- Drogi Księże Biskupie Robercie, w tym krakowskim Sanktuarium św. Jana Pawła Wielkiego na Białych Morzach gorąco modlimy się dzisiaj, aby współczesny świat, który na własne nieszczęście i zgubę pragnie żyć tak, jakby Boga nie było, usłyszał Twój mocny głos: Christo portas aperite – „Otwórzcie drzwi Chrystusowi” - mówił metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski podczas Mszy św., w czasie której ks. Robert Chrząszcz przyjął święcenia biskupie. Poniżej publikujemy pełną treść homilii.
„Christo portas aperite”
„Przez [Jezusa Chrystusa] składajmy więc Bogu ofiarę czci ustawicznie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię” – słyszeliśmy w czytanym przed chwilą Liście do Hebrajczyków (Hbr 13, 15). W tym wezwaniu przedziwnie głęboko wyrażona jest rzeczywistość nowego ludu Bożego. W zaledwie jednym zdaniu została zawarta fundamentalna prawda chrześcijańskiej wiary – prawda o Trójcy Świętej. Ponadto autor Listu wskazał sposób, w jaki chrześcijanie mają zwracać się do Boga Ojca – „przez Jezusa Chrystusa”. Ich modlitwy mają przeogromną wartość – są bowiem ofiarą czci oddawanej Trójjedynemu Bogu. Co więcej, ta ofiara ma być składana nieustannie – zawsze, ilekroć imię Boga niejako zakwitnie na ich wargach. Taki błogosławiony owoc warg w postaci modlitwy, poprzedza głęboka wiara w Boga. To z niej rodzi się pragnienie oddania Mu czci poprzez wyznanie Jego imienia, które równocześnie staje się świadectwem wiary wobec świata. W ten sposób we wspólnocie Kościoła urzeczywistnia się jedność wierzącego człowieka z Bogiem oraz wspólnota z bliźnimi, dzięki którym doświadcza on głębin i zarazem szczytów swego człowieczeństwa.
To doświadczenie stało się możliwe dzięki tajemnicy Wcielenia Jednorodzonego Syna Bożego, który „stał się człowiekiem po to, abyśmy mogli stać się dziećmi Bożymi”. On też na mocy dokonanego dzieła Odkupienia sprawił, że – jak pisze św. Paweł w Liście do Rzymian – otrzymaliśmy ducha wolności, czyli „ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!»” (por. Rz 8, 15b). Boże synostwo prowadzi chrześcijan ku ostatecznym kresom, o których mówi teologalna cnota nadziei – ku wiecznej chwale, w której będą uczestniczyć jako współdziedzice Chrystusa (por. Rz 8, 17).
Wszystko zatem, co stanowi o naszej godności i co jest fundamentem nadziei, zawdzięczamy Chrystusowi. Jego zbawcze dzieło w swej istocie polegało bowiem na tym, aby otworzyć nas na Ojca i z Nim nas na zawsze pojednać. Jezus Chrystus dokonał tego, ponieważ był zawsze wrażliwy – a przez to otwarty – na ludzkie potrzeby, pragnienia, słabości, nadzieje. Jakżeż przejmująco brzmi ostatnie zdanie z dzisiejszej Ewangelii: „Gdy [utrudzony, szukający wraz z Apostołami chwili wypoczynku] Jezus wysiadł [z łodzi], ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać” (Mk 6, 34). Nauczać, czyli otwierać ludzkie serca na Ojca bogatego w miłosierdzie (por. Ef 2, 4). To otwieranie ludzi na Boga było jednocześnie dla Chrystusa nieustannym wydawaniem Siebie samego innym i za innych – aż po tę bliskość, o której pierwszym chrześcijanom pisał św. Jan, powołując się na własne i pozostałych Apostołów doświadczenie: „[To wam oznajmiamy], co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” (1 J 1, 1). Cośmy słyszeli, co widzieliśmy, czego dotykaliśmy… Jednakże Chrystusowi bardzo zależało na tym, aby to doświadczenie bliskości było udziałem nie tylko samych Apostołów. To dlatego otworzył uszy i usta głuchoniemego, wypowiadając słynne „Effatha!”, aby ten nieszczęsny człowiek mógł odtąd osobiście słyszeć Jego nauczanie o Ojcu i własnymi wargami wyznawać Jego imię, składając ofiarę czci (por. Mk 7, 32-35). To dlatego też Jezus uzdrowił niewidomego od urodzenia, aby ten własnymi oczami mógł ujrzeć „Światłość świata” i uwierzyć w Syna Człowieczego (por. J 9, 35-41).
Apostołowie posłuszni nakazowi Chrystusa – pewni, że jest On z nimi „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” – poszli na cały świat i nauczali „wszystkie narody, udzielając im chrztu” i polecając zachowywać wszystko, co im samym zostało przez ich Mistrza przykazane (por. Mt 28, 18b-20). Ich pragnieniem było, aby wszyscy mieli współuczestnictwo z nimi, ponieważ to współuczestnictwo znaczyło dla tych, którzy uwierzyli: „mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem”, a przez to osiągnąć „radość pełną” (por. 1 J 1, 3-4). Apostołowie żarliwie pragnęli bowiem, aby jak najwięcej ludzi mogło osiągnąć zarówno głębię, jak i szczyt swego człowieczeństwa, otwierając się na Boga, ustawicznie wyznając Jego imię i przez Jezusa Chrystusa składając Ojcu, który jest w niebie, ofiarę uwielbienia.
To pragnienie Apostołów stało się największym pragnieniem całego, wzniesionego na ich fundamencie, Kościoła. Właśnie ono stanowi najbardziej istotny nurt jego prawie dwa tysiące lat trwających dziejów. Czterdzieści trzy lata temu w te dzieje włączył się nowo wybrany następca św. Piotra, Jan Paweł II. W swojej inauguracyjnej homilii wołał do całego świata: „Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie! Dzisiaj często człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego duszy i serca. Tak często niepewny sensu życia na tej ziemi i ogarnięty zwątpieniem, które zamienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was, błagam was z pokorą i zaufaniem! Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka! On jeden ma słowa życia, tak, życia wiecznego”.
Gdy cały świat zdumiewał się mocą i trafnością słów nowego Papieża pochodzącego da un paese lontano – „z dalekiego kraju”, ksiądz biskup Robert Chrząszcz był zaledwie dziewięcioletnim chłopcem. Jan Paweł II nie był jednak dla młodego Roberta kimś „z dalekiego kraju”. Urodzony w Wadowicach, choć mieszkający w ich pobliżu, w Kalwarii Zebrzydowskiej, mógł jak mało kto powiedzieć o Papieżu: „on jest dal mio paese – „z mojego kraju”, a nawet więcej – „z moich rodzinnych stron”. Przeżywał dumę, że urodził się właśnie w tym podbeskidzkim mieście, które wtedy dosłownie z dnia na dzień, stało się przedmiotem zainteresowania ze strony całego świata. Natomiast zrozumienie sensu słów Jana Pawła, by „na oścież otworzyć drzwi Chrystusowi”, wymagało czasu wewnętrznego dojrzewania. Dokonywało się ono – podobnie jak u Karola Wojtyły – w cieple spojrzenia Matki Bożej Kalwaryjskiej i w modlitewnym trudzie zdążania Dróżkami Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Robert Chrząszcz miał zresztą do Niej dużo bliżej niż Karol Wojtyła. Aby znaleźć się przed Jej Cudownym Wizerunkiem, nie musiał pokonywać kilkunastu kilometrów – jego rodzinny dom znajdował się przecież niemal u podnóża kalwaryjskiego Sanktuarium. Zapewne tam też odkrywał, że Chrystus wzywa go nie tylko do tego, by coraz szerzej otwierał Mu swe serce, ale także do tego, aby innym ludziom pomagał w otwieraniu się na Ewangelię, także tym, którzy żyją in un paese lontano – „w dalekim kraju”. To dlatego w roku 1988 Robert Chrząszcz wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej, to dlatego w roku 1994 przyjął święcenia prezbiteratu z rąk księdza kardynała Franciszka Macharskiego, to dlatego, na koniec, w roku 2005 udał się do Brazylii, aby właśnie tam wzywać ludzi, by otwierali się na Chrystusa i Jego zbawczą moc.
Podczas pierwszych miesięcy pobytu w Rio de Janeiro ksiądz Robert mógł codziennie podziwiać słynną monumentalną statuę Chrystusa Zbawiciela, wzniesioną na szczycie góry Corcovado. Rozpostarte ramiona Chrystusa zdają się zapraszać do siebie nie tylko mieszkańców Rio, ale również wszystkich ludzi przybywających do tej brazylijskiej metropolii dosłownie z całego świata. Po jakimś czasie zrozumiał: Chrystus otwiera swe ramiona na cały świat, ponieważ najpierw Jego serce zostało otwarte dla wszystkich w chwili, gdy setnik przebił je włócznią i gdy „natychmiast wypłynęła [z niego] krew i woda” (por. J 19, 34). Obraz Chrystusa Zbawiciela z odsłoniętej 12 października 1931 roku statuy, będącej dziełem Heitora da Silva Costa i Paula Landowskiego, w sercu księdza Roberta został niejako ubogacony przez wizję Chrystusa Miłosiernego, jaką nieco wcześniej, 22 lutego tego samego 1931 roku, miała w Płocku św. Siostra Faustyna (por. Dzienniczek, 47). Właśnie z takim wizerunkiem Chrystusa przybył do nas ksiądz biskup nominat Robert Chrząszcz w grudniu ubiegłego roku da un paese lontano, z Brazylii, powracając do miejsc, o których może powiedzieć il mio paese i ten też wizerunek umieścił w swoim biskupim herbie. Opatrzył go zawołaniem Christo portas aperite – „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Na obydwóch szczytach herbu widnieją: złocista gwiazda i biała lilia jako symbole Matki Najświętszej i św. Józefa. To z pomocą Rodziców Jezusa i za Ich przemożnym wstawiennictwem Ksiądz Biskup pragnie pełnić swoje podwójne zadanie: włączać się w głoszenie Ewangelii przez Apostołów i ich następców, podejmując wołanie św. Jana Pawła Wielkiego, aby świat, troszcząc się o autentyczne dobro każdego człowieka, otworzył się na Chrystusa, oraz być przedłużeniem głosu samego Chrystusa, który przed wiekami zwracał się do świata ze słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 28-29).
Drogi Księże Biskupie Robercie, w tym krakowskim Sanktuarium św. Jana Pawła Wielkiego na Białych Morzach gorąco modlimy się dzisiaj, aby współczesny świat, który na własne nieszczęście i zgubę pragnie żyć tak, jakby Boga nie było (por. EiE, 9), usłyszał Twój mocny głos: Christo portas aperite – „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”, aby każdy człowiek, otwierając się na Chrystusa, mógł znaleźć sens swego życia, nie dając się ogarnąć zwątpieniu, niejednokrotnie zamieniającemu się w rozpacz. Modlimy się także o to, aby Twoje pochylanie się nad drugim człowiekiem, tak często osamotnionym, opuszczonym i zagubionym, pozwoliło mu odkryć cichość i pokorę Jezusowego Serca, które przynosi ukojenie i pokój. Modlimy się, ażeby dzięki Twojemu biskupiemu posługiwaniu jak najwięcej ludzi ustawicznie składało Bogu ofiarę czci, wyznając z miłością i wiarą Jego imię. Na koniec modlimy się serdecznie, aby Twoje słowa i czyny były dla Kościoła i dla świata prawdziwym błogosławieństwem, a Tobie przynosiły codzienną radość, pogłębianą wskazaniem, jakie swoim uczniom pozostawił Pan Jezus: „Gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać»” (Łk 17, 10). Amen.