- Kiedy Ojciec Święty odczytał dekret wybuchł niesamowity aplauz. Wszyscy kapłani, którzy byliśmy 13 maja 2005 roku w Bazylice św. Jana na Lateranie wstaliśmy. Byliśmy ogromnie uradowani, tak samo z resztą jak Ojciec Święty – tak ks. Sławomir Oder wspomina moment ogłoszenia przez Benedykta XVI decyzji o pominięciu wymaganego przez prawo kościelne okresu 5 lat oczekiwania na rozpoczęcie procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II. Kapłan zaraz po zakończeniu uroczystości dowiedział się, że będzie postulatorem tego procesu. Nie wiedział wtedy jeszcze, że tak zaczyna się jego wielka przygoda z papieżem Polakiem.
Postulator procesu kanonizacyjnego Jana Pana II, Ojca Świętego poznał jeszcze w czasach, gdy jako kleryk został przeniesiony z seminarium pelplińskiego do rzymskiego, aby tam kontynuować swoje studia. Już wtedy postać Karola Wojtyły wywarła na nim szczególne wrażenie świętości, jednak nie spodziewał się, że to właśnie on, kilkanaście lat później, będzie odpowiedzialny za przeprowadzenie procedury potwierdzającej to ogólne przekonanie.
– Kiedy spotkałem się z Ojcem Świętym Benedyktem XVI powiedział do mnie: “Proszę pracować szybko, jak najszybciej, ale proszę pracować dobrze” – wspomina pierwsze spotkanie z następcą papieża Polaka już jako postulator procesu beatyfikacyjnego. Podkreśla, że te słowa powracały później wielokrotnie, szczególnie w kontekście jednej z największych trudności towarzyszących pracy całego zespołu – nacisków zewnętrznych.
– „Kiedy?” – to było pytanie, które słyszałem wciąż z różnych ust. Oczekiwania były ogromne. Również naciski na Ojca Świętego były spore, aby być może pójść za najwcześniejszą tradycją, która uznawała błogosławionym, świętym przez aklamację ludu Bożego i może przesłanki byłyby wszystkie, ale Benedykt XVI, opierając się m.in. na przykładzie swojego poprzednika po śmierci Matki Teresy, postanowił powtórzyć jego krok – mówi ks. Oder, podkreślając, że z perspektywy czasu widzi, że była to niezwykle roztropna, mądra i dalekowzroczna decyzja. – Proces pozwolił na to, żeby to nasze głębokie przekonanie o świętości Jana Pawła II zobiektywizować – tłumaczy.
Tym, co najbardziej uderzało w sylwetce ówczesnego kandydata na ołtarze była głębia modlitwy i autentyczność jego wiary. – To był człowiek całkowicie transparentny. Całe jego życie było bardzo spójne i miało swoje centrum w Chrystusie, w modlitwie. Potwierdzenie tej jego relacji z Bogiem bardzo mnie umocniło, a z drugiej strony ta głębia jego duchowości była jednoznacznie określona jego tożsamością kapłańską. Patrzymy na człowieka, na młodzieńca, na aktora, ale to wszystko jest przygotowaniem do tego, żeby stał się kapłanem – mówi ks. Stanisław Oder.
Jednak do oficjalnego ogłoszenia Jana Pawła II potrzebny był cud za jego wstawiennictwem. Postulator procesu podkreśla, że od początku towarzyszyło mu przekonanie, że jeśli Pan Bóg zechce, to przypadek uzdrowienia będzie jasny i oczywisty. W rzeczywistości tak właśnie się stało w przypadku s. Marie Simon-Pierre.
– Opis uzdrowienia był zawarty w czterech linijkach, a to, co uderzało od siostry Marie Simon-Pierre, to prostota i pokora, a także brak protagonizmu z jej strony. Spotkanie z nią było spotkaniem z osobą bardzo Bożą i bardzo skromną, z osobą, która miała świadomość, że w sposób szczególny wszedł w jej życie Pan Bóg i Jan Paweł II – wspomina ks. Oder.
Także cud, który uznany został w procesie kanonizacyjnym był tego przykładem i jak dodaje postulator procesu informację o nim otrzymał z Kostaryki drogą mailową.
– Opatrzność sama wyznaczyła rytm kanonizacji – podkreśla ks. Sławomir Oder. Cud Floribeth Mory Diaz dzieje się w momencie beatyfikacji Jana Pawła II. Oglądająca ją w telewizji na drugim końcu świata kobieta wstaje rano z łóżka i prosi rodzinę o towarzyszenie jej do kościoła, gdzie wystawione zostały relikwie błogosławionego. Postulator procesu natychmiast odpisał Kostarykance, jednak odpowiedź kobiety nie nadchodziła, dlatego ks. Oder postanowił rozpocząć swoje prywatne “śledztwo” internetowe. Okazało się, że w całej Kostaryce był tylko jeden kościół, w którym wystawione zostały relikwie papieża Polaka – znajdował się on w San Jose, a relikwie zostały przekazane tam przez ówczesnego sekretarza kard. Stanisława Dziwisza, ks. Dariusza Rasia. Tak przez Kraków ks. Sławomirowi Oderowi udało się dotrzeć do Floribeth M. Diaz. – Okazało się, że mail, który przesłałem trafił do spamu i dlatego kobieta na niego nie odpowiedziała. Gdyby nie determinacja, nie spotkalibyśmy się – tłumaczy postulator procesu, podkreślając, że czas pracy był też dla niego osobiście czasem łaski.
– Moje świadectwo to namacalne doznanie zmagania się dwóch sił i muszę powiedzieć, że ja sam także doznałem łaski ze strony Pana Boga za wstawiennictwem Jana Pawła II – mówi ks. Oder, wspominając, że w czasie procesu doznał wraz ze swoim ojcem poważnego wypadku, z którego oboje wyszli cali – Pierwsze słowo, jakie powiedziała policjantka, nie wiedząc kim jestem i jaka jest moja praca, to: “Was uratował Jan Paweł II” – opowiada. – Czułem się czasem jak piłeczka pingpongowa odbijana przez tych dwóch graczy w tej rozgrywce, ale wiem, że Bóg okazał mi łaskę – wyjaśnia ks. Sławomir i dodaje, że na jego biurko wciąż trafiają listy zaadresowane do papieża Polaka, mimo że Jan Paweł II został ogłoszony świętym w 2013 r.
– Nie otwieram ich, bo to nie są listy do mnie. One są składane na grobie św. Jana Pawła II i przechowywane w archiwum. Ludzie w dalszym ciągu czują jego bliskość, czują potrzebę otwarcia swojego serca. O czym piszą w tych listach? Nie wiem. Z całą pewnością każdy z nich jest dowodem wielkiej miłości, wielkiego zaufania i wielkiej wiary – podkreśla ks. Oder.
Ks. Sławomir Oder był gościem kolejnego z cyklu spotkań “Takim Go pamiętamy. Wspomnienia o Janie Pawle II”, które organizowane są przez Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II. To spotkania z przedstawicielami “Rodzinki”, dziennikarzami, świadkami i badaczami życia papieża Polaka, które, jak podkreślają organizatorzy cyklu, są nie tylko okazją do wysłuchania opowieści gości, ale także możliwością do podzielenia się swoimi wspomnieniami o papieżu.