STRONA GŁÓWNA / HOMILIE / HOMILIA NA NIEDZIELĘ BOŻEGO MIŁOSIERDZIA | SANKTUARIUM BOŻEGO MIŁOSIERDZIA, 28.04.2019 R.

Homilia na Niedzielę Bożego Miłosierdzia | Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, 28.04.2019 r.



Niedziela Miłosierdzia 2019 r.

Arcybiskup Marek Jędraszewski
metropolita krakowski

Pierwszym słowem, jakie Zmartwychwstały Pan skierował do zgromadzonych w Wieczerniku Apostołów, było pozdrowienie: „Pokój wam!” (J 20, 19c). Pokój serca stał się pierwszym owocem Bożego miłosierdzia, które objawiło swoją zbawczą potęgę na mocy Paschy Chrystusa – pierwszym owocem Jego cierpienia, męki, śmierci na krzyżu i zmartwychwstania. Pokój, który przynosi Chrystus, stanowi ostateczne przekreślenie tego, co stało się u początków dziejów ludzkości, gdy po grzechu pierwszych rodziców Bóg wygnał ich z raju i „postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza” (por. Rdz 3, 24). W symbolice Starego Testamentu oznaczało to, że ludzie nie są w stanie o własnych siłach powrócić do pierwotnego stanu szczęśliwości i przyjaźni z Bogiem. Na skutek nieposłuszeństwa wobec Stwórcy, czyli w istocie odrzucenia Bożej miłości, ludzkość została skazana nie tylko na ogromny trud pracy i ból rodzenia, przemijania i śmierci (por. Rdz 3, 16-19), ale też na ciągły niepokój serca, który w chwili grzechu kazał Adamowi i Ewie ukryć się przed Bogiem (por. Rdz 3, 8b). Konsekwencją utraty Bożego dziecięctwa był bowiem ustawiczny lęk przed sprawiedliwym Sędzią, wobec spojrzenia którego nie mógł się skryć żaden grzech i żadna przewina człowieka.

            Ten stan lęku i obaw skończył się w chwili, gdy Chrystus przyniósł Apostołom największy dar, jakim może cieszyć się człowiek – dar, którego świat nie był i nie jest w stanie nigdy mu dać: pokój serca. Co więcej, Chrystus zapragnął, aby ów pokój stał się trwałym stanem ducha tych wszystkich, którzy w Niego uwierzyli; by stał się treścią życia Kościoła, którego zadaniem jest głoszenie i dawanie go całemu światu. Stąd słowa Chrystusa skierowane w Wieczerniku do Apostołów: „Weźmijcie dary Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 22b-23).

            Dar pokoju serca został okupiony bezmiernym cierpieniem i przerażającym konaniem Chrystusa na krzyżu. Ich ślady pozostały na ciele Zmartwychwstałego Pana jako widomy ślad tego, co uczynił dla nas i dla naszego zbawienia. One przejmująco świadczą o wielkości ceny, którą Zbawiciel zapłacił za tę łaskę. Tego właśnie znaku domagał się św. Tomasz, mówiąc do pozostałych Apostołów: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (J 20, 25b). Tydzień po swoim zmartwychwstaniu Jezus rzekł do Tomasza Apostoła: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mojego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20, 27). Św. Tomasz wypowiedział wtedy swoje wyznanie wiary w Bóstwo Chrystusa: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28). Było to wyznanie wiary nie tylko w to, że Pan zmartwychwstał, ale także w to, że swoim zmartwychwstaniem okazał On światu swoje nieskończone miłosierdzie. Z woli samego Chrystusa Tomasz miał namacalnie dotknąć się Jego ran, aby później mógł z mocą głosić prawdę o tym, że Bóg, którego swoim życiem i nauczaniem, swoją śmiercią i zmartwychwstaniem objawił światu Jego Jednorodzony Syn Jezus Chrystus, jest samą Miłością (por. 1 J 4, 8. 16). Że jest On Miłością miłosierną.

            Głoszenie prawdy o Bogu i Jego miłosierdziu stało się głównym zadaniem Kościoła od samych jego początków. Tak przecież winniśmy patrzeć na błogosławioną obecność Apostołów, przed których „wynoszono chorych na ulice i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia” (Dz 5, 15-16). Głoszenie światu przesłania o Bożym miłosierdziu częstokroć dokonywało się pośród cierpień i prześladowań. Święty Jan Apostoł, przebywając na wygnaniu na wyspie Patmos, tak oto zwracał się do chrześcijan, znoszących okrucieństwa prześladowań za czasów cesarza Domicjana: „Ja, Jan, wasz brat i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwałości w Jezusie” (Ap 1, 9).

            W latach trzydziestych dwudziestego wieku prawda o Bożym miłosierdziu z całą wyrazistością i mocą wybrzmiała dzięki objawieniom, które stały się udziałem siostry Faustyny Kowalskiej. Był to wtedy dla chrześcijan czas bardzo trudny, naznaczony prześladowaniami i męczeństwem ogromnej liczby wierzących, kapłanów i osób świeckich, w różnych krajach: w Rosji sowieckiej, w Meksyku i Hiszpanii, a od 1939 roku także i w Polsce. Z jednej strony dochodziło do przerażającego skumulowania zła i nienawiści, natomiast z drugiej – z woli samego Chrystusa – zaczęło rozbrzmiewać orędzie o Bożym miłosierdziu. To, co św. Faustyna ujrzała w swej celi w dniu 22 lutego 1931 roku podczas pobytu w Płocku, w jakiejś mierze przypominało spotkanie Chrystusa Zmartwychwstałego z Apostołami, a zwłaszcza ze św. Tomaszem. Wprawdzie Siostra Faustyna nie widziała Jego ran, nie wkładała swej ręki w Jego bok, ale została uderzona niezwykłym światłem, które wypływało z serca Chrystusa, przebitego dla nas i dla naszego zbawienia. „Wieczorem, kiedy byłam w celi – czytamy w Dzienniczku – ujrzałam Pana Jezusa w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i  radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: <<Wymaluj ten obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały>>” (47-48).

            Dzienniczek św. siostry Faustyny zaczyna się wierszem-modlitwą skierowaną do Boga. Zarysowuje w niej ona trzy wymiary czasu, w jakich przeżywa swoje szczególne „jestem” wobec tajemnicy Bożego miłosierdzia.

            Przeszłość. „Czas, który przeszedł, nie jest w mojej mocy,/ By coś zmienić, poprawić lub dodać,/ Bo tego nie pokazał ani mędrzec, ani prorocy,/ A więc co przeszłość w sobie zawarła, na Boga zdać” (2).

Tak właśnie, całkowicie bezradni, patrzymy na to, co już przeminęło. Nie jesteśmy w stanie cofnąć czasu, nie możemy zmienić tego, co się kiedyś zdarzyło. Najbardziej zaś doskwiera wspomnienie popełnionego – przez nas osobiście lub przez innych – zła i grzechu. Z bólem niekiedy doświadczamy, jak wielkim cieniem kładzie się ono zarówno na nasze obecne osobiste życie, jak i na życie całego Kościoła, którego jesteśmy członkami. To, co nam jedynie pozostaje, to zawierzyć naszą przeszłość samemu Bogu, Jego nieskończonemu miłosierdziu.

            W przeciwieństwie do tak przeżywanej przeszłości wiele natomiast możemy zrobić zarówno w teraźniejszości, jak i w odniesieniu do przyszłości. Tutaj bowiem otwiera się przed nami ta przestrzeń działania, do której wzywa nas sam Jezus Chrystus: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36).

Teraźniejszość. Pisze św. Faustyna: „O chwilo obecna, ty do mnie należysz cała,/ Ciebie wykorzystać pragnę, co tylko jest w mej mocy,/ a chociaż jestem słaba i mała,/ Dajesz mi łaskę swej wszechmocy./ A więc z ufnością w miłosierdzie Twoje,/ Idę przez życie jak dziecko małe/ I składam Ci codziennie w ofierze serce moje/ Rozpalone miłością o Twoją większą chwałę” (2).

            Iść za św. Faustyną przez życie z ufnością w miłosierdzie Boże znaczy to najpierw spojrzeć w prawdzie na teraźniejszość Kościoła, który dźwiga ból wynikający z grzechów popełnionych w przeszłości przez niektórych swych synów, szczególnie tych, którzy skrzywdzili słabych i bezbronnych. Swym grzechem sprzeniewierzyli się oni nie tylko VI Przykazaniu Dekalogu, ale także przyrzeczeniom czystości serca i kapłańskiemu celibatowi, które składali w chwili przyjmowania święceń kapłańskich. Zamiast być znakiem sprzeciwu wobec świata, ulegli jego zgubnemu duchowi, który objawił się między innymi w postaci tak zwanej rewolucji obyczajowej z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Jej zgubne skutki trwają po dzień dzisiejszy, pochłaniając coraz to nowe ofiary. Pisał o tym niedawno papież emeryt Benedykt XVI.

            Zło popełnione przez niektórych duchownych wpisuje się w obojętność dzisiejszego świata wobec dziesiątków milionów dziecięcych ofiar, o których niemal w ogóle się nie mówi w przestrzeni medialnej. O te pozbawione głosu ofiary upomniał się papież Franciszek w dniu 24 lutego br. na zakończenie spotkania z przewodniczącymi konferencji episkopatów z całego świata: „Trudno zatem zrozumieć zjawisko wykorzystywania seksualnego małoletnich bez uwzględnienia władzy, ponieważ są one zawsze następstwem nadużycia władzy, wykorzystywania sytuacji niższości wykorzystanego bezbronnego, pozwalającej na manipulowanie jego sumieniem oraz kruchością psychologiczną i fizyczną. Nadużywanie władzy jest obecne także w innych formach wykorzystywania, których ofiarami jest niemal osiemdziesiąt pięć milionów dzieci, zapomnianych przez wszystkich: dzieci-żołnierzy, prostytuujących się małoletnich, dzieci niedożywionych, dzieci uprowadzonych i często padających ofiarą potwornego handlu narządami ludzkimi lub zamienionymi w niewolników, dzieci będących ofiarami wojen, dzieci uchodźców, dzieci – ofiar aborcji i tak dalej”.

Skąd bierze się to zło? Gdzie ono ma swoją podstawową przyczynę? Ojciec Święty Franciszek w przemówieniu z 24 lutego zwracał uwagę na to, że „egzystencjalne znaczenie tego przestępczego zjawiska (…) dziś jest niczym innym jak aktualnym przejawem ducha zła. Bez uwzględnienia tego wymiaru pozostaniemy dalecy od prawdy i bez prawdziwych rozwiązań. (…) Dzisiaj stoimy w obliczu przejawu zła, bezczelnego, agresywnego i destrukcyjnego. Kryje się za tym i jest w tym duch zła, który w swojej bucie i pysze czuje się panem świata i myśli, że wygrał”.

Ten swoisty tryumfalizm ducha zła zaczyna się od chwili, w której przekona on ludzi, że nie ma Boga, że On w ogóle nie istnieje. Tymczasem Ojciec Święty Benedykt z ogromną jasnością głosi, że „świat bez Boga może być tylko światem bez znaczenia. Bo skąd pochodzi wszystko, co jest? W każdym razie nie miałoby żadnej podstawy duchowej. Po prostu jest i nie ma ani celu ani sensu. Nie ma wtedy żadnych standardów dobra czy zła. Wtedy przeważa tylko to, co jest silniejsze od drugiego. Władza jest wtedy jedyną zasadą. Prawda się nie liczy, praktycznie nie istnieje. [Tymczasem] tylko wówczas, gdy rzeczy mają przyczynę duchową, gdy są chciane i zamierzone, tylko wówczas, gdy istnieje Bóg Stwórca, który jest dobry i chce dobra, również ludzkie życie może mieć sens”.

Iść za św. Faustyną przez życie z ufnością w miłosierdzie Boże polega zatem na tym, abyśmy – jak pisze Benedykt XVI – „ponownie zaczęli żyć Bogiem i [byli] skierowani ku Niemu. My sami musimy się przede wszystkim ponownie nauczyć uznawać Boga za fundament naszego życia, zamiast pomijać Go jak jakiś nierealny frazes”.

W konsekwencji tej wiary, czyli w świetle Boga, który jest Najwyższą Prawdą, musimy jednoznacznie, z „nieskazitelną stanowczością” potępiać i zwalczać zło, które spowodowały niektóre osoby duchowne. Równocześnie wpatrzeni w Boga jako „Ojca bogatego w miłosierdzie” (por. Ef 2, 4) musimy być gotowi okazywać miłosierdzie wszystkim tym sprawcom zła, którzy się od swego grzechu zdecydowanie odwracają, za ten grzech żałują, za niego pokutują i proszą nas o przebaczenie. Podczas audiencji generalnej, jak miała miejsce w ubiegłą środę 24 kwietnia 2019 roku, wobec prawie 30 tysięcy wiernych zebranych na placu Świętego Piotra papież Franciszek analizował słowa z modlitwy „Ojcze nasz”: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Ojciec Święty powiedział wówczas, że sama „sprawiedliwość nie rozwiązuje wszystkiego”, zwłaszcza tam, gdzie trzeba położyć kres złu. Potrzebne jest przebaczenie i zastąpienie „prawa odwetu prawem miłości”. Dlatego musimy zdobyć się na refleksję nad tym, czy jesteśmy zdolni do tego, aby przebaczać. Często bowiem, niestety, słyszymy ludzi mówiących: „Nigdy nie wybaczę tego, co mi zrobili”. Tymczasem, jak naucza papież Franciszek, „jeśli nie przebaczysz, Bóg ci nie wybaczy, zamykasz drzwi. Pomyślmy, czy potrafimy wybaczyć, czy też nie przebaczamy”. Właśnie dlatego, że każdy chrześcijanin otrzymał od Boga łaskę przebaczenia swych grzechów, może on „napisać historię dobra w życiu swoich braci, szczególnie tych, którzy zrobili [mu] coś złego i błędnego. (…) Słowem, uściskiem, uśmiechem możemy przekazać innym to, co otrzymaliśmy najcenniejszego: przebaczenie”.

Iść za św. Faustyną przez życie z ufnością w miłosierdzie Boże polega także na tym, aby zachować sprawiedliwość w ocenie samego Kościoła. Chodzi o to, aby nie przenosić win i grzechów nielicznych osób duchownych na wszystkich kapłanów. Taka postawa byłaby jawną niesprawiedliwością i krzywdą. Dlatego też Ojciec Święty Franciszek podczas swego przemówienia z 24 lutego tego roku mówił z całą mocą: „Pozwólcie mi, bym serdecznie podziękował wszystkim kapłanom i osobom konsekrowanym, którzy służą Panu wiernie i bez reszty, i którzy czują się pozbawieni czci i zdyskredytowani haniebnymi postawami niektórych swoich współbraci. Wszyscy – Kościół, osoby konsekrowane, Lud Boży, a nawet sam Bóg – jesteśmy ich ofiarami. Dziękuję w imieniu całego Kościoła zdecydowanej większości księży, którzy są nie tylko wierni swemu celibatowi, ale poświęcają się w posłudze, która stała się dzisiaj jeszcze bardziej trudna przez skandale nielicznych (ale wciąż nazbyt wielu) ich współbraci. Dziękuję również wiernym, którzy dobrze znają swoich dobrych pasterzy i stale się za nich modlą i ich wspierają”.

            Przyszłość. Miłosierdzie w tym wymiarze czasu polega na wszelkich możliwych działaniach z naszej strony, które mogłyby uchronić nas i innych przed nadciągającym złem.

            „Gdy patrzę w przyszłość, ogarnia mnie trwoga” – pisze w Dzienniczku siostra Faustyna (2). Tak. Doświadczając ogromu zła, lękamy się tego, co jeszcze może nastąpić. Tym współczesnym złem są: wojny, ludzkie krzywdy, przemoc, zamachy – jak ostatnio te sprzed zaledwie tygodnia, podczas ostatniej Wielkanocy na Sri Lance, gdzie na skutek terrorystycznych zamachów straciło życie ponad 350 osób, w tym większość chrześcijan, którzy w swoich kościołach z okazji Zmartwychwstania Pańskiego pragnęli śpiewać radosne „Alleluja!”. Lęk i obawy budzi w nas również postawa wielu mieszkańców Europy, którzy na własną zgubę świadomie odcinają się od swych chrześcijańskich korzeni. Jest także niemało powodów do niepokoju, gdy chodzi o to, co obecnie dzieje się w Polsce: ostentacyjne odrzucanie przez niektóre osoby, a nawet całe organizacje, chrześcijańskich wartości i tradycji, profanowanie symboli i obrazów religijnych (jak ostatnio miało to miejsce w Płocku), pogłębiające się podziały w społeczeństwie, brak chęci porozumienia się ludzi ze sobą aż po totalną wzajemną negację, kryzys wartości w polskim szkolnictwie, próby wprowadzania do polskich szkół ideologii gender i wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia, które nieuchronnie skutkowałyby deprawacją dzieci już w wieku przedszkolnym i pozbawieniem ich niewinności i radosnego dzieciństwa, propagowanie Karty LGBT. Wszystko to uderza w godność człowieka. Jest bowiem sprzeczne nie tylko z moralnością chrześcijańską, ale także z każdą racjonalną, zgodną z prawem naturalnym antropologią. Dlatego też pragnąc okazać miłosierdzie dzieciom i młodzieży i uchronić je przed grożącymi im nieszczęściami, musimy wszędzie wyrażać zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich tego rodzaju usiłowań. Równocześnie, jako chrześcijanie, jesteśmy zobowiązani do modlitwy o opamiętanie dla tych wszystkich, którzy nie tylko ulegają zwodniczym i błędnym ideologiom, ale także chcą w imię tak zwanego postępu wprowadzać je w rzeczywistość naszej Ojczyzny.

            W Dzienniczku Siostry Faustyny z początków września 1936 roku czytamy: „W pewnej chwili, ujrzałam stolicę Baranka Bożego i przed tronem trzech świętych: Stanisława Kostkę, Andrzeja Bobolę i Kazimierza królewicza, którzy się wstawiali za Polskę. W jednej chwili ujrzałam księgę wielką, która jest przed stolicą, i podano mi księgę, abym czytała. Księga ta była pisana krwią; jednak nic nie mogłam przeczytać, tylko Imię Jezus. Wtem usłyszałam głos, który mi powiedział: <<Jeszcze nie przyszła godzina twoja>>. I zabrał księgę i usłyszałam te słowa: <<Ty świadczyć będziesz o nieskończonym miłosierdziu Moim. W księdze tej są zapisane dusze, które uwielbiły miłosierdzie Moje>>. Radość mnie ogarnęła, widząc tak wielką dobroć Boga” (689).

            Zapis Dzienniczka jest wyraźnym echem Księgi Apokalipsy i zawartej w niej wizji Baranka, który został zabity i który dzięki swej męczeńskiej śmierci nabył Bogu krwią swoją ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu, i który wziął do ręki zapieczętowaną przed innymi Księgę (por. Ap 5, 9-10). To właśnie On, królujący w niebie Syn Człowieczy powiedział do św. Jana: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap 1, 17b-18).

Słowa te są swego rodzaju powtórzeniem słów, które Pan Jezus skierował w Wieczerniku do Apostołów: „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16, 33).

Są to słowa, które dzisiaj Zmartwychwstały Chrystus kieruje również do nas. Jest On bowiem Tym, którego „Bóg ponad wszystko wywyższył i [któremu] darował imię ponad wszelkie imię” (por. Flp 2, 9) – Imię Jezus. On jest Tym, który żyje na wieki jako nieskończone i wieczne Miłosierdzie.

Dlatego też w dzisiejszą Niedzielę Miłosierdzia pełni wiary, czci i miłości zginamy przed Nim nasze kolana (por. Flp 2, 10) i żarliwie wołamy: „Jezu, ufam Tobie!”. Amen.

ZOBACZ TAKŻE