Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Nazywam się Robert Friedrich, mówią na mnie koledzy Litza. Jestem, żeby powiedzieć tak po prawdzie, chronologicznie, mężem, ojcem siódemki dzieci, od niedawna dziadkiem. Jestem muzykiem, jesteśmy z żoną od 19 lat we wspólnocie neokatechumenalnej, dlatego też jestem z wami dzisiaj tutaj. Mam bowiem obowiązek podzielić się z wami pewnymi doświadczeniami. Wielu z was pewnie zna różne moje wywiady, albo z gazet, albo z YouTube’a i nie chcę was zanudzać. Chcę jedynie powiedzieć o obecności Pana Boga w moim życiu, o jakichś faktach, że On istnieje, że jest. Ja zawsze byłem sceptyczny wobec Pana Boga, pochodzę z rodziny może nie ateistycznej, ale komunistycznej, gdzie mój ojciec był oficerem wojska, wykładowcą matematyki, moja mama była prawnikiem, miałem tylko jedną siostrę. Moi rodzicie mi wiary nie przekazywali, nie mieli sakramentu też. Na straży wiary stała moja babcia z Mysłowic, która jak miałem miesiąc, postanowiła, że zorganizuje chrzest i chrzciny, żeby taki poganin w domu nie mieszkał, ale był chrześcijaninem. I ten zalążek chrześcijaństwa u mnie był, ale przez to, że nie miał odpowiednich warunków, żeby się rozwijać, żebym stał się wierzącym, to wszystko to było jakoś uśpione.