Arcybiskup Marek Jędraszewski
Metropolita Krakowski
Szanowny Panie Prezydencie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej,
Panowie Marszałkowie Sejmu i Senatu,
Panie Premierze,
Panie Prezesie,
Wszyscy Wielce Szanowni Panie i Panowie Ministrowie i Parlamentarzyści,
Czcigodny Księże Prałacie, Proboszczu Wawelskiej Katedry,
Drodzy Siostry i Bracia,
W sytuacjach prawdziwie dramatycznych, kiedy zagrożona jest wolność, a nawet życie, i kiedy niepewni jesteśmy tego, co przyniesie jutro, wracamy do spraw i rzeczywistości fundamentalnych. Taką dramatyczną sytuację – swoją, a równocześnie całego Kościoła katolickiego w Polsce – od nocy z 25na 26 września 1953 roku, to znaczy od chwili swego aresztowania i internowania, przeżywał kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Odizolowany przez władze komunistyczne od powierzonego sobie ludu Bożego Archidiecezji Warszawskiej i Archidiecezji Gnieźnieńskiej, od swoich kapłanów, od innych polskich biskupów, w rytmie jednorocznym był przerzucany przez UB z jednego miejsca na drugie, w odległe wobec siebie miejscowości, nieznane nawet jego rodzinie i najbliższym współpracownikom. Były to: Rywałd k. Lidzbarka, Stoczek Warmiński, Prudnik Śląski, Komańcza. Do końca też nie był pewny, czy i pod jakimi warunkami będzie uwolniony, a także czy w ogóle będzie mógł kiedyś wrócić do swoich Archidiecezji. I właśnie wtedy, kiedy tylko mnożyły się pytania bez możliwości otrzymania jakichś budzących nadzieję odpowiedzi, wrócił do samych fundamentów. Przebywając w Prudniku, dnia 5 czerwca 1955 roku, w uroczystość Trójcy Świętej zanotował w swoich Zapiskach więziennych: „Trójca Święta – Ognisko Miłości, płonące wiecznie jak krzew Mojżeszowy na puszczy. Światłością tego Ognia jest Syn – Lumen de Lumine – a Duch [Święty] w postaci ognistych języków to iskry Ogniska, które padając na serca ludzkie rozszerzają pożar Boży po całym świecie. W tym ogniu spala się wszystko, co jest tylko słomą, a oczyszcza wszystko, co jest złotem. Dusze promieniują Bożym światłem, z Bożego ogniska. Ogień łączy – nasze płomyki jednoczą się z ogniem Miłości. I tak powstaje jeden Ogień Boży, który jest Światłością wszystkich ludzi. Ten Ogień nie wygasa. Serce Trójcy Świętej. Przyszedł [na ziemię Jezus Chrystus] – jako owoc miłości Ojca do świata. Narodzony z wielkiej Miłości, by rodzić miłość. Przyszedł – jako blask Ojcowskiej doskonałości. Pozwolił otworzyć Serce swoje na krzyżu. To Serce z Ojca. W tym Sercu poznajemy Serce Ojca. Ojciec ma Serce i dlatego Synowi dał Serce. Można i trzeba mówić o Sercu Ojca. Czyż może być miłość bez serca? Duch [Święty] jest miłością Ojca i Syna. Serce Ducha z Serca Ojca i z Serca Syna. Te trzy Serca jednym są Sercem, które bije miłością wzajemną. Z tej miłości żyjemy, w niej się poruszamy i jesteśmy”.
Jest bowiem właśnie tak – kiedy wydaje się, że zło tego świata osiąga swój szczyt i cynicznie tryumfuje w poczuciu swej całkowitej bezkarności, trzeba odwołać się do Bożego Serca. Do miłości samego Boga, która płonie wiecznie jak krzew Mojżeszowy na pustyni Synaj. Do tej nieskończonej miłości Boga, o którym św. Paweł mówił na ateńskim areopagu, że „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 8). Nie żyjemy przecież w złu. Żyjemy w Bogu, który jest miłością (por. 1 J 4, 8). To Jego miłość inspiruje całe nasze działanie. To właśnie ona sprawia, że w ogóle jesteśmy na tym świecie. I za to wszystko trzeba nieustannie, każdego dnia, dziękować Najwyższemu i Go wielbić.
W świetle tych rozważań kardynała Stefana Wyszyńskiego o Trójcy Świętej lepiej rozumiemy też dzisiejsze mszalne czytania. Dzięki nim łatwiej nam bowiem przychodzi odnaleźć i właściwie nazwać nasze relacje z poszczególnymi Osobami Trójcy Świętej, o których te czytania nam mówią.
O odniesieniu do Boga Ojca – do Jego Serca – mówi najpierw Pan Jezus w czytanym przed chwilą fragmencie Kazania na Górze z Ewangelii św. Mateusza. „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48). Mamy być doskonali, mamy być dobrzy, mamy być miłosierni – jak Bóg Ojciec. Jednakże znając nasze osobiste słabości, wiemy: to nie jest możliwe. Między nami a doskonałym Bogiem jest przecież ogromna przepaść. Niemniej jednak Pan Jezus bardzo wyraźnie nakreślił pewien kierunek naszych codziennych wysiłków ducha, aby zbliżać się do Ojca, który jest w niebie. Mamy zatem obowiązek najpierw bycia doskonalszymi od celników i pogan, którzy w swym życiu realizują czysto proporcjonalną sprawiedliwość według zasady do ut des: „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” (Mt 5, 46-47). Jednakże Panu Jezusowi to jeszcze nie wystarcza. Aby móc zbliżać się nieustannie do Serca Boga Ojca, musimy mieć w sobie tę moc ducha, która pozwoli wykraczać poza obowiązującą wówczas moralność, znajdującą swoją logikę w zapisach Prawa Mojżeszowego, odnoszących się do postawy Żydów wobec pogańskich ludów. Ta logika mówiła wyraźnie: „Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził” (Mt 5, 3b). Tymczasem logika Bożego dziecka domaga się czegoś radykalnie innego: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5, 44b). Dla Chrystusa nie były to tylko słowa pięknego nauczania, które wygłaszał z wysokości Góry Błogosławieństw. On tę logikę – jako Boży Syn, jako najwyższy Wzór Bożego dziecięctwa – urzeczywistnił, modląc się do Ojca na krzyżu o przebaczenie dla wszystkich swoich prześladowców, „bo oni nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34a).
Natomiast o naszym odniesieniu do Syna Bożego, do Jego Serca przebitego na krzyżu Golgoty, pisał św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian. Najpierw ukazał nam Chrystusa, który „będąc bogaty, dla [nas] stał się ubogim” (2 Kor 8, 9b). Św. Paweł miał tu na uwadze pierwszy stopień Chrystusowego ubóstwa, Chrystusowego uniżenia się – Jego kenozy – który polegał na tym, że „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie” (Flp 2, 6-8a). To uniżenie się Syna Bożego było właśnie dla nas, ponieważ „dla [nas] stał się [On] ubogim, aby [nas] ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9c). Stając się Człowiekiem, Bratem każdej i każdego z nas, pokazał nam bowiem Sobą, na czym polega szlachetne człowieczeństwo tych, którzy w Niego uwierzyli. Stąd św. Paweł pisał do chrześcijan żyjących w Koryncie: „Podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, w wiedzę, we wszelką gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę obfitowali” (2 Kor 8, 7) – obyście obfitowali w łaskę hojnego i szczodrobliwego serca wobec innych wiernych, zwłaszcza żyjących w Kościele w Jerozolimie. Człowieczeństwo Syna Bożego jest bowiem nieustannym wezwaniem do tego, aby ciągle przekraczać siebie i nigdy nie ustawać w miłości do drugiego człowieka. W ten to sposób ubóstwo Chrystusa nieustannie ubogaca chrześcijan. Miłość do Chrystusa, będąca naszą odpowiedzią na Jego miłość, staje się wezwaniem do coraz bardziej owocnej miłości bliźniego.
To wszystko – to nasze wzrastanie w miłości do Boga i do drugiego człowieka poprzez wzór dany nam przez Jezusa Chrystusa – staje się możliwe dzięki Duchowi Świętemu. „Duch [Święty] w postaci ognistych języków to iskry Ogniska, które padając na serca ludzkie rozszerzają pożar Boży po całym świecie” – pisał kardynał Wyszyński. Jest to szczególny pożar Boży. „A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14, 26) – mówił Pan Jezus w Wieczerniku do Apostołów.
To samo mówi On dziś do nas, zebranych w przesławnej Katedrze Wawelskiej, aby wspólnie modlić się za śp. pana prezydenta RP profesora Lecha Kaczyńskiego i za jego małżonkę Marię. Aby modlić się w dniu szczególnym – w dniu, w którym kończyłby on dzisiaj 70 lat życia i w którym siedemdziesiątą rocznicę urodzin obchodzi jego brat pan prezes Jarosław Kaczyński.
Duch Święty, Duch mocy i prawdy, Duch Pocieszyciel, Duch miłości przypomina nam wszystkim, że najważniejsza jest Boża miłość, która przelewa się niejako na całe nasze życie małżeńskie i rodzinne, na całe nasze życie w Kościele i na nasze życie w Ojczyźnie i dla Ojczyzny.
Jakżeż więc dzisiaj nie wspomnieć z najwyższym szacunkiem Rodziców pana prezydenta i pana prezesa: ich ojca Rajmunda Kaczyńskiego, z zawodu inżyniera, żołnierza Armii Krajowej i uczestnika powstania warszawskiego, oraz ich matkę Jadwigę z domu Jasiewicz, która należała do Szarych Szeregów, a z wykształcenia była filologiem polskim?
Jak nie dziękować Panu Bogu za wierną i pełną oddania służbę Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej ze strony pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego aż po jego ostatnie wielkie pragnienie serca – pragnienie uczczenia polskich oficerów zamordowanych w Katyniu wiosną 1940 roku, w 70. rocznicę ich tragicznej śmierci?
Jak nie modlić się dzisiaj za wszystkich, którym Boża Opatrzność pozwala obecnie dzierżyć ster Rzeczypospolitej Polskiej, aby – poprzez ich szczególne uwrażliwienie na sprawy społeczne naszego narodu – mogła być budowana cywilizacja miłości, której celem jest dobro i poszanowanie każdej osoby?
„Znamy łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić”. Znamy tę Jego łaskę, dzięki której stał się dla nas eucharystycznym Pokarmem. Za tę właśnie łaskę pragniemy Mu dziękować, o nią prosić, nią żyć – abyśmy na co dzień mogli doświadczać Serca Trójcy Przenajświętszej. Amen.