– Urzekał pogodnym uśmiechem i ujmującą skromnością, podprawioną wręcz pewnym skrępowaniem pojawiającym się w chwili, gdy tłumy entuzjastycznie reagowały na jego widok – wspomina bp Damian Muskus OFM zmarłego dzisiaj papieża Benedykta XVI. Krakowski biskup pomocniczy był gospodarzem jego wizyty w Kalwarii Zebrzydowskiej w 2006 roku podczas pielgrzymki Benedykta XVI do Polski.
PAPIEŻ, KTÓRY ZAKŁÓCIŁ MÓJ ŚWIĘTY SPOKÓJ
W ostatnim dniu roku odszedł Piotr. Odszedł po cichu i pokornie, jak ciche i pokorne było jego życie – pomimo wszystkich zaszczytnych i odpowiedzialnych zadań, które stawiał przed nim Pan, łącznie z tym najważniejszym, pełnionym ofiarnie przez osiem lat jako widzialna głowa Kościoła.
Urzekał pogodnym uśmiechem i ujmującą skromnością, podprawioną wręcz pewnym skrępowaniem pojawiającym się w chwili, gdy tłumy entuzjastycznie reagowały na jego widok. Takim go widziałem z bliska w czasie pamiętnej pielgrzymki do Polski, gdy odbywał wędrówkę śladami swojego wielkiego Poprzednika. Nazwał siebie na początku pontyfikatu „skromnym pracownikiem winnicy Pańskiej” i nie było w tych słowach cienia fałszywej pokory. Taki był w bezpośrednim kontakcie: serdeczny i prosty.
W czasie krótkiego pobytu w Kalwarii Zebrzydowskiej, który w programie pielgrzymki był nazywany „prywatnym nawiedzeniem sanktuarium” Ojciec Święty Benedykt XVI nie tylko spotkał się ze zgromadzonymi pielgrzymami i odmówił wspólną modlitwę, ale także spontanicznie zaświadczył o świętości swego poprzednika, mówiąc: „Mam nadzieję, podobnie jak Wasz drogi arcybiskup kard. Stanisław, że już niedługo Opatrzność pozwoli nam cieszyć się z beatyfikacji i kanonizacji naszego ukochanego papieża Jana Pawła II”.
Dziękuję Bogu za jego przenikliwy umysł i wrażliwość mistyka, za to, że jego słowa i książki były i są światłem i inspiracją dla wierzących w Chrystusa, za świadectwo wiary i miłości do Boga, którego teraz ogląda twarzą w twarz, za czym tęsknił z roku na rok coraz bardziej.
Ostatnie lata życia Papieża seniora były ogromnym, choć nie zawsze docenianym darem dla Kościoła. Wybrał życie ukryte po to, by wspierać Ojca Świętego Franciszka i cały lud Boży swoim cierpieniem i modlitwą. Pokrzepiająca i umacniająca była świadomość, że ojciec Benedykt wciąż czuwa, że się za nas modli i nieustannie daje świadectwo miłości do Chrystusa i Kościoła.
Wierzę głęboko, że ten, który 16 lipca 2011 roku „zakłócił” mój święty spokój, powołując do grona następców Dwunastu, z nieba nadal będzie wspierał nas, wspierał będzie mnie, wspierał będzie Piotra, który dziś nosi imię Franciszek. Niech Pan obdarzy go wiecznym szczęściem za życie, które było przeniknięte Jego obecnością.