"Mam poczucie, że otwartość księdza arcybiskupa i cała nasza rozmowa były efektem działania Ducha Św. w Kościele. Jestem bardzo szczęśliwa, że do spotkania doszło, bo właśnie w takim otwartym stanięciu twarzą w twarz z drugim człowiekiem możliwe jest to prawdziwe spotkanie z Jezusem, który mieszka w każdym ochrzczonym" - podsumowuje rozmowę z abp. Markiem Jędraszewskim Katarzyna Zarosa, autorka "Listu matki-katoliczki do arcybiskupa Marka Jędraszewskiego".
Minął już prawie miesiąc od publikacji „List matki-katoliczki do arcybiskupa Marka Jędraszewskiego”. Ten tekst odbił się szerokim echem w mediach katolickich i nie tylko. Był krzykiem, w którym wiele osób rozpoznało także własne emocje. Pisałam go z nadzieją, że zostanie usłyszany.
Już 3 marca, a więc 3 dni po opublikowaniu listu, ksiądz arcybiskup odpowiedział na mój głos. W czasie homilii podczas Mszy św. w ramach spotkania Wojowników Maryi w Wieliczce arcybiskup Marek Jędraszewski mówił tak: „Zmaganie o naszą ojczyznę to zmaganie także o to, aby wydobyć ją z zapaści demograficznej, w którą polski naród – zdaje się już jakby nieodwracalnie – się wtacza. Pisałem o tym kilka dni temu w liście czytanym w I niedzielę Wielkiego Postu.
Ten list spotkał się, jak wiemy, z wieloma komentarzami, także ze strony niektórych katolików, którzy jakby nie zrozumieli tego, o czym pisałem, którzy nie widzą także ogromnego zagrożenia, gdy chodzi o przyszłość naszego narodu, a przez to także i państwa. Że potrzeba ducha szlachetnej ofiarności w otwarciu się na dzieci, które mogą przyjść na świat, a którym z różnych powodów tego przyjścia się odmawia. Zmaganie o Polskę to zmaganie także o to, aby była silnym demograficznie narodem.
Nie musimy się, moi drodzy, przekonywać, jak straszne były zniszczenia Polski po II wojnie światowej – materialne, duchowe, ale także demograficzne. Straciliśmy 6 mln istnień, polskich istnień, Polaków. Bieda była straszliwa. Mieszkań powszechnie brakowało. Ale można być zadziwionym, patrząc, jak polskie rodziny, polskie małżeństwa w końcu lat 40., 50. radowały się licznym potomstwem.
Należę jeszcze do tego pokolenia i pamiętam warunki, w jakich przyszło nam żyć w rodzinie 4-dzietnej, która wcale wtedy nie uchodziła za wielodzietną. Doskonale to pamiętam! Ale też pamiętam radość i poczucie szczęścia, że byliśmy razem, mimo że tatuś ciężko musiał pracować, a w domu było bardzo, bardzo skromnie, by nie powiedzieć biednie. Byliśmy szczęśliwi!
A dzisiaj się patrzy na sukces, pieniądze, powodzenie, karierę, bierze w nawias to, co nas jako naród może spotkać za 10, 15, 20 lat i nie chce myśleć o tym, kto będzie musiał się opiekować starszymi, kto będzie pracował na ich emerytury. Patrząc na to z punktu widzenia czysto ekonomicznego, a przecież, doskonale wiemy, nie o takie tylko spojrzenie i tu chodzi.
Trzeba ciągle na nowo odkrywać wielki zamysł Pana Boga, który stworzył człowieka na Swój obraz i Swoje podobieństwo, czyli na obraz Swojej miłości, i stworzył człowieka jako kobietę i mężczyznę, i który chciał im błogosławić, patrząc na ich dzieci”.
Ta odpowiedź bardzo mnie ucieszyła. Był to dla mnie znak, że ksiądz arcybiskup jest otwarty na dialog, że nie zignorował mojego listu, choć jego forma, co przyznaję, była dość stanowcza i bezpośrednia. Dlatego zdecydowałam się poprosić księdza arcybiskupa o spotkanie i rozmowę. Chciałam, żebyśmy mogli zobaczyć w sobie nawzajem ludzi, a nie jedynie komunikaty prasowe, chwyty retoryczne i argumenty.
Równo tydzień temu, w piątek, 17 marca, razem z moim mężem, Pawłem, spotkaliśmy się z naszym arcybiskupem. Spotkanie przebiegło w dobrej, autentycznie szczerej i otwartej atmosferze. Zapewniłam księdza arcybiskupa, że mój krytyczny głos nie był atakiem skierowanym w niego osobiście ani tym bardziej w Kościół, który szczerze kocham. Podziękowałam mu, że w swoim liście pasterskim na Wielki Post poruszył bardzo ważny temat. Jego wagę potwierdziła skala reakcji na napisany przeze mnie list.
Powiedziałam też, że jego podejście do rodzicielstwa odebraliśmy jako spłycające znacznie bardziej złożony problem. Opowiedziałam o naszych znajomych i przyjaciołach (wymienialiśmy ich z imienia), którzy borykają się z różnymi trudnościami związanymi z brakiem mieszkań, a także o tych, którzy długo zmagali się lub zmagają się nadal z problemem niepłodności.
Ich przykłady wyraźnie pokazują, że przyczyn problemów demograficznych nie można szukać wyłącznie w mediach ośmieszających rodzinę i promujących „realizację siebie”. Przekonywaliśmy, że nie tylko egoizm utrudnia nam zawierzenie się Bogu i otwarcie na Jego błogosławieństwo w postaci licznego potomstwa.
Mówiliśmy, że w liście arcybiskupa zabrakło nam zrozumienia wobec tych, którzy chcąc mieć liczne potomstwo, ale muszą mierzyć się z całym szeregiem poważnych problemów, docenienia ludzi, którzy mimo trudności decydują się na daleko idące poświęcenia, oraz słowa wsparcia, otuchy i zachęcenia do odwagi dla wszystkich.
Zgodziłam się z księdzem arcybiskupem, że wpływ kultury jest istotny, ale że większe znaczenie niż otoczenie medialne ma ta kultura, z którą spotykamy się na co dzień. Opowiedziałam o skali hejtu, jaki w internecie spotyka rodziców i dzieci, również na forach dla katolików. Wypowiedziałam moje marzenie o Kościele, który jest bezpieczną przystanią dla rodziców z małymi dziećmi, miejscem, gdzie mogą spotkać się z uśmiechem, a nie z krzywymi spojrzeniami i komentarzami o niekompetencji wychowawczej.
Ksiądz arcybiskup rozmawiał z nami bez uprzedzeń, z otwartością, słuchał nas i rzeczywiście nam odpowiadał. Opowiadał o trudnościach, jakie mieli jego rodzice i o swoim własnym doświadczeniu rodziny. Zgodziliśmy się wspólnie, że temat otwartości na dzieci jest złożony, i dopiero połączenie tych 2 perspektyw – ofiarności i systemowego wsparcia dla rodzin – może przynieść właściwe efekty. Rozmawialiśmy też o przykładzie ateistycznych Czech i Francji, które z tym problemem radzą sobie dużo lepiej niż Polska.
Chociaż nie miałam wrogich intencji podczas pisania odpowiedzi na list księdza arcybiskupa, to burza medialna, jaka rozpętała się później, mogła dać takie wrażenie. Zrozumiałabym, gdyby ksiądz arcybiskup nie wyraził chęci spotkania się ze mną. Mam poczucie, że otwartość księdza arcybiskupa i cała nasza rozmowa były efektem działania Ducha Św. w Kościele. Jestem bardzo szczęśliwa, że do spotkania doszło, bo właśnie w takim otwartym stanięciu twarzą w twarz z drugim człowiekiem możliwe jest to prawdziwe spotkanie z Jezusem, który mieszka w każdym ochrzczonym.