Co odróżnia Orawę od Podhala i Spiszu? Skąd tak duże przywiązanie wiernych do lokalnej kultury, tradycji czy do Kościoła, i dlaczego warto częściej przyjeżdżać pod i na Babią Górę? W maju w naszej serii „W koło Archidiecezji” odwiedzamy parafię św. Stefana w Lipnicy Małej.
Parafia o rok młodsza od Polski
Orawa jest jednym z najmniej znanych regionów Archidiecezji Krakowskiej, ale jego historia jest bardzo złożona i burzliwa, co czyni go niezwykle ciekawym, nie tylko z punktu widzenia religijnego, ale także kulturowego i społecznego. Do końca I wojny światowej tereny te należały do Królestwa Węgier. W 1918 r. przydzielone zostały do odradzającego się państwa polskiego, ale sytuacja na południowych kresach Rzeczpospolitej ulegała dynamicznym zmianom. Orawa przechodziła z rąk do rąk – czeskich, polskich i słowackich, aby dopiero po II wojnie światowej na stałe powróciła do Rzeczpospolitej.
Tych przemian na własnej skórze doświadczali mieszkańcy Lipnicy Małej, miejscowości położonej u stóp Babiej Góry i skupionej wokół kościoła, któremu patronuje św. Stefan – To jest charakterystyczny rys tej parafii. W latach 20. XX w. był taki periodyk „Dzwon Niedzielny”, wydawany zresztą przez Orawianina, ks. Ferdynanda Machaya w kościele Mariackim. Tam pojawił się artykuł o Lipnicy Małej, w którym pytano, dlaczego właśnie św. Stefan został patronem wtedy już polskiej parafii. Odpowiedź była bardzo piękna, bo pokazano, że ludzie tutaj czczą go nie jako króla węgierskiego, ale jako świętego Kościoła katolickiego i to jest charakterystyczny rys pobożności tych ludzi. Oni są chrześcijanami i katolikami w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli Kościół jest powszechny. Nie jest lokalny, ale jest dla wszystkich – wyjaśnia ks. Piotr Grotowski, proboszcz parafii, którą utworzono w 1919 r.
Pierwszy kościół w tym miejscu powstaje wcześniej, bo na początku XIX w. Nie od razu małolipnicka parafia stanowiła też część Archidiecezji Krakowskiej. Początkowo należała do diecezji spiskiej. – Kiedy w 1920 r. po decyzji ambasadorów miejscowość przyłączono do Polski, automatycznie przydzielono tę wspólnotę do diecezji krakowskiej, której pasterzem był wtedy kard. Adam Stefan Sapieha. On nie do końca od razu przyjął te tereny i wyznaczał tutaj przez jakiś czas administratorów, a nie proboszczów. Dopiero w 1925 r., kiedy podpisany został konkordat, faktycznie te parafie zostały częścią archidiecezji – tłumaczy ks. Grotowski.
Wiara bez granic
Początkowo duszpasterze posługujący w Lipnicy Małej wywodzili się z Orawy. Jednym z nich był ks. Józef Buroń, który posługiwał jako proboszcz przez 47 lat. – Jak sam mówił, przeżył tutaj 8 reżimów. Pochodził stąd, z Piekielnika, i dlatego bardzo rozumiał ludzi, ich mentalność, ale też sposób myślenia czy pobożność. Dlatego z nimi przetrwał te reżimy, bo, jeżeli można tak powiedzieć, jedyne, co było stałe to była właśnie wiara. Wszystko inne się zmieniało – podkreśla proboszcz parafii św. Stefana.
Przykładem postawy małolipnickich duszpasterzy może być historia zastrzelonego podczas ucieczki węgierskiego żołnierza, Josefa Nemetha, którego ks. Józef Buroń pochował, mimo że teoretycznie był on wrogiem, a na plebanii w tym samym czasie przebywali żołnierze radzieccy. – On jako duszpasterz nie bał się w nocy pochować tego człowieka i wypisać akt zgonu. To jest tylko wzór do naśladowania – mówi ks. Grotowski. Mieszkańcy Lipnicy Małej zachowali pamięć o Węgrze, opiekując się przez dekady jego mogiłą. – To piękny znak człowieczeństwa. Ks. Józef Buroń, według opowiadań, sam pochował żołnierza i mimo ciężkich czasów wpisał go do metryki parafii. Dzięki niemu wiemy, kim był i mogliśmy dowiedzieć się, skąd pochodził. Mam nadzieję, że uda nam się go przenieść na cmentarz parafialny, bo to będzie miejsce, gdzie osoby z Węgier będą mogły złożyć wieniec, zapalić znicz i pamiętać o bohaterach, którzy polegli na frontach. To, co nas łączy to jest wspólna pamięć. My, Węgrzy, dbamy o mogiły Polaków w naszym kraju i bardzo miło mi widzieć, że Polacy, nie tylko w Lipnicy, to samo robią dla nas. Za to jesteśmy bardzo wdzięczni – podkreśla Konsul Generalny Węgier w Krakowie, dr Tibor Gerencsér.
Rozśpiewani, muzykalni i przywiązani do tradycji
Nowolipnicka parafia jest wspólnotą bardzo aktywną, obejmującą swoją opieką wszystkich mieszkańców, od tych najmłodszych po seniorów. Jedną z inicjatyw, która łączy pokolenia jest Stowarzyszenie Rodzina Kolpinga. To instytucja, która działa na całym świecie, m.in. w Afryce czy Ameryce, a w Lipnicy Małej funkcjonuje już od ponad 10 lat. – Od samego początku skupiamy się na pracy z młodzieżą, przysposabiając ich do pracy społecznej. Prowadzimy zespół Małopolipnicka Rodzina Kolpinga, skupiający młodych i dzieci, którzy uczą się folkloru orawskiego. Uczą się tego, co wyróżnia naszą Orawę. Prowadzimy zajęcia gry, tańca i śpiewu. Uczestnicy chętnie przychodzą na zajęcia – tłumaczy Magdalena. Najmłodszym „dzieckiem” stowarzyszenia jest grupa seniorów. – Tu naprawdę dużo się dzieje! To nie tylko zajęcia artystyczne, integracyjne, ale także uczestnictwo w modlitwie, we Mszy św. – mówi członek zarządu Rodziny Kolpinga w Lipnicy Małej.
O pielęgnowanie lokalnej kultury i tradycji dbają także członkowie i instruktorzy Zespołu Małolipnicanie, który powstał w 2012 r. – U początków była chęć zajęcia czasu dzieci. Mieliśmy poznać kulturę, trochę pośpiewać i także pokazać najmłodszym orawskie zabawy. W tym momencie dzieciaki są podzielone wiekowo, ale też według tego, jakie mają predyspozycje. Najmłodszy członek ma 2,5 roku. Grupy starsze tańczą tradycyjne tańce orawskie, ale jest też zespół dziecięcy. Błędem byłoby dla mnie tworzenie zespołu, który będzie kopią zespołu dorosłego. Uczymy się przez zabawę. Oni czasem nawet nie wiedzą, że nauczyli się właśnie jakiegoś kroku – zdradza instruktorka Anna. Zarówno Małolipnicanie, jak i Stowarzyszenie Rodzina Kolpinga włączają się w tradycję modlitwy przy kapliczkach w maju. Majówki to zwyczaj wciąż żywy w Lipnicy Małej, a wierni chętnie i licznie gromadzą się w wyznaczonych punktach miejscowości, aby razem uwielbiać Matkę Bożą.
Parafia św. Stefana jest wspólnotą niezwykle muzykalną i rozśpiewaną. W salce przy kościele młodzież uczy się gry na gitarze i innych instrumentach, działa także schola dziecięca, a starsi włączają się w uświetnianie uroczystości w chórze parafialnym. – Lud tutaj naprawdę śpiewa, co można zobaczyć na Mszach św. – ocenia organista Janusz.
Folklor, kuchnia i… sport
Od 2019 r. w tej orawskiej miejscowości działa też Koło Gospodyń Wiejskich, które nie tylko dba o kultywowanie tradycji, szczególnie tych związanych z kulinariami, ale też niesie pomoc najbardziej potrzebującym, organizując różne akcje charytatywne. – Staramy się podtrzymać wszystko, co było dawniej. Pokazujemy dzieciakom szydełkowanie, żeby wiedziały, jak to robić, pieczemy chleb, przygotowujemy oscypki. Robimy wszystko, żeby te tradycje przetrwały. To idzie z pokolenia na pokolenie – podkreśla jedna z członkiń koła. Dodają, że ich córki także aktywnie włączają się w te działania i ten lokalny folklor cały czas przewija się w ich życiu.
Parafialny Uczniowski Klub Piłkarski to, jak podkreślają trenerzy i działacze, miejsce, w którym mogą realizować się talenty sportowe. – Przede wszystkim chodzi o to, żeby dać dzieciom możliwość wyjścia z domu, żeby wspólnie się integrowały – wyjaśnia trener, Łukasz Kita. – Największym sukcesem jest to, ile dzieci bierze udział w zajęciach. Naprawdę bardzo chętnie przychodzą na treningi. Nie trzeba ich namawiać. To dla nas najważniejsze – mówią działacze. Piłka nożna i siatkówka to dyscypliny, w których drużyny z Lipnicy Małej mogą pochwalić się wieloma sukcesami.
Do jednej z nich od 2 miesięcy należy Szymon. Jego pasja zaczęła się od gry w popularną FIFĘ, ale szybko zdecydował się rozwijać ją w PUKS-ie. Nauczenie się różnych trików i wykonywanie poprawnie ćwiczeń – to największe wyzwania, jakie stoją przed młodym zawodnikiem, ale każdy trening przybliża go do piłkarskiego autorytetu. – Kiedyś chciałbym być takim Neymarem – zdradza Szymon, patrząc kątem oka na kolegów rozgrywających mecz w miejscowej hali.
Modlitwa w centrum życia duszpasterskiego
Życie duszpasterskie i religijne w Lipnicy Małej kwitnie. Pani Róża od młodzieńczych lat należy do jednej z 20 róż różańcowych – Zawsze rano wstaję, modlę się, żeby nie zapomnieć i nie opuścić. W pierwszą niedzielę modlimy się razem i śpiewamy. Warto się modlić – mówi parafianka.
Propozycją dla małżeństw są kręgi Domowego Kościoła. Henryk i Ania należą do wspólnoty od 1999 r. – Wyszło to z inicjatywy naszego poprzedniego proboszcza, ks. Adama Leśniaka, który to zaproponował. Przyszło wtedy tylko parę rodzin. Teraz jest 5 par w jednym kręgu i tyle samo w drugim. Ciągle liczymy, że ktoś dołączy – wyjaśnia kobieta. Największą trudnością, jak tłumaczy Henryk, jest ustalenie daty spotkania, bo wielu mieszkańców cały tydzień pracuje za granicą i do domu wraca jedynie na weekend. Małżonkowie podkreślają jednak, że to wysiłek, który warto podjąć. – Na początku było ciężko, ale Domowy Kościół bardzo nas do siebie zbliżył. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, żyć. Na pewno lepiej nam się układa, od kiedy jesteśmy w Domowym Kościele – podkreśla Anna. – Jesteśmy wszyscy w kręgu jedną rodziną. Cieszymy się na spotkania, że każdy wniesie coś nowego i czerpiemy jeden od drugiego – dodaje Henryk.
Zdaniem ks. Piotra Grotowskiego, który jest proboszczem parafii św. Stefana od 2017 r., wierni są bardzo przywiązani do wiary – Mimo tego, że czasy się zmieniają, także młodzi są bardzo związani z Kościołem. Trzeba słuchać tego, czego ludzie potrzebują i mieć trochę pomysłów duszpasterskich, związanych z historią i miejscem, ze specyfiką Orawy – tłumaczy, podkreślając, że to tereny, które warto odwiedzać, poznawać ich losy i podziwiać piękno przyrody, wędrując na Babią Górę. – Ona jest królową, więc można tam spokojnie doświadczyć Orawy, bo od tej strony też jest zapomniana, więc trzeba ją odczarować – dodaje kapłan.
Zapraszamy do obejrzenia wcześniejszych odcinków „W koło archidiecezji” ukazujących bogactwo i różnorodność parafii Archidiecezji Krakowskiej.