Abp Marek Jędraszewski
metropolita krakowski
Gdy Jezus został wzięty do Nieba, apostołowie jednomyślnie trwali w Wieczerniku razem z Maryją, Matką Jezusa, na modlitwie (por. Dz 1, 14). Jezus jest już w Niebie, gdzie zasiadł po prawice Swego Ojca. Natomiast oni są zgromadzeni w Wieczerniku, w miejscu naznaczonym ustanowieniem Najświętszej Eucharystii i sakramentu kapłaństwa, a także pierwszym spotkaniem Chrystusa Zmartwychwstałego w niedzielny wieczór – wtedy kiedy dał im władzę odpuszczania grzechów. Tydzień później, w tym samym miejscu Chrystus pozwolił Tomaszowi dotknąć swoich ran. Teraz są razem na modlitwie z Maryją, Matką Jezusa. Wiedzą: Ona jest także Matką Jana. Taka była przecież wola umierającego Chrystusa, który jemu, umiłowanemu uczniowi, dał Ją w opiekę. Ponieważ jednak Apostołowie tworzą jedno kolegium, wiedzą też, że Maryja jest również ich Matką. Dlatego razem zanoszą w Wieczerniku modły, aby spełniła się zapowiedź Chrystusa, by od Ojca zstąpił na nich Duch Święty, Duch Prawdy, Duch Miłości, Duch Mocy. Jego dary są im wprost niezbędne, aby mogli opuścić Wieczernik i pełni odwagi i radości iść na cały świat i głosić Ewangelię wszystkim narodom. I je chrzcić.
Trwają na modlitwie z Maryją, Matką Jezusa. To wspólne modlitewne trwanie pozwala Przenajświętszej Dziewicy oraz im cofnąć się myślą z Wieczernika do innego miejsca – do Nazaretu. Tam przed laty Anioł Gabriel zwiastował Przenajświętszej Dziewicy wolę Najwyższego, że mocą Ducha Świętego ma się stać Matką Bożego Syna. Taka jest wola Boga w chwili, którą później św. Paweł określi mianem „pełni czasów” (por. Ga 4, 4). Dzieweczka nazaretańska powiedziała wtedy „Fiat” – „niech mi się stanie” (por. Łk 1, 38). Niech Bóg-Emmanuel będzie z Nią, niech będzie w Niej. Niech w ten sposób wypełnią się czasy mesjańskie, czasy Zbawienia.
Z kolei Nazaret odsyła do innego miejsca – do Ain-Karem, gdzie Elżbieta już od sześciu miesięcy cieszy się obecnością dziecka, żyjącego pod jej sercem. Poczęło się ono, mimo że minął już jej czas, tak jak minął też czas jej mężowi Zachariaszowi. Jednak dla Boga nie ma nic niemożliwego (por. Łk 1, 37). Cieszy się zatem na narodziny tego, który będzie zwiastował przyjście Mesjasza (por. Łk 1, 76-77). A Maryja zdąża do Elżbiety. Jest Tą, która niesie obecność samego Boga. I słyszy słowa swej krewnej: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1, 42-43).
Dopełnieniem Nazaretu i Ain Karem jest jeszcze jedno miejsce. Betlejem – Dom chleba. W tym „nie bardzo podłym mieście” przychodzi na świat Boży Syn. Ten, który stał się bratem każdej i każdego z nas. Jego narodzinom towarzyszy śpiew Aniołów: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” (Łk 2, 14). Tę chwałę Bożą głosi Kościół całemu światu, od kiedy Duch Święty zstąpił na Apostołów i Matkę Najświętszą modlących się w Wieczerniku. Kościół głosi też całemu światu pokój, który jest darem Ducha Świętego. Bo Ewangelia, bo Dobra Nowina o zbawieniu dokonanym w Panu naszym Jezusie Chrystusie, jest Ewangelią radości i pokoju.
Jednakże zawsze dzieje się tak, że jeżeli człowiek przestaje oddawać chwałę Bogu, przestaje także cieszyć się darem pokoju. W jakże wymowny, przejmujący i tragiczny sposób mogła tego doświadczyć ludzkość, kiedy w 1914 r. wybuchła tzw. Wielka Wojna, zwana również pierwszą wojną światową. Ludzie nie chcieli wtedy oddawać Bogu chwały. Zapatrzeni jedynie w siebie, przeniknięci żądzą władzy nad światem, wyniszczali się w wojnie, jakiej ludzkość dotychczas jeszcze nie znała. Właśnie wtedy, kiedy już trzy lata trwała ta ogólnoświatowa masakra, do ubogiej i nieznanej światu portugalskiej wioseczki, zagubionej gdzieś daleko na krańcu Europy, przybywa Matka Najświętsza, objawiając się trojgu pastuszkom: Łucji, Franciszkowi i Hiacyncie. Papież Benedykt XVI, komentując to wydarzenie w 2010 roku, powiedział w Fatimie: „Wtedy niebo otwarło się nad Portugalią”. Bo w sytuacji, kiedy ludzie zamknęli swoje drzwi dla Boga, Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu otworzył okno, poprzez które Matka Najświętsza objawiła się trojgu pastuszkom, a za ich pośrednictwem Portugalii i całemu światu.
W kolejnym objawieniach, trwających od maja do października 1917 r., powtarzała to samo orędzie: Módlcie się! Módlcie się na różańcu! Pokutujcie, zwłaszcza za tych, za których nikt się nie modli, bo grozi im wieczne potępienie! Przekazujcie światu orędzie o konieczności wewnętrznego nawrócenia się! Rzecz niebywała, troje dzieci, nieumiejących początkowo ani czytać, ani pisać, zajętych troską jedynie o stado swoich owieczek, ale ciągle modlących się na różańcu, przekazuje orędzie, które jest przyjmowane w Portugalii, a następnie rozszerza się na cały świat.
To orędzie nic nie straciło na aktualności. Tajemnica Fatimy ciągle trwa. Czujemy to i jesteśmy tego świadomi również dzisiaj, widząc, ile nieszczęść jest wokół nas, ile przemocy, ile wojen, ile prześladowań chrześcijan, ile terrorystycznych zamachów. Nie wolno nam lekceważyć tego, co Ojciec Święty Franciszek mówi na wielu areopagach świata: trzecia wojna światowa już jest, tyle że inna od dotychczasowych, „we fragmentach”. Podobnie jak poprzednie, niesie ona ze sobą ogrom nieszczęść – właśnie dlatego, że ludzi chcą żyć tak, jakby Pana Boga nie było. Zamykają przed Nim drzwi swoich serc. Wołają o pokój, a przygotowują się do jeszcze bardziej okrutnych wojen. W tej sytuacji nie ma innego ratunku dla świata niż modlitwa różańcowa, niż powrót do doświadczenia rodzącego się Kościoła, kiedy to Apostołowie razem z Maryją, Matką Jezusa, modlili się o łaski z Wysoka, o przemianę serc, o odwagę życia według Ewangelii, o niezłomność głoszenia jej prawdy „w porę i nie w porę” (por. 2 Tym 4, 2).
Z tego ciągle na nowo odkrywanego rozumienia orędzia Fatimy zrodziła się inicjatywa ludzi świeckich w postaci Różańca do Granic. Zrodziła się w sytuacji bardzo konkretnej, kiedy tyle sił wewnętrznych i zewnętrznych wobec naszej Ojczyzny jest żywotnie zainteresowanych tym, abyśmy żyli tak jakby Boga nie było, abyśmy swoją wiarę sprowadzali do wstydliwie skrywanej prywatności, aby w przestrzeni publicznej nie było miejsca dla krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa. W świetle tych wyzwań rodzi się pytanie. Pytanie jakże aktualne w roku, w którym czcimy także 300-lecie koronacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej i 140. rocznicę objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Rodzi się pytanie, do czego on i chcą nas, Polaków, sprowadzić. Do tego, żebyśmy się wstydzili Matki Najświętszej, naszej Królowej? Drodzy Bracia i Siostry! Trzeba nam podnieść głowy! Trzeba mieć odwagę w swoich sercach! Trzeba przemiany, która nie może być chwilowym pragnieniem, aby żyć inaczej i lepiej. Trzeba prawdziwie głębokiej odnowy naszego ducha, którą daje sam Pan Bóg. Odnowy, o którą wspólnie się teraz modlimy – dla siebie, dla naszej Ojczyzny, dla świata.
Kiedy godzinę temu jechałem z Krakowa do Zakopanego, patrzyłem na niezwykłe zjawisko atmosferyczne. W Krakowie padał deszcz, po drodze było pochmurnie i deszczowo, jakoś smutno. Ale im bliżej byliśmy Zakopanego, tym bardziej widoczne były Tatry, wynurzające się spośród chmur, w świetle słońca ukazujące swoje dostojeństwo i piękno. Pomyślałem: „To jest właśnie ta nasza modlitwa do granic”. Polska jest teraz otoczona wspaniałym kręgiem Bożego światła, które rodzi się z naszej wspólnotowej modlitwy z Matką Najświętszą i poprzez Jej przedziwne orędownictwo u Boga. Z modlitwy, aby Polska była Polską w duszach i sercach Polaków do końca wiernych swojej Królowej. Aby Polska zrozumiała też swój czas, swój „kairos”. Aby pojęła konieczność jedności, która musi być pośród nas wszystkich, w poczuciu odpowiedzialności za dalsze losy naszego narodu i państwa. Polska musi wiedzieć, że się nie ostoi i nie zbuduje trwałych fundamentów ładu narodowego i państwowego, jeśli nie będą one wznoszone na chrześcijańskich wartościach, które jakże przejmująco wyraża krzyż na Giewoncie, o czym z taką mocą mówił 20 lat temu tutaj, w Zakopanem, pod Krokwią, Jan Paweł II. Natomiast 26 lat temu, kiedy po raz pierwszy był w naszej Ojczyźnie po odzyskaniu niepodległości, przypominał, jak bez Dekalogu nic na trwałe nie wzniesiemy, ponieważ bez Boga, a zwłaszcza przeciwko Bogu, nic nie prawa się ostać.
Taka jest pewność wiary. Taka jest treść wiary, którą chcemy na nowo odzyskać, rozważając razem z Matką Najświętszą, na różańcu, całe życie Pana Jezusa. Od chwili Jego poczęcia w Nazarecie, poprzez nawiedzenie Elżbiety, narodzenie w Betlejem, ofiarowanie w świątyni, odnalezienie Go już jako 12-letniego chłopca nauczającego mądrych tamtego świata, na czym polega Prawo Boże. A potem nauczającego na palestyńskiej ziemi. Następnie cierpiącego, ukrzyżowanego, pogrzebanego, a na koniec zmartwychwstałego. Tego, który okazał się ostatecznym Zwycięzcą nad grzechem, śmiercią i szatanem. Tego, który dał już uczestnictwo w swojej chwale swej Przenajświętszej Matce. A Ona nam wskazuje, że my, trwając na modlitwie razem z Nią, możemy mieć nadzieję, iż będziemy się kiedyś radowali pełnią chwały w Domu Ojca bogatego w miłosierdzie.
Polska objęta kręgiem Bożej światłości, wyznaczonej gorliwością naszych modlitw, to Polska, w której bierzemy dzisiaj udział. To wielka łaska tej chwili, która została nam teraz dana. Równocześnie doskonale wiemy, że ten świetlisty krąg modlitw nie może być traktowany jako mury jakiejś twierdzy zamkniętej na innych. Światło Ewangelii jest otwarte dla wszystkich narodów. Dlatego wznosimy swój wzrok ku granicom Polski. Naszymi sercami i naszą modlitwą pragniemy dotrzeć do ludzi, którzy żyją po ich drugiej stronie. W poczuciu odpowiedzialności za święty, powszechny, czyli katolicki, i apostolski Kościół modlimy się za inne narody Europy i świata, aby zrozumiały – zwłaszcza jeśli chodzi o Europę – że trzeba wrócić do chrześcijańskich korzeni kultury, jeżeli chcemy, żeby Europa została Europą. Musimy Ewangelią przeniknąć serca i umysły ludzi innych kontynentów, jeżeli chcemy, żeby Chrystus był prawdziwie Królem wszechświata. Musimy brać często do ręki różaniec i przesuwając jego paciorki rozważać z Matką Najświętszą życie Pana Jezusa. Tak wielu katolików już od wieków w tej modlitwie pokładało ogromną nadzieję. Ufajmy także i dzisiaj! Matka Najświętsza, Królowa Różańca Świętego, nas nie opuści. Będzie z nami! Pomoże, zwłaszcza w chwilach trudnych, kiedy wielu popada w zwątpienie i małość ducha. Ona zwycięży! Jakże w tym miejscu nie nawiązać do słów Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Zaraz po wojnie, widząc nową i jakże trudną sytuację Polski i innych ościennych krajów, które bez własnej woli, a jedynie na mocy decyzji wielkich tego świata znalazły się w kręgu nowego bolszewickiego, ateistycznego totalitaryzmu, kardynał wiedział, że nie w ludzkich rękach jest ostateczne zwycięstwo. Do ostatnich chwil swojego życia Prymas Hlond powtarzał: „Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przejdzie przez Maryję”.
Dlatego dzisiaj wznosimy swój wzrok do Tatr, będąc tu, w tym miejscu, w kościele Św. Krzyża w Zakopanem. Kierujemy nasz wzrok do granic tej parafii, które są równocześnie granicami naszego państwa – na Świnicy, Kasprowym Wierchu i Czerwonych Wierchach. Równocześnie wyobrażamy sobie, że w wielu południowych miejscach naszego Kraju ludzie patrzą również w stronę swoich gór, na wschodzie na Bug, na północnym-wschodzie na Puszczę Białowieską, na północy na Bałtyk, na zachodzie na Odrę. Patrzą w stronę bardzo określonych miejsc, może nawet znajdują się dokładnie tam, gdzie przebiegają granice naszego państwa. I to jest cudowne – wszyscy myślą to samo: „Matko Boża, bądź naszą Królową! Królowo Różańca Świętego, miej nas w swojej obronie! Matko niosąca pociechę, spraw, aby nasze serca nigdy nie upadały i nie popadały w zwątpienie! Broń nas! Królowo Polski, Królowo Kościoła, Królowo Różańca Świętego, bądź z nami w każdy czas!”. Amen.