Rajcza, 30 VI 2019
Czytania: 1 Krl 19, 16b. 19-21; Ga 5, 1. 13-18; Łk 9, 51-62
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Przedwczoraj, w piątek, obchodziliśmy uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kontemplowaliśmy tajemnicę miłości Boga, który tak umiłował świat i zbliżył się do człowieka, że stał się jednym z nas i oddał za nas życie. Symbolem tej niepojętej miłości Boga stało się Serce Jezusa przebite włócznią rzymskiego żołnierza. Wzruszają nas zapisane na kartach Ewangelii słowa Jezusa, wyrażające Jego miłosierną postawę wobec wszystkich biednych, słabych, utrudzonych i grzesznych ludzi. W Sercu Jezusa było i jest miejsce dla wszystkich, nawet dla największych grzeszników, bo za wszystkich ludzi przelał swoją Krew na krzyżu.
Nie dziwi więc nas postawa i reakcja Jezusa, opisana w dzisiejszej Ewangelii. Podążał do Jerozolimy z najbliższymi uczniami, aby tam świadomie oddać życie za zbawienie świata. W drodze nie mógł się zatrzymać i odpocząć w pewnym miasteczku w Samarii, której mieszkańcy byli wrogami Żydów. Oburzeni tym faktem apostołowie Jakub i Jan zapytali Go: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” (Łk 9, 54). Nie taki był sposób reagowania Jezusa. Nie przyszedł na ziemię, aby potępiać i niszczyć. Przyszedł, aby umacniać, uzdrawiać i ocalić los każdego człowieka.
Nasz Pan wybrał drogę pokory, ubóstwa i służby. Do pragnącego pójść za Nim pewnego człowieka powiedział znamienne słowa: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Łk 9, 58). To była równocześnie wskazówka dla wszystkich pragnących przyłączyć się do Chrystusa w każdym czasie i w każdym pokoleniu, że przy Nim nie można robić kariery i zapewniać sobie dobrobyt.
Dzisiejsza Ewangelia poucza nas również, że łagodny i miłosierny Jezus stawiał równocześnie radykalne warunki dla chcących podążać razem z Nim, Jego drogą. Od swoich uczniów oczekiwał zdecydowanej postawy: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9, 62).
2. Ciąg dalszy do tych słów i oczekiwań ze strony Chrystusa dopisał św. Paweł w odczytanym przez nas fragmencie jego Listu do Galatów. Apostoł wyjaśnia nam, na czym polega prawdziwa, chrześcijańska wolność. Usłyszeliśmy ważną prawdę i wskazówkę: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli! […] Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie!” (Ga 5, 1. 13).
Prawdziwa wolność nie polega na tym, że robimy to, na co mamy ochotę, ulegając własnym zachciankom i słabościom, nie licząc się z Bożym prawem, pogrążając się w niewoli nieuporządkowanych pożądań i grzechu. Prawdziwa wolność polega na tym, że świadomie wybieramy to, co zamierzył dla nas Bóg, co wpisał w naszą naturę. On stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, a ponieważ nasz Stwórca i Pan jest miłością, naszym fundamentalnym powołaniem jako dzieci Bożych jest miłość. W takim stopniu stajemy się wolni, w jakim kroczymy drogą miłości. Nie jest to łatwa droga, bo kochać i służyć to równocześnie umierać dla siebie.
Oto ideał chrześcijańskiego życia, do którego zachęca nas cała Ewangelia i niedościgły wzór, jaki nam zostawił Jezusa Chrystus. Wiemy, jak niejednokrotnie i jak bardzo oddalamy się od tego ideału i programu życia. Zdawał sobie z tego sprawę św. Paweł, stąd jego mocne, dosadne i podyktowane doświadczeniem słowa: „A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli” (Ga 5, 15). Zapamiętajmy te słowa i niech będą one przedmiotem naszego codziennego rachunku sumienia. Pytajmy się przede wszystkim, jak odnosimy się do naszych najbliższych, bo przecież to w naszych rodzinach dochodzi do największych zranień i podziałów, powodowanych złym słowem.
3. Dziś w sposób szczególny ogarniamy pamięcią dzieje Kościoła na Żywiecczyźnie. Myślimy o tym, jak Kościół się zakorzeniał się na tej pięknej ziemi, a zwłaszcza w sercach zamieszkującego tę ziemię wiernego ludu. Okazją do naszych wspomnień, refleksji, a przede wszystkim do wyrażenia wdzięczności Bogu jest trzysta pięćdziesiąta rocznica wydarzenia, związanego z cudownym obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, odbierającym cześć w tutejszej świątyni.
Jak czytamy w kronikach, 4 lipca 1669 roku delegacja górali rajczańskich udała się na zamek w Żywcu, by prosić króla Jana Kazimierza o pozwolenie na budowę kościoła w Rajczy. Otrzymali nie tylko pozwolenie, ale także szczególny dar: ulubiony przez króla jego osobisty obraz Madonny Częstochowskiej, słusznie nazwany potem obrazem Matki Bożej Kazimierzowskiej i obdarzony również pięknym tytułem Królowej Beskidów. Cieszymy się, że od dwóch lat w Rajczy na skroni Beskidzkiej Matki Bożej i Jej Syna spoczywają złote korony. Zapisana jest w tych koronach wiara i miłość kolejnych pokoleń waszych przodków, którzy tutaj powierzali Maryi swoje radości i smutki, cierpienia i nadzieje. W tych koronach zapisana jest także wasza wiara i miłość Matki Chrystusa i Matki Kościoła.
Arcybiskup i kardynał Karol Wojtyła jako pasterz Kościoła krakowskiego związany był z parafią św. Wawrzyńca Diakona i Męczennika i św. Kazimierza Królewicza w Rajczy. Wielokrotnie odwiedzał wspólnoty parafialne Żywiecczyzny, a ja miałem przywilej i szczęście towarzyszyć mu w tych duszpasterskich odwiedzinach.
W Rajczy, w tej świątyni, arcybiskup Wojtyła sprawował w 1966 roku liturgię z okazji Tysiąclecia Chrztu Polski, a trzy lata później, już jako kardynał przewodniczył uroczystościom z okazji trzechsetlecia przyjęcia przez Rajczę obrazu Matki Bożej Kazimierzowskiej. Dziękuję księdzu proboszczowi Ryszardowi, że po pięćdziesięciu latach od tamtego wydarzenia zaprosił mnie na dzisiejsze uroczystości. Wspólnie wyśpiewamy dziś Bogu hymn uwielbienia za wielkie rzeczy, jakie nam uczynił.
4. Zdajemy sobie sprawę, jak wielkim darem dla Kościoła i świata na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia okazał się Papież Jan Paweł II. Jego wybór na Stolicę św. Piotra naruszył ustalony – zdawałoby się – raz na zawsze porządek w świecie, również w naszej części Europy, pozostającej pod władzą totalitarnej i bezbożnej ideologii komunistycznej. Ojciec Święty odważył się na samym początku pontyfikatu skierować apel do całego świata, by przed Chrystusem otworzył drzwi ludzkich serc i granice systemów ekonomicznych, społecznych i politycznych. Jan Paweł II nie dysponował żadną armią. Dysponował jednak siłą prawdy o Bogu i człowieku, stworzonym na obraz Boży i powołanym do życia na wieki w Bogu. Ojciec Święty dysponował potęgą modlitwy i wiary, że Bóg nie opuści swego ludu.
Jan Paweł II zapłacił za swą pasterską odwagę wysoką cenę. Strzały, które padły 13 maja 1981 roku na placu św. Piotra nie były przypadkowe. To nie były strzały szaleńca. To była próba wykonania wyroku na człowieku, który krzyżował plany władców tego świata, sprzeciwiających się radykalnie Ewangelii. Po zamachu na Ojca Świętego cały „Kościół modlił się za niego nieustannie do Boga”, tak jak modlił się za apostoła Piotra po jego uwięzieniu. I stał się cud. Bóg ocalił życie swego wiernego sługi. Matka Boża Fatimska – o tym był przekonany Jan Paweł II – ocaliła go, bo był potrzebny Kościołowi i światu.
Był potrzebny, by pełniąc Piotrową posługę i głosząc Ewangelię wolności i nadziei, wnieść niepodważalny wkład w obalenie bezbożnego systemu narzuconego Polsce i pozostałym krajom Europy Środkowo-Wschodniej. Zostało wysłuchane jego wołanie, by Duch Święty zstąpił i odnowił oblicze naszej ziemi. Jan Paweł II był potrzebny, by ubogacić i umocnić Kościół nauczaniem prawdy o godności człowieka, o świętości i nienaruszalności życia, prawdy o małżeństwie i o rodzinie. Ojciec Święty był potrzebny, by ukazać młodym piękno życia według Ewangelii oraz wartość wspólnoty Kościoła, ustanawiając dla nich Światowe Dni Młodzieży. Święty Papież był potrzebny, by wprowadzić Kościół na głębię wiary, w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa.
5. Mija piętnasty rok od zakończenia pontyfikatu świętego Papieża. Na naszych oczach zmienia się świat. Razem z Kościołem stajemy przed nowymi sytuacjami, z którymi powinniśmy sobie radzić. Co chciałby nam dzisiaj powiedzieć Jan Paweł II? Zostawił nam swoje nauczanie. Zachowujemy w pamięci jego postawę wobec wydarzeń, jego styl służby, jego osobistą świętość. Nie ulega wątpliwości, że święty Papież zachęcałby nas, byśmy w centrum naszego życia postawili Boga. To jest najważniejsze i nieprzemijające zadanie. Wiedzieli o tym nasi przodkowie, których wiara i mądrość życia wyrażała się w przysłowiu: „Bez Boga ani do proga”. Te słowa stają się coraz bardziej aktualne w naszej Ojczyźnie, w której wielu naszych braci i sióstr ulega pokusie urządzenia sobie życia bez Boga, tak jakby On nie miał nic do powiedzenia człowiekowi i tak jakby człowiek mógł się zbawić na własną rękę. A przecież tu na ziemi jesteśmy tylko wędrowcami; przecież przemijamy. A co potem? Bez znalezienia odpowiedzi na to pytanie, droga człowieka nie ma kierunku, nie ma celu.
Jan Paweł II zachęcałby nas dzisiaj do osobistego i serdecznego nabożeństwa do Matki Najświętszej. On sam był Jej wiernym synem i mówił Jej z głębi serca: Totus Tuus – „Cały Twój”, Maryjo. Ona, Matka Chrystusa, jest także Matką Kościoła, Matką każdej i każdego z nas. Ona – jak modlimy się w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej – została „dana naszemu narodowi jako przedziwna pomoc i obrona”. Doświadczyliśmy wielokrotnie Jej szczególnej opieki na przestrzeni wieków, zwłaszcza w najtrudniejszych chwilach. Ileż mógłby dziś powiedzieć Jej obraz – wizerunek Matki Bożej Kazimierzowskiej – przed którym modliło się już tyle pokoleń mieszkańców tej ziemi i nadal modlą się Jej dzieci zamieszkujący beskidzką krainę.
Jan Paweł II zachęcałby nas dzisiaj, byśmy gorliwie brali udział w życiu Kościoła, w życiu naszych wspólnot parafialnych. To jest najlepsza odpowiedź na wszystkie problemy nurtujące Kościół, a także zachęta dla tych, którzy stoją z dala od Kościoła i nie są do niego przekonani. Tymczasem Kościół jest dziełem Chrystusa, jest Jego darem dla nas, byśmy w nim formowali nasze umysły i serca oraz uświęcali się, słuchając słowa Bożego i karmiąc się życiodajnymi sakramentami.
Jan Paweł II zachęcałby nas dzisiaj, by nasze wspólnoty parafialne były wspólnotami solidarnymi z ubogimi, z chorymi i niepełnosprawnymi, z oczekującymi na naszą pomoc. Nie trzeba sięgać daleko. Zacznijmy od naszych rodzin. Spójrzmy, ilu wokół nas czeka na nasze dobre słowo, na nasz serdeczny uśmiech, na nasz gest przebaczenia i solidarności.
6. Drogie siostry, drodzy bracia. Powierzmy Bogu wszystkie sprawy Kościoła powszechnego, Kościoła w naszej Ojczyźnie oraz nasze osobiste sprawy, prosząc o wstawiennictwo Matkę Chrystusa, która od trzystu pięćdziesięciu lat odbiera cześć od swych wiernych dzieci w swym cudownym obrazie i Sanktuarium jako Matka Boża Kazimierzowska. Prośmy Ją:
Maryjo, Matko Syna Bożego i nasza Matko,
dziękujemy Ci za Twą obecność i opiekę nad nami.
Czuwaj nad Kościołem Twego Syna, aby w dzisiejszym świecie
odważnie głosił Ewangelię wszelkiemu stworzeniu
i ukazywał Chrystusa będącego światłością narodów.
Czuwaj nad naszymi rodzinami,
aby były wspólnotami miłości i życia,
w których dorasta młode pokolenie uczennic i uczniów
Twego Boskiego Syna.
Czuwaj nad sprawującymi władzę,
aby pełnili służbę w trosce o dobro wspólne wszystkich obywateli,
zwłaszcza ubogich i mniej uprzywilejowanych.
Czuwaj nad Polską, aby była krainą
dobra i miłości, solidarności i pokoju.
Matko Boża Kazimierzowska, Królowo Beskidów –
módl się za nami.
Amen!
Stanisław kard. Dziwisz