Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski
Drodzy Pielgrzymi, Kochani Górale!
Jeszcze wczoraj w południe byłem u Matki Bożej Królowej Tatr na Wiktorówkach, nieopodal Rusinowej Polany, a dzisiaj jestem tutaj i mam wrażenie, że góry są ciągle z nami, góry z Waszą piękną tradycją, Waszą pobożnością, Waszym śpiewem, Waszymi strojami, z tą szczególną godnością ludzi wolnych, którzy jako wolni zmierzają do domu swojej Matki. Patrzyłem na Was, witając Was u stóp klasztoru jasnogórskiego, patrzę także teraz w Wasze oczy i na usta cisną się dwa słowa – trud i radość. Trud drogi niełatwej, pośród skwaru ostatnich lipcowych dni i radość, że jest się oto w domu Matki, razem z najbliższymi, przynosząc te najważniejsze, osobiste intencje, ale także te, które Wam polecali Wasi krewni i znajomi. Jest to szczególna wspólnota ducha, którą stanowimy, wspólnota wiary i wspólnota radości, najpiękniejszy znak świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła. Te dwa słowa – trud i radość – w jakiejś mierze wyrażają sens całej naszej życiowej pielgrzymki, każdej i każdego z nas. Do Boga zmierza się pośród zmagań, a one nierzadko wiele kosztują, zmagań, które dla chrześcijan powinny być zawsze jakąś oczywistością, a to dlatego, że Pan Jezus powiedział: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9, 23). Każdy z nas ma swój krzyż. Niech więc zaprze się samego siebie, niech się ze sobą zmaga i niech tak idzie za Chrystusem.
Przyszliście, moi Drodzy, pośród trudu i zmagań, ale też z entuzjazmem, bowiem ożywiała Was radość zdążania do Najświętszej Maryi Panny, do Jej tronu, który od wieków wznosi się na Jasnej Górze, na świętej dla wszystkich Polaków Jasnej Górze. O tym, że nasze życie jest zmaganiem, słyszeliśmy także w dzisiejszym czytaniu, kiedy Pan Jezus wyjaśniał Apostołom sens przypowieści o chwaście (por. Mt 13, 36-43). Nie krył przed uczniami tej najbardziej podstawowej prawdy, że świat jest wielką areną zmagań dobra ze złem. Są dobrzy ludzie, którzy pochodzą od Chrystusa, zrodzeni przez chrzest dla Niego, dla miłości Boga i drugiego człowieka. Są także ludzie źli, symbolizowani przez chwast, dający się prowadzić złemu duchowi. Ale to zmaganie dobra ze złem będzie miało swój kres. Przyjdzie czas sądu. Ci, którzy byli z Chrystusem, którzy pomnażali w sobie i wokół siebie dobro, wejdą od domu Ojca bogatego w miłosierdzie, do domu radości. Tam będzie ich witała Matka Najświętsza i nasi świeci patronowie, i nasi, święci już, przebywający w chwale ojcowie, dziadowie, ci wszyscy, którzy nas poprzedzili w pielgrzymce wiary. Taki jest świat. Naznaczony zmaganiem. Pielgrzymka, także ta, którą była Waszym udziałem przez ostatnie dni, jest jakby symbolem całego naszego życia: pełną trudu drogą do domu Ojca, pokonywaną wspólnie pod przewodnictwem naszej Matki i Królowej.
Mówimy o zmaganiach. Jakże dramatycznie były one wyrażone w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Jeremiasza (por. Jr 14, 17-22). Prorok widzi to, co już niedługo ma się stać: wielkie nieszczęście, zagłada Jerozolimy, zburzenie świątyni, uprowadzenie mieszkańców miasta do niewoli i potworne zagubienie. Nikt nie rozumie, jak do tego doszło, ale Jeremiasz tłumaczy: przez niewierność, przez grzechy, przez zło, przez wybór bożków pogańskich. Jednakże ponad to stwierdzenie grzechów, ułomności, niewierności wznosi się coś, co jest najbardziej istotne dla ludzkiej duszy i ludzkiego serca: wyznawany wobec Boga żal, że do tego wszystkiego doszło. Żal i prośba o przebaczenie. A ponad tym wszystkim wielka ufność, że dobry, miłosierny Bóg raz jeszcze przebaczy, że raz jeszcze otworzy swoje ramiona i jak dobry Ojciec przygarnie do swego serca. Poprzez dzisiejsze czytania odkrywamy sens naszych zmagać, naszych dążeń, naszych pragnień, tych, które budzą radość, ale także tych intencji, które związane są ze łzami i prośbą o cud, o uzdrowienie, czy to na duszy czy na ciele. Mamy wielką ufność, że te prośby, okupione trudem pielgrzymiego zdążania na Jasną Górę, będące przejawem głębokiej wiary, zanoszone przed tron Boga za przyczyną Najświętszej Maryi Panny, będą wysłuchane, będą przyjęte, że Pan Bóg pocieszy, Pan Bóg okaże swoje Ojcowskie serce. Są przecież pośród Was tacy, którzy przyszli dzisiaj dziękować za to, o co prosili rok temu, będąc też tutaj na pielgrzymce i co od Pana Boga otrzymali. Niektórzy z Was mówili mi o tym, kiedy witałem się z Wami u stóp klasztoru jasnogórskiego. A ileż tych naszych spraw, ważnych i świętych, pozostaje ukrytymi w głębi Waszych serc…
Kiedy tutaj jesteśmy razem, jakże nie nawiązać także do tego szczególnego czasu, który przeżywamy, czasu dziękowania Panu Bogu za to, że sto lat temu, w 1918 roku, po 123 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość. Za tę Polskę modliły się pokolenia Polaków, o tę Polskę wielu ludzi walczyło, cierpiąc i oddając swoje życie. Dla tej Polski szli także na poniewierkę, na wygnanie, na Sybir. Wielu nie wróciło.
Jakże wielkim skarbem jest ojczyzna, jest nasza Polska. Święty Jan Paweł II wielokrotnie mówił, że aby zrozumieć, jak brzmi serce Polski, trzeba przybyć tutaj i wsłuchiwać się w tę wielką modlitwę wieków, bo przecież przez wieki, od pokoleń, Polacy zdążają tutaj, aby nie tylko sprawy własne i swoich najbliższych, ale całej ojczyzny polecać Tej, którą słusznie zwiemy naszą Matką i Królową. Kiedy czterdzieści lat temu, w czerwcu 1978 roku, wtedy jeszcze kardynał Karol Wojtyła po raz ostatni przed swoim wyborem na papieża był na wielkopolskiej ziemi, na Świętej Górze koło Gostynia, w największym wielkopolski sanktuarium maryjnym, dziękując za 50-lecie ukoronowania obrazu Matki Bożej Róży Duchownej wypowiedział jakże znamienne i jakże aktualne także i dzisiaj słowa: „Ta koronacja obrazu Matki Bożej Róży Duchownej dokonana przez kard. Augusta Hlonda w 1928 roku wyrażała ową chęć, która żyje w każdej polskiej duszy i w której żyją te największe wartości – miłość Chrystusa i miłość do ojczyzny, miłość Kościoła i miłość narodu. Tak jesteśmy ukształtowani. Takie jest nasze dziedzictwo, takimi jesteśmy jako Polacy.” Mogę dodać do tych słów, wtedy kardynała i już niedługo potem papieża Jana Pawła II, dziś świętego Jana Pawła Wielkiego: takimi jesteście Wy, moi Drodzy Górale, mieszkańcy tej szczególnej części naszej ojczyzny, gdzie miłość do Kościoła tak mocno łączy się z ukochaniem polskiej tradycji, gdzie miłość do Chrystusa jest jednocześnie umiłowaniem narodu polskiego. Dlatego tak wielu z nas przyjeżdża do Was nie tylko po to, żeby wypocząć na pięknej góralskiej ziemi pośród lasów, hal i potoków, ale żeby zaczerpnąć od Was właśnie tego, co jest tak bardzo potrzebne gdzie indziej. By się nie zatracić. By ciągle trwać przy tym, co najbardziej istotne: Chrystus i ojczyzna, Kościół i naród, razem splecione miłością.
Moi Drodzy, trwajcie w tym i bądźcie dla reszty Polski nieustannie wspaniałym przykładem wypełniania zadania, które zlecił Wam dwadzieścia jeden lat temu pod Wielką Krokwią w Zakopanem, wskazując na krzyż na Giewoncie – krzyż, który prowadzi do tych wszystkich innych tak szczodrze rozsianych na polskiej ziemi krzyży – święty Jan Paweł II. Jego słowa zostały przypomniane także dzisiaj, gdy Was witałem. Brońcie tego krzyża, który niektórzy chcą usunąć z przestrzeni publicznej także naszego kraju. Ale przede wszystkim brońcie tego krzyża w Waszych sercach poprzez miłość, która ma swoje dwa oblicza: trud i radość. Każda prawdziwa miłość jest związana z trudem i poświęceniem, ale też każda miłość otwiera serce ludzkie na radość, wielki dar, który możemy przekazać także innym. Niech trud Waszej wiary i radość z niej wynikająca stają się Waszym skarbem, osobistym, ale także skarbem Waszych wspólnot małżeńskich, rodzinnych, wiejskich i miejskich. Brońcie go w sobie i w sobie pomnażajcie, aby innych tym skarbem obdarzać. Tak buduje się naród, Kościół i dobrą nadzieję dla Polski, której Najświętsza Maryja Panna jest jakże przemożną Matką i Królową.