STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / HOMILIA W NIEDZIELĘ BOŻEGO MIŁOSIERDZIA | SANKTUARIUM BOŻEGO MIŁOSIERDZIA | 8.04.2018

Homilia w Niedzielę Bożego Miłosierdzia | Sanktuarium Bożego Miłosierdzia | 8.04.2018



Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski 

Aby zrozumieć pełnię przesłania czytanego dzisiaj fragmentu Ewangelii św. Jana, trzeba nam najpierw wrócić do ostatnich chwil męki Chrystusa na krzyżu, do słów, które tak głęboko zapadły w pamięć Apostołów. Najpierw są to słowa, które Pan Jezus skierował do swojej Matki: „Oto syn Twój”, a następnie do stojącego obok Niej św. Jana: „Oto Matka twoja”. Jak pisze Ewangelista: „Uczeń wziął Ją do siebie” (J 19, 26-27). Następnie są to słowa, z którymi Jezus zwrócił się do skazańca, także wiszącego na krzyżu, po prawej Jego stronie, nazwanego przez tradycję chrześcijańską Dobrym Łotrem: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43b). Na koniec są to słowa, które kierował do swego Ojca i którymi obejmował wszystkich ludzi: tych którzy stali obok, tych którzy byli sprawcami Jego tragedii, tych, którzy aż do ostatniej chwili nie szczędzili złorzeczeń i szyderstw. Jezus prosił: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34a). Na koniec, świadom tego, że dokonało się wszystko dla wypełnienia Pisma, wyrzekł Chrystus słowo „Pragnę” (por. J 19,28). Potem, pełen boleści i poczucia najwyższego osamotnienia, zawołał: „Eloi, Eloi, lema sabachthani”, to znaczy: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34) i –  jakby pokonując poczucia opuszczenia – „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46b). Ostatnie słowa Chrystusa, które przekazał nam św. Jan to: „Wykonało się!” (J, 19, 30). Tenże św. Jan przekazał nam także opis tego, co stało się zaraz po śmierci Chrystusa na krzyżu, kiedy jeszcze wisiał na tym hańbiącym drzewie. Żołnierze „podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda”(J 19, 33-34).

Do tych wydarzeń wracali, te słowa przypominali sobie Apostołowie, gdy – jak pisze święty Marek –  zgromadzeni w Wieczerniku, trwali pogrążeni w smutku i płakali (por. Mak 16, 10). Nie rozumieli tych słów do końca. Były to dla nich jakby zamknięte w tych słowach ostatnie chwile życia ich Mistrza, których głębi wtedy jeszcze nie byli w stanie zrozumieć. Był smutek, był płacz, była u niektórych także chęć, by za wszelką cenę, jak najszybciej opuścić Jerozolimę,  zapomnieć o tym, co się stało. To wszystko zmieniło się, kiedy Chrystus zjawił się w Wieczerniku. Zjawił się niespodzianie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Pierwsze słowo Chrystusa brzmiało: „Pokój wam!” (J, 20, 21a). Właśnie to słowo sprawiło, że smutek i płacz ustąpiły radości: „uradowali się uczniowie, ujrzawszy Pana” (J 20, 20), a  On wskazał na swoje rany na rękach, na boku, zapis Jego męki, tego wszystkiego co cierpiał, ale także źródło łask, najwyższego przebaczenia i ostatecznego pojednania ludzi z Bogiem. Ich serca przeniknęły pokój i radość, poczucie, że ostatnie chwile Chrystusa na krzyżu maja wymiar zbawczy, a oni, świadkowie Jego męki, teraz dotykający Jego ran i są zaproszeni, więcej: wezwani przez Zmartwychwstałego Pana do wejścia w samą głębię Trójcy Przenajświętszej. Chrystus mówił: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21b). Posłał mnie z miłości do świata, ja tą samą miłością was ogarniam i z przesłaniem tej miłości każę wam iść na cały świat i głosić  Ewangelię całemu stworzeniu. Oto istota ewangelicznej dobrej nowiny: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”(J 20, 22-23). Słowa te mówią o przepaści, jaka zaistniała między potomkami Adama a samym Bogiem w chwili, gdy nasz praojciec popełnił grzech pierworodny. Po nim nastąpiła tragiczna historia ludzkości, tak często naznaczana grzechami, wzajemną nienawiścią, tym wszystkim, co ludzi poniża i pozbawia ich własnej godności. To wszystko zostaje mocą Chrystusa Zmartwychwstałego przekreślone. Weźmijcie Ducha Świętego, który jest Duchem Prawdy i Duchem Uświęcicielem, weźmijcie Go i Jego mocą odpuszczajcie ludziom grzechy, dźwigajcie ich z ich upadków, czyńcie wszystko, aby stali się na powrót Bożymi dziećmi.

Odpowiedź Kościoła na to objawienie się Pana, który jest zwycięzcą śmierci, grzechu i szatana, musi zaczynać się od słów, które podczas nocnej rozmowy usłyszał Nikodem: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Trzeba zatem rozważać prawdę o Bogu, który jest miłością, który miłując świat miłością niekończoną, zesłał swego Syna, wydał Go światu na drzewie krzyża Golgoty. Te niezwykłe i niezgłębione gesty Bożej miłości wobec świata dokonały się właśnie po to, aby ludzie zechcieli uwierzyć, że taki jest Bóg, że kocha, że poświęcił swego Jednorodzonego Syna. Uwierzyć w to. Stawka tej wiary jest przeogromna, bo kto uwierzy, będzie miał życie wieczne, będzie zbawiony. Stąd tak ważne jest to jądro ewangelicznego przesłania – uwierzyć najpierw w to, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Niełatwe było to nawet dla św. Tomasza, który przez trzy lata był razem z Chrystusem, w Jego szkole, który widział Jego cuda i który słuchał Jego nauk. Nie chciał uwierzyć, chciał doświadczyć. Czego? Śladów Chrystusowej męki, śladów, przez które otwierało się dla nas zbawienie, chciał dotknąć przebitych dłoni i boku. Chrystus zgodził się na tę szczególną próbę wiary. Powiedział do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” (J 20, 27). Słowa Tomasza stały się odpowiedzią powtarzaną po dziś dzień przez cały Kościół: „Pan mój i Bóg mój” (J 20, 28). Dzięki tej wierze, jak słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu: „Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę” (Dz 4, 33). Mieli łaskę budowania wspólnoty Kościoła jerozolimskiego, gdzie, jak słyszeliśmy, nikt swojego swoim nie nazywał, bo wszystko było wspólne: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” (Dz 4, 32). Zapisem działania łaski są także słowa, które do wierzących kierował św. Jan w swoim pierwszym liście. Czynił to w czasie bardzo trudnym, czasie pierwszego wielkiego prześladowania Kościoła, które ogarnęło całe ówczesne imperium za rządów cesarza Domicjana. Wydawało się, że powszechność tego prześladowania sprawi, iż Kościół przestanie w ogóle istnieć. Na przekór lękowi i obawom ówczesnych chrześcijan św. Jan pisze do nich: „Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara”(1J 5, 4). Bo świat może nienawidzić, może prześladować, może wysłać na okrutną śmierć, ale świat nie jest w stanie wyrwać z ludzkich serc wiary w to, że Jezus Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Z tą wiarą chrześcijanie pierwszych wieków szli na śmierć, częstokroć ze śpiewem „Alleluja” na ustach. Bowiem, jak dopowiadał św. Jan: „A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?”(1 J 5, 5). Tę wiarę Kościół głosi. Tą wiarą w Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego zawstydza mądrych tego świata i pokazuje nicość mocy tego świata. Ciągle nowe pokolenia –  a to już prawie dwa tysiące lat dziejów Kościoła – pośród trudów i prześladowań głoszą tę samą Ewangelię, to samo przesłanie o Jezusie, Synu Bożym, który jest zwycięzcą i którego Królestwo przekracza wymiary tego świata. Wszyscy chrześcijanie biorą sobie do serca słowa, które Pan Jezus skierował do św. Tomasza: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). Trzeba uwierzyć w Chrystusa zmartwychwstałego i – w konsekwencji –  uwierzyć w Boże miłosierdzie, w to, że Chrystus jest naszym najwyższym i ostatecznym pośrednikiem u Ojca. Dlatego też naucza św. Jan Apostoł: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata”(1 J 2 1a-2). Jest orędownik za nami u Ojca, jest rzecznik naszych ludzkich spraw, jest Ten, który wstawia się nieustannie za nami. Jego błogosławiona obecność sprawia, że czujemy się także zobowiązani nie tylko do wdzięczności wobec samego Boga bogatego w miłosierdzie, ale do tego, żeby sobie nawzajem miłosierdzie okazywać. Jak słyszeliśmy przed chwilą: „Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził, i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał” (1 J 5, 1). Narodziliśmy się z Boga, bo wierzymy w  Jezusa. Zdając sobie sprawę z ogromu łaski, że życie otrzymaliśmy od Ojca bogatego w miłosierdzie, musimy kochać każdego innego człowieka, który także Bożego miłosierdzia dostąpił. Jeśli jest on w oczach Boga tak cenny, że Jezus Chrystus przelał za niego swą przenajświętszą Krew, to jakże ja mam prawo potępiać i odwracać się od mojego brata, choćby on wyrządził mi krzywdę? Czy nie raczej być jak Bóg: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Uwierzyć w Boże miłosierdzie to także zrozumieć, że trzeba uznać swoją grzeszność i słabość, trzeba umieć z pokorą, ale i ufnością, wyznać swój grzech. Takie jest bowiem życie w Chrystusie i z Chrystusem od samych początków dziejów Kościoła. Nie darmo przecież św. Jan pisał: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości”(1 J 1, 8-9). Jesteśmy wezwani, by przystępować do tronu łaski, do Boga bogatego w miłosierdzie, by mocą Ducha Świętego, który jest i działa w świętym, katolickim i apostolskim Kościele otrzymywać przebaczenie grzechów i stawać się na powrót Bożym dzieckiem.

Drodzy Siostry i Bracia, rozważamy te prawdy dzisiaj, w Niedzielę Bożego Miłosierdzia. Musimy najpierw postawić sobie pytanie –  jaka jest nasza wiara? Czy jest to wiara, która potrafi zwyciężać moce tego świata, czy jest to wiara pełna ufności, czy jest to wiara, która każe nam ciągle na nowo zbliżać się do Chrystusa i prosić o przebaczenie? Jest to pytanie o naszą ufność w Boże miłosierdzie. Jakże tutaj nie przytoczyć słów sekretarki Bożego miłosierdzia, św. Faustyny, z jej Dzienniczka: „W pewnej chwili, kiedy przechodziłam korytarzem do kuchni, usłyszałam w duszy te słowa: Odmawiaj nieustannie tą koronką, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronką, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego. Pragnę, aby poznał świat cały miłosierdzie moje; niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu miłosierdziu” (Dz 687).

Kolejne pytanie, które musimy postawić sobie w tym szczególnym roku obchodów stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę brzmi: Jakie jest moje odniesienie do tego najwspanialszego daru, który dał Chrystus ludzkości w osobie swojej Przenajświętszej Matki? Czy jest moją Matką? Czy jestem Jej wiernym dzieckiem? Czy potrafię być Jej wdzięczny? We wrześniu 1936 roku, 16 lat po tzw. Cudzie nad Wisłą, ratunku, jakiego Polska doznała za przyczyną Najświętszej Dziewicy, św. Faustyna notuje gorzkie słowa: „Wieczorem ujrzałam Matkę Bożą, z obnażoną piersią i zatkniętym mieczem, rzewnymi łzami płaczącą i zasłaniała nas przed straszną karą Bożą. Bóg chce nas dotknąć straszną karą, ale nie może, bo nas zasłania Matka Boża. Lęk straszny przeszedł przez moją duszę, modlę się nieustannie za Polskę, drogą mi Polskę, która jest tak mało wdzięczna Matce Bożej. Gdyby nie Matka Boża, na mało by się przydały nasze zabiegi” (Dz 686). I dalej: „Pomnożyłam swoje wysiłki modlitw i ofiar za drogą Ojczyznę, ale widzę, że jestem kroplą wobec fali zła. Jakże kropla może powstrzymać falę? O, tak. Sama z siebie kropla jest niczym, ale z Tobą Jezu, śmiało stawię czoło całej fali zła i nawet piekłu całemu, Twoja wszechmoc wszystko może” (Dz 686). Trzeba uwierzyć w moc modlitwy, ofiary i cierpienia ofiarowanego za zbawienie świata, za Kościół, ale także za naszą ojczyznę, uwierzyć, że kropla może zmienić całe morze.

Taką myśl znajdujemy w Pieśni o Bogu ukrytym młodego księdza Karola Wojtyły. Rozważając tajemnicę wcielenia Bożego Syna, tego, że Jednorodzony Syn Boży stał się człowiekiem dla nas i dla naszego zbawienia, Karol Wojtyła pisał: „Zmieszały się chwila i wieczność,/ kropla morze objęła”. Kroplą był Zbawiciel. Swoją miłością miłosierną objął cały świat i cały świat tą miłością przemienił. My mamy łączyć się z Nim i wierzyć, że nasze, wydawałoby się mało znaczące gesty, nasza ufna modlitwa, nasze w cichości znoszone cierpienie mogą – jeśli są złączone z Chrystusem – przyczynić się do przemiany tego świata i do jego zbawienia. Uwierzyć w to wszystko.

Czytamy dalej w „Dzienniczku” św. Faustyny: „Gdy się modliłam za Polskę, usłyszałam te słowa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje” (Dz 1732). Kiedy to się stanie – nie wiemy. Ale trzeba być otwartym na to działanie Bożej iskry i całemu światu przekazywać błogosławiony płomień Bożej miłości miłosiernej. Jakże tutaj nie nawiązać do jeszcze jednego fragmentu „Dzienniczka” św. siostry Faustyny: „W pewnej chwili ujrzałam stolicę Baranka Bożego i przed tronem trzech świętych: Stanisława Kostkę, Andrzeja Bobolę i Kazimierza królewicza, którzy się wstawiali za Polskę. W jednej chwili, ujrzałam księgę wielką, która jest przed stolicą, i podano mi księgę, abym czytała. Księga ta była pisana krwią; jednak nic nie mogłam przeczytać, tylko Imię Jezus. W tym usłyszałam głos, który mi powiedział: jeszcze nie przyszła godzina twoja. – I zabrał księgę i usłyszałam te słowa: – ty świadczyć będziesz o nieskończonym miłosierdziu Moim. W księdze tej, są zapisane dusze, które uwielbiły miłosierdzie Moje. Radość mnie ogarnęła, widząc tak wielką dobroć Boga” (Dz 689).

Drodzy Siostry i Bracia! Pośród morza cierpień i nieszczęść, grzechów i upadków, ponad to wszystko co, jak słyszeliśmy, jest zapisane krwią, w jakiejś mierze nieczytelne, ponad to wszystko wznosi się jedno Imię Jezus, przed którym zgina się wszelkie kolano na niebie i na ziemi. W  Nim jest moc, w Nim jest mądrość, w Nim jest nadzieja. Ono jest źródłem radości. Księga, która została ukazana św. Faustynie, to księga tych, którzy uwierzyli miłosierdziu Bożemu i to miłosierdzie Boże uwielbili. Dzisiaj my, wychwalając Boże Miłosierdzie, dla którego nie ma żadnych granic, podczas tej świętej Eucharystii prosimy Boga o moc wiary, która zwycięża ten świat i o to, by nasze imiona zostały zapisane pośród imion tych, którzy Boże miłosierdzie uwielbili i którzy dzięki temu Bożego miłosierdzia na wieczność dostąpili. Amen.

ZOBACZ TAKŻE