STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / MATKI BOŻEJ POCIESZYCIELKI STRAPIONYCH, PATRONKI LUKSEMBURGA | LUKSEMBURG | 6.05.2018

Matki Bożej Pocieszycielki Strapionych, Patronki Luksemburga | Luksemburg | 6.05.2018



abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski

Skarga Syjonu, zawarta w czytanym dzisiaj fragmencie Księgi Izajasza: „Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał” (Iz 49, 14), stanowi swego rodzaju zapowiedź tego wołania-skargi Chrystusa, które po wiekach świat usłyszał z wysokości Jego krzyża na Kalwarii. Przekazali nam je w swoich Ewangeliach św. Mateusz i św. Marek. „A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 33-34). To było najbardziej dramatyczne wołanie, jakie w całych dziejach ludzkości w ogóle mogło zaistnieć. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że skarga ta pojawiła się już dużo wcześniej, w ustach autora Psalmu 22, to stając się jednym z ostatnich słów umierającego na Krzyżu Chrystusa, wskazuje na ogrom Jego poczucia opuszczenia i przerażającej samotności. Jak Boży Syn mógł wobec wszystkich ludzi, znajdujących się na Kalwarii, głośno się skarżyć, że został przez Boga, Swego Ojca – o którym mówił, że „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30) – opuszczony?

W tę skargę Chrystusa wpisywały się też – paradoksalnie – przeżycia Apostołów, którzy w godzinie śmierci ich Mistrza i Pana poczuli się opuszczeni i zagubieni. Być może nawet swoimi wspomnieniami wracali wtedy do Galilei, do początków publicznego nauczania Jezusa. Wówczas to, w chwili dla Chrystusa niezwykle trudnej, gdy – nie pojmując Jego mowy na temat Eucharystii – opuściło Go wielu uczniów i przestało z Nim odtąd chodzić, na Jego pytanie: „Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6, 67) Apostołowie odpowiedzieli wyznaniem Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6, 68-69). Tymczasem teraz, na Kalwarii, patrząc na konanie swego Mistrza na krzyżu, zapewne trudno by im przyszło raz jeszcze wyznać: „myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”. Przecież całe to przerażające w swej wymowie okrucieństwo umierania Jezusa wydawało się jednym wielkim zaprzeczeniem ich dotychczasowego poznania Chrystusa i ich wiary w Niego jako „Świętego Boga”. Zagubieni i bezradni wobec tego, co się wydarzało, patrząc na Jego odchodzenie z tego świata, czuli się przez Niego opuszczeni i zapomniani.

I właśnie w tym tak dramatycznym momencie ich życia w najwyższym stopniu ukazała się prawda o Ojcu niebieskim, zawarta w retorycznym pytaniu samego Boga: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona?” (Iz 49, 15a). Aby jednak, w związku z tym pytaniem, nie zrodziła się jakakolwiek wątpliwość, zaraz po nim pojawiło się jednoznaczne stwierdzenie: „Nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49, 15b). Rzeczywiście: Bóg nie opuścił, Bóg nie zapomniał. Jak bowiem słyszeliśmy w czytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii św. Jana, „kiedy Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja»” (J 19, 26-27a).

Jan, a wraz nim inni Apostołowie nie pozostali więc sami. Otrzymali Maryję, Matkę Chrystusa. W osobie św. Jana Apostoła otrzymał Matkę także cały, rodzący się z Krwi Chrystusa, święty, katolicki i apostolski Kościół. W ten sposób nastąpiło ostateczne wypełnienie się dzieła Bożego miłosierdzia, zapowiedzianego przez święte Pisma, w tym także przez proroctwa zawarte w Księdze Izajasza. Jest przecież rzeczą znamienną, że wydarzenie oddania Janowi Najświętszej Maryi Panny jako Matki kończy się w Ewangelii Janowej stwierdzeniem, że właśnie w tym momencie „Jezus [był] świadom [tego], że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo” (J 19, 28).

Pozostały Mu więc do wypowiedzenia jeszcze tylko dwa słowa. Pierwsze z nich brzmiało: „Pragnę” (J 19, 28). Nie oznaczało ono jedynie czysto fizycznego pragnienia – tak jak to zrozumieli stojący obok żołnierze, którzy nałożyli na hizop gąbkę pełną octu i do ust ją Mu podali (por. J 19, 29). W Jezusowym „Pragnę” należy bowiem umieć dosłyszeć echo wyznania Chrystusa, skierowanego niegdyś do uczniów: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12, 49). Jego największym pragnieniem było przecież rzucenie ognia Bożej miłości, która ma dogłębnie przemienić oblicze tego świata.

Ostatnim słowem konającego Jezusa było stwierdzenie, które niejako pieczętowało całą Jego zbawczą misję na ziemi: „Wykonało się!” (J 19, 30a). Spełnił bowiem do końca to, co zlecił Mu do wykonania Jego Ojciec. Umierając za świat, stał się jego Odkupicielem i Zbawicielem. W ten sposób „umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował” (J 13, 1). W tym umiłowaniu nas „do końca” mieściło się także i to, że dał nam – poprzez św. Jana – swoją Matkę. Nie zostawił nas zatem sierotami (por. J 14, 16). Staliśmy się Jej dziećmi.

To prawda, w Ewangelii św. Jana czytamy: „od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19, 27b). W sensie dosłownym należałoby rozumieć, że to św. Jan Apostoł zaopiekował się Matką Jezusa i udzielił Jej schronienia w swoim domu. Po dzień dzisiejszy pobożna starożytna tradycja chrześcijańska przekazuje nam bowiem, że św. Jan wziął Ją nawet do swego domu w Efezie, gdzie przez całe lata żył i nauczał, skąd, na koniec, miała być Ona wzięta do Nieba. Tymczasem ewangelijne słowa mówiące o tym, że „uczeń wziął Ją do siebie” należy rozumieć przede wszystkim w sensie zbawczym. Znaczy to, że to Maryja „wzięła do siebie” św. Jana – do domu swojej wiary, nadziei i miłości. W ten sposób stała się jego Matką w najgłębszym duchowym sensie tego słowa.

Ponieważ w osobie św. Jana Apostoła Pan Jezus dał swoją Matkę wszystkim tym, którzy uwierzyli w Niego jako Bożego Syna i Odkupiciela świata, trwające już prawie dwa tysiące lat dzieje Kościoła są historią Maryi nieustannie w nich obecnej. Są także historiami niezliczonych dzieci Kościoła, które doświadczały Jej prawdziwie matczynej opieki i które każdego dnia uciekały się „pod Jej obronę” – sub Tuum praesidium. Odpowiadając na tę Jej miłość, od wieków Kościół czci Ją jako swoją Matkę – jako Matkę Kościoła.

Tytuł ten powstał stosunkowo niedawno, jesienią 1964 roku, na zakończenie III sesji Soboru Watykańskiego II. Po przyjęciu przez Ojców soborowych Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium, podczas uroczystej Mszy św., papież Paweł VI ogłosił Najświętszą Maryję Pannę „Matką Kościoła, to znaczy całego ludu chrześcijańskiego, tak wiernych, jak i pasterzy, którzy Ją nazywają Matką Najdroższą”. Zalecił również, aby „odtąd pod tym najmilszym tytułem cały lud chrześcijański jeszcze bardziej oddawał cześć Bożej Rodzicielce”. W odpowiedzi na ten papieski apel w 1971 roku Episkopat Polski jako pierwszy w świecie ogłosił święto Matki Kościoła i nakazał je obchodzić w Polsce w poniedziałek po uroczystości Zesłania Ducha Świętego. W dniu 11 lutego 2018 roku papież Franciszek dekretem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów rozszerzył liturgiczne święto Matki Kościoła na cały katolicki świat, wskazując jako datę tego święta właśnie poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego.

W tytule „Matka Kościoła” mieści się niezmierne bogactwo treści. Są to treści odnoszące się zarówno do słowa „Matka”, jak i do słowa „Kościół”. Podczas dzisiejszych uroczystości te przebogate treści sprowadzamy do niektórych ich tylko aspektów: słowo „Matka” przemawia do nas najbardziej jako „Pocieszycielka Strapionych”, a słowo „Kościół” ogranicza się do tej jego czcigodnej cząstki, jaką jest Kościół lokalny w Luksemburgu. Z największą czcią i wdzięcznością stajemy bowiem przed Jej cudownym wizerunkiem – przed figurą Najświętszej Maryi Panny, wyrzeźbioną w drzewie lipowym. Początki jej kultu sięgają czasów sprzed prawie czterystu lat, a dokładnie 1624 roku, kiedy to studenci miejscowego kolegium jezuitów wynieśli figurkę Maryi przed mury miasta. Od 1628 roku aż do czasów Rewolucji Francuskiej figurka znajdowała się w pobliżu centrum Luksemburga, w kaplicy poświęconej Jej czci. Musiało to być szczególne doświadczenie macierzyńskiej opieki Matki Najświętszej, skoro nazwano Ją Pocieszycielką Strapionych. Musiało to być równocześnie doświadczenie na tyle powszechne, że w dniu 16 października 1666 roku obrano Maryję Pocieszycielkę Strapionych jako Patronkę Luksemburga, symbolicznie przekazując Jej klucze miasta.

Kiedy dzisiaj obchodzimy Jej święto, stajemy przed Najświętszą Maryją Panną z naszymi strapieniami, bólami, niepokojami. Wiemy: jest ich wiele w naszym życiu, jak również jest ich wiele w życiu bliskich nam i znajomych osób. Wiemy też: z wieloma naszymi strapieniami sami nie potrafimy sobie poradzić. Potrzebujemy Jej macierzyńskiej pomocy i wsparcia. Potrzebujemy Jej pocieszenia. Potrzebujemy tej łaski od Boga, jakiej doświadczył św. Jan Apostoł, kiedy w chwili poczucia największego opuszczenia i osobistego zawodu usłyszał słowa Chrystusa: „Oto Matka twoja”. Pragniemy bowiem tak bardzo głęboko doświadczyć tego, że Maryja jest naprawdę także naszą Matką i że także każdą i każdego z nas pragnie Ona pocieszyć, by móc za św. Pawłem Apostołem z dziękczynieniem wysławiać Boga słowami: „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1, 3-4). Amen.

ZOBACZ TAKŻE