Kalwaria Zebrzydowska, 23 VI 2019
Czytania: Za 12, 10-11; Ga 3, 26-29; Łk 9, 18-24
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Ewangelia to Dobra Nowina o Bogu, który tak nas ukochał, że posłał na świat swego Syna, aby każdy, kto w Niego uwierzy i przyjmie jako Pana i Zbawiciela, nie zginął, ale miał życie wieczne (por J 3, 15-17). Skierowane dziś do nas słowo Boże zachęca do refleksji i odpowiedzi na pytanie, kim jest dla nas Jezus Chrystus, jakie miejsce zajmuje w naszym życiu, jaką utrzymujemy z Nim więź.
Podobne pytanie, a raczej dwa pytania, zadał Jezus najbliższym uczniom. Najpierw zapytał ich o to, „za kogo uważają Go tłumy” (por. Łk 9, 18). Odpowiedź była prosta. Tłumy słuchające Jezusa z Nazaretu i będące świadkami dokonywanych przez Niego cudów, uważały Go za jednego z proroków. Wiemy, że była to niepełna odpowiedź. Jezus był kimś nieskończenie większym.
Drugie pytanie Jezusa było bardziej angażujące, ponieważ domagało się od apostołów zajęcia osobistego stanowiska wobec ich Mistrza: „A wy, za kogo Mnie uważacie?” (Łk 9, 20). W imieniu wszystkich apostoł Piotr odpowiedział, że uważają Go za „Mesjasza Bożego”, czyli Chrystusa. To była prawidłowa odpowiedź. Jezus z Nazaretu był i jest Synem Bożym, prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Dlatego jako Bóg i człowiek mógł pojednać niebo z ziemią, mógł nas wybawić od zła
i śmierci oraz otworzyć przed nami bramy życia wiecznego.
W dzisiejszej Ewangelii uderza nas, że Jezus po wysłuchaniu odpowiedzi Piotra zabronił apostołom, by nikomu nie mówili o tym, kim jest. Dlaczego? Dlatego, że w Izraelu panowało przekonanie, że wyczekiwany Mesjasz przyjdzie triumfalnie w wielkiej chwale. Tymczasem Jezus w realizacji swego mesjańskiego powołania wybrał drogę cierpienia, upokorzenia, odrzucenia i śmierci. Nie takiego Mesjasza wyobrażali sobie ludzie, nawet kapłani i uczeni w Piśmie, czyli eksperci od spraw religii. Droga Mesjasza – Chrystusa skończyła się Jego zmartwychwstaniem, czyli zwycięstwem nad złem, grzechem i śmiercią. Na tej drodze zbawił nas wszystkich.
2. Po przedstawieniu trudnej drogi, którą wybrał i miał kroczyć do końca, Chrystus postawił warunek dla tych, którzy zechcą pójść za Nim i naśladować Go. Nie jest to prosty warunek, bo zakłada upodobnienie się do Jezusa i podzielenie Jego losu. Powtórzmy słowa naszego Pana: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 23-24). Musimy przyznać, że są to niełatwe słowa, na pewno niezrozumiałe przez wielu ludzi żyjących w dzisiejszym świecie, który podkreśla potrzebę samorealizacji człowieka, dążenie do szczęścia za wszelką cenę, który utożsamia to szczęście z łatwym i przyjemnym życiem, zdobywaniem władzy, majętności i zaszczytów.
Tymczasem Jezus proponuje inną drogę, inny sposób osiągania szczęścia. Jest to droga prawdziwej miłości, na której człowiek nie zamyka się egoistycznie w sobie, ale czyni ze swego życia dar dla innych i ostatecznie dla Boga. Na takiej drodze rzeczywiście umieramy dla siebie, tracimy życie dzień po dniu, nie żyjemy już dla siebie, ale za to zachowujemy prawdziwe życie. Wie o tym każdy, kto kocha i służy. Wiedzą o tym rodzice, którzy ofiarnie podejmują trud rodzicielstwa i wychowania swoich dzieci. Wiedzą o tym osoby konsekrowane i kapłani, którzy służą braciom
i siostrom.
Wiedzą o tym pielgrzymi kalwaryjscy, którzy chodzą tutaj dróżkami, rozważając tajemnice męki, śmierci
i zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa, a także tajemnice życia oraz ofiarnej służby Maryi, Matki Chrystusa. Kto chodzi tymi dróżkami, podpisuje się pod tym, co powiedział Chrystus i czego oczekuje od swych uczniów
i uczennic.
3. Drodzy bracia i siostry, w kręgu takiej pobożności, takiej duchowości chrześcijańskiej wzrastał od dzieciństwa Karol Wojtyła. Doświadczenie pielgrzymowania do Kalwarii Zebrzydowskiej formowało jego duchową sylwetkę i w pewnym sensie to pielgrzymowanie stało się dla niego świętym nawykiem. Wspominał o tym nie jeden raz, podkreślając zwłaszcza, że jako Metropolita krakowski przybywał tutaj często, szczególnie wtedy, gdy musiał stawiać czoło poważnym wyzwaniom lub zmagać się z niełatwymi do rozwiązania problemami w kierowaniu Kościołem Krakowskim w trudnych czasach komunizmu.
Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii o zaparciu się siebie, o traceniu życia, o braniu krzyża i naśladowaniu naszego Mistrza i Pana, znalazły podatny grunt, padły na żyzną ziemię życia Karola Wojtyły. W kontekście tych słów, określających miarę duchowej dojrzałości człowieka, zrodziło się jego powołanie i decyzja, by służyć Chrystusowi i Jego Kościołowi jako kapłan. Podjął tę decyzję w mrocznych latach II wojny światowej i to była jego odpowiedź na widok monstrualnego zła bezbożnej i nieludzkiej, siejącej zniszczenie i śmierć ideologii.
Znamy drogę życia Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Idąc drogą wyznaczoną przez Jezusa, musiał coraz bardziej zapominać o sobie, by otwierać serca dla tych, którym służył jako kapłan, biskup, kardynał i wreszcie jako Następca św. Piotra i pasterz Kościoła powszechnego. Umieranie dla siebie, by bez reszty służyć innym, stało się istotnym rysem osobowości świętego Papieża, a dla nas ilustracją ważności słów Chrystusa, byśmy również i my byli gotowi tracić życie dla Niego i dla naszych braci i sióstr, których spotykamy na naszej drodze.
4. Od jesieni ubiegłego roku wspominamy wielokrotnie to, co wydarzyło się przed czterdziestu laty, 16 października 1978 roku. Wspominamy także wydarzenia z pierwszego roku pontyfikatu Jana Pawła II, w które w sposób szczególny wpisuje się jego pierwsza podróż apostolska o ojczyzny. Zdajemy sobie sprawę, że zarówno jego wybór, jak i wspomniana wizyta w Polsce uruchomiły proces głębokich i nieodwracalnych zmian, doprowadzając do końca panowanie totalitarnego systemu w naszym kraju i pozostałych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
Do skarbca naszej duchowej i narodowej kultury wpisały się słowa modlitwy Ojca Świętego z placu Zwycięstwa w Warszawie, by Duch Święty zstąpił i odnowił oblicze naszej ziemi. Pamiętamy z tej pielgrzymki papieskie słowa o tym, że człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa i że nie można wyłączać Chrystusa z dziejów Polski. Pamiętamy wołanie i prośbę Papieża na krakowskich Błoniach, „abyśmy nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy; abyśmy szukali zawsze duchowej mocy u tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek znajdowało; abyśmy od Niego nigdy nie odstąpili; abyśmy nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest «największa», która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma korzenia, ani sensu” (por. homilia, 10 VI 1979, n. 4).
5. Podczas pierwszej wizyty w Polsce po wyborze na Stolicę św. Piotra, Jan Paweł II odwiedził również rodzinne strony. Przybył do Wadowic. Nie mógł nie przybyć do Kalwarii Zebrzydowskiej, z którą był tak duchowo i uczuciowo związany. Czytając po latach przemówienie, jakie tu wygłosił do pielgrzymów, uderza nam prosty i bezpośredni styl wypowiedzianych przez Ojca Świętego słów. Tu przemówiło jego serce. Dał głębokie świadectwo o tym, czym była zawsze dla niego Kalwaria Zebrzydowska. Mówił o „wielkiej tajemnicy wiary, jaką Kalwaria kryje w sobie. […] Zawsze, kiedy tu przychodziłem – wspominał Papież – miałem świadomość, że zanurzam się w tym właśnie rezerwuarze wiary, nadziei i miłości, które naniosły na te wzgórza, na to sanktuarium, całe pokolenia Ludu Bożego ziemi, z której pochodzę, i że ja z tego skarbca czerpię” (przemówienie, 7 VI 1979, nn. 1-2).
Jan Paweł II zachęcał również słuchających go pielgrzymów do wytrwałej modlitwy. Mówił wtedy, a dzisiaj mówi do nas, zgromadzonych w tak bliskim jego sercu Sanktuarium: „nie ustawajcie w modlitwie. Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać. Módlcie się i kształtujcie poprzez modlitwę swoje życie. «Nie samym chlebem żyje człowiek» i nie samą doczesnością, i nie tylko poprzez zaspokajanie doczesnych – materialnych potrzeb, ambicji, pożądań, człowiek jest człowiekiem…” (tamże, n. 3).
6. Drogie siostry, drodzy bracia, droga ziemskiego życia i służby Jana Pawła II zakończyła się niemal piętnaście lat temu. Po nim przyszli następni Papieże – Benedykt XVI i Ojciec Święty Franciszek – którzy przez akt beatyfikacji i kanonizacji wynieśli świętego poprzednika do chwały ołtarzy. Powracamy do bogatego dziedzictwa nauczania św. Jana Pawła II, bo znajdujemy w nim inspirację dla naszego życia i służby, w stawianiu czoła nowym wyzwaniom, przed jakimi staje Kościół we współczesnym świecie. Przemawia do nas świętość Papieża z Wadowic, największego z kalwaryjskich pielgrzymów, który szedł za Chrystusem, naśladował Go i niósł swój krzyż związany z niezmordowaną służbą Kościołowi i światu, krzyż związany również z cierpieniem , jakie go nie ominęło.
Czterdzieści lat temu, 7 czerwca, Jan Paweł II prosił w Kalwarii Zebrzydowskiej: „proszę, abyście się za mnie tu modlili, za życia mojego i po śmierci”. W tym sanktuarium trwała cały czas modlitwa w intencjach Papieża podczas jego długiego pontyfikatu. Ale dzisiaj nie modlimy się za niego, ale do niego, bo wierzymy, że jest naszym szczególnym orędownikiem u Bożego tronu.
Powierzmy więc jego wstawiennictwu nas samych, nasze rodziny i środowiska. Powierzmy mu Archidiecezję Krakowską i Kościół w Polsce, by – jak zawsze – był narodem i służył narodowi. Prośmy go, by Sanktuarium kalwaryjskie, które on tak bardzo rozsławił w całym Kościele, nadal promieniowało wiarą, nadzieją i miłością i umacniało duchowo tych, którzy do niego przybywają. Prośmy go, by wspierał przybywających tu pielgrzymów, a także posługujących im ofiarnie Ojców Bernardynów.
Święty Janie Pawle Wielki – módl się za nami.
Amen!
Stanisław kard. Dziwisz