w Poznaniu, w profanacji Cudownego Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, jaka miała miejsce w Płocku, widzieli przejaw artystycznej wolności i twórczości, a ludzie nauki słysząc to, składali swe ręce do oklasków. Matko, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią… Matko, popatrz na nas. Wejrzyj w głębię naszych serc. Zechciej dostrzec w nich dziecięcą miłość, która pragnie ukoić Twój ból. Która pragnie Ci to wszystko właśnie wierną miłością wynagrodzić…
Nasze skierowane ku Maryi spojrzenia są równocześnie pełne nadziei. Przynosi nam swego Bożego Syna, Jezusa. Samą swą obecnością zapowiada wielkie dzieła, które On, Zbawiciel świata, dokona pośród nas. Trwając przed Nią na kolanach, w cichej adoracji, czy też uczestnicząc w wielkich uroczystościach, jakie przez prawie półtora roku będą się odbywały w każdej parafii i w każdej kaplicy Archidiecezji Poznańskiej, jesteśmy pewni: nie będziemy uczestnikami owej cichej apostazji ludzi sytych odchodzących od Boga, nie będziemy żyć tak, jakby Bóg nie istniał. Jako ludzie nie chcemy zajmować miejsca, które jest przynależne tylko samemu Bogu. Przeciwnie – właśnie Jego jako Pana i Stwórcę pragniemy z całą mocą naszej wiary wyznawać i głosić światu. Nie chcemy również porzucać człowieka, ale bronić jego osobowej godności, zwłaszcza jego życia – i to od pierwszych chwil jego istnienia aż po naturalną śmierć.
Nie chcemy również porzucać Polski, której Ona, Maryja, jest od wieków naszą Królową. Nie pozwolimy wyrwać z siebie naszej narodowej pamięci. Z ogromną wytrwałością bronić będziemy naszej duchowej tożsamości. „Póki my żyjemy”, nie będziemy się godzić na takie regulacje prawne, które będą zagrażać duchowej suwerenności naszej Ojczyzny. Wielokrotnie więc z pełną świadomością i odpowiedzialnością wypowiadać będziemy słowa Jasnogórskiego Apelu: „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!”.
Chcemy żyć na co dzień chrześcijańską wiarą, nadzieją i miłością. To nasze największe pragnienie, będące jednocześnie naszym osobistym wkładem w dzieło budowania cywilizacji miłości na polskiej i na poznańskiej ziemi. I dlatego dzisiaj, w tej prawdziwie historycznej chwili, wołamy:
„Daj mi Jezusa, o Matko moja,/ na krótki życia ziemskiego dzień”.
Daj nam Jezusa, o Matko nasza, na wszystkie naszego życia ziemskiego dni!
Amen.