Drodzy moi Bracia w kapłaństwie, a zarazem umiłowani w tymże samym Chrystusowym kapłaństwie Synowie!
1. Spotykamy się tutaj w katedrze częstochowskiej pod wezwaniem Świętej Rodziny, ale także u stóp Bogarodzicy, w obliczu naszej Matki: Matki kapłanów. Spotykamy się w niezwykłych okolicznościach, które zapewne tak samo jak i ja głęboko odczuwacie, dał temu wyraz biskup Stefan. Bo przecież ten, który tu dzisiaj stoi wobec was, doznał łaski powołania kapłańskiego na polskiej ziemi, przeszedł przez polskie seminarium duchowne (w znacznej mierze podziemne, bo w czasie okupacji), kształcił się na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, otrzymał święcenia kapłańskie z rąk polskiego biskupa: niezapomnianego i niezłomnego księcia – kardynała Adama Stefana Sapiehy, uczestniczył w tych samych doświadczeniach Kościoła i narodu, co i wy…
To przede wszystkim pragnę wam powiedzieć przy dzisiejszym spotkaniu. To, co tutaj we mnie się ugruntowało – to, co stąd wyniosłem, odzywa się stale żywym echem podczas wszystkich moich spotkań z kapłanami, jakie miałem sposobność odbyć od dnia 16 października. I dlatego też dzisiaj, spotykając się z wami, pragnę odwołać się nade wszystko do słów, które przy tych różnych spotkaniach już wypowiedziałem. Uważam bowiem, że wszyscy macie jakiś udział w ich sformułowaniu, że należy się wam jakaś cząstka praw autorskich. Uważam z kolei, że – choć wypowiedziane już z Rzymu lub skądinąd – odnoszą się one również do was, w Polsce.
2. Oto fragment przemówienia wygłoszonego do kapłanów diecezjalnych i zakonnych diecezji rzymskiej w dniu 9 listopada ubiegłego roku.
“Mam w żywej pamięci – mówiłem w tedy – tych wspaniałych, gorliwych, nieraz heroicznych kapłanów, z którymi wspólnie mogłem podejmować te starania i zmagania… Ogromne usługi w dotychczasowej pracy biskupiej oddała mi Rada Kapłańska jako wspólnota i środowisko wspólnej z biskupem troski o życie całego prezbiterium, o skuteczność jego duszpasterskiej działalności… Kiedy was tu dzisiaj po raz pierwszy spotykam i witam – mówiłem dalej do duchowieństwa w Rzymie – mam jeszcze w oczach i w sercu prezbiterium Kościoła krakowskiego: te wszystkie nasze spotkania przy różnych okazjach, te niezliczone rozmowy, które zaczynały się jeszcze w latach seminaryjnych, te zjazdy poszczególnych roczników kapłańskich, na które byłem zapraszany i w których z radością i pożytkiem uczestniczyłem”.
Całe właściwie moje pierwsze przemówienie do duchowieństwa w Rzymie było przemówieniem o księżach w Polsce. A w każdym razie o kapłaństwie takim, jakiego obraz wyniosłem na podstawie moich doświadczeń z kapłanami w Polsce, a przede wszystkim w archidiecezji krakowskiej. I uważałem, że to jest droga najprostsza, a przede wszystkim, że było o czym mówić bez żadnej próżnej chwalby. Po prostu o problemach, o rzeczywistości, o postawie, o świadomości, o faktach. Inaczej musiałbym zejść na ogólniki, może bardzo słuszne, zasadnicze, ale ogólniki. Wiadomo jednak, że najlepiej przemawiają fakty, słowa oparte na doświadczeniu. Tak więc moje pierwsze spotkanie z kapłanami w diecezji rzymskiej oparłem na doświadczeniu, które wyniosłem z Polski, ze współżycia z kapłanami w Polsce.
3. A teraz udajemy się na wielkie spotkanie z księżmi meksykańskimi w sanktuarium Matki Bożej w Guadalupe, do których skierowałem takie oto słowa:
“Słudzy wzniosłej sprawy, od was w dużej mierze zależy los Kościoła w tych dziedzinach, które są powierzone waszej duszpasterskiej trosce. Wymaga to od was głębokiej świadomości wielkości misji, jaką otrzymaliście, i konieczności dostosowania się do niej w każdej sytuacji. Chodzi przecież w końcu… o Kościół Chrystusowy, i jakiż szacunek i miłość powinien w nas wzbudzać ten fakt, że mamy służyć z radością w świętości życia (por. Ef 4,13). Nie można wypełnić tej wzniosłej i wymagającej służby bez jasnego, zakorzenionego przekonania co do waszej tożsamości kapłanów Chrystusa, depozytariuszy i szafarzy Bożych tajemnic, narzędzi zbawiania ludzi, świadków królestwa, które zaczyna się na tym świecie, a dopełnienie osiąga w wieczności”.
To spotkanie meksykańskie, na pewno nie mniej liczne niż dzisiejsze, a może nawet liczniejsze, bo jedyne dla księży z całego Meksyku, właśnie w Guadalupe, bardzo mnie ośmieliło i ono w pewnym sensie utorowało drogę do tego pierwszego dokumentu, skierowanego do kapłanów, który na pewno znacie. Został on opublikowany także po polsku i doręczony wszystkim księżom biskupom, ażeby podzielili się nim ze swoim prezbiterium i żeby w oparciu o ten list przeżyli tegoroczny Wielki Czwartek, święto kapłańskie.
4. I wreszcie trzecia wypowiedź, którą z pewnością najlepiej znacie: List do kapłanów na Wielki Czwartek 1979 roku. Odczuwałem szczególnie żywo potrzebę zwrócenia się do kapłanów całego Kościoła, właśnie na samym początku pontyfikatu. Pragnąłem, aby to dokonało się w związku z Wielkim Czwartkiem, w związku ze “świętem kapłańskim”. Miałem przed oczyma ten dzień w katedrze na Wawelu, kiedy odnawialiśmy wspólnie naszą wiarę w kapłaństwo samego Chrystusa, oddając Mu na nowo do całkowitej dyspozycji całe nasze jestestwo: duszę i ciało – aby On mógł przez nas działać i dokonywać swego zbawczego dzieła.
Z tego listu do kapłanów przytoczę tylko parę zdań: “Nasza praca duszpasterska domaga się tego, abyśmy byli blisko ludzi i wszystkich ludzkich spraw – czy to będą sprawy osobiste, czy rodzinne, czy społeczne – ale byśmy byli blisko tych wszystkich spraw “po kapłańsku”. Wtedy tylko – w kręgu tych wszystkich spraw – jesteśmy sobą. Kiedy zaś naprawdę służymy owym ludzkim, nieraz bardzo trudnym sprawom, wtedy jesteśmy sobą: wierni swojemu własnemu powołaniu. Musimy z całą przenikliwością szukać razem z wszystkimi ludźmi tej prawdy i tej sprawiedliwości, której właściwy i ostateczny wymiar znajdujemy nie gdzie indziej, ale tylko w Ewangelii – owszem, w samym Chrystusie”.
Ta trzecia wypowiedź, List do kapłanów na Wielki Czwartek tego roku – poszedł w świat. Tu i ówdzie sugerowano, że papież usiłuje narzucić polski model kapłaństwa całemu Kościołowi. Ale to były raczej głosy oderwane. W większości przyjęto ten list z zadowoleniem jako bardzo proste, jasne, jednoznaczne, a przy tym braterskie postawienie spraw, które dla naszej współpracy w Kościele powszechnym są podstawowe. Nie można tutaj zostawiać żadnych luk. Trzeba jasno od początku wiedzieć, na czym stoimy, na co liczymy. Czasem podnosiły się głosy obawy, że Kościół nie wytrzyma z tą wizją kapłaństwa w dzisiejszym z sekularyzowanym świecie. A ja z Polski wyniosłem takie głębokie przekonanie, że tylko z tą wizją kapłaństwa Kościół wytrzyma. Tylko z tą wizją kapłaństwa. Czasem wyrażano obawy, że właśnie ta wizja, właśnie ten obraz kapłaństwa związanego z celibatem, kapłaństwa, któremu człowiek poświęca się bez reszty, odstrasza, hamuje proces powołań. A ja z Polski wyniosłem przeświadczenie, że jest odwrotnie, że tylko ta wizja kapłaństwa może otworzyć na nowo falę powołań, przyrost powołań na całym świecie. Bo młodzi ludzie pragną wiedzieć, czemu się poświęcają, jeśli się poświęcają… I zdaje się, że w większości ten właśnie list do kapłanów tak został odebrany przez biskupów i przez kapłanów. Jest on wolny od tego, co się nazywa klerykalizmem.
Chociaż i to usiłowano czasem tu i ówdzie podpowiadać w opiniach prasowych, że to jest wizja Kościoła klerykalnego, że to jest klerykalna wizja kapłaństwa, że trzeba iść w kierunku jakiejś większej sekularyzacji urzędu kapłańskiego… Tak, dajmy każdemu swobodę sądzenia, zostawmy swobodę myśli. Myślę, że ten list o kapłaństwie i kapłanach jest bardzo ludzki. Zdajemy sobie sprawę, że z ludzi jesteśmy wzięci, że mamy też ludzkie słabości. Wcale nie stawiamy się ponad Ludem Bożym. Jesteśmy tylko z ludu wzięci i dla ludu postawieni. Owszem, myślę, że najwięcej mamy do czynienia z grzechem człowieka, ale i ze świętością człowieka, chociażby poprzez kratki konfesjonału. Nieraz głęboko czujemy zawstydzenie wobec ludzi świeckich, gdy widzimy, jak bardzo oni dążą do świętości, jak bardzo od siebie wymagają, ile z siebie dają! Ja to również czuję, dzięki temu, że jestem w swoim korzeniu kapłanem polskim.
5. Oto, umiłowani kapłani polscy, zgromadzeni dziś na Jasnej Górze, główne myśli, którymi pragnę z wami się podzielić.
Oczywiście nie wszystkie. Odwołuję się do listu do kapłanów, bo to jest pierwsza, pełniejsza wypowiedź. Ale i on nie jest jakimś dokumentem o charakterze magisterialnym. Tych dokumentów o charakterze magisterialnym mamy dość, chociażby w nauce Soboru. Chociażby encyklika Pawła VI Sacri coelibatus, chociażby w tylu różnych listach do kapłanów, które prawie każdy papież ogłaszał: i Jan XXIII, Pius XII, Pius XI, tak że źródeł jest mnóstwo, bliższych i dalszych. Więc tylko niektóre myśli… I to myśli, które się do was odnoszą.
Kapłani polscy mają swoją własną historię, którą w ścisłej łączności z dziejami Ojczyzny zapisały całe pokolenia “sług Chrystusa” i “szafarzy Bożych tajemnic” (1 Kor 4,1), jakich wydała nasza ziemia. Czuliśmy zawsze głęboką więź z Ludem Bożym – z tym, “spośród którego wzięci” i dla którego “byliśmy postanowieni” (por. Hbr 5,1). Myślę, że właśnie w tym sensie kapłani polscy są bardzo mało klerykalni. Nie czują się klanem. A jeżeli się czuli może w przeszłości, to obecnie to w znacznej mierze zanika. Świadectwo wiary żywej, czerpanej z wieczernika, Ogrójca i Kalwarii – wiary wyssanej z piersi naszych matek – wiary ugruntowanej wśród ciężkich doświadczeń naszych rodaków – jest naszą duchową legitymacją. Podstawą naszej kapłańskiej tożsamości. Dzisiaj w Kościele wiele mówi się na temat kryzysu tożsamości kapłana w różnych krajach. Myślę, że ten problem w Polsce istnieje w bardzo małym stopniu. Nie mamy poniekąd tego problemu. Tak się jakoś złożyły okoliczności historyczne i współczesne, że nie ma powodu do tego, żebyśmy czuli kryzys naszej tożsamości. Wiemy, kim jesteśmy. Wiemy, że tacy, jacy jesteśmy, dzięki temu, czym jesteśmy, jesteśmy ludziom potrzebni. Czyż mógłbym przy dzisiejszym spotkaniu nie wspomnieć tych tysięcy księży polskich, którzy oddali życie podczas ostatniej wojny, zwłaszcza w obozach koncentracyjnych?
Pozwólcie jednak, że ograniczę wspomnienia, które cisną się tu do myśli i do serca.
Powiem natomiast, że to dziedzictwo kapłańskiej wiary, posługi, solidarności z całym narodem w jego najtrudniejszych okresach, które stanowi jakby fundament historycznego zaufania dla kapłana polskiego wśród społeczeństwa, musi być wciąż wypracowywane przez każdego z was i wciąż niejako zdobywane na nowo. Chrystus Pan pouczył kiedyś apostołów, jak mają o sobie myśleć i czego mają od siebie wymagać: “Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10). Musicie więc, drodzy bracia kapłani polscy, pamiętni tych słów i pamiętni dziejowych doświadczeń, stawiać sobie zawsze te wymagania, które wynikają z Ewangelii, które są miarą waszego powołania. Ogromnym dobrem jest ten kredyt zaufania, którym cieszy się polski kapłan wśród społeczeństwa, jeśli tylko jest wierny swojej misji, jeśli jego postępowanie jest przejrzyste. Jeśli jest zgodne z tym stylem, jaki Kościół w Polsce wypracował w ciągu ostatnich dziesięcioleci: stylem ewangelicznego świadectwa i społecznej służby. Niech Bóg broni, ażeby ten styl miał ulec jakiemukolwiek “rozchwianiu”.
Kościół najłatwiej jest (darujcie to słowo) pokonać również przez kapłanów. Jeżeli zabraknie tego stylu, tej służby, tego świadectwa – najłatwiej jest pokonać Kościół przez kapłanów. W Polsce to nie zachodzi. Ale też trzeba stale czuwać, żeby to przypadkowo w jakiejś mierze, na jakiejś drodze nie nastąpiło. Nie rozwinęło się coś w niewłaściwym kierunku. Musicie bardzo czuwać, musicie wszyscy mieć tego ducha rozeznania. Kościół w Polsce dzięki kapłanom jest niepokonany. Jest niepokonany dzięki tej jedności kapłanów z Episkopatem. I z kolei jedności całego społeczeństwa z kapłanami i Episkopatem. Ale Kościół przez kapłanów można także pokonywać. Przed tym trzeba bardzo się strzec.
Chrystus żąda od swoich uczniów, “aby światłość ich świeciła jasno przed ludźmi” (por. Mt 5,16). Zdajemy sobie najlepiej sprawę z tego, ile w każdym z nas jest ludzkiej słabości. Z pokorą myślimy o zaufaniu, jakie w nas pokłada Mistrz i Odkupiciel, oddając w nasze ręce kapłańskie władzę nad swoim Ciałem i Krwią. Ufamy, że z pomocą Jego Matki potrafimy w tych trudnych, często nieprzejrzystych czasach postępować tak, aby “światłość nasza świeciła przed ludźmi”. Módlmy się o to nieustannie. Módlmy się z największą pokorą.
Pragnę jeszcze wyrazić gorące życzenie, aby Polska nie przestawała być ojczyzną powołań kapłańskich i ziemią wielkiego świadectwa dawanego Chrystusowi przez posługę waszego życia: przez posługę słowa i Eucharystii.
Miłujcie Maryję, drodzy bracia!
Nie muszę wam tego powtarzać ani zalecać, bo to jest też jakiś polski charyzmat: Miłujcie Maryję! Z tej miłości nie przestawajcie czerpać siły dla waszych serc! Tak mówię z całym poczuciem tej rzeczywistości, jaką jest ludzkie serce. Nie przestawajcie czerpać siły dla waszych serc. Niech Ona okazuje się dla was i przez was również Matką wszystkich, którzy tak bardzo spragnieni są tego macierzyństwa: Jej opieki!
Monstra Te esse Matrem,
sumat per Te preces,
qui pro nobis natus
tulit esse Tuus.
Chciałbym jeszcze na zakończenie poruszyć jedną sprawę, a raczej zapoczątkować sprawę, którą będę poruszał za chwilę, po powrocie na Jasną Górę, przy modlitwie “Anioł Pański”, mianowicie: sprawę powołań misyjnych i misyjnego wkładu Kościoła w Polsce w dzieło Kościoła powszechnego.
Jest w tej chwili jakieś ogromne zapotrzebowanie na kapłanów polskich na całym świecie. Ponieważ są tu także siostry, i to siostry misjonarki, chcę powiedzieć, że to się i do nich odnosi. Jest ogromne zapotrzebowanie.
Kiedy byłem jeszcze w Polsce, jako metropolita krakowski, w ciągu roku miałem co najmniej kilkadziesiąt odwiedzin z różnych krajów świata, z różnych kontynentów, nawet z Europy, w poszukiwaniu kapłanów do pracy duszpasterskiej. I trzeba było nieraz tłumaczyć rozmówcom i wymawiać się, “zwalać” wszystko na księdza biskupa Wosińskiego, że to on rozdziela; bo nie możemy działać w sposób bezładny; musimy mieć jakiś program, jakąś dystrybucję tych sił misyjnych, którymi służymy i służyć pragniemy całemu Kościołowi. Poza tym tłumaczyłem, że my też jesteśmy krajem misyjnym, znajdujemy się w specjalnej sytuacji, sytuacji frontowej, w której nie może zabraknąć sił kapłańskich, gdzie praca jest szczególnie trudna, naprawdę misyjna. Kapłan nie przychodzi do gotowego, musi sobie warsztat pracy sam zbudować, gdy chodzi chociażby o katechizację. Jego sytuacja nie jest taka, jak kapłana w krajach zachodnich i w znacznej części krajów świata, gdzie po prostu przychodzi do klasy – i uczy religii. Jego sytuacja jest taka, że on sobie musi tę wspólnotę katechizowaną sam zbudować, stworzyć. Oczywiście, że wszystko jest w ramach pewnej organizacji katechetycznej, organizacji prawnej, organizacji społecznej, zaakceptowanej, organizacji kierowanej z wielką troskliwością przez Episkopat i pilnowanej jak oko w głowie przez samych duszpasterzy. Niemniej, za każdym razem jest to osobny wysiłek misyjny.
Z kolei ten kapłan, ażeby jego katecheza odnosiła skutki, zwłaszcza na pewnych odcinkach, gdy chodzi o młodzież, młodzież szkół średnich, młodzież ośrodków wielkomiejskich, gdzie prądy sekularyzacji są silniejsze, musi ogromnie dużo z siebie dawać i pod względem intelektu, i pod względem serca. Musi wciąż się sam dokształcać, musi wciąż nad sobą pracować, ażeby podołać tym zadaniom.
Tak to tłumaczyłem moim rozmówcom z całego świata. Jednak tłumacząc, zdawałem sobie sprawę, że ilościowo my jesteśmy w sytuacji lepszej od takich na przykład krajów misyjnych, czy krajów chociażby Ameryki Łacińskiej, gdzie średnia liczba wiernych na kapłana jest o wiele gorsza niż w Europie, niż w Polsce, gdzie sięga ona czasem kilkunastu tysięcy, a na Kubie sięga czterdziestu tysięcy dusz na jednego kapłana!
Rzeczywiście w porównaniu z tym sytuacja nasza jest jeszcze bardzo uprzywilejowana; to wszystko trzeba umiejętnie wyważać. Ja myślę, że Konferencja Episkopatu, a zwłaszcza Komisja Misyjna robi to bardzo umiejętnie. Nie stosujemy jakiegoś niekontrolowanego rozpędu misjonarskiego, ale równocześnie stale w tym kierunku pomagamy Kościołowi. Dajemy, ile możemy. Dajemy coraz więcej.
I jesteśmy bardzo poszukiwani ze względu na formację kapłana polskiego, która nie budzi zastrzeżeń i obaw. Bo nieraz biskupi boją się kapłanów przychodzących z niektórych krajów, z niektórych środowisk, ponieważ to, co przynoszą, może być raczej burzeniem, niż budowaniem. Może ten proces powoli się uspokaja na świecie, ale wciąż jeszcze trwa.
Otóż to chciałem tylko dopowiedzieć na koniec, ażeby zwrócić uwagę na ten wymiar życia kapłańskiego i posłannictwa kapłańskiego.
Nauka Vaticanum II określiła posłannictwo kapłana jako posłannictwo uniwersalne. Przez fakt święceń kapłan jest posłany do całego Ludu Bożego. Oczywiście to posłanie musi być potem określone przez przełożonego kościelnego najwyższej instancji, przez Stolicę Apostolską, przez poszczególne Episkopaty, a przede wszystkim przez poszczególnych ordynariuszów. Ale posłannictwo kapłańskie samo z siebie, wynikające ze święceń, jest posłannictwem uniwersalnym.
I należy cieszyć się z tego, że – przyjąwszy wszystkie założenia i zastrzeżenia, które wypowiedziałem – że Kościół w Polsce coraz bardziej staje się Kościołem misjonarskim, coraz więcej jest polskich misjonarzy w całym świecie. Nie wiem, czy są jakieś kraje na świecie, gdzie nie ma polskich kapłanów, przynajmniej pewnych grup.
To tyle jako informacja i wstęp do tego, co za chwilę powiem w innej formie, bardziej modlitewnej, w związku z “Aniołem Pańskim” na szczycie Jasnej Góry. Na razie, drodzy bracia, przyjmijcie te słowa, które są tylko zebraniem pewnych zagadnień fragmentarycznych, wyborem spraw. Trudno mówić o wszystkich. Jest dość źródeł, chociażby ten list do kapłanów z Wielkiego Czwartku, który te sprawy stawia w pełniejszym wymiarze.
Jako źródło bardzo ważne zawsze będę polecał dokumentację Synodu Biskupów z 1971 roku, która dla ustawienia problematyki kapłanów w Kościele posoborowym jest właściwie klasyczna.
Pomódlmy się w intencji wszystkich kapłanów polskich, kapłanów chorych, starych, emerytów, ażeby Pan Bóg przyjął ofiarę ich życia. Pamiętajmy również o tych chorych, którzy czekają na nas przed katedrą, bo wiemy dobrze z naszego doświadczenia duszpasterskiego, że to są nasi najdyskretniejsi, najcichsi, ale także i najskuteczniejsi pomocnicy i współpracownicy. Ja w każdym razie o tym wiem na pewno!
[Po modlitwie “Pod Twoją obronę” Jan Paweł II dodał:]
Pragnę tym znakiem krzyża, którym teraz wszystkich błogosławię, w szczególny sposób poświęcić misjonarzy i kandydatów oraz ich krzyże misyjne, z którymi tutaj się znajdują.